Na kolejną, czwartą edycję Festiwalu, który zbiegł się z trzydziestą rocznicą grudnia '80 czekałam cierpliwie i z umiarkowaną ciekawością, wstępnie zaspokojoną udaną ubiegłoroczną wycieczką. Jak było do przewidzenia (i politycznie poprawnie zarazem) tym razem na gdańskim Przymorzu pojawiły się piaskowe odbicia humanitarnych czynów i myśli o dobru drugiego człowieka. Zwiedzających wita zamyślonym uśmiechem Bob Geldof, dwukrotnie mianowany do nagrody Nobla za zaangażowanie w problemy Afryki i wielomilionową pomoc dla Etiopczyków. Dalej monumentalny postument oplatają Bono (podobnie jak Geldoff dwukrotnie mianowany do pokojowej nagrody Nobla), realizujący projekty artystyczne mające na celu zwrócenie uwagi na problemy najbiedniejszych tego świata, oraz Brad Pitt z życiową partnerką Angeliną Jolie, którzy w 2006 roku założyli organizację Jolie-Pitt, wspierającą finansowo Global Action for Children. Aktorzy jeżdżą w rejony dotknięte kataklizmami i konfliktami społecznymi, aktywnie wspierając mieszkańców biednych krajów. Nie mogło zabraknąć Nelsona Mandeli i Ray'a Charlesa protestujących przeciwko segregacji rasowej, a także Ireny Sendlerowej, "Sprawiedliwej wśród Narodów Świata", która uratowała od zagłady dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci z warszawskiego getta.
Obok Gorbaczowa, trochę z zadartym nosem, patrzy w kierunku wskazanym przez Amerykańską Statuę Wolności Lech Wałęsa. Po przeciwnej stronie rząd postaci - żywy 600-kilometrowy Łańcuch Bałtycki - utworzony 23 sierpnia 1989 roku przez dwa miliony mieszkańców ówczesnych republik radzieckich protestujących przeciwko polityce Związku Radzieckiego wobec Litwy, Łotwy i Estonii. Protest o tak dużym zasięgu zyskał wystarczający rozgłos, żeby ówczesny prezydent Michaił Gorbaczow podpisał deklarację potępiającą tajny protokół z 1939 między Rosją a Niemcami, ustanawiający strefy wpływów i odbierający wolność mieszkańcom państw bałtyckich.
Długo można by się rozwodzić nad dokonaniami przedstawionych przez rzeźbiarzy postaci. Można wśród nich znaleźć Karola Wojtyłę i Dalajlamę, Matkę Teresę oraz Aung San Suu Kyi, nie zapomniano też o rzeszach anonimowych wolontariuszy uhonorowanych osobną rzeźbą poświęconą bezintersownym darom serca, odruchom empatii wobec istoty, która potrzebuje pomocy.
Były też i morskie akcenty. Zaraz przy wejściu dumnie wznosiły się herby Gdańska, Sopotu i Gdyni, a tuż za nimi zdawały się pełznąć w stronę przechodniów podwodne morskie stwory o niesamowitych kształtach.
Na środku, pod bardzo symboliczną studnią w Sudanie rozsiadła się najmłodsza zwiedzająca, skupiona w dzielnym poszukiwaniu życiodajnej wody, ukrytej wśród palącego piasku. Porzucona przez dorosłych opiekunów wczytujących się w historię pomników, oddała się godnemu podziwu zajęciu korespondującemu z ideą czwartej wystawy - bo budować zamki z piasku małemu człowiekowi wcale nie jest łatwo...
Postaci były w tym roku budowane jak zwykle precyzyjnie, z piaskowych brył, które powstawały według określonej receptury. Z przesianego piasku pozyskanego ze żwirowni, zagęszczanego i ubitegu, umieszczanego w specjanie przygotowanych do tego celu wielopoziomowych szalunkach. W cierpliwie układanych na sobie 20-centymetrowych warstwach, polewanych wodą i zagęszczanych za pomocą urządzeń zwanych skoczkami. W tym roku do piasku nie były dodawane kleje ani substance wiążące.
Kto myśli, że zdjęcia oddają prawdziwą urodę plenerowej ekspozycji, niech spojrzy na nią z perspektywy małego ciekawskiego turysty ze stopami zanurzonymi w szarym skromnym trójmiejskim piasku. Myślicie, że warto?