Były wichury, a jakże. Deszcze zapowiadano, a jakże.
Ale czegoś takiego jak dzisiaj, nie spodziewałam się... Wszystko płynie, chodniki zmieniły się w rzeki. Tesco przecieka. W śmietniku połamane parasole. A to jeszcze nie koniec...
Przed chwilą wróciłam ze spaceru z Morelkiem. Kurtkę musiałam powiesić w łazience, ciężką od wody, kapiącą, jak wyciągniętą z pralki bez wirowania. Spodnie to samo. Buty i skarpety do suszenia.
Ale co tam buty i skarpety... dzwoniłam do znajomej. Udało jej się dotrzeć do domu tylko dlatego, że jechała podtopioną ulicą za autobusem, który robił falę i rozpychał wodę, dzięki czemu nie zalało jej dokumentnie auta (powinna dostać po pupie, że w ogóle wjechała na tę ulicę). Dojechała do domu i odkryła, że piętro domu zalało, bo dach przecieka...
A co tam u Was?
Nasza wioska jest nieco wyżej od jej okolicznych ,,wiosek sąsiadek", więc rzeki ulicami jeszcze nie płyną, ale jak wieczorem wyjeżdżaliśmy po syna, to krzaczorki rosnące wzdłuż podjazdu kłaniały się tak nisko, że trzeba było po nich przejechać......masakra, gorzej niż przy ciężkim śniegu. Nie wiem, czy wszystkie gałęzie tujowatych wytrzymają do jutra......miały taką piękną i zwartą strukturę:((
Pogoda szaleje. Przedwczoraj i wczoraj podczas leśnego spaceru z Morelem natknęłam się na kilkanaście wykrotów - drzewa potężne - świerki i brzozy grube i wydawałoby się zdrowe, które zdołają oprzeć się niejednej nawałnicy. Jednak poległy...
Wieje jak diabli, mam nadzieję, że w nocy prześpię
U mnie masakra. Wieje jak gwint. Pozamykałam wszystkie rolety a psy w domu niespokojne.
Chyba ciężka noc się zapowiada. Współczuję tym przy lesie.
Podobno Woodstok przesunęli.
Straszne, chyba wyjazd do Polski odwolam.U nas popaduje, ale jest cieplo, troche wieje i dobrze bo by za goraco bylo.
Hmmm też z przygodami. Rano ( czyt.godz11) przypomniałam sobie , że w sobotę wesele, mąż prosił o przeprasowanie spodni. Jako, że nie zintegrowałam się z żelazkiem mimo usilnych nie-prób,pomyślałam; cały garnitur zaniosę do pralni, tam już jego urządzą odpowiednio. Zapakowałam rzeczony, parasol zabrałam i w drogę na piechotę poleciałam. Dotarłam jak topielica, włos, wcześniej wyprostowany, w loki ufryzowany( naprawdę, koafiura rodem z horroru), buty fontanną się stają przy każdym stąpnięciu, nawet z kieszeni woda się przelewa. Normalnie Wodnik Szuwarek. Co tam , myślę, ważne, żeby uniform wyprasowany na sobotę był, a mężowski odział się przyzwoicie (on tyle wycierpieć przecież ze mną musi hihi). Pan towar przyjął , ręcznik podał do osuszenia facjaty, termin odbioru za 3 dni , czyli ok, na wesele zdążymy. Wracam w strugach. Włażę, a raczej wpływam, do domu, lecę robić kawę , bo niby zapach ma na mnie zbawienny wpływ i słyszę z góry jakieś dziwne szmery. Noooooo zapomniałam docisnąć okna dachowe. Nie zatopiło ale zamoczyło i łazienki kawał i w sypialni pościel też (kiedyś chciałam łóżko wodne). Zamiast kawy ogarnianie tego co mokre a suchym miało być.
Ze znajomą umówiłam się, że przyniesie mi maliny z ogrodu i przed osiemnastą odebrać muszę. Leje jak z cebra, ale mimo niechęci dzielnie idę. Wcześniej alarm zapodałam, że jak nie wrócę w 10min , znaczy utonięcie zgłaszać. Wiatr , żwirek, jakieś latające liście w pysk mnie piorą, parasola nawet nie rozkładam, bo po co mi wywinięty w drugą stronę. Malin nie ma!!!!!, pani nie zebrała bo lało. Spokojnie i powoli wróciłam, zasiadłam do WŻ . Patrzę przez okno jak już się pięknie niebo rozjaśnia i myślę, że jutro wszystko suche i słoneczne będzie :)))
A pani na górce nie mieszkała czasem? Bo jak tak, to trzeba było durszlak nastawić i płynące maliny nim łapać... podejrzewam, że dzisiejsze ulewy i wichury postrącają gros owoców z krzaków i drzew :(
Tak, masz racje, wichura nie oszczędzi niczego. Drzewa połamane, niżej położone budynki podtopione. Niestety, nie mamy na to wpływu, ale przykro patrzeć na zniszczenia.
Powiadasz ulewy u mnie była straszna poprzedniej nocy . Lało tak mocno ze mnie obudziło . Istne oberwanie chmury . Wszystko pływało a ziemia w ogrodzie nie jest mokra , mam wrażenie ze zrobiło sie istne błotko . Czegoś takiego jeszcze nie było . Myślałam ze w dzień bedzie normalnie ale gdzie tam pada co chwile ale na szczęście nie z taka intensywnością co w nocy . Teraz wiatr taki ze drzewa przygina . Ja tylko współczuje tym którzy pojechali na wakacje . Koszmar za własne pieniądze . Chyba pozostaje tylko piwo i piwo i piwo a najlepiej grzane .
Tez sie pytam gdzie to lato .
A co maja powiedzieć rolnicy chyba ponownie wszystko zdrożeje .
Moze choc grzyby bedą bo chyba tylko im taki deszcz nie przeszkadza .
No nie wiem, czy piwo... lunie, rąbnie, walnie i we framugę nie trafisz
Lato? Było, trochę upałów w czerwcu, i te zapowiadane na sierpień... po lipcu widać jakim. Truskawki gniły na potęgę - widać deszcze i słońce pojawiały się w nieodpowiednim czasie. Teraz pewnie postrąca czarną porzeczkę. A na koniec całą resztę, która się uchowa ubiorą w szatę nieurodzaju i kataklizmu i przyjdą coroczne podwyżki. Standard...
ps. u nas o dziwo na razie łba nie urywa, choć miało. Za to mokremu końca nie widać!
U mnie upalnie, mokro, wilgotno. Pada - a w zasadzie leje, przy czym takiej ilości deszczu i takiego nasilenia nie znamy w Polsce. A i tak przy kontakcie z ziemią w ciągu kilku chwil paruje = po godzinie zazwyczaj nie ma śladu po ulewie, może tylko gdzieś w zagłębieniach terenu.
Do tego olbrzymie wiatry.
Nasza trampolina wylądowała na drzewie sąsiada (za "rzeką"), poduszki z ganku przed domem przeleciały za dom, a skrzynia na poduszki (też z ganku) wylądowała w kanale nawadniającym czy też odwadniającym (w "rzece") - jak musiało wiać... Sąsiadowi porwało drucianą komórkę, innemu kosz do koszykówki - cały stelaż wylądował na dachu samochodu. O porozrzucanych koszach na śmieci już nikt nie mówi.
Jedynym plusem tych ulew jest to, że nigdy nie są zimne...
Ale aż tak mokrego lata to lokalni nie pamiętają..
Od ponad godziny wielka ulewa i potężne wiatry szaleją za oknem. Co prawda czuję się bezpieczna ale myślę o tych co w podróży, na posterunku pracy , czy tych którzy muszą wychodzić do pracy.
Oj łatwo i sucho to dzisiaj nie będzie.....
Jestem w drodze do pracy...zimno,deszcz,wiatr. Parasol nic nie daje,wygina się na wszystkie strony...może później będzie lepiej :)
Mam nadzieję, że miałaś na nogach szpilki - kalosze po stolicy do obciach ... jak twierdzi pewna wyrocznia modowa ..
Gdzieś kiedyś w necie widziałam jakiś model kaloszy na obcasach (a może raczej na obciachach)
Ja tam kocham trampki.Szpilki raczej na większe okazje,ale obcasik jakiś na co dzień też się zdarza .
Wieje i pochmurno ale nie pada od wczorajszej całonocnej mega burzy.Drzewa połamane,na wsiach straty ogromne a w mieście tak nie widać.
No, u nas podtopienia na całego. Dobrze wczoraj wieczorem wydawało mi się, patrząc na te płynące chodnikami rzeki.
...a mówią ,ze tak dobrze, spokojnie i bezpiecznie na wsi się mieszka .
W dzieciństwie przeżyłam koszmar burzy w domu rodzinnym na wsi , kiedy to dach zrolowało jakby wiatr otwierał puszkę sardynek. Taruma dzieciństwa , kiedy nagle woda kapie z sufitu w całym mieszkaniu.((((
Teraz mi to nie grozi nad sobą mam sąsiadkę ))).
Nie ma znaczenia gdzie się mieszka, czy to miasto, czy też wieś, wszędzie może różnie być. Ulewy, gradobicie, powodzie, burze, potężne wichury, trzęsienia ziemi, itp. mogą zdarzyć się w każdym miejscu i właśnie takie klęski żywiołowe są najbardziej groźnie i niszczycielskie w skutkach, a nie da się przewidzieć gdzie wystąpią. :)
Lea ... wykluczam tylko to co często jest tragedią dla mieszkańców domków jednorodzinnych. Woda nie wedrze się na IIIp .. jak już to ulewa piwnicę i parter zaleje , o dach jestem spokojna. Moja piwnica mała starta . Jeśli huragan naruszy konstrukcje mojego betonu to wsie ze swoją zabudową, poskładają się jak domki z kart .
Trzęsienia ziemi ...mało prawdopodobieństwo w mojej okolicy .
Jeśli już do wybuch gazu (ale często mamy sprawdzaną instalację ), pożar lub sąsiadka mnie zaleje z wyższego pietra . Ale biorąc pod uwagę jej oszczędność mało prawdopodobne .
Poza tym z czym się tylko liczę to zadziała czas i przypadek ze znajdę się w tym miejscu i o tej porze , co nie powinnam ((((
Nie na wszystkich wsiach zbudowane są domki z lekkich konstrukcji, a i w miastach też są osiedla domków jednorodzinnych, więc nie generalizujmy. Weźmy np. mój budynek chociaż jest wiekowy, to jest masywny i niejedno już przeszedł przez ten wiek, a stoi na wsi, podobnie jak budynki Twojej rodziny, która też przecież mieszka na wsi. :)
Można sobie tak dywagować, ale to do niczego nie prowadzi. Rozumiem, że masz uraz do mieszkania na wsi, ale pomimo tego też jeździsz na wieś do swojej rodziny w odwiedziny i nie boisz się, że im dach zerwie jak będziesz tam w nieodpowiednim czasie. :D
Wyżej sama napisałaś, że "w dzieciństwie przeżyłaś koszmar burzy w domu rodzinnym na wsi i masz traumę dzieciństwa", a według Ciebie, to nie jest uraz ?
A jak mama prosi, to nie ma rady, trzeba się słuchać i jechać do "swojego wielkiego betonu". D
I ma rację, że nie wierzy... Ja też nie lubię betonu...
To bez znaczenia czy kiedyś wielka płyta czy teraz willa z basenem.
Wiadomo kiedyś jak osiedle stawiali to niejeden budowlaniec sobie chate fundnał.
Mieszkałam na parterze to zimą lekcje w rękawiczkach i kocu odrabiałam.
A dziury w ścianach, że palca wetknął.
Teraz też dekarza nie przypilnujesz to i dach zerwie bo zaoszczędzi na wkrętach.
Iwett, to prawda, kiedyś tak właśnie budowali te bloki z wielkiej płyty, a materiały kradli na potęgę. Nawet w tym filmie "Alternatywy 4" pokazywali jak się buduje mieszkania w takim blokowcu. Gdybym chciała teraz kupić sobie mieszkanie, to nigdy bym nie kupiła w bloku z tej wielkiej płyty, nawet gdyby mi się jakaś okazja trafiła. Szkoda kasy na taki szajs.
U nas pada już od dwóch tygodni. Najpierw były to opady przelotne i wszyscy się cieszyli, ale teraz to już klęska. Zboża połamane, ziemniaki zaczynają kwitnąć drugi raz, a rosną niczym ryż w wodzie, łąki podtopione, że ciężkim sprzętem wjechać nie można. Drzewa wyrywało z korzeniami podczas czerwcowej nawałnicy, więc łamane codziennie nowe gałęzie nie robią już na nikim wrażenia. Najgorzej mają ci, co nie mogą jeszcze uprzątnąć skutków poprzednich burz, bo nie przyjechał nikt od ubezpieczyciela by oszacować straty. Wyobrażacie sobie mieszkanie w domu przykrytym prowizorycznie folią kiedy szalejący wiatr i deszcz łamie drzewa i zalewa niżej położone zabudowania? Dzisiaj też leje i wieje, a na dodatek jest zimno, bo tylko 8 st. Słońca wszystkim życzę!
U nas nic dobrego - wyć mi się chce, bo złamało moją piękną akację - szczepioną, z wielkim, kilkunastoletnim pióropuszem :(( Razem z drzewem, złamanym przy korzeniu, spadły gniazdka ptaków - mam nadzieję że małe już zdążyły wyfrunąć ...
Sąsiadowi podniosło podwójną bramę, zdjęło z zawiasów i rzuciło na nowiuśki chodnik - precyzja godna chirurga. Normalnie szok.
Dzisiaj spokojnie.
Z tego wszystkiego dobrze, że Wam się nic nie stało.
U mnie jak na razie znośnie. Popadało, a teraz dopiero zaczyna wiać, ale jeszcze nie tak mocno. Wszystko może się zmieni w późniejszych godzinach wieczornych lub nawet nocnych. Temperatura utrzymuje się na stałym poziomie i teraz jest 19 stopni. Nie ma co narzekać, ważne żeby tak dalej było i nic się nie zmieniło, to będzie dobrze. :)
Odetchnęłam dopiero dzisiaj . Bo ja z tych co jak powódź to 80 cm wody w domu. Tym razem ktoś nad nami czuwał, chociaż u nas był najwyższy stopień zagrożenia .
Spokojna będę jak się lipiec skończy .
Jest jedno ale, ulewa pokazała co moje sąsiadki kuny przez ostatnie lata zrobiły . Na części gospodarczej mam dziury w dachu i to wymaga natychmiastowej naprawy . A dach na tej części jest dość spory .
Tak , a ja się nad nimi tak litowałam . Zawsze uważałam , że mi nie przeszkadzają , nawet jak hałasowały w nocy mówiłam ,że tez mają prawo żyć .
Moja wioska spokojna na razie a moj dom najwyzej i nigdy nie bedzie zalany:) Sasiedzi nizej maja problem kazdego roku, ich ogrody przetwarzaja sie w baseny nie porzadane. A wialo tak okropnie w ostatnim tygodniu, ze balam sie o szklarnie, bo mam blisko ogromnnie wysokie drzewa czeremchy i zginaly sie prawie do ziemi .
Dzisiaj byl piekny dzien, slonce, przyjemna temperatura 21 C.
W ciągu tych kilku ostatnich dni kilka razy przemokłam do przysłowiowej suchej nitki. W czwartek nam w pracy przeciekał dach. W kilku miejscach musiałyśmy podstawiać wiadra. Stary budynek z 1973 roku.
Zmokłam jak w czwartek z pracy wracałam i że był silny wiatr straciłam parasolkę. Podczas zakupów kolejna ulewa i drugi płaszcz przemoczony. Piątek na szczęście w miarę spokojny. Za to w sobotę złąpał nas deszcz w Bochni (zrobiliśmy sobie wycieczkę) Poszliśmy zwiedzać kopalnię soli po czym do hotelu wróciliśmy mokrzy. Dziś wracaliśmy z deszczem do domu, ale od Górnego Śląska już było słonecznie. Teraz wyszłam na spacer z psem i znowu deszcz. Przyznaję mam trochę już dosyć