Tylko romantyczna miłość.W 1973 roku odbywał się spływ kajakowy w dniach 14-15 luty z okazji wyzwolenia Piły.Byłem ratownikiem na tym spływie.Poznałem tam piękną dziewczynę ,która od razu wpadła mi w oko.Odwiedziłem ją kilka razy i w miesiącu wrześniu 1973 r. wzieliśmy ślub.A to już minęło 32 lata i jakoś mi ta miłość jeszcze nie przeszła .cha!cha! cha!
Poznaliśmy się w Czechach. Wtedy to była jeszcze Czechosłowacja. Oboje byliśmy na Studenckim Obozie Pracy. Jesteśmy ze sobą już 19 lat.Mamy dwie wspaniałe córki.
Poznałam mojego męża w banalnych okolicznościach, kiedy odwiedzałam babcię. Wpadł mi w oko od razu, ale staliśmy się parą dopiero po roku. Bylismy wtedy nastolatkami. Zaczęliśmy się spotykać, po kilku latach wzięliśmy ślub i ... tak już zostało. Jesteśmy razem już 17 lat. Mamy wspaniałą 16 - letnią córcię i 10- letniego synka. Cieszę się, że kiedyś pokochałam tego chłopaka, który jest wspaniałym mężem i świetnym ojcem. Pozdrawiam :)
To moze i ja sie pochwale, co prawda to nie moj mąż tylko konkubin, brrr nie lubie tego słowa, jestem 3 lata po rozwodzie, niestety nie wyszło.... ale swojego obecnego partnera poznałam tutaj tzn w necie. Najpierw były krotkie rozmowy na czacie czy gg ale szybko zaczeło nam się to podobać a dzieliło nas od siebie ponad 700 km. Trwało to dość krótko bo poznalismy sie w kwietniu a 1 spotkanie było już w lipcu kiedy pojechałam z synem nad morze... spędzilismy tam we trójkę cudowny tydzień a potem kolejny juz tu razem na wczasach w Boguchwałowicach.... było cudownie. Ponieważ był bez pracy więc to on przeprowadził sie tutaj do nas i tak.... jestesmy razem juz ponad 2 lata. Kocham i jestem kochana i wiem, że nie wolno się poddawać nawet jesli raz nie wyjdzie trzea wierzyć i szukac swojej drugiej połowy. Powodzenia
renata - bardzo ciekawa historia - irenka
moja połówka waliłą w perkusję z gracją i dostojeństwem,a potem "przesiadła się " na gitare i zaczęła śpiewać - i ja JUŻ wiedzialam,że to jest MOJE PRZEZNACZENIE. Było to w klubie do ktorego uczęszczałam(rok 1982), inka21
Inka widać że perkusję do dzisiaj masz w głowie, bo ciągle składając życzenia grasz na talerzach.
Natomiast ja poznałam barmana w pracy , zakochaliśmy się w swoich oczach.
I nauczyłam sie pić gorzkie piwo , bo dawniej nie lubiałam na siłe piłam z 3 kiliszkami soku.
Ja moje szczęście poznałam na początku studiów u ... ksiedza na plebani (duszpasterstwo akademickie). Jemu przypadłam do gustu od początku, ja byłam jakoś mniej zauroczona. Ale bardzo go lubiłam. Sporo wyjeżdżaliśmy razem, ogólnie małomówny mruk przy mnie odżywał - nigdy nie mogłam powiedzieć, zę się nudzę. I tak było ze dwa lata. I gdy już definitywnie powiedziałam, ze nigdy między nami nic nie będzie nagle jakby piorun we mnie strzelił. Wypowiadajac te słowa stwierdziłam, że to nieprawda, ale już je powiedziałam. Nie widzieliśmy się potem przez trzy miesiace. Ale miał u siebie moje blachy do ciasta - z poprzedniej imprezy. Poszłam do niego. I tak się zaczęło. Półtora roku później wzięliśmy ślub. I jesteśmy już ponad 14 lat małżeństwem.
Są chwile złe i dobre, do porozumienia dochodzimy poprzez burzę z piorunami, i gdy jesteśmy gotowi na kompromis oboje ustępujemy i znów sytuacja patowa. I choć może do spieć dochodzi w sytuacjach czysto domowych -nie wyniesione śmieci, porozstawiane gary itp itd to w sposobie na życie jesteśmy zgodni
Moja Druga Połowa... to z pewnością nie wariackie zakochanie i pioruny, choć jak większość właśnie o czymś takim marzyłam. Poznaliśmy się na balu charytatywnym pod nazwą "Serce pęka po cichu". Długo rozmawialiśmy. Pomyślałam... "Kurcze, ale ma ujmujący uśmiech". Potem zaproponował mi, że odwiezienie mnie do domu. Na pożegnanie znów się uśmiechnął. Długo miałam go przed oczami, takiego radosnego i życzliwego. Zaczeliśmy się spotykać. Wtedy zrozumiałam, że to facet trochę nie z tej epoki - z męskimi zasadami, dobrym charakterem, koleżeński i niezwykle szczery. Kiedy dawał kwiaty zawsze myślałam - tylko on potrafi tak je dawać: nagle wyciągał je spod siedzenia w samochodzie, albo z zaskoczenia w nocy. Ostatnio na urodziny były dosłownie w szędzie. Gdy weszłam do domu zobaczyłam przepiekne czerwone róże w każdym kącie mieszkania, we wszystkich wazonach, dzbankach i szklankach. Ze wzruszenia zakręciły mi się łzy. Nasz związek jest dość nietypowy. Mój mężczyzna pracuje w inym kraju (takie czasy ) i widujemy się co półtora miesiąca przez około dwa tygodnie. Kiedy zachorowałam, załatwił sobie wolne, rzucił wszystko i był przy mnie. Budujemy swoją miłość na ogromnym zaufaniu do siebie już od prawie 12 lat. Mamy jedno wielkie marzenie - oboje pragniemy dziecka. Póki co, to jeszcze ciągle tylko marzenie, ale nie tracimy nadziei. Już nigdy nie zapomnę balu pod nazwą "Serce pęka po cichu" ... to tam znalazłam swoje szczęście.
No, a u mnie bylo to tak: mieszkaliśmy z mężem na trzecim piętrze w tym samym bloku- w mieszkaniach "plecami do siebie"(on w pierwszej, a ja w drugiej klatce). Mialam 16 lat kiedy to wyglupialyśmy się z siostrą przy muzyce i kiedy to trzech chlopakow zastukalo do naszych drzwi. Przestraszylam sie nie na żarty, ponieważ rodziców w domu nie bylo, ale zanim zdążylam cokolwiek zrobić, uciekali po schodach, gdzie pieprz rośnie. Jednak ja- zauważylam tego jednego... Znalam go z widzenia... Minelo kilka dni. Siedząc na lawce przed klatką spotkalam obiekt mych westchnień i zanim jeszcze zdążyl wejść do klatki wykrztusilam z siebie kilka slów typu: "nieladnie tak pukać, a potem uciekać". On zawrócil, popatrzyl, uśmiechnal się i powiedzial zadziornie: "ależ ja nie wiem, o czym ty mówisz"; na to ja do niego: "Aśka jestem". Pogadaliśmy kilka minut i na tym się skończylo. Od tego momentu minęlo 3 miesiące i nic. Pomyślalam wówczas- chlopak 3 lata starszy nie będzie się oglądal za 16-latką. Kiedy zaczelam juz tracić nadzieję mój kolega klasowy powiedzial, że jeden chlopak wypytuje o mnie i że chcialby mnie bliżej poznać. Serce skoczylo mi do gardla. Zaaranżowano spotkanie na lawce przed klatką... Bylam doslownie w 10-ym, a nie 7-ym niebie! Kiedy to wszyscy porozchodzili się do domow, my dyskutowaliśmy jeszcze do późna w nocy. Jak się okazalo jemu również powiedziano, że bardzo mi się podoba i że chcę go poznać... Nasza milość trwa już 10 lat! Trzy lata temu wzięliśmy ślub i pozostaniemy ze sobą dopóki nam Bozia da.
Przeznaczenie?Wierzę!! Nasze poznanie było bez naszej wiedzy zaaranżowane.Mieszkaliśmy na tej samej ulicy prawie 5 lat i przy spotkaniu stwierdziłam ,że widzę go pierwszy raz,Nie przypadł mi do gustu i starałam się go delikatnie zbyć.Moja połówka należy do ludzi upartych i cierpliwych.Ja nieśmiała,dobrze wychowana nie mogłam sobie poradzić i coraz bardziej czułam się uwikłana jego siecią.Już po 3 miesiącach chciał ślubu ale ja tu kategorycznie odmówiłam choć moje opory slabły.Nie było żadnych oświadczyn ,bo któregoś dnia przy moich rodzicach stwierdził,że bierzemy ślub 1 lipca(w moje imieniny).Sam wszystko pozałatwiał(metryki,datę ślubu,księdza)bez mojej wiedzy i zgody.Nie mialam siły z nim walczyć!!!Jeszcze 2 tygodnie przed ślubem zastanawiałam się czy dobrze robię!!!Dziś...po 27 latach stwierdzam ,że mam wspanialego,kochanego,najczulszego i nie zamieniłabym go za nikogo na swiecie!!!
Nasze spotkanie to było chyba przeznaczenie. Mnie pierwszykoleżanka wyciągnęła posiedzieć do pubu z tańcami gdzie jeszcze nigdy nie byłam, a mój JUŻ mąż też tam zawitał z kolegami poraz pierwszy. I przypadek chyba chciał że kolega mojego męża to był kolega mojej koleżanki i dosiedli sie do nas do stolika, no i tak się poznaliśmy.
Dzisiaj jesteśmy małżeństwem z niewielkim stażem, ale szczęśliwi jesteśmy i oczekujący na naszego potomka :)
Ja swoją drugą połowę poznałam we wrześniu 1991 roku , zabrzmi to dziwnie , ale tak było , w białym polonezie , właścicielem samochodu był przyjaciel mojej serdecznej koleżanki , w chwili poznania nastapił strzał amora , rok później pobraliśmy się .Jesteśmy razem 13 lat , mamy dwoje wspaniałych dzieci syna 12 letniego i córkę 4 letnią oraz prawdziwego czworonożnego przyjaciela -psa Dina.Pozdrawiam