czy alkoholizm to nałóg paskudny czy choroba?????
powiedz mi kinga dlaczego tak sadzisz, bo ja jak patrze na tych swoich alkoholikow to właśnie mam dylemat i po ostatnich wizytach u nich znowu mnie ten dylemat dopadł.
miałam w rodzinie alkoholika (już nie ma go) i z obserwacji stwierdzam ze to choroba, bo człowiek siedzi w tym tak głęboko iż musi pić nawet gdy nie chce. Takie jest moje zdanie.
To oczywiscie zależy od osoby która pije, tego jak i ile pije ...
Ja też sądzę, że choroba, każdy nałóg to swojego rodzaju choroba - choroba duszy - niektórych razi być może to, zbyt wzniosłe określenie na "zwykłe pijaństwo", ale czym się różni to uzależnienie od palenia papierosów czy uzależnienia od kawy? Tylko "widowiskowością" - zaleganie pod płotem, czy inne nieprzyjemne wizualne doznania otoczenia. Ale mechanizm jest ten sam - ja jestem przekonana, że są ludzie naznaczeni uzależnieniem, tacy mają (być może w genach) skazę, która wywołuje lawinę. Ale ci ludzie cierpią, chociaż być może nikt by ich o to nie podejrzewał, no bo przecież, w świadomości obserwatorów, dzieje się to (pijaństwo), niejako na własne życzenie. Cierpią podwójnie - raz, że fizycznie - picie wywołuje różne fizyczne dolegliwości, ale najważniejsze jest cierpienie psychiczne. Oni w ogromnej większości są świadomi swojego kalectwa, chcą, często bardzo mocno, przestać pić. Dla wielu ludzi jest to niemożliwe, część wychodzi z tego po wielu próbach, a stała ilość czynnych alkoholików jest dowodem na to, że jest to niezwykle trudne.
I nie zyczyć nikomu tego koszmaru.
właśnie, nie jest tak dokładnie jak piszesz, jeżeli alkoholik wie,że nim jest to juz 3/4 sukcesu, ale niestety większość z nich nie widzi u siebie problemu alkoholowego, i nawet usiłując udowodnić wszystkim,że tak jest nie piją przez jakiś czas, ale ten czas jest krótki i następuje powrót i tak do następnego razu.
Ci bardziej świadomi twierdzą,że trzeba sięgnąć dna aby się od niego odbić, ale niewielu ma juz siłę na to odbicie....
i jedno i drugie niestety. Do tego nalezy do chorob nieuleczalnych...Do konca zycia nie przestaje sie byc alkoholikiem jedynie co to mozna zostac abstynentem
Dorota -trzeźwym alkoholikiem,,,,
nio tak to jest teoria a praktyka????
ciekawa jestem zdania osób, które mają problem alkoholowy w domu...
To jest jak z kazda choroba uzalezniajaca. Ma tyle trwarzy ile istnije osobowosci, Sa alkocholicy ktorzy pija tylko w towarzystwie albo tylko do lustra tzn. po kryjomu, tacy co upijaja sie na umor ale i tacy ktorzy "duzo" (rzecz wzgledna) nie pija ale za to codziennie az do osiagniecia okreslonego stanu w ktorym sie pozornie dobrze czuja. Sa tacy po ktorych od razu widac, ze maja problem i tacy u ktorych jest on dobrze ukrywany(przynajmnie dla dalszego otoczenia). Sa tacy ktorzy pija na Weekend albo tzw. kwartalnicy upijajacy sie raz na trzy miesiace ale wtedy czesto na umor...
W rodzinach jest jeszcze jedna bardzo wazna prawidlowosc. Czlonkowie rodziny (czesto zona lub maz lub tez starsze dzieci...) staja sie rowniez uzaleznieni....od alkoholika... jest to tak zwane uzaleznienie wspolnealbo wtorne. Pilnuja osobe chora, najpierw czesto kupuja alkohol na prosbe lub grozbe chorego potem (z czasem) czesto chowaja lub niszcze alkohol aby chora nie pil. staraja sie kontrolowac jego zachowanie. Ukrywaja prawde przed otoczeeniem, czesto przejmuja (szczegolnie dzieci) role osob doroslych. To znaczy chory staje sie "dzeckiem" dziecko "doroslym". Obarczaja siebie wina za jego/jej picie. Znajduja 1000 powodow (usprawiedliwiajacych) dlaczego on/ona pije...Czesto takim zachowaniem (nieswiadomie) tylko podtrzymuja chorobe zalatwiajac za chorego sprawy i tlumaczac go zawsze i wszedzie czy tez ze wzgledu na niego czy tez na rodzine i opinie spoleczna. Tak tworzy sie "zaklety krag" z ktorego trodno sie wydostac. Tu jest potrzebna pomoc psychologa nie tylko dla alkoholika ale rownierz dla rodziny...
masz rację, na szczęście juz coraz więcej kobiet /mam tylko jedną kobietę alkoholiczkę na stanie/zgłasza się na terapię rodzinną, ale leczenie stacjonarne alkoholików to dokładna paranoja....
tak zgadzam sie : w klinice leczy sie czesto przede wszystkim uzaleznienie ciala a nie uzaleznienie duszy i psychiki chorego. Czesto rodzina postrzegana jako "zdrowi" zostaje zistawiona samej sobie dlatego tak wazne sa gropy aa i podobne lub dobry lekaz domowy badz inny specjalista ktory nie traktuje problemu wybiorczo tylko calosciowo. Mam nadzieje ze w przypadku Twojej Bliskiej Osoby uzyska ona wlasciwa pomoc. Ale nie tylko Ona rownierz a moze nawet szczegolnie jej otoczenie . Trzymam kciuki!
Dorota ten problem dotyczy moich podopiecznych "na szczescie", ja jako ja nie mam w rodzinie problemu alkoholowego.........
no to naprawde szczescie. Niestety tego typu choroba nie jest latwa do leczenia. W takim razie trzymam kciuki za Twoja Podopieczna. A dla Ciebie jeszcze usmiechu i powodzenia zycze :-)
Ja się skłaniam ku srodkowi. To coś pomiędzy. Ja miałam ten problem w domu a dokładniej Malućki miał ten problem. Ale od 98-99 już nie. Czasami winka swojej robot się napije albo piwka (lae niezwykle żadko). Już go nieciagnie. Ja dokładnie pamięam ten momet. Pamięam, żę to było kilka dni po moich rekolekcjach. Szliśmy do sklepu razem i zobaczyliśmy na przystanku śpiącego pijaczyne, śmierdzącego i brudnego), Malućki wtedy powiedział że "jak widzi teraz tego człowieka i wyobraża sobie że on też tak wyglądał to obiecuję sobie że już nigdy do takiego stanu sie nie doprawadzę" I słowa dotrzymuje.
A było naprawdę źle, ciale kłutnie, bijatyki z mamą (to ona je wywoływałą jak wracał do domu pijany), spanie gdzieś po katach, wybijanie okien siekierą gdy mama drzwi zamykałą na klucz. W żądkich momentach trzeźwości na swoim garnuszki i przebąkiwanie o rozwód i alimenty. Naprawdę było bardzo źle. I jak teraz na nich patrze, takie zgodne kochające się małżeństwo to aż ciężko uwierzyć że to wszystko zdażyło się naprawdę.
mój jeden nie pije juz dwa lata, drugi rok a kobitka 2 miesiące a pozostali to lepiej nie mowić....teraz nastał sezon, że mogą pare groszy zarobić u gospodarzy.........
Zdecydowanie choroba
Dlaczego alkoholizm jest chorobą?
Za tym, że uzależnienie od alkoholu jest chorobą przemawia fakt, że spełnia ono trzy podstawowe kryteria choroby, tj. narusza stan równowagi między zdrowiem i patologią, charakteryzuje się swoistą etiologią, a wśród przyczyn zmian patologicznych obecny jest czynnik fizyczny. Alkohol oddziaływuje na ośrodkowy układ nerwowy (głównie na mózg), a ten z kolei reaguje na wszelkie zmiany w składzie chemicznym krwi (aspekt patofizjologiczny); jest anatomicznym podłożem życia psychicznego (aspekt psychologiczny) oraz umożliwia kontakt z innymi ludźmi, podlega wpływom społecznym (aspekt socjologiczny).
Źródło: http://www.abstynenci.pl/
Choroba, w którą wpędzamy się przez paskudny nałóg. :(
Monika, może ty i masz wiedzę na ten temat, ale gdybyś to wszystko powiedziała w ludzkim języku...
Może ktoś by i zrozumiał.
A tak?, to tylko ciąg słów i znaków.
Z poważaniem jasia
ja tez bym optowała za czymś pomiedzy nałogiem a chorobą ale mówie, że po "wizytach"jestem blizsza nalogu......
Jak dla mnie to jest choroba duszy.
bosze jak widze te zapite gęby i głupie kobity, które sie z tym godza to w nic nie wierze.
O Basieńka i tu dotknęłaś ważnej sprawy.
"Zapite gęby" , to jedno, a te kobiety, które się na to godzą, to drugie.
Znam takie rodziny.....
Dużo by o tym pisać...
jasia
Masz rację jasia te kobity to już zupełnie inna bajka..........
Tak Basienko wierze ci.... Ale one niestety tez sa uzaleznione...Mimo to nie strac wiary w ludzi (wierze Ci ze czasami pewnie masz tylko ochote sie za glowe zlapac albo jednego z drugim jakos "potrzasnac" by zrozumial). Na pewno pociecha sa ci ktorzy daja rade... Pozdrawiam serdecznie
Ja myślę, że jeżeli wszystkie nałogi można zakwalifikować jako chorobę, to alkoholizm też. Ale czy tak jest naprawdę? Dlatego skłaniałabym się raczej, że jest to nałóg i brak silnej woli, słabość człowieka aby przestać. Podobnie jest z papierosami /to mój nałóg, niestety/. Wiem, że palenie to nic dobrego, szkodzi zdrowiu, wydziera kasę z kieszeni, ale przestać trudno. A ileż osób wraca do palenia po nawet bardzo długich przerwach. Ale są i tacy, którzy trwają w postanowieniu.
Nigdy nie miałam problemu alkoholowego wśród bliskich, ale obserwuję ludzi dotkniętych tym nałogiem. W sąsiedniej klatce mieszka kobieta, którą znam dość dobrze, wiem jaką była kobietą, mądrą, wykształconą, bez jakichś szczególnych problemów życia codziennego. Od pewnego czasu widzę ją odmienioną, wychudzoną, często w ciemnych okularach /chyba ma świadomość że coś z nią nie tak, z jej wyglądem, dlatego chce ukryć swą twarz/, kupującą w sklepie choćby piwo, bełkocąc przy tym, ale zawsze mi się kłania, czasem wprawiając mnie nawet w zakłopotanie /wiem, wiem, nie powinnam tak mówić, ale nie będę oszukiwać skoro tak jest/. Myślę, że zaczęła popijać z nadmiaru czasu, bo chyba od jakiegoś czasu nie pracuje, jakkolwiek jest za młoda na emerytkę, ale nie wiem dlaczego nie pracuje, na pewno nie jest bezrobotna, pracowała w szkole, może mają wcześniej emerytury?
Tak czy siak, alkoholizm jest straszny, a znacznie gorzej wygląda w wydaniu kobiet.
Alkoholizm jest choroba bo zmienia cialo i ducha "chorobowo". Z ta sila woli zgodze sie tylo czesciowo - jak kazda choroba uzalezniajaca uzaleznia i alkohol czy no wlasnie palenie przede wszystkim psychike delikweta sugerujac mu, ze mus wypic lub zapalic. Sama sila woli mozna wiele uzyskac ale raczej na poczatku choroby lub tez po jakims wstrzasie wtedy jest najlepsza mozliwosc by przerwc ten krag. Nie jest prawda ze ludze pijacy maja "tylko" slaba wole. W pewnym momencie nie potrafia przestac pic choc bardzo chca ale sama sila woli to ta malo trzeba przejsc kuracje i wykryc przyczyny choroby. Sa rowniez niestety sklonnosci genetyczne ulatwiajace uzaleznienie.
Co do twojej znajomej: wiesz trudno tak ocenic "z daleka" ale nie ma dymu bez ognia. Ludzie ktorzy sa zupelnie szczesliwi i nic im nie brakuje rzadziej siegaja po uzywki. W wyrazeniu "nic im nie brakuje" nie mam na mysli zeczy materialnych ale raczej cel zycia, cos co sprawia satysfakcje czyni zycie godnym zycia. Ktos kto byc moze stracil prace (z jakiego by tez powodu) raczej nie czuje sie swietnie a jesli do tego dochodzi samotnosc czy choroba badz depresja.... jednym slowem roznie moze byc.... To tak jak w malzenstwach ktore "na oko" taaakie szczesliwe sa....do czasu az stana przed rozwodem. Tylko oni wiedza dlaczego (nikt sie nie rozwodzi bez powodu) ale otoczenie nie wiedzialo lub nie zdawalo sobie sprawy co jest tak naprawde grane. Wiele ludzi chowa przed swiatem swoje problemy z roznych powodow zreszta. Inni zyja "na oko" jak kot z psem i...czuja sie z tym swietnie ba! Nawet wiecej: szczerze sie kochaja nie wyobrazajac sobie zycia bez partnera. Choc otoczenie mysli "to nic dla mnie...ja to bym juz dawno...co on/ona w nim/w niej widzi...
Podumowanie z netu
http://gotowce.com.pl/prace/2813.htm