Od pewnego czasu mysle o tym, bo tak sie sklada, ze ja generalnie nie przywiazuje wagi do czasu w sensie godziny i tak nigdy nie mam pojecia, ktora jest godzina.... oczywiscie poza praca - tutaj musze, bo przeciez klientki przychodza na wczesniej umowione spotkanie wlasnie na konkretna godzine.
Moj maz natomiast zawsze wie, co kiedy o ktorej godzinie, zrobil i bardzo czesto zadawal pytania typu: o ktorej godzinie wstalas?, o ktorej godzinie wyszlas do pracy?, o ktorej godzinie dzwonila dana osoba? ..... Nigdy nie potrafilam odpowiedziec na te pytania i w koncu przestal....:)))
Dla mnie czas dzieli sie generalnie na dzien i noc a wiec jesli jest widno to dzien, ciemno to noc ...... i pory roku :))) Nie mam zadnych problemow z uplywaniem czasu i jakos nawet jesli wspomne, ze czas szybko leci to nie ma to dla mnie wiekszego znaczenia.....
Nigdy tez nie lece "na leb na szyje" np. do autobusu, lub pociagu..... wychodzac z zalozenia, ze przeciez bedzie nastepny....
Caly paradoks w tym wszystkim polega na tym, ze nigdy tez sie nie spozniam ...... a wiec jakkolwiek niby ignoruje czas, to jednak mam do niego szacunek ..... a moze jest to szacunek do czasu innych ludzi ??? wiec skoro jestem umowiona na konkretna godzine, to nie moge sie spoznic ......??? Punktualnosci tez oczekuje od innych ..... Sama nie potrafie tego zrozumiec..... czy to tylko ja jestem tak pokopana????
Jak Wy podchodzicie do spraw czasu (generalnie) i tez do bycia gdzies na konkretna godzine????
punktualnosc cecha krolow :) ja wole byc wczesniej niz sie spoznic :) a jak wczesniej wstane to mnie nie ubedzie :)
Jestem "za". Punktualność to cecha królów. Ja osobiście nie lubię ludzi którzy się spóźniają, gdyż uważam że mnie lekceważą. Sama wolę być 15 minut przed czasem i poczekać gdzieś z boku, niż się spóźnić. Spóźnienie można wytłumaczyć tylko jakąś bardzo ważną okolicznością. Nawet jadąc daleko na spotkanie wyjeżdżam wcześniej aby uniknąć jakichś niespodzianek po drodze i się nie spóźnić.
no cóż generalnie staram sie nie spozniac bo nie lubie tego robic ale niestety nie wychodzi mi to najlepiej, najgrzej jest kiedy umawiam sie gdzies lub ide do pracy w godzinach rannych to porazka maxymalna bo spiochem jestem a po nocach buszuje....
Czas, a co to jest czas? Chronologia zdarzeń następujących po sobie? Pojęcie filozoficzne? Nigdy nie mialam zegarka, nie nastawiam budzika, nie zamawiam budzenia, a jednak nigdy się nie spoźniam. Mną też chyba kieruje słońce i księżyc. Zawsze mialam sporo czasu. Nie rozumiałam powiedzenia: chętnie, ale nie mam czasu.
Bardzo mi sie podoba Twoje spojrzenie na czas :)))
Z upływem czasu... maleje jego znaczenie - dla mnie oczywiście. Kiedys częściej patrzyłam na zegarek, żeby na czas odebrac dzieci z przedszkola (bo pani po czasie, stała z taka dziwną miną obrazonej księżniczki, potem to się zmieniło, albo zmieniła się Pani :))) Teraz czas jest wazny jak ide na ostatni autobus, albo pociąg, bo jak nie spojrzę na czas to za chwile, mogę sobie wrócić spowrotem do domu ;))) Generalnie nie znosze sie spóźniać (wolę byc za wczesnie niz za późno, ale mój mąż preferuje inną opcję (on ma czas zawsze i wogóle nie patrzy na zegarek czym doprowadza mnie do rozpaczy) i dlatego bywa , że się spóźniam - przez niego własnie.
Zauważyłam też taką prawidłowość, że czas płynie inaczej (choc w tym samym okresie) np. kiedy jestem na urlopie/ a inaczej w pracy, albo kiedy jestem na działce (na wsi)/ a inaczej w domu (w miescie). I to jest trochę dziwne, bo wyjeżdżając na wieś od razu przestaję zauważać, że czas leci, wszystko przestaje byc ważne, zwalnia swój bieg, chociaż przed chwilą jeszcze leciałam z pracy, biegiem zakupy, szybko jakis obiad i kontrola czasu - czy zdążę, bo jeszce trzeba to i owo załatwić. Ot takie cudeńka ten czas wyrabia z nami, albo my z nim :))))
Masz racje, co do wplywu czasu na waznosc czasu ......chyba mi z tego wyszlo maslo maslane, ale jakos tak mi to pasuje :))
Podoba mi sie, ze Ty jestes zawsze gotowa, a maz ma ciagle czas..... wiesz u nas zupelnie odwrotnie, ja sie zawsze szykuje na ostatnia minute, ale i tak sie nie spozniam, natomiast Charlie (!!!!) kiedys zawiozl mnie na jakas uroczystosc w New Jersey 5 (slownie: piec) godzin wczesniej, bo ON sie nie chce spoznic i co bedzie jak beda korki i nie dojedziemy na czas........ludzie myslalam, ze go zagryze.... koniec maja, upal, ja w kostiumiku, wystrojona, w obcasach ...... i co robic ???? nie pojedziesz do restauracji bo przeciez idziesz na uroczystosc z jedzeniem ..... nie pojdziesz do kina, bo jestes za bardzo wystrojona, siedziec w samochodzie ??? spacerowac ???? Zapowiedzialam ze stoickim spokojem, zeby na nastepny raz w takich wypadkach zrobil rezerwacje w hotelu .... Ale jak On ma gdzies byc na czas, zwlaszcza jesli to dotyczy Jego dzieci (tak bylo w tamtym przypadku) i wiadomo, ze bedzie byla zona, to on jest tak zestresowany, ze ja tego nie moge pojac .....
A przeciez, ta kobieta, jest normalna (przynajmniej w stosunku do mnie) ale to moze i dobrze, ze tak sie boi, bo to znaczy, ze przeszedl niezla tresure :))) zawsze mowie, ze wiele zawdzieczamy bylym zonom, czy chcemy sie do tego przyznac czy nie :)))
Szanuje czas innych i chcę żeby szanowano i mój. Nie spóźniam się nigdy , chyba z że jestem uzależniona od np środków lokomocji publicznej i one się spóźnią. Denerwują mnie strasznie osoby notorycznie się spóźniające.
Aleś wymyśliła na upał. I jak tu myśleć, gdy mózg sie roztapia.
szczerze mówiąc nie wiem dokładnie - z zegarka korzystam - ale za sekundę i tak nie pamiętam, która godzina. gdy mi sie do czegoś spieszy i nie mogę się doczekać - wtedy minuty są ogromnie długie. Gdy odwlekłabym coś w czasie - wtedy mija on nie wiadomo kiedy.
szczoteczka do zębów ma dwuminutnik. Niekiedy, gdy się spieszę te dwie minuty są strasznie długie, innym razem zdziwiona jestem, że już upłynęły. Czasami zastanawiam się czy mechanizm się nie popsuł.
Nie spóźniam się - znajomi się śmieją, że według mnie można regulować zegarek - bo jak się umawiam np na 17 to będę o tej godzinie, najwyżej wcześniej, ale nigdy później. Denerwuję się gdy inni mają bardziej uniwersalne podejście do czasu.
na autobus, pociąg też sie nie spóźnię - nie ważne czy pierwszy czy ostatni - jeżeli miałam jechać tym to tak będzie
lubie mieć plan na jakiś wyjazd - co, kiedy. I nie ważne, że nie zostanie on zrealizowany - ale daje mi poczucie bezpieczeństwa w całym chaosie przedwyjazdowym . Lubię wiedzieć o której konkretnie wyjeżdżamy - aby wszystko rozłożyć w czasie i aby się nie spieszyć - pośpiech wywołuje panikę i jakiś lęk.
Dla mnie doba mogłaby być dłuższa bo mnie czasu notorycznie brakuje. Nigdy się nie spóźniam i oczekuję od innych tego samego. Żyję raczej z zegarkiem w ręku, lubię mieć wszystko zaplanowane, tak jak mąż Marylki mogę odpowiedzieć na zadawane pytania co o której się działo.
Mnie chyba bardziej jak Ekkore interesuje czas przyszly i lubie miec zaplanowane to co sie ma wydarzyc, a to co juz bylo nie ma znaczenia, przynajmniej czasowego :)) Poczekajcie do przyszlego roku, jak zaczne planowac podroz do Polski to bedzie plan z zegarkiem w reku :))) a czy wyjdzie to juz osobna sprawa, ale dzieki Charliemu pewnie tak :))) Zwykle zeby uniknac konfliktu to jak mamy gdzies isc czy jechac to pytam o ktorej musimy wyjsc ..... jesli poda godzine to jestem na te godzine na 100% gotowa ....
Czas przyszły jak najbardziej też planuję. Za dwa tygodnie jedziemy do Zakopanego już plan w połowie zrobiony. Co do przyjazdu myślę, że Charli będzie trzymał rękę na pulsie. Mam znajomą, która notorycznie się spóźnia i nigdy na daną godzinę nie jest gotowa. Teraz gdy się z nią umawiam np. na 17-tą mówię, że mają być o 16-tej i nie mam problemu z oczekiwaniem na spóźnialskich.
Od czasu gdy nie pracuję zawodowo czas ma dla mnie zupełnie inne znaczenie.Mam na wszystko czas,wszystko zdążę zrobić,jak nie dziś to jutro.Co nie znaczy ,że się spóźniam,lub coś bardzo zaniedbuję,tego wręcz nie cierpię.Mam nawet zegarek w autku nastawiony o kilka minut wcześniej.Po prostu nic nie robię tylko dlatego,że trzeba to zrobić.Jeżeli nie jest to sprawa która musi być wykonana w jakimś terminie,to znaczy że można ją zrobić nie padając na py..przepraszam twarz troszke później.Jednak jadąc gdzieś autkiem zawsze mam problem co zrobic z czasem,zawsze jestem za wcześnie...
Lubię spać,ale kładę się bardzo późno...bo jak pomyślę,że obudzę się i będzie już jutro...Rano mogę już dłużej pospać,bo i tak jest już "jutro"
Czas...Kiedy byłam mała to dzień, tydzień... wydawały mi się długie. Teraz ujmując temat z perspektywy "wzrostu" :-) dzień i tydzień są znacznie krótsze. Ja urosłam - one "zmalały".Punktualność jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Moi rodzice kładli na nią ogromny nacisk i w ten sposób wyrobili we mnie ten "nawyk". Spóźnialstwa nie lubię, bo ono w moim przeświadczeniu jest odzwierciedleniem szacunku do czasu drugiego człowieka. Jestem "rannym ptaszkiem" więc budzę się zazwyczaj chwilę przed dzwonkiem zegarka i wówczas zaczynam często na niego spoglądać. Tak się dzieje aż do chwili, gdy opuszczę mury firmy, w której pracuję. Praca, którą wykonuję nie jest moją pasją dlatego tam właśnie spoglądam często na zegarek. Jednak popołudnia upłuwają już w swoim rytmie i tutaj w poczuciu "wolności" daję sobie luz i zapominam o wskazówkach zegarka. Jeśli gdzieś wychodzę lubię być przygotowana wcześniej i to wcale nie w obawie, że się spóźnię. Ma to raczej związaek z tym, że nie cierpię się spieszyć. Czuję wówczas ogromne napięcie, stres, dyskomfort czy jak tam to zwał. Kiedy zaś przychodzi czas urlopu, wyjazdów itp. wówczas zegarek znika z mojej świadomości - odpoczywam w poczuciu lekkości i płynności, którą narzucają nam pory dnia. Jestem wtedy WOLNA. To moje oczy mówią mi, że czas na sen, żołądek, że czas na jedzenie itd. Czasami bywam wtedy dzieckiem - uwielbiam to uczucie :-)
Basiu, poruszylas cos o czym mnie sie zapomnialo. Jaki czas pokazuja moje zegary??? Zegarek na rece mam nastawiony na 10 min wczesniej, ale to nic nie daje, bo jest tak "od zawsze" wiec wiem. Pozostale zegary w domu, a jest ich pewnie z 15cie chodza jak chca i nigdy nie sa ustawiane, tak wiec czesc wskazuje czas letni inna czesc zimowy i mnie to nie przeszkadza...... Wyobrazcie sobie co to bylo jak sie Charlie wprowadzil ???? Latal po chalupie jak poparzony i staral sie wydedukowac ktora godzina i jak wogole mozna tak zyc. Wreszcie powiedzialam, ze jesli tak bardzo zalezy Mu na czasie to niech sie kieruje skrzynka telewizji kablowej, a na pierwsze Boze Narodzenie dalam mu w prezencie budzik z radiem, ktory sam ustawia dokladna godzine, po podaniu miasta na swiecie ktorego czas nas interesuje.... i mam z glowy. Dla mnie jest tylko wazne zeby te wszystkie zegary chodzily, bo nie chodzacy zegar to fatalne fung shui, wiec czesto sie zdarza, ze wymieniam baterie bez ustawiania czasu....
Kurcze, to mi narobiłaś teraz zamieszania :-) Muszę w takim razie prędko wymienić baterię w zegarku, który już nie chodzi od paru miesięcy. Tak na wszelki wypadek... :-)
Na ręce zegarka nie noszę,pilnuję tylko tego w autku.W domu jest istna wolnoamerykanka każdy zegar wskazuje inną godzine,tak raz w miesiącu ktoś sie zdenerwuje i wszystkie poustawia.Jak coś gotuję mam minutnik ...i znowu zegar nie jest potrzebny.Jeszcze ten w komputerze,który przypomina mi ,ze nie można spędzać tak dużo czasu w internecie.
gdybym gotowała bez minutnika wszystko byłoby spalone - zapamiętanie godziny, o której wstawiłam graniczy z cudem - a tak mogę sie oddać swoim zajęciom, a zegar sam powie, że trzeba się zainteresować. Na minutnik gotuję nawet ziemniaki - nastawiam minimalny czas i potem sprawdzam czy już - inaczej bym zapomniała.
A zegarek na ręku noszę zawsze poza domem. Poza normalną funkcją czasomierza stanowi on ozdobę - bransoletkę. Natomiast wchodząc do domu od razu zdejmuję i odkładam w stałe miejsce. Ile razy gdzieś na wyjeździe odłożę i potem zaczyna się szukanie...
a z zegarkim ja mam to samo,noszę go tylko poza domem, w domu i w pracy zaraz ściągam...:-)
Gdy pracowałam,zazwyczaj zdejmowałam zegarek w pracy na recepcji zaraz po podpisaniu listy obecności.Potem były telefony;Basia zegarek za tobą tęskni.
Ja tez zaraz po wejsciu do domu zdejmuje zegarek i reszte bizuterii, robie to nawet jesli jestesmy na wakacjach w hotelach i doslownie gdziekolwiek, mam wrazenie, ze zwlaszcza zegarek powoduje, ze jest mi ......duszno :)))
hehhe- podobne uczucie. wyjątek stanowią kolczyki - bo bez nich czuję się jak bez fragmentu ubrania
Ja też ściągam w domu zegarek - prawie równocześnie z butami, bo wydaje mi się strasznie "ciężki" :-)))
Ufff , ulżyło mi , bo myślałam, że z tym zdejmowaniem zegarka od progu to jakies moje dziwadełko, a tu prosze - okazuje się, że normalka :))))))
Ja mam podobnie z zegarkiem. Też po przekroczeniu progu domu prawie równo z butami muszę zdjąć zegarek. Jest jeszcze jedna część garderoby, której pozbywam sie natychmiast po powrocie do domu ale Wam nie powiem. To nie ten wątek...:))) Poza domem, na zewnątrz muszę tolerować ale w domu - nigdy...:)))
Kto zgadnie ?
Jestem na 100% przekonana, ze wiem, bo robie to samo ...... i za kazdym razem mysle, ze te czesc damskiej garderoby na 100% wymyslil mezczyzna :)))))
to i ja sie podpisuje, bo tez wiem i tez tak robie :)
zawsze tak robię....ale zegarka nie ściągam, bo go nie mam..hihi
"Czas nie ceni tego , co powstaje bez niego..."
Przeczytałam to w pewnej książce i bardzo mi się podobało.
Zazwyczaj jestem punktualna, nie cierpię spóźnialskich, zwłaszcza kiedy robię przyjęcie w domu,
mam uszykowane ciepłe potrawy i muszę czekać na tych, którzy uważają, że spóźnienie o pół godziny
jest w dobrym tonie...
Każdy z nas żyje wg własnego rytmu, którym ,,steruje" czas, to on ciągle przynosi zmiany i staje sie wytyczną (choć może nawet o tym nie wiemy) naszego życia. U mnie upływający czas jest motorem do dzialania, kiedyś dawno, kiedy nie mialam jeszcze zbyt wiele obowiązków,( gdy spodziewałam sie dziecka) miałam wręcz nieograniczony czas, dni wlokły się, wydawałoby się że ciągną sie w nieskończoność, potem wraz z maluszkiem czas przyśpieszył, moje życie nabrało niesamowitego tempa, doba byla podzielona na minuty, godziny dokładnie wg planu(np karmienia). Tak mi zostało do dziś, lubie wszystko dokładnie zaplanować, by się nie spóźnić, by mieć wszystko poukładane ,,jak w zegarku", myślę że to kwestia mojego charakteru ze skłonnością do pedanterii. ;-)))
Lubię zaplanować wszystko wcześniej, żeby się nie spóźnić, ale nie zawsze to wychodzi.
Nie przywiązuję też zbytnio wagi do tego, czy ktoś przyjdzie punktualnie ( no, chyba, że ja tu z ciepłym daniem, ktorego się nie odgrzewa, a goście spóźnieni godzinę..).
Twoje pytanie jednak jest sformulowane tak, że mnie się ciśnie aforyzm: "Tylko miłość potrafi zatrzymać czas.."
Czas mija, ale kiedy kochamy - nie starzejemy się, przynajmniej dla siebie...
Troszkę zmieniłam wątek...
Choroba, piszę, że tematy są byle jakie, a Ty zawsze wciśniesz taki wątek pod "muzę" ... Prozą będzie zbyt filozoficznie, muszę więc to ułożyć w głowie...
Pozdrawiam
Janek
Witam:) Czas to pojęcie względne, nieprawdaż?? Chwytać każdą chwilę, jako dar kolejnych minut spełnienia... wypełniać każdą sekundę życia miłością i dziękczynieniem... pokutą i umartwieniem... radością z życia, tęsknotą za ŻYCIEM... Czas to nasz sprzymierzeniec... dostaliśmy go, aby służyć, po czym umrzeć, by zacząć żyć... by niezgłębione dotąd i niepoznane przez nas szczęście stało się naszym... to wszystko jest trudne, bardzo trudne, ale jakże piękne, gdy się to pozna...:)
hmmmm trudny temat sam w sobie i trudny dlatego, ze moje podejscie czasu jest zmienne.
Zawsze do pracy wylatuje z domu, nie wychodze tylko wlasnie wylatuje. Codziennie maz mnie pyta czy ja raz normalnie nie moglabym wyjsc. Mimo, ze wypadam z domu jak szalona to najczesciej i tak czekam na autobus bo jestem za szybko.
Spozniam sie notorycznie, robie co moge ale zawsze sie cos wydarzy, ze sie spozniam. Moze to potwierdzic moja mama bo to ona najczesciej czekac na mnie musiala. Do pracy sie nie spozniam, na lekcje islandzkiego owszem odkad wiedzialam, ze sa nudne i niewiele wnoszace.
Odkad pamiatam, zawsze planowalam. Bede sie uczyc przez miesiac do klasowki, bede regularnie czytac to czy tamto... i wszystkie moje egzaminy lacznie z zawodowymi czy matura, koncowe po szkole florystycznej byly zdawane na wariata, bo naprawde przysiadalam do nauki na ostatnia chwile gubiac caly zaplanowany czas na rozmaite sprawy. Co prawda wszystkie moje egaminy, testy... sa calkiem niezle pozaliczane.
Moje zycie jest takie na ostania chwile ale w sprzecznosci z tym lubie miec plan na przyszlosc najblizsza i troszke dalsza. Nie planuje dalekiej przyszlosci.
Ekko napisala o myciu zebow. ja mam dokladnie tak samo tylko bez minutnika, ja sobie odliczam :):):) i czasem ciagnie sie niemilosiernie a czasem zleci niewiadomo kiedy.
Czas ma to do siebie, ze jest figlarzem majacym w nosie nasze potrzeby czy checi.
aha... nie mam zegarka :)
i jeszcze jedno, ja chyba lubie czas i jego uplywanie i poznawanie
Miauka, wiesz co ???? Jestem przerazona, bo wyglada na to, ze Ty sie do mnie wrodzilas ....... a co na to powie Elek ???? az strach sie bac :)))
Z ta tylko roznica, ze ja sie do egzaminow nigdy nie uczylam, zawsze wychodzilam z zalozenia, ze jak chodze do szkoly i na biezaco wiem, to nie musze sie uczyc extra do egzaminow i jakos wszystkie pozaliczalam za pierwszym podejsciem bez problemow. Nigdy tez nie mialam goraczki przedegzaminowej, jak ludzie latali w panice to ja zwykle czekalam na moja kolejke na stolowce, zeby tylko uniknac tego nastroju paniki, w ktorym mam wrazenie nic sie juz czlowiek nie nauczy, a moze zapomniec to co umial :)))
Czytam już któryś raz ten temat i zastanawiam sie nad tym ,że niby ten czas dla mnie się już tak nie liczy ,zwłaszcza od kiedy nie pracuję zawodowo ,nie musze się nigdzie spieszyć ,gonić za czymś ,bo jak nie dzisiaj to przecież jest jutro ale tak do końca to nie jest prawdą .Przez całe życie i teraz też spoglądam na zegar ,a to że nie zdążę czegoś przygotowac,a to ,że jest tak późno a któregoś dzieciaka nie ma jeszcze w domu,a to że coś sobie zaplanowałam no i jakoś z tym nie zdążyłam ,tak więc chyba jednak denerwujący jest dla mnie nieubłagalny upływ czasu ,jeżeli chodzi o spóźnienia to nie lubię tego w obie strony ,ale nie zawsze się to udaje chociaż mam tyle czasu ,pozdrawiam - rosa
Czasem ma znaczenie, a czasem nie na w ogole. Ma - kiedy jestem umowiony z kims na okreslona godzine, lub kiedy po prostu z roznych wzgledow musze byc w okreslonym punkcie o okreslonej godzinie. Nie ma - kiedy nie ma obowiazkow i nie musze planowac zajec z okreslana dokladnoscia. Zegarek kiedys byl moim obowiazkowym wyposazeniem, teraz z niego zrezygnoalem, bo czas pokazuje mi telefon, ktory zawsze prawie mam przy sobie.To on dzwoni mi i przypomina, ze istotna pora dla jakiegos tam wydarzenia wlasnie nastapila. Poza tym - zwykle mam w pracy w samochodzie w domu wlaczone radio, tak wiec zwykle wiem w miare dokladnie ktora jest godzina. Niwe demonizyje jednak jakos czasu- jest istotny tylko wtedy, kiedy wiaze sie z jakimis obowiazkami - to zrealizowania w konkretnym czasie, albo przez szacunek dla innych (nie wyobrazam sobie spoznienia na umowione spotkanie).
Zadziwia mnie rozciagliwosc czasu - jedne zdarzenia - trwajace w mierzalnych jednostkach tyle co inne - trwaja i trwaja a inne - jak blyskawica
no tak czas... czym jest? Nie wiem. Inaczej plynie na ziemi, inaczej pod ziemia. Inaczej w samolocie a jeszcze inaczej w kosmosie. Inaczej w szczesciu i inaczej w smutku.Inaczej dla dzieci inaczej dla mam a jeszcze inaczej dla babc i dziadkow. Inaczej dla zwierzat, inaczej dla roslin i calkiem inaczej dkla ludzi...
Ja nie lubie sie spozniac ale zdarza mi sie. Nie lubie jak sie ktos spoznia (bez widocznej przyczyny) wiecej niz 15 minut. Ale dla mnie osobiscie nbie ma nic gorszego jak goscie przychodzacy 15 minut za wczas...a ja akurat sie przebieram albo ostatnie walki we wlosach mam...Oczywiscie takich gosci jest niewiele ale mialam kiedys taka notoryczna znajoma...
Oj Grazynko z tym tez bysmy sobie poradzily: zaprosila bym cie z opuznieniem 10 minut i znow by pasowalo
A jakbys byla moja najlepsza kolezanka to zaprosila bym cie pol godzinki wczesnie i bysmy jeszcze poplotkowaly przy toalecie i kieliszku szampana