Chciałabym poznać Waszą opinię na temat pierwszego wrażenia nowo poznanej osoby. Czy dla Was najbardziej liczy się to pierwsze odczucie i odrazu Wiecie jaki kto jest??Ja przyznam szczerze, że dawniej pierwsze wrażenie, które wywarła na mnie jakaś osoba baaaardzo się liczyło. Jednak z biegiem czasu zmieniam zdanie. Człowiek jest tylko człowiekiem,a akurat może się zdarzyć tak, że osoba która poznamy ma właśnie zły dzień,że coś ułożyło jej się nie tak i odrazu jest inna(a my o tym nie wiemy).Co Wy sądzicie na ten temat?Pozdrawiam
Hej ja ci opowiem pewną historię która mi się przydarzyła jak zaczynałam staż. Otóż pierwszego dnia stażu trafiłam na bardzo niesympatyczna dziewczynę, która od razu jakby skreśliła mnie, już na wstępie opowiadała i to głośno przy mnie że ona nie wytrzyma, że ogólnie nie robię na niej dobrego wrażenia, i ogólnie była strasznie niesympatyczna że ja miałam poprostu dość, jak wróciłam do domu byłam tak wściekła, normalnie nie chciało mi się na drugi dzień tam iść. Teraz jak na ironię jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami ;-) także ja się stobą zgadzam ! Człowiek jest tylko człowiekiem. POZDRAWIAM!
Tak jest. Dla mnie jednak pierwsze wrazenie jest wazne ale nigdy typu wyglad lecz "od srodka". Nie wiem jak to okreslic po prostu czuje czy bedziemy sie rozumiec czy nie, czy chemia gra.Tu tez nie chodzi o to co ktos powie tylko jak a raczej o mowe ciala. Taki ktos (jesli czuje ze cos nie tak) ma ze tak powiem okres probny bo wychodze zawsze z zalozenia ze moge sie mylic, on czy ona moga miec zly dzien, klopoty itp. Pierwsze wrazenie sprawdza sie u mnie w 80-ciu procentach. Jest tak jakby pierwszym wskaznikiem ze ta osoba nie bedzie raczej moim najlepszym przyjacielem albo ze po prostu nie pasujemy z jakis wzgledow co nie czyni tej osoby gorsza ode mnie. Po prostu zbyt inna...
Ludzi nie oceniam po wyglądzie - choć pierwsze wrażenie jest ważne. ale to nie to wizualne tylko wewnętrzne - powstałe w wyniku rozmowy, oddziaływania danej osoby na otoczenie, sposobu wyrażania się. Trudno to opisać. i podobnie jak Dorota - nigdy od razu nie skreślam ludzi - ale zazwyczaj intuicja mnie nie myli - jeżeli ktoś wywrze negatywne wrażenie - w póżniejszym czasie się ono potwierdza, a jeżeli już to w drugą stonę - udaje mi się zawieść na osobach, które wydawały się początkowo fajne.
Zgadzam się z ekkore. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam moją najlepszą, po dziś dzień, przyjaciółkę... wstyd przyznać, ale pomyślałam- ale idiotka!! Jak bardzo się myliłam...
Pierwsze wrazenie jest dla mnie bardzo wazne, ale nie jest to zwiazane ani z wygladem, ani z zachowaniem osoby.....troche to trudno opisac, ale ma to znaczenie w spotkaniach "na zywo" wystarczy uscisk dloni, albo sam bliski kontakt i juz wyczuwam "energie" danej osoby i tutaj moje "odczucia" zawsze sie sprawdzaja (czasem wolalabym, zeby sie nie sprawdzaly) sa ludzie, od ktorych bije pozytywna energia, a sa tez tacy, ze bez wzgledu jakby sie nie starali to jednak jest cos, czego nie potrafie okreslic, ale w jakims sensie odpycha.... i wole byc z daleka....
Fabio, ale ja wlasnie napisalam, ze to co ja "odbieram" jako pierwsze wrazenie nie ma nic wspolnego z wygladem, ani zachowaniem czlowieka ....
No cos takiego :))) Tez tak mam - i na ogół potem sie to sprawdza. Mam np. podobne spostrzezenia co do niektórych osób tu na WŻ - a przeciez ich nie widziałam, ani nie znam osobiście, jednak ich wypowiedzi i stosunek do innych, sprawia, że mogłabym powiedziec "nadajemy na jednej fali" :))))) a inne osoby z kolei lekko mnie "jeżą", ale to tylko pierwsze wrażenie przecież :))))
Ja też wyczuwam podczas spotkania to coś,tzn czy będzie nam ze "sobą" ok czy nie.No ale kobiety mają wkońcu ten szósty zmysł prawda?
Użytkownik nonka4 napisał w wiadomości:
> No ale kobiety mają wkońcu ten szósty zmysł
> prawda?
hmmm cos w tym jest,ale czy sprawdza się w każdym przypadku??tego raczej nikt nie jest w stanie zagwarantować
Pewnie,że nikt nie jest w stanie tego zagwarantowć jak wiele innych rzeczy w życiu...nie ma ludzi nie omylnych..
bo jak byśmy wszystko wiedzieli z "góry",to życie nudne by było... a tak to się uuuuczymy co dzień
Zawiodłem się tylko raz na swoim pierwszym wrażeniu ( amoże tak bardzo ...., że chciałem wierzyć?) ...ale bardzo boleśnie. Już kiedyś pisałem o tym, w innym wątku. Było, stało się, boli mimo wszystko do dziś(!).
Podobnie, ba identycznie jak Marylka, nawet "mam intuicyjne" odczucia przy pierwszym, kontakcie, nawet widząc zdjęcie(!) śmieszne...może (?) ale i smutne to dla mnie. Zawsze jestem otwarty, nawet przy pierwszym spotkaniu. Po prostu otwieram się i tego chciałbym od innej osoby ...i tu zaczyna się...wyczuwam natychmiast "odmienność" i nie potrrafię już nawet rozmawiać. Wbijam sobie w swój zakuty łeb, że yym razem mylę się, że to nieprawda, ...po bardzo krótkim czasie okazuje się,
że to pierwsze odczucie było prawdziwe i szlag mnie trafia.(Dlaczego znów do cholery mam rację, dlaczego!!!???). Zamykam się w sobie, niemal prawie, na pare dni
...i przeżywam. Nie jestem ze stali jak by się wydawało.
Ta zdolnośc jest moim przekleństwem, bardzo męczy i czasem dobija, przy kontaktach z nieznanymi osobami.. Jak powiedziała mi ś.p. Mama, odziedziczyłem to po moim Ojcu którego nawet nie widziałem(zabity) i Dziadku , Mamy Ojcu. Jest to, wierzcie mi, przekleństwo, niestety , chyba obie moje Córy dziedziczą tę cechę,. a szczególnie młodsza.
Uf, wygadałem się ale czy przez to mi lepiej(?), lżej(?) "czwarta prawda" czyli ...g**** prawda.
To nie zniknie.
Pozdrawiam
Janek
Ach Janku...ja wiem jak to moze dolowac... chodz daj pychola -no w policzek co by Twoje Wiedzmy i moj Osobisty zazdrosni nie byli. Wiesz moze mi jest latwiej bo mimo to wiedze pozytywnie tzn "odfajkowuje" zawody. To znaczy przerabiam i zamykam. A moje wyczucie biore jako ostrzezenie, pomoc i nie "zmuszam" sie duchowo tej osoby lubic. Szanowac ok, byc w porzadku ok ale wiem ze mi nic nie pomoze powiedziec "Jak mozesz, bo nie znasz, bo moze sie mylisz" jesli okres probny uplynal i ja wiem ze z tej maki chleba nie bedzie to nie bedzie...
Mialam kiedys znajoma kolegowala sie z moja dawna przyjaciolka.Mowcie co chcecie nie trawilam jej. Bylam zawsze w porzadku ale unikalam kontaktu jak diabel wody swieconej. Najpierw nawet myslalam ze ro moze ja jestem "zazdrosna" o przyjaciolke ale nie bylam. Po prostu miala ona w sobie cos...wystarczylo ze spojrzalam jej w oczy a tam nic nie bylo...pustka.
Widzialam ze starala sie ze mna "zaprzyjaznic" i jednoczesnie sklocic mnie i moja przyjaciolke.Przynajmniej jak jej w koncu powiedzialam ze z nas przyjaciolki nie beda bo nasza chemia sie nie zgadza.
Z czasem wyszlo szydlo z worka: manipulowala kim i jak sie dalo. Mozna by duzo opowiadac. Opowiadala nietworzone historie o otoczeniu, ludzie z ktorymi sie zaprzyjaznila ponosili szkody do tego stopnia ze kolejnej przyjaciolce wsypywala (bez jej zgody i wiedzy) srodki uspokajajace do kawy. Do czeego sie zreszta sama przyznala: "no bo potrzebujesz!"
Na szczescie wyjechala daleko.. Ja jej zycze jak najlepiej ale nie chce miec z takimi osobami nic do czynienia i to bez wzgledu na to czy mialy trudne dziecinstwo, klopoty czy piec innych egipskich plag na raz. Takie osoby uznaje za toksyczne i nadajace sie w rece fachowca...
Janku,masz rację,czasem wolelibysmy ,,nie posiadać" intuicji,ale przecież można się w niej doszukać pozytywnych stron(przynajmniej ja tak myślę).Weźmy pod uwagę fakt,iż osoba, która nie potrafi,,wyczuć" zamiarów drugiej(czyli nie posiada tej,,przeklętej"intuicji) jest w stanie bezgranicznie zaufać osobie, którą np.Ty już po pierwszym spojrzeniu oceniłbyś jako fałszywą, mającą złe zamiary i której w żadnym wypadku nie moża wierzyć. I Ty w tym momencie już wiesz, że nie warto zagłębiać się w tą znajomość, bo ona nic dobrego nie przyniesie. A co ma powiedzieć osoba ,,bez intuicji"??!! Jak ona się poczuje, gdy po długich latach dowie się,że była oszukiwana, okłamywana, a ona ,,głupia" wierzyła w to wszystko??!! Ja sama nie wiem co jest lepsze??!! ,,Serce miej otwarte dla wszystkich,
zaufaj niewielu."
Uważam, że posiadanie takiej intuicji to niezprzeczalnie - jest - pozytywna strona.
Nie bedę uzasadniała, bo napisałabym dokladnie to samo co Lidzia20, tyle, że bardziej dobitnie.
Nie rozumie janka i lucky, że narzekają.....na co?, na to że mają takie szczęście?
pozdrawiam jasia
Ty uważasz to za szczęście, bo nie masz tego "szczęścia".
Jasiu, wyobraź sobie, że ktoś Ci "kadzi", a Ty wiesz, zż to kłamstwo, obłuda, zbiera Ci się na ..., a musisz robić dobrą minę do złej gry bo nie wypada, bo jesteś w towarzystwie, bo zależy od tego coś ...bo działasz na rzecz innej , bliskiej Ci osoby np....przyjaciólki ... I ta osoba "przykleja" się później do Ciebie bo jej "dibrze" w Twoim towarzystwie. Ty, z racji pewnych zobowiązań(!) nie dla Ciebie zawiązanych, nie możesz odmówić...Nie jest to takie szczęście. Tylko pozornie jest to szczęście.
Podzielisz się tym odczuciem z koleżanką, a ona będzie miała inną diametralnie opinię, Ty ją chcesz "ratować"...tracisz koleżankę...przyjaciółkę, zostajesz w końcu ze swoim "szczęściem"... Po czasie koleżanka, przyjaciółka przekonuje sie, że miałaś TY rację, nie ona, ale nie chce się do tego przyznać, że zrobiła błąd, jest jej głupio.
Ty też już odwykłaś od przyjacółki, nawiązałaś inne znajomości,...i już nie będzie tak jak było, bo to już inna rzeka ...jak mówi chińskie(?) przysłowie "nie można wejśc dwa razy do tej samej rzeki".
Pozdrawiam
Janek
P.S.
Jasiu, całkiem niedawno (chyba wiosną) spotkałem pewną panią (bez żadnych podtekstów!). Pierwsze wrażenie było bardzo "wstrząsające " dla mnie.Skracałem je jak mogłem.
Miałem rację i tym razem.
Nazwiesz to szczęściem(?!)
W pewnym momencie przestaje się chcieć kontaktów z ludźmi, z obawy by nie trafić na właśnie takich.
J.
Janku jesli moge sie wtracic tak sie dzieje - przynajmniej u mnie - jesli podchodze zbyt emocionalnie. Jesli wiem, ze kogos uniknac nie moge utzymuje dystans przynajmniej emocionalny. Zachowuje sie poprawnie ale nie dopuszczam bliskosci. Mnie pomaga moze i Tobi pomoze. Gdybym chciala ta osobe "naprawic" czy jej "pomoc" zeszla bym na psy a i tak by to nic nie dalo wrecz przeciwnie moglabym nawet wyjsc na osobe falszywa a taka nie jestem...
Doroto, ja nie podchodze do tego emocjonmalnie, nie rozumiesz chyba o czym piszę, to jest podświadomość w wyczuwanie innej istoty. ( Świadomie piszę istoty ....ale to inny temat.) Nigdzie nie piszę, że chcę kogoś czy świat naprawiać(!!!), daleki jestem od tego. Napisałem, że można byłoby ale nie ...i dlaczego ...bo nie ma sensu, bo się straci koleżankę, przyjacól, bo w końcu zacznie się unikać innych ludzi.
Nie wiem już jak pisać żeby było zrozumiale.
A tak przy okazji,rozwijając Twoją myśl , wypowiedź.
Trzymanie ludzi na dystans, takich których się nie darzy sympatią, jest łatwe(!?) ale nie zawsze i nie zawsze jest możliwe. Zresztą co to znaczy "na dystans"?!
np. w pracy się nie odzywać, czy tylko nie pójść na zaproszoną kawe, czy tez nie składać takiej osobie życzeń okazjonalnych. Powiedzenie "trzymać kogoś na dystans" jest bardzo ogólnym pojęciem wg mnie. Na dystans można "odsunąć" zalotnika, kolegę podrywacza w pracy, na ulicy. Życie "towarzyskie" to zupełnie inna sprawa. Trzymanie na dystans, to w konsekwencji (!!) zamknięcie się we własnych czterech ścianach. Dlaczego? ...Po prostu przestajesz bywać bo przestają cie zapraszać, akceptować bo określą cię jako "sobka" i przestajesz być mile widzianą osobą. Tracisz kontakty te potrzebne i te które ty chciał(a)byś zachować.
Tak zeszliśmy z tematu ale można rozwinąć go, tylko w innym (chyba ?) wątku.
Pozdrawiam
Janek
Janku ja Cie bardzo dobrze rozumiem (tak sadze przynajmniej) To jest zawsze podswiadome wyczucie i o takom pisze. Z Twojego postu wywnioskowalam ze Ci to emocionalnie sprawia dyskomfort. Uzyje teraz porownania moze ono lepiej pokarze o co mi chodzi. To tak jak z zakupami jesli kurtka o ktorej marzyles okarze sie w sklepie po prostu tandeta tez rozczaruje Cie to ale chyba latwiej odfajkujesz niz ludzi. Nie chodzi mi w zadnym przypadku o ich odrzucenie ogolnie tylko o uznanie "szkoda to jednak nic dla mnie.Akceptujesz ta osobe, sytuacje jaka jest ale nie budujesz oczekiwan w stosunku do niej. Punkt" Tak jak z ta kurtka mozesz nastepne 230 dni i nocy miec miec zepsuty humor, w sklepie 10 razy ja wywracac na wszystkie strony "bo moze jednak...". Mozesz tez odfajkowac i poszukac innej lub dac sobie spokoj.
A z dystansem hodzi mi o troszke inny dystans choc taki o ktorym piszesz wybieram w stosunku do osob z ktorymi kontaktowac sie nie musze. W dystansie emocionalnym o ktorym ja pisalam mozesz miec zupelnie naturalny kontakt z dana osoba , mozesz i wypic kawe, i pogratulowac szczerze sukcesu i urodzin wtedy gdy sytuacja tego wymaga jesli ta osobe zaakceptujesz taka jaka jest. Wtedy mozesz jej zyczyc jak najlepiej (nie chodzi o wypowiedzenie formolki) ale ja na przyklad unikam wszelkiego spoufalenia dla mnie wystarczy wtedy podanie dloni . Nie rozmawiam z nia o moich prywatnych sprawach, wylaczam jak najbardziej moge z mojego prywatnego zycia. Jesli to kolega, kolezanka w pracy, wazny dla mnie czy kogos dla mnie waznego znajomy przyjaciel toleruje, akceptuje jestem rownie pomocna jak do kazdego innego w sprawach zawodowych to znaczy w tym co powinnam ale nie dopuszczam spoufalenia. Jeslki ktos o kim wiem, ze nie bedzie dla mnie nikinm bliskim chce sie na sile zaprzyjaznic daje jej/jemu do zrozumienia w bardziej lub mniej delikatny sposob (zalezy od nachalnosci osoby) ze to sie nie stanie bo nie odbieramy na tych samych falach. W sytuacji ktora wyzej opisalam nie mieszalam sie do kolezenstwa mojej przyjaciolki nie krytykowalam jej wyboru po prostu unikalam spotkan "we troje" . Przyjaciolka zapytala mnie oczywiscie otwarcie dlaczego wiec jej powiedzialam ze nie mam nic przeciwko jej znajomosci (bo nie mialam w kontekscie ICH przyjazni) Jesli ona dana osobe wybrala miala swoje powody (o ktorych wiedzialam) i ja to akceptuje ale JA sie po prostu zle w towarzysztwie TEJ ZNAJOMEJ czuje. Ta znajoma oczywiscie tez kiedys weszla na ten Temat wiec jej powiedzialam to samo: "Akceptuje WASZA przyjazn ale MY przyjaciolkami nie zostaniemy bo nie nadajemy na tej samej fali. Byc nie musimy- wszak ludzie sa rozni i nie chodzi tu o wartosc czlowieka jako taka. Luzna znajomosc ok ale nic ponad to. I zeby nie bylo nieporozumien: takie same prawo uznaje i akceptuje u innych osob w stosunku do mnie." Nikt mnie lubic nie musi wystarczy jak bedzie do mnie w porzadku.
Zamykanie sie we wlasnych scianach? Nie sadze, ja sie nie zamykam unikam tylko tego co mi nie sluzy. Wiesz Janku ja jestem bardzo tolerancyjna w stosunku do innych osob wiec "na ile " kogos unikam jest tez zroznicowane. Pisze o osobie wysoko toksycznej - tych unikam jak ognia. Z innymi osobami moge smialo prowadzic kontakty towarzyskie i inne ale nie musze ich wybrac na powiernice/powiernikow. Ach i szczerze mowiac nie stracilam jeszcze nigdy przez to wartosciowych dla mnie kontaktow. Moze wlasnie dlatego, ze mimo mojejgo wlasnego odczucia nie pouczalam, nigdy nie mowilam po fakcie "a nie mowilam". Rady dawalam tylko jesli sie ktos o nie pytal i tylko raz. Ale wtedy szczerze i zawsze z naciskiem, ze to moje odczucie, zdanie a pytajacy musi postapic tak jak sam dla siebie uwaza za stosowne.
Moim zadaniem jest wtedy zaakceptowac jego/jej wybor w stosunku do niego samego.
Jesli to ktos z rodziny to wiadomo trudno uniknac i trzeba sie nieraz przemoc. Tu ma ta osoba przewaznie latwiej a ja trudniej. Jesli na pruzyklad osoba z rodziny powiedzmy Ex odsunie od nas inne osoby bliskie na przylkad wspolne dzieci jest to tragedia ale i zupelnie inna historia masz racje ze na inny watek.
Pozdrawiam serdecznie!
Wyłuszczyłaś, jak to mawiają, dobitnie swój pogląd z którym należy się zgodzić bądź nie, ja się zgadzam z nim.
Masz pychola za to...
Potrafię powiedzieć komuś, z ludzi tego gatunku, że z naszej znajomości bliższej "nici" bo kłamie, jest nieszczery itp. Niektórzy mówią, że boją się tej mojej "szczerosci aż do bólu" ale "lubią" mnie właśnie za to, "...bo niezdolny jesteś do obrabiania d*** i nie potrafisz zrobić świństwa ..." jak mi powiedziała jedna z osób , ...której niecierpię.
Ale pamiętam (miałem 3 lata wówczas !) słowa mego ukochanego ś.p. Dziadka: "...chroń mnie Panie Boże od przyjaciół, od wrogów sam sie obronię..." , wyjaśnił mi znaczenie słowa przyjaciel w podwójnym jego znaczeniu, na podstawie cytatu z "Dziadów": "...kto powiedział, że Moskale to sa bracia nas, Lechitów, temu pierwszy w łeb wypalę przed kościołem karmerlitów..." (lecę z pamięci więc moze coś przestawiłem), rzekomo w sposób rezolutny powiedziałe, ze On jest moim największym przyjacielem. Mówiono mi, że się popłakał. Nie pamiętam, bo nie widziałem.
Pozdrawiam
Janek
Fajnie ze sie zrozumielismy i...dziekuje, W Niemczech jest przyslowie: "lepszy stary wrog od nowego przyjaciela" zaznaczam nie "przyjaciela"
Masz racje, tak to dziala, ale ja, jak Dorota, z czasem sie wyciszylam emocjonalnie, przyjaciol zostalo niewielu, rodziny przy okazji ....tez, ale jakos nad tym nie boleje..... Wole byc sama niz w otoczeniu ludzi, ktorym nie moge zaufac.... a sama i tak nie jestem. Jak poznalam Charliego juz przy kontaktach na necie mielismy baaaaardzo wiele wspolnego. Pamietam nasze pierwsze spotkanie ;)) wizualnie jakos wogole do siebie nie pasujemy, ale do konca zycia nie zapomne tego uczucia bezpiecznego komfortu jakie na mnie splynelo w momencie pierwszej bliskosci ..... i tak juz zostalo :))))
Oj, szkoda, że Charli nie może tego przeczytać...
Tak, właśnie tak. Czasem tłumaczymy się przed znajomymi, pracą, nawałem innych obowiazków, że ich nie odwiedzamy ale chyba dla nich lepiej, że nie znają prawdy mamy te najbliższe nam osoby, Rodzinkę ...i zamykamy się (jednak!!!) w czterech ścianach.
Tylko to wszystko przez ten "dar". Cholera.
Oczywiście są ludzie wolący samotnośc bo tak im siedobrze żyje ale to "inna para kaloszy".
Marylka, takie typki jak my, gaduły, są z natury bardzo towarzyscy ale ...właśnie to ale ...
Masz pychola, Charliemu piwko.
Kazik
,,Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia"- coś w tym jest!
No ..wiesz janek , w takim kontescie tego nie rozpatrywalam, raczej myślałam o wlasnej osobie.
My juz tak mamy,....jeżeli chodzi o nas to ...jakos sobie poradzimy, ale jeżeli chodzi o przyjaciół, lub o osoby nam szczególnie bliskie, to juz insza inszośc.
Przyjaciela od "toksycznej" znajomości bardzo trudno uwolnic, bo niestety każdy musie uczyc sie na własnych błędach, a nie na przeczuciach przyjaciół.
Ale ...będe nadal podtrzymywała własną tezę, że takie przeczucia, co do nowo poznanych osob, to jednak pozytywny dar...tutaj, dodam korektę...
w stosunku do osoby z takiim darem.
Może teraz powiem, jaka ja jestem....otoż, wlaśnie to ja jestem osoba otwartą i można powiedziedź z serem na dłoni, ( może troszkę naiwną) , ale myśląca, że kazdy taki wlaśnie jest....
Wiecej chyba nic nie trzeba dodawać, chyba tylko jedno, że z biegiem lat i doświadczeniem, nauczyłam się mieć dystans do nowo poznanych osob.
Niezależnie jakie na mnie wywieraja wrażenie. Bo wrażenia mogą byc bardzo mylne....
pozdrawiam jasia
Użytkownik Janek napisał w wiadomości:
Zawsze jestem otwarty, nawet przy pierwszym
> spotkaniu. Po prostu otwieram się i tego chciałbym od innej osoby ...i tu
> zaczyna się...wyczuwam natychmiast "odmienność" i nie potrrafię już
> nawet rozmawiać.
Janek, to jest dokladnie to co chcialam napisac, ale mi jakos nie wyszlo....:))) Ja jestem rowniez bardzo otwarta, w przyslowiowe 5 min mozna poznac caly moj zyciorys, a tu nagle jest wlasnie taki moment, ze mnie zatyka i nie potrafie nawet rozmawiac ..... Zatkac taka gadule jak ja ???? No coz jednak sie zdarza wlasnie w takich sytuacjach ...jakas blokada i tyle....