Witam
Jestem studentką i pisze prace dyplomową na temat obyczjów Bożonarodzeniowych. Mam prośbe czy moglibyście naisać jak spędzecie święta? Jakich obyczjów przestrzegacie? A może jakieś nowe wymysliliście? Prosze tylko o dopisanie z jakiego województwa jesteście! Z góry dziękuje. Bardzo mi te informacje pomogą.
A emigrantow tez obejmujesz w pracy :) ?
Nie zastanawiałam sie nad tym. Ale jeżeli ktoś chce z poza Polski opowiedzieć o swoich świętach to prosze. Napewno wykorzystam :)
W polsce - az jakos specjalnie tradycyjnie nie obchodzimy - moja mama jest z poludnia polski tata ze srodkowej a ja sie urodzilam na polnocy wiec trudno powiedziec zeby nasza tradycja wywodzila sie z mojego rodzinnego
3miasta. Ale wyglada to prosto staramy sie nie jesc az do Wigilii, do stolu zasiadamy gdy jest ciemno na dworze oczywiscie wczesniej dzielac sie oplatkiem. Na stole powinno byc 12 potraw, jest duzo ryb smazonych, sledzie w zalewie, paszteciki nadziewane grzybami i kapusta lub kulebiak w zaleznosci od roku, barszcz czerwony, makowiec, sernik, piernik, pierniczki (powiedzialabym ze slodycze sa najwazniejsze :D ) potem prezenty i juz.... nie spiewamy kolend, wlasciwe nic nie robimy takiego bardzo tradycyjnego...
W Finlandii - z rana na sniadanie przygotowuje sie wielka miche puddingu ryzowego z cukrem i cynamonem, wrzuca sie jednego migdala, kto go trafi w miseczce ten bedzie szczesliwy caly rok, nastepnie ubiera sie choinke, po poludniu jedzie sie odwiedzic groby zmarlych. Wieczorem idzie sie do sauny, potem w szlafroku zasiada sie do wigilijnego stolu a na nim - danie glowne to pieczona gicz czyli szynka swiateczna, salatka buraczana, ikra, kilka rodzai piuree z roznych warzyw, rolmopsiki, pierniczki i ciasteczka z powidlami sliwkowymi. Ubolewam ze swiatecznych plackow nie maja :D Potem prezenty i koniec :)
Jestem z Poznania. Jeśli chodzi o dzien 24.12 to co roku zasiadamy do stołu gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka lub troszeczkę później ale nigdy wcześniej :) Przedtem jednak łamiemy się opłatkiem i najstarszy członek rodziny składa życzenia. Na stole musi znajdować się 12 potraw u mnie są to zazwyczaj: zupy rybna (z głów karpich) i grzybowa obie z łazankami (to taki makaron jakby co), karp smażony, śledzie w occie i pod pierzynką, filet jakiejkolwiek ryby ale tylko dlatego że mój młodszy brat nie je ryb z ośćmi, ryby w galarecie i po grecku, kapusta z grzybami, pierogi z kapustą i grzybami, ziemniaki gotowane, makiełki ( to bułka nasączona mlekiem wymieszana z masą makową rodzynkami itd przepisy są w internecie), kompot z owocami. Po kolacji śpiewamy kolędy te najbardziej znane czyli Lulajże Jezuniu, W żłobie leży, Pójdźmy wszyscy do stajenki, Dzisiaj w Betlejem. Po kolędach mamy chwilę relaksu przy lampce
wina a potem przychodzi czas na prezenty, które sama cały dzień pakuje i zanoszę pod choinkę. Kiedyś jak z rodzeństwem byliśmy małymi dziećmi pamiętam że ktoś przebierał się u nas za Gwiazdora (inaczej Św Mikołaj) i kazał nam na głos odmawiać pacierz lub śpiewać kolędy. Czuło się respekt przed Gwiazdorem ale zawsze jego polecenia były wykonywane i dostawało się prezent. ;) to tak w skrócie... Miłego pisania Pracy
Hmmm...tak się zastanawiam, o której godzinie ludzie siadają do kolacji
wiglijnej, gdy niebo jest zachmurzone...? ;-DDD
No tak ....:))) Ale ja mam rozwiazanie - u mnie Wigilia zawsze, ale to zawsze zaczyna sie o 18tej, bo przy 6-cio godzinnej roznicy czasu, w Polsce jest wtedy pasterka. Taka umowe "zawarlam" z moim juz dawno niezyjacym Ojcem i tak zostalo i bedzie juz na zawsze .... nie wolno ani minuty przed ani po.
W ubieglym roku maz sie dziwil dlaczego jeszcze nie siadamy do stolu, skoro wszystko jest gotowe....a moj syn popatrzyl na Niego zdziwiony i mowi: "to ty jeszcze nie wiesz? czekamy na polska pasterke" ....
U mnie wigilia się zaczyna jak wszystko jest gotowe - wtedy dzieci z tatą idą szukać pierwszej gwiazdki, a ja nie wychodząc z kuchni - przecież stoję nad patelnią (hehe) -podkladam prezenty.
U mnie kolacja wigilijna wygląda podobnie jak u grażyny-h. Może część potraw jest trochę inna. Obowiazkowo musui być barszcz czerwony z uszkami z nadzieniem grzybowym. W miejsce makiełek są kluski z makiem. Kompot obowiązkowo z suszu. Reszta potraw bardzo podobna. Z ryb króluje karp. A co do przestrzeganych od pokoleń obyczjów to jest zawsze dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa. No i sianko pod obrusem. O północy wspólne pójście na pasterkę. Są to cudowne, czarowne święta i nawet jak niebo jest zachmurzone to zawsze ktoś dostrzeże pierwszą gwiazdkę.
Jestem ze Śląska. W moim domu odkąd założyłam własną rodzinę, kiedy już wszystko jest na stole, odświętnie udekorowanym z pieniązkiem pod każdym talerzem (dla dostatku i zdrowia) i dodatkowym nakryciem dla niespodziewanego gościa syn czyta fragment Ewangelii wg św. Łukasza o Narodzeniu Jezusa (czyta odkąd dobrze nauczył sie tej sztuki). potem głowa rodziny (mąż) przełamuje opłatek, każdy bierze kawałek do ręki i zaczynamy składać sobie życzenia. Potem modlimy się "Ojcze nasz" i zasiadamy do kolacji. Jest taka tradycja, żeby nikt nie wstawał od stołu w czasie kolacji, podobno to przynosi pecha:) Staramy się próbować choć trochę każdej potrawy, nie jest ich zbyt wiele, ale pościmy cały dzień (no prawie) więc czasem się nam to udaje. Kolację zaczynamy od tradycyjnej u nas zupy z głów karpia z grzankami z bułki na maśle; czasem podaję też zupę rybną- taką samą jak ta z grzankami ale gotujemy ją z kiszona kapustą i grochem (z taka ilością by nie była zbyt gęsta). Po zupie drugie danie: ziemniaczki, smażony w panierce z bułki tartej karp, kapusta kiszona gotowana z suszonymi grzybami. Jest jeszcze kompot z suszonych jabłek, śliwek, moreli. na deser makowiec (drożdżowy zawijany) i moczka - deser przygotowany na pierniku z dodatkiem bakalii kompotu z agrestu, wiśni, wersje moczki różnią się trochę w zależności od preferencji rodziny; jedni robia gęsta jak bydyń inni taka bardziej do picia. Kiedy wszyscy już skończą jedzenie głowa rodziny wstaje, za nim reszta i kończymy kolacje modlitwą. Po kolacji "szukamy" upominków pod choinką. Potem siedzimy sobie w miłej atmosferze i "leniuchujemy". Po godzinie 23 moja mama wybiera sie jak zawsze na Pasterkę. Drugiego dnia, w Boże Narodzenie po mszy też sobie leniuchujemy, po południu odwiedzamy rodziców męża i tam śpiewamy wspólnie kolędy po uprzednim złożeniu sobie życzeń z opłatkiem. Kiedy zakłada się własna rodzine to tradycje troche się zmieniają, każdy wnosi do domu coś nowego, tworzymy wspólnie własne tradycje, uczestniczymy w tradycjach rodziny ze strony wspólmałżonka.
Choć czasem człowiek myśli, że fajnie byłoby wyjechać gdzieś w góry na święta, odpocząć, a nie latać i szykować, to jednak tradycja obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia jest tak silna, że pozostajemy i staramy się by było wszystko przygotowane jak najlepiej, najmilej, zgodnie z tradycją.
woj. łódzkie
Spotykamy się ok godz. 17-18. Od kiedy nie żyją Dziadkowie wigilie spędzamy w mieście :) Wigilię organizujemy "przechodnią" tzn. raz jest u nas , nastepnego roku u mojej siostry, a w kolejnym u siostry męża. Staramy się, żeby było nas jak najwiecej. ) Do Wigilii pościmy. Najpierw dzielimy się opłatkiem. Składamy sobie zyczenia. Potem jedzonko: zupa grzybowa, owocowa (z suszonych owoców - specjalnośc mojej teściowej u której grzybowa przegrywała własnie z tą owocową :) ale ja to zmieniłam :) i barszcz czerwony z uszkami, do wyboru. Poza tym obowiązkowo śledzie w migdałach, w twarozku i w innych jeszcze kombinacjach. Karp smażony, ale w znacznie ogranoczonej ilości, bo młodzież się zbuntowała i nie chce jeść wobec czego znalazły sie również inne ryby smazone i w galarecie. Równiez obowiazkowo ryba po grecku (robię więcej, bo goście zabierają ze sobą w prezencie :) Sa jeszcze pierogi z kapustą i grzybami, kapusta z grochem (postna), jagły, makiełki, kompot z suszonych owoców.
Po kolacji rozdajemy prezenty (wszyscy na to czekamy, bo robimy sobie nieraz smieszne prezenty :) szczególnie ja je dostaję, bo mam w tym dniu również imieniny a rodzinka wie, że lubie żarty. Wyciagamy spod obrusa źdźbła siana i "czytamy" co komu pisane . Potem są rodzinne śpiewy kolęd i występy dzieci, chociaz sa juz dorosłe, to i tak co roku coś przygotowują :))) U nas w korytarzu zawsze wisi nad drzwiami (takimi przechodnimi) jemioła, wiec jesli najdzie sie tam kogos to bankowo dostanie sie buziaka. Jak dotrwamy :) to nieraz udaje sie nam pójść na pasterkę.
W pierwszy dzień świąt mamy w gronie rodzinnym świąteczne śniadanie ze wszystkimi frykasami - róznymi mięskami, ciastami, itp. Potem msza w kosciele z oglądaniem szopki. Obiadu jako takiego nie gotuję. Jemy to co przygotowałm wcześniej :) W ten dzień staramy się pobyć razem, blisko, zrobic cos wspólnie, pójść na spacer. W drugim dniu (jesli Wigilia była u nas ) idziemy "w gosci" a jesli na Wigili bylismy u rodziny - zapraszamy gości do nas :)
Jak Wigilia była u Dziadków na wsi, to dodatkowo było odwiedzanie zwierzaków w oborze przed północą i wyprawa na pasterkę, do drugiej wsi, przez las. Choinka była ubierana w jadalne rzeczy, cukierki, sople z cukru, jabłuszka - uwielbiałam je podjadać , a potem moje dzieci tez to robiły. Święta na wsi miały niepowtarzalny klimat...
Odwiedzamy tez groby najblizszych zanosząc świateczny stroik i lampkę - taki obyczaj wprowadziła moja Babcia i tak juz zostało.
Jestem z zachodniopomorskiego.
W dzień Wigilii Bożego Narodzenia ubieram choinkę przy dźwiekach od lat tej samej piosenki Czerwonych Gitar: "Jeden dzień w roku".
Barszcz czerwony ostry, pierogi z kapustą i grzybami, ryba smażona, ryba po grecku to zazwyczaj żelazne menu. Oczywiście prezenty pod choinką i opłatek..
To jednak nie są tradycyjne święta, ze śpiewaniem kolęd, siankiem pod obrusem, pierwszą gwiazdką, zdaję sobie z tego sprawę.
A jednak przywiązuje dużą wagę do tej daty, jest dla mnie ważna i staram się podtrzymać jeszcze to, co pozostało w tradycji.
Dziekuje za wypowiedzi :) Mam nadzieje że jeszcze kilka przybędzie
Izunia, zycze powodzenia w pisaniu pracy, ja pochodze z lubuskiego, tzw: ziemie zachodnie - wiec generalnie mieszanka -
Tradycyjna wigilia u mojej ukochanej Babuni Nadziei:
!. Barszcz czerwony ( z leciutka zezlocona cebulka)
2, Uszka z grzybami
3. Pierogi z kapusta i grzybkami
4. Karp smazony
5. karp w galarecie
6. Kapusta z grzybami i takim smiesznym czarnym olejem
7. kutia
8 kompot z suszu
9. dorsz smazony
10. sledz marynowany
11sledz w oleju
12. piernik
13.makowiec
14.chlebus wlasnej produkcji
ja jeszcze pozniej robilam rybe po grecku, lososia w galarecie i krokiety z grzybami.
Natomiast u mojej bylej tesciowej podawano kwasnice ( taka zupa z kapusty kiszonej)
Musialo byc sianko pod obrusem, modlitwa przed wieczerza,
pozdrowienia
Ela
kochani, a z tym niecodziennym i nadzwyczajnym gosciem na Wigilie to dajmy sobie spokoj. Ja juz od dawna tak myslalam, ale nie wiedzialam....
Otoz corka mojej kolezanki pisala prace doktorska na temat prawdziwosci w symbolach tradycyjnych, oczywiscie w statystyce 27 przykladow
nic nie znaczy. Niemniej na 27 pustych talerzykow, wpuszczono do domu jednego "przebranego " na okazje wedrowca , przebrano za bezdomnych,
pijakow, cudzoziemcow zblakanych.
Spokojnie sobie ten talerzyk do serwantki schowajmy i przestajmy udawac, bo nawet jakby jaki Apostol sie trafil to i tak go nie przyjmiemy zeby nie
popsul nam nastroju.
Wpuscili i ugoscili nieproszonego wigilijnego goscia w Warszawie ludzie dosyc bogaci(a wydawaloby sie.....), za PRLu nazwani prywatna inicjatywa,
o nic nie pytali, nakarmili, probowali rozruszac, rozmieszyc i na dodatek pomoc. Gosc, jak wszyscy inni byl "podstawiony" i jak koledzy tez doktorant.
Gdyby co, to ja nic nigdy z tzw "prywatna inicjatywa" nie mialam wspolnego,ale po przeczytaniu raportow juz sie podszywam.
a ja mialam goscia 2 razy...coprawda raz to byl taki dalzy kolega mojego brata i jak nie mial sie gdzi podziac to przyszedl na 2 dzien swiat ale w wigilie stal pod drzwiami ale nie zadzwonil bo sie wstydzil..a szkoda..a drugi raz to taka moja starsza sasiadka jak jej rodzina nie uwzglednila w swiatecznych planach...nie wiem czy sie licza..ale zawsz cos..
Goraco polecam książkę Hanny Szymanderskiej ,,POLSKIE TRADYCJE ŚWIĄTECZNE''. Ja osobiście jestem ta szczęściarą, że zawsze przyjeżdżam na tzw,,gotowe'', w jednym roku do rodziców, w następnym do teściów. Menu u rodziców- żurek, karp smażony, ryba po grecku, raz była ryba pieczona z jabłkami, ale nie przyjęła się, kompot z suszonych owoców( nie cierpię), czasem kutia.Przed pasterką na głodomorów czeka barszczyk i krokiety z kapustą i grzybami. U teściów natomiast jest barszczyk z uszkami, karp smażony i w galarecie, łazanki.I oczywiście niedobry kompot. Słodkości nie wymieniam, bo tyle tego jest....Pod obrusem jest sianko i zawsze pusty talerz czeka. Po kolacji śpiewamy kolędy przy akompaniamencie kuzynki ( gitara) i cioci (pianino), przy czym ciocia uczyła się grać jakieś 45 lat temu i ćwiczy tylko w wigilię! Pierwsze takty ma opanowane, gorzej z resztą, ale w taki dzień to nie wazne....
Ja i cała moja rodzina jesteśmy z Warszawy.
Do kolacji siadamy różnie- między 18 a czasem nawet 20. Staram się ładnie przystroić cały dom. Bardzo ważna jest choinka- ubieramy ją zazwyczaj w Wigilię rano. MUSI być prawdziwa a nie syntetyczna. Ubieramy ją też trochę tradycyjnie, nie tyko w bąbki i gotowe ozdoby ale we włsnoręcznie robione zabawki i łańcuch.
Zawsze jest nakrycie dla niespodziewanego gościa, sianko pod obrusem. Liczba potraw 12, chociaż moja babcia i prababcia twierdziły, że powinna to być liczba nieparzysta. No i obowiązkowo trzeba każdej spróbować.
W wigilię nie przestrzegamy ścisłego postu, tzn. coś tam przekąsimy do kolacji ale nie jemy mięsa.
Głowa rodziny pierwsza przełamuje opłatek, składamy sobie życzenia no i siadamy do stołu.
Z potraw jest zawsze:
- karp smażony no i, że ja to bojkotuję, ryba (dorsz) po grecku, łosoś w galarecie, ryba faszerowana, sledzie z cebulką
- obowiązkowo i najważniejsze: pierogi z kapustą i grzybami i czysty barszcz czerwony, czasem też paszteciki z kapustą i grzybami
- kompot z suszu i kompot- kisiel żurawinowy- tę tradycję wniosła mama i babcia mojego taty (pochodziły ze wschodu Polski)
- no i jest jeszcze sałatka jarzynowa i jajka z groszkiem i majonezem (tłumaczyłam już kiedyś dlaczego- sentyment z dzieciństwa, mój i mojej siostry)
- z ciast: sernik wiedeński, makowiec, piernik przekładany powidłami, czasem keks no i pierniczki!!
Jak trochę zjemy, rozpakowujemy prezenty, potem jeszcze coś przekąsimy. Kolend niestety nie śpiewamy ale chociaż robię namiastkę tego i puszczam je na CD.
Ach, no i zapomniałam o kutii (mak, bakalie i pszenica) i kluskach z makiem. U mojej mamy robiło się kluski z makiem a u taty kutię więc teraz robimy i to, i to.
Ja mieszkam w Poznaniu. Od kiedy mój mąż pracuje jako kierwca autobusu zdarza nam sie jeść Wigilię o różnych porach.
Jeśli tylko mogę jest to 17-18. Bardzo często na wigilię jedziemy do mojej mamy i tam zbiera się cała rodzina. Każdy coś ze soba przynosi.
i tak uzbiera sie co nieco. Barszcz z uszkami ( na prawdziwym zakwasie) zupa rybna i grzybowa, gotowane ziemniaki, smażony karpik na masełku w panierce, oprócz karpia również inna smażona ryba, kapusta kiszona gotawana na maśle z grzybami, śledziki pod różnymi postaciami, kutia, makiełki oraz ryż na słodko ugotowany razem z suszonymi śliwkami.
Kompot z szuszonych owoców. Ja od kilku lat robię pierogi z kapusta i grzybami.Z ciast to sernik, pierniki, makowiec i placek z makiem. Zaczynamy od modlitwy "Ojcze nasz" potem łamiemy się opłatkiem i składamy życzenia.Po kolacji kawa, słodkie i ropakowujemy prezenty. Zwykle najmłodszy nurkuje pod choinke i każdemu podaje jego pezent. Pod białym obrusem sianko, dodatkowe nakrycie dla gościa. Bardzo lubie spiewać kolendy ale nie zawsze udaje mi sie namówić do tego męża i córkę. Co roku mamy szczery zapał iść na pasterke ale jakoś nie możemy datrwać do pólnocy.
Pochodzę z rzeszowszczyzny , pamiętam i staram się kultywować zwyczaje jakie obchodziło sie u mnie w rodzinnym domu. W dniu wigilijnym należało wczesnie rano wstać, żeby nie zasypiać całego roku. Od bladego świtu do południa należało porobić wszystkie cięzkie prace, których nie mozna było wykonywać w święta. Pochodzę ze wsi, więc trzeba było narąbać drzewa (chłopcy), naznosić do domu żeby wystarczyło na całe święta, przygotować co się dało paszę dla zwierząt (zrzucić siana ze strychu, usiekać buraków itp.). Dziewczyny pomagały w domu przy ostatecznym sprzątaniu i gotowaniu wieczerzy.
Należało wyprasować ubrania dla każdego na całe święta ( a było nas trochę 2+6 ), a tatuś czyścił i pastował buty na ''glanc''. Nalezało się odnosić do siebie zyczliwie, miło i z szacunkiem (oczywiście nie tylko w tym dniu, ale w Wigilię szczególnie) żeby potem w ciągu roku być takim samym dobrym człowiekiem jak w tym dniu.
W południe cała młodsza dzieciarnia z tatusiem obsadzała i ubierała choinkę. Były to ozdoby robione własnoręcznie- łańcuchy z kolorowego papieru, anioły i gwiazdy ze słomy, orzechy zakręcone w ''złotka'' zbierane specjalnie cały rok, jabłuszka koniecznie czerwone!!, jeżyki z papieru i to na co czekaliśmy najbardziej- długie cukierki, które dziwnym trafem podczas rozbierania choinki ''zamieniały'' się w kredki:))).
Po ubraniu drzewka następowało kąpanie i ubieranie się w świąteczne ciuchy, no i oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę.
W tym czasie, kiedy dzieci się kąpały, tatuś przynosił sianko i układał pod śnieżnobiałym obrusem i na nim kładł oplatek.
Wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki, klękalismy do wspólnej modlitwy, a potem tatuś brał opłatek i zaczynając od mamusi a potem od najstarszego do najmłodszego dziecka skladał nam zyczenia. Każdy ułamywał sobie kawałek, żeby móc potem podzielić się z innymi i kiedy tatuś skończył , zaczynał sie totalny bałagan, śmiechy, przepychanki chcielismy wszyscy wszystkim na raz złożyc życzenia żeby jak najszybciej usiąść za stołem po całym dniu postu. Staraliśmy się pościć cały dzień , a jak ktoś był bardzo głodny ( najmłodsi ), mamusia ratowała kromką drożdżowego ciasta i szklanką gorącego mleka. Nie wolno było jeść wędliny przez cały dzień, czyli praktycznie do po pasterce.
Ponieważ byliśmy liczną rodziną i tylko tatuś pracował, więc nie było mowy o prezentach pod choinką, chociaż czasami trafiła się jakaś pomarańcza co wówczas był rarytas.
Po pośniku, bo tak u nas nazywa się kolację wigilijną, siadaliśmy wszyscy wokół choinki i śpiewaliśmy kolędy, a ponieważ wszyscy łacznie z rodzicami mieliśmy dobre głosy, więc śpiew rozlegał się donośny. Pózniej obowiązkowo wszyscy szliśmy na pasterkę.
Był jeszcze jeden zwyczaj o którym zapomniałam napisać, a mianowicie nie wolno było w tym dniu odwiedzać sąsiadów ani niczego od nich pożyczac,
żeby nie wynosić z domu dostatku i nie zabierać sąsiadom. Za to po pasterce prosto z kościoła, nieraz druga, trzecia nad ranem zaczynało się kolędowanie, po sąsiadach, rodzinie nieraz do białego rana, tak że czasami szliśmy prosto do koscioła na ranną mszę, która zaczynała się o 7.
W dzień Bożego Narodzenia było kolędowanie po rodzinie, która mieszkała trochę dalej lub ktoś przychodził do nas, ale siedziało sie godzinę, dwie i całą gromadą z kolędą na ustach szlismy dalej. Obiadu nikt w tym dniu nie gotował, zjadalismy to co zostało z wigilii lub co ludzie dali.
No i został jeszcze Szczepan. Od rana chłopcy chodzili po kolędzie bo w tym dniu tylko im było wolno. Pierwszy chłop w domu w tym dniu, to szczęście i dobrobyt dla gospodarzy, a jak sie zapedziła dziewczynka lub jakas zapominalska sąsiadka ze śmiechem sie jej przypominało, żeby zanim wejdzie za próg najpierw przysłała męza albo syna. No i wtym dniu zaczynali chodzic kolędnicy z Herodem, diabłem, śmiercią, to była atrakcja!!
W tym dniu chodziliśmy do kościoła na sumę, bo było poświęcenie owsa. Kiedy ksiądz szedł z kropidłem przez kościół sypał się na niego deszcz owsa. Na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana, ksiądz był przez ludzi ''kamienowany'' owsem.Potrawy wigilijne unas to; barszcz czerwony z uszkami z grzybów,- barszcz grzybowy,- kapusta z grochem i jagłami,- karp, -kompot z suszu, -pierogi z kapustą i grzybami, -makowiec z orzechami ( dobrobyt!!), -suchy groch ugotowany,- kasza gryczana tez ugotowana.
Chyba tyle . Mm nadzieję, że trochę ci pomogłam.
Pozdrawiam:)))
no i zapachnialo świętami :)) ślicznie napisane:)))))
Dziękuję bardzo,że Wam się podobało.
Przypomniało mi się jeszcze coś o opłatku. Jak wiecie opłatek jest w dwóch kolorach, biały i różowy ( chociaż w zeszłym roku w Tesco widziałam zielony!!!!).
Opłatek biały jest przeznaczony dla ludzi, a różowy dla zwierząt. Rano w Dzień Bożego Narodzenia mamusia zabierała różowy opłatek i kruszyła krowom na siano. Jest to swoiste podziękowanie dla tych bydlątek, które własnym oddechem ogrzewały Dzieciątko, a więc u nas były to krowy ( bo wół był w stajence, owce, osioł). Po cząstce białego i różowego opłatka chowało się do specjalnego pudełka i przechowywało razem ze święconą w Trzech Króli kredą i było to ''lekarstwo'' albo raczej ''swoista'' komunia podawana ciężko choremu domownikowi lub zwierzątku. Nie wiem jak to określić, żeby ktoś nie poczuł się urażony i nie zabrzmiało to obrazoburczo, ( chodzi mi o słowo komunia) ale wiadomo, że opłatek jest poswięcony i traktuje się go z należnym szacunkiem. Dlatego czasami kiedy żadne środki nie pomagały podawano właśnie wigilijny opłatek.
Kolorowych opłatków od czasu dzieciństwa już więcej nie widziałam.Miło było poczytać Twoje wspomienia,tak troszkę są też one moimi.