Jestem właśnie w trakcie pisania listu do ZUS u o zwrot płaconych przeze mnie przez ponad 30 lat składek. Jeśli mi nie zwrócą to emigruję !!!! (tu prośba do Luckystar o załatwienie mi śpiwora na Manhatanie).
Wyobrażcie sobie, że naszła mnie myśl sprawdzenia w jakim stanie znajduje się mój organ wewnętrzny: przez poetów opiewany jako pojemnik na wyższe uczucia, Udałem się do lekarza rodzinnego gdzie pomimo posiadanego numerka z podaną godziną wizyty, odczekałem ok 2 godziny. Ale co tam... co się nie robi dla zdrowia..... Wreszcie uradowany siadłem na przeciw pani doktor i po odczekaniu ok 10 min (aż pani doktor zakończy sprawy poprzedniego pacjenta) usłyszałem "co pana do mnie sprowadza"? Już chciałem powiedzieć, że "przyszedłem pograć w szachy", ale mając na względzie wynik moich ewentualnych badań "ugryzłem się w język" Gdy wyłuszczyłem, że chcę sobie zbadać serce, pani doktor uśmiechnęła się czarująco i spytała: "a co panu dolega"? Nic...odpowiedziałem (zgodnie z prawdą.) Na licu pani doktor pojawił się grymas, który odczytałem..: "to co mi Pan d*** zawraca ?"
Po osłuchaniu i zmierzeniu ciśnienia...dostałem skierowanie do EKG. Gabinet znajdował się obok. Odczekałem następną godzinę, potem z wykresem EKG... kolejną do pani doktor. Lekarka z bardzo poważną miną stwierdziła, że mam poważne kłopoty. (oczywiście zastrzegła się, że nie jest kardiologiem) Zdenerwowany, ze skierowaniem w ręku ...pobiegłem do rejestracji aby zapisać się do specjalisty. Pani w okienku z uśmiechem poinformowała mnie, że do kardiologa jest długa kolejka, ale mam dużo szczęścia bo ktoś właśnie "zrezygnował" ( tu ledwie dostrzegalne mrugnięcie okiem) i zwolniło się miejsce. Może pan być przyjęty w połowie maja !!!!. Dobrze, że nie wypowiedziałem słów, które aż cisnęły się na usta. Na pocieszenie usłyszałem, że np. do okulisty to mogę się zapisać dopiero na sierpień. Jedynie pediatra był "dostępny" natychmiast. ....Zdenerwowałem się bardzo. Mając na uwadze zasygnalizowany stan mojego bądź co bądź potrzebnego do życia organu...już na drugi dzień siedziałem pod gabinetem kardiologa w prywatnej przychodni. Po 10 min od zarejestrowania się, zostałem przebadany przez lekarza,zrobiono mi ponowne EKG i echo serca. Okazało się, że serce mam jak w popularnej przed laty reklamie margaryny.
LUDZIE GDZIE MY ŻYJEMY !!!!!!!!!!!!!!!!!!
Bahus
PS. Ile zapłaciłem to nie powiem ze względu na tajemnicę handlową....
u nas laryngologiem jest tak zołzowata baba, że jeszcze nigdy nie widziałam kolejki do jej gabinetu - czasami jedna osoba jest już w gabinecie i przyjdzie druga...
A dentysty na kasę chorych nie uświadczysz - już nikt nie podpisuje umów, bo kasa chorych (czy NFZ) zalega ponad pół roku z refundacją za przyjętych pacjentów
Wyobraź sobie, że mialam to samo tzn problem z uchem i jak sie okazalo to był wówczas moj najmniejszy problem...ponieważ uch zaatakowalo mnie w weekend, a bolalo..jak nie powiem co...wyskoczyła wysoka temp, musialam skorzystaś z porady w ambulatorium 24h, owszem pani dr była bardzo mila obejrzala ucho, mówiąc że koniaczna wizyta u laryngologa jak najszybciej a na razie antybiotyk. Weekend miną a ból ucha niestety nie zaczynały się cotaz wieększe kłopoty...czyli wizyta u rodzinnego lekarza. Wczesnym rankiem mąż pognał do przychodni by udało mi sie dostać do doktora w celu otrzymania wizyty u spacjalisty...uff udało się, po odczekaniu ponad dwóch godzin stanęłam przed obliczem pani doktor, która stwierdziła nie zglądając do ucha że konsultacja konieczna nie jest ale skoro pani się tak upiera to bardzo proszę...(z ironią w głoosie) po dwoch minutach opuściłam gabinet z papierkiem w ręku, cała szczęśliwa, że w końcu uzyskam fachową pomoc. Jak bardzo sie myliłam....Po przyjechaniu do przychodni gdzie przyjmują specjaliści, ktorzy podpisali umwoę z Kasą Chorych, pani w okienku zakomunikowala, że owszem zarejestruje mnie ale na przyszły tydzień, w dniu dzisiejszymm lekarz ma komplet pacjentów w tym nadprogramowych i niestety nie będzie mógł przyjąć a na skierowaniu nie mam zaznaczone, że konsultacja ma być na "cito"
W rezultacie skorzystałam z prywatnego gabinetu dwukrotnie, slono placąc nie tylko za przypisane leki:-(((
Takich przykladów można by możyć....
"pocieszę was"i powiem że za granicą służba zdrowia nie jest lepsza.Ostatnio przez tydzień czasu codziennie bolała mnie jedna część głowy,ból promieniował do ucha i do zębów,wstawałam w nocy po proszki i oczywiście nocki zarwane,wreszcie nie wytrzyamałam poszłam do lekarza.Pani doktor przeprowadziła ze mna wywiad:-gdzie boli?jak długo?zmierzyła ciśnienie zajrzała w oczy i postawiła diagnoze:TO STRES proszę się zrelaksować.Więc się relaksowałam,ale ból ani trochę nie minął,a wręcz narastał,dopiero dotarłam do pewnej Polki (nie lekarki),która poradziła mi iśćdo dentysty aby sprawdzić czy aby ten ból nie jest od zębów,kobieta trafiła w dziesiątke,dentysta wykrył zapalenie zęba,naprawił go i dziś nareszcie przesypiam całą noc.
Moja rodzina, tzn, ja, mąż i dwoje dzieci, od Bożego Narodzenia chorujemy "na zmiany", o kolejkach do lekarzy to już nawet pisać i słuchać mi się nie chce... Pani doktor, tak mnie leczyła przez trzy tygodnie, że nie wysłuchała mi zapalenia płuc, o skierowaniach na badania nie było nawet mowy, no bo przecież ja mam TYLKO kaszel. Poszłam zrobiłam prywatnie, rentgen badania krwi, dopiero wtedy pani doktor stwierdziła, że mam zmiany osłuchowe w płucach. Ręce opadają!!!! Te dwa miesiące chorowania kosztowały nas tyle, ze spokojnie moglibyśmy jechać na dwutygodniowe wakacje w "ciepłe kraje". Najbardziej mnie wkurza mnie fakt, że w powiedzmy w czwartek lekarz przepisuje leki za 68 zł, a w piątek każe je odstawić. Suma sumarum jest tak: pediatra prywatnie (przyjazd do domu 120 zł), stomatolog- prywatnie, laryngolog prywatnie - ( bo 20 marca zapisy na kwiecień), ginekolog -prywatnie, okulista prywatnie i wszystkie badania diagnostyczne prywatnie. Moim marzeniem jest PRYWATNA służba zdrowia w Polsce.
pod warunkiem, ze to MY będziemy decydowac na co ida nasze pieniądze ze składek a nie NFZ
Bahusie, prosba o spiwor przyjeta do rozpatrzenia ..... w terminie .....hmmmm 8 miesiecy (zauwaz, ze to i tak krocej niz ciaza :))) ale z tymi medykami to u nas niewiele lepiej - niestety. Na pocieszenie opisze historie jaka zdarzyla mi sie przed laty, jak jeszcze usilnie wmawialam sobie, ze lekarz musi byc Polakiem, bo moj angielski jest za slaby na "niuanse" medyczne. A mialam wowczas potrzebe pojscia do lekarza "dowcipnego" wiec zrobilam rozeznanie wsrod znajomych Polek i polecily mi doktora X. Zadzwonilam, zamowilam wizyte na godz 11ta (nie bede sie zrywac z samego ranca) i poszlam. Pani w okienku na moje "dziendobry, mam umowiona wizyte na godz. 11ta z doktorem X" nieodrywajac oczu od krzyzowki odpowiedziala, a w zasadzie baknela "prosze usiasc". Hah latwo powiedziec "usiasc" poczekalnia dziwnie oblepiona kobitkami w roznym wieku, no ale znalazlo sie jakies wolne krzeselko, wiec przysiadlam niesmialo i siedze. I tak sobie mysle, jest dopiero za 10min 11ta, jestem wczesniej, bo przeciez to pierwsza wizyta, wiec spodziewalam sie jakichs papierow do wypelnienia..... No ale nic przeciez jestem tu pacjnetka a nie menadzerem biura..... Po 35 min jakas panienka wywolala moje nazwisko i skierowala mnie do pokoju na zapleczu (bo te wszystkie pokoje musza byc na zapleczu - jakas chyba tajemnica wagi bezpieczenstwa narodowego) a w pokoju za ogromnym debowym biurkiem siedzial ..... wlasnie nikt inny tylko .... doktor X. Grzecznie, wskazujac ruchem reki na fotel naprzeciwko poprosil zebym usiadla, wiec znow siedze, teraz pan doktor zaczyna pytac o dane typu: imie, nazwisko, adres, telefon, nazwisko osoby, ktora nalezy zawiadomic w razie wypadku (smierci chyba, ale nie bylam na tyle dociekliwa), wiec on pyta, ja odpowiadam i on znow pisze to co ja powiedzialalm na druku aplikacji (czy jak sie tam ten papierek nazywa) potem doszllismy do bardziej fachowych pytan, ktorych przez tajemnice nie bede ujawniac, ale miedzy innymi bylo pytanie jak przebiegal moj jedyny porod.... Na co zgodnie z prawda odpowiedzialam, ze wszystko odbylo sie ksiazkowo (polozna nawet stwierdzila, ze moge rodzic zawodowo) i trwalo 20 minut. Po wyczerpaniu pytan, a trwalo to ok 15 min pan doktor zaprowadzil mnie do innego pokoju (tym razem juz gabinet smiechu, jak pamietacie lekarz byl "dowcipny") i poprosil zebym sie przygotowala do badania, a on za chwile wroci, po czym zniknal za zamknietymi drzwiami.
No to ja szybko wyskoczylam z calych 3 (slownie trzech) sztuk garderoby (byla pelnia lata), zalozylam ten papierowy szlafroczek (oczywiscie te papiery nie maja zadnych paskow) i czekam, czekam, czekam ....... szlag mnie trafia, bo troche mi chlodnawo, okno otwarte na rozcierz, i tylko zaluzja fruwa od wiatru, nie moge podejsc zamknac, bo juz zrobilam pamieciowe rozeznanie polozenia budynku i wiem, ze okno wychodzi na ulice, a to pierwsze pietro.... Wiec jak puszcze ten papier zeby zajac sie oknem, to bede stala gola i ludzie na ulicy beda mnie widziec, wiec zagryzam zeby i siedze, ten papiurek lata na mnie jak ostatni lisc jesienny na galezi ....i czekam ....
Po 40 min, z lekkim pukaniem pan doktor uchylil drzwi, pytajac czy jestem gotowa? ....Hah ....gotowa (????) To ja niewiele myslac, przez te uchylone drzwi zlapalam pana doktorka za krawat (zeby nie uciekl) i odpowiedzialam: "doktorze, nie cala godzine temu powiedzialam panu, ze urodzilam dziecko w ciagu 20 min, to jak pan mysli ile czasu potrzebuje na zdjecie majtek???"
Wslizgnal sie do gabinetu i z lekkim zaklopotaniem zaczal mi tlumaczyc, ze czasem pacjentki potrzebuja troche wiecej czasu.... no i stad to opoznienie.... Opoznienie (???) (!!!!) ....ludzie, on prawie poltorej godziny czekania na badanie, nazywa opoznieniem ???? Wyjasnilam, ze przeciez caly ten wywiad, ktory sam ze mna przeprowadzal to moglam ja zrobic sama, bo umiem czytac i pisac, zwlaszcza ze kwestionariusz byl po polsku (!!!), wiec opoznienie to on sobie sam stwarza, poza tym widzialam ksiazke wizyt i ma co 15min pacjentke, bez zadnych przerw (!!!) - no tak liczy sie kasa .... Cala dyskusje zalatwilam krotkim stwierdzeniem, ze mnie tak naprawde nic nie jest tylko potrzebuje recepte na tabletki, ktorych nie moge dostac bez recepty, wiec gdyby byl taki uprzejmy, to ja mu zaoszczedze czas i niech mi da te recepte bez badania, bo chyba oboje rozumiemy, ze ja tu wiecej nie przyjde....
To byla moja ostatnia wizyta z polskojezycznym lekarzem, jakos potem nigdy nie mialam problemow z "niuansami" ..... co nie znaczy, ze ci angielskojezyczni sa wiele lepsi ... Lekarz to juz taki typ, ze zawsze jest spozniony...... ten typ tak ma i tyle.
Ale teraz jak juz musze isc, co na szczescie nie zdarza sie czesciej niz raz na kilka lat, to prosze o pierwsza wizyte rano, albo pierwsza po przerwie na lunch .... wtedy czekanie jest znacznie krotsze....
Bahusie spiwor masz zapewniony ;)))
Ha, Ha , Ha, znalazłem lepszą metodę dostania się do lekarza. Jak coś boli/ raczej jak coś potrzebuję/ jadę prosto do szpitala wojewódzkiego i tam zgłaszam się do SOR, twierdząc, że mam straszne bóle, które mnie złapały wlaśnie w trasie. NIGDY mi się nie zdarzyło żeby mnie nie przyjęli. Z takiego szpitala już dwa razy byłem na leczeniu szpitalnym. Grzecznie , fachowo, bez nerwów, bez dawania w łapę. Nawet na bolące ucho tam pojechałem, załatwili fachowo i skutecznie.I to jest właśnie wspaniała nasza służba zdrowia. Ja osbiście lekarzy bardzo chwalę. Do rodzinnego tylko dzwonię aby się spytać o jego zdrowie. Jak lekarz jest zdrowy to znaczy zna się na medycynie.
Ciekawe jak by to wyglądało (ta super szybka obsługa) jakby WSZYSCY tak robili ;)))))
Hahahahha no faktycznie SZOK .... to mozna nawet zawalu dostac :)))
I w tym miejscu się obudziłaś....tak? ![]()
Bahus
Powiem Ci, że ja też chyba śnię!! Z głęboką niechęcią (nawet zażenowaniem ) stwierdzam, że mój osobisty Mąż czasami miewa rację. Namówił mnie na zmianę lekarza rodzinnego (tzn. Młodego sam przepisał, rzucając w poradni kartą, stwierdzając cyt,,że on p....li takiego lekarza i k.. jego noga - i noga jego syna- więcej tu nie postanie")
. Pan Doktor oczywiście się spóźnił (tak z godzinkę), potem sie okazało, że nie ma Młodego karty, więc wysłał małżonka po nią (na stole telefon, a w rejestracji 2 panie, które tego nie dopilnowały). Kiedy mój dyszący żądzą mordu małżonek przyleciał z kartą, okazało się, że pan doktor wyprosił z gabinetu Młodego, bo postanowił zbadać innego pacjenta. Ciąg dalszy- umieściłam wcześniej. Od tej pory chodzimy do jego lekarza i tu stwierdzam, że Panią Doktor powinnismy pocałować w piętę. Bez oporów daje skierownia na badania (stwierdziła, że nie jest wróżką i nie będzie zgadywać, co nam dolega), skierowanie na rehabilitację też nie było problemem (mąż ma problemy z kręgosłupem), nie wspomnę, że jak mąż przyjdzie, to od razu pyta o mnie i Młodego, pamięta imiona (chociaż mnie to widziała ze 3 razy, bo ja to taka zdrowa kobita jestem). Cud- nie lekarz. A i jeszcze sie wykłóca w innych poradniach o terminy badań lub zabiegów. Anioł- nie kobieta!! I zawsze przepisuje dobre, ale tanie leki, a jak usi droższe- to przeprasza i się tłumaczy. Ale reszta- to proza, ginekolog, stomatolog, okulista itp- prywatnie...
A co do nagłej pomocy (przypomniało mi się)- to może człowieka nagła krew zalać. Parę lat temu Młody zaszedł - niefortunnie- naszego jamnika od tyłu i ten instynktownie go dziabnął. Efekt- rozwalona warga (taka dziura na 1 cm szerokości). W samochód i na pogotowie (bo to sobota była). Pani w rejestracji ze stoickim spokojem,, nie mamy chirurga dziecięcego (tak jakby dla starych nie mógł zszyć), jedźcie państwo do CZMP.
Gdybyśmy nie mieli samochodu, to jest to podróż autobusem około 20 przystanków z otwartą raną, ryczącym Młodym itd. Mój mąż powiedziął brzydko tej pani i ponieważ jest policjantem udaliśmy sie do szpitala MSW na izbę przyjęć. Chirurg po 2 minutach, dzieciak zeszyty, zaszczepiony na tężec i skierowany do kontroli w poniedziałek.A drugie- moja przyjacióła wylądowała z nowo urodzonym swoim Młodym (1 miesiąc) z zapaleniem płuc. 16 dni spała na leżaku, nie było żadnej stołowki, więc codziennie jeżdziłam z kobiałkami z obiadem (ścisła dieta, Młody na cycu), a jak poprosiła, żeby panie pielęgniarki zajęły się Młodym przez 2 godziny, bo chciała pojechać po ciuchy i się umyć, to była wielka obraza majestatu. No k...ura ma pióra.
Tą izba przyjeć na pogotowiu przypomniałaś mi szpital kliniczny AM w Bydgoszczy. Trafiłam tam ze skręconą nogą w kostce...W okienku pani spisała dane nawet sprawnie. Potem trzeba było czekać na wezwanie przez lekarza. Z tym, że nie do gabinetu a na krzesełko niemalże na środku wielkiej poczekalni. Pan doktor spytał gdzie boli - pokazałam, że stopa odtąd dotąd. dał skierowanie na prześwietlenie...pokuśtykałam na drugi koniec szpitala...Po powrocie (tym razem już w gabinecie) okazało się, że to moja wina, że pan doktor kazał prześwietlić nie ten fragment co trzeba. Ponowne prześwietlenie...tym razem zawiniła pani od rentgena - nazwisko "nakleiła" dokładnie w miejscu urazu. Więc po raz trzeci pokonałam tą samą drogę...Na koniec załozyli półgips...
A po 10 dniach, na kontroli już u siebie, okazało się, że noga jeszcze bardziej spuchnięta niż pred gipsowaniem (takie było moje wrażenie) - i wtedy założyli pełny gips.
Hahahhaaha Ekkore, ja bron Boze nie smieje sie z Ciebie i Twojego kustykania, tylko uswiadomilam sobie wlasnie w jakich paradoksalnie skrajnosciach zyjemy. Zaraz kilka miesiecy po przyjezdzie do Stanow wyladowalam w szpitalu na gruntownych badaniach i tam wozili mnie na wozku inwalidzkim wszedzie, to nie wazne, ze ja z kroplowka szlam do palarni (ech to byly czasy - palarnia na kazdym pietrze szpitala :))) ale jak mialam jakies badania to przychodzila kobitka z wozkiem inwalidzkim ladowala mnie na to i pchala. A ja z nudow - pelny makijaz i siedzialam taka "lalunia" jak na wystawie :))) Nawet nie wazne bylo, ze potem prosto z wozka lekarz kazal mi latac na biezni przez 10 min przed samym badaniem, ale wozek byl obowiazkowy. Do tego stopnia, ze jak po 3 dniach wyszlam na wlasnie zadanie, bo oni cos tam jeszcze chcieli mi aplikowac ta kroplowka, ale moj maz juz w miedzyczasie dostal rozliczenie i okazalo sie, ze za szpital musimy placic, bo nasz owczesny dochod przekraczal $6.00 na osobe .... to wyobraz sobie, ze jak podpisalam papiery, ze wychodze na wlasne zadanie to tez mnie na ulice wywiezli na wozku (!!!!) Na ulicy, poza murami szpitala moglam sobie juz spokojnie umrzec, ale w szpitalu obowiazywal wozek (!!!!)
Lucky,
Nie pamietam kiedy tak sie usmialam, nie z Ciebie, ale przypomniala mi sie sytuacja z mojego pierwszego pobytu w szpitalu - na Astorii - dokladnie to samo, pamietam jak sie turlalam z ta kroplowka na papieroska.
Ela
Wiecie co - to ja żyję w jakimś innym świecie - takim bez kolejek medycznych. Do rodzinnego to jakieś maksymalnie pół godziny czekania - praktycznie nie ma więcej niż 4-5 osób czekających - no chyba, że trafi się jakaś epidemia. Moja pani doktor wszystkie skierowania wypisuje bez problemów - wychodzi z założenia, że sie nie zna i nie będzie gdybać. Z alergiami też nie chodzę do specjalisty (kiedys chodziłam, ale pomimo wyznaczontych godzin i tak kilka następnych przesiadywałam w poczekalni i nic nowego się nie dowiadywałam) - mogę polegać na lekach przypisanych przez nią - sama ma bardzo uczuloną córkę. Teraz dostałam skierowanie na rehabilitację do szpitala na oddział dzienny - mam i do normalnej poradni - ale tam strasznie długo się czeka na wizytę u lekarza, na zabiegi, do tego trwają dwa tygodnie (na oddziale trzy) i jest ich mniej.
O laryngologu pisałam - ale nawet jak pani jest niemiła to jak choroba to i tak trzeba chodzić.
Do okulisty rejestruje się rano i potem według numerków. Do chirurga podobnie. Dermatolog na termin - czas oczekiwania potem pod drzwiami 5-10 minut. Do babskiego lekarza jak na wizytę kontrolną to rejestruje się na termin - pani wyznacza datę i godzinę - nie czeka się nigdy więcej niż 5 minut . Jak coś na już - to trzeba swoje odstać od rana.
Wyjątek stanowi stomatolog - bo na ubezpieczenie nie ma.
A do innych lekarzy nie chodziłam...
Tucha, udal Ci sie ten dowcip z prowncja, bo ja odbieram to jako dowcip :)) W malym miasteczku napewno jest mniej lekarzy niz w takim molochu jak moj, ale tez mniej pacjentow, tyle tylko, ze u Ciebie lekarz jest osoba znana, u mnie (???) no coz nikt nic nie wie :))
Ja mysle, ze jest to sprawa etyki, organizacji pracy i poszanowania cudzego czasu. Moja obecna pani ginekolog przyjmuje pacjentow z dokladnoscia co do minuty, jak sie spoznisz minute, to niestety panienka z okienka proponuje Ci przepisanie wizyty w innym terminie. Dwukrotnie sie zdarzylo, ze pani doktor musiala jechac do szpitala odebrac porod, wlasnie jak ja mialam wizyte, wiec rejestracja zadzwonila do mnie, ze taka sytuacja zaistniala i zaproponowali mi nastepny dzien rano miedzy 8-10ta, bo normalnie pani przyjmuje od 10tej, wiec w takiej sytuacji przez kilka kolejnych dni przychodzi 2 godz. wczesniej, zeby dac szanse pacjentom, ktorych wizyty musiala odwolac pracujac w szpitalu. Z drugiej strony, ja mysle, ze jednak w Polsce bardzo duzo ludzi "chodzi" do lekarza, jak nawet nie ma potrzeby, bo opieka lekarska jest bezplatna, tutaj nawet jesli masz ubezpieczenie, to jednak nie pokrywa ono wszystkiego i decyzja wydania kilku setek dolarow jest podejmowana wtedy kiedy naprawde trzeba. Kolejnym problemem sa wizyty w celu uzyskania skierowania do specjalisty, bo przeciez mimo wszystko jest to wizyta, a w to miejsce mozna przyjac chorego, ktory potrzebuje pomocy a nie papierka do nastepnego lekarza ..... ja moge sobie zamowic wizyte do specjalisty bez skierowania. Oczywiscie, ze znow jest to dla mnie dodatkowy wydatek, wiec nie bede sie na tego specjaliste rzucac, tylko po to zeby mnie zobaczyl ..... Ech, rozpisalam sie, a tak naprawde to chyba nie ma dobrego rozwiazania :)) i zawsze nam sie wydaje, ze gdzies indziej jest lepiej ..... dopoki tam nie jestesmy ;)))
Lucky to nie żart - ja mieszkam na prowincji, może nie w maleńkim miasteczku, gdzie nie ma niczego, wyjazd do lekarza to wyprawa, zajmująca calusieńki dzień - ale w powiatowym, z nowym szpitalem. Przynajmniej dla mnie to szczera prawda - zycie w małym miescie pod pewnymi względami jest zdecydowanie lepsze niż w metropolii. I do tych specjalistów, których mamy na miejscu jakoś idzie się dostać - z tym, że ja nigdy poważnie nie chorowałam - jedyną operacje jaką miałam to był woreczek żółciowy, całość od podejrzenia choroby( otrzymania skierowania na USG) do wyciachania trwała tydzień. i nei byłam żadnym nagłym przypadkiem, znajomych wśród lekarzy też nie mam.
generalnie wszystko odbywa się na bieżąco. u teściów natomiast (miasto wojewódzkie) do rodzinnego muszą zapisywać się z wyprzedzeniem - tylko jak ktoś ma przewidzieć, że będzie chory?
W formie pocieszenia drogi Bahusie:
W USA rocznie umiera 90,000 ludzi z powodu bledow w sztuce lekarskiej.
Mam za soba podobne doswiadczenia jak Lucky, ale raz na Florydzie pobytu w Emergency Room, insze pogotowie malo nie przyplacilam zyciem.
A tak na marginesie, ja mam jakies pol hektara ziemii, to mysle ze jakis namiot moglbys rozbic.
Pozdrowienia
Ela
W piątek właśnie poszłam do lekarza rodzinnego, który: 1) nie daje skierowań, 2) nigdy nie mówi, co pacjentowi dolega, 3) jak poszłam z kolanem, które mnie boli od pół roku, powiedziała, ze nic tam nie widzi i mogę sobie prywatnie! iśc do ortopedy, 4) jak miałam biegunki przez 3 miesiące powiedziała, że to normalne i nie chciała dać skierowania do szpitala, który był już załatwiony, 5) jak brata bolały płuca i pluł krwią, powiedziała, że jest za gruby, a sama jest gruba nawiasem mówiąc. Mogłabym tak pisać i pisać. Generalnie jedyny okulista w moim mieście, przyjmujący na kasę chorych przypisał mi okulary bez cylindrów, a cylindry mam od 15 lat.
Chodzę prywatnie do dentysty, jak mi wymienia plomby po dentyście z kasy chorych, to np. wyjmuje stare fleczery spod spodu!!! Do ginekologa nie ma szans na kasę, nie mówiąc o innych lekarzach.
Nadmieniam, że jestem honorowym krwiodawcą, a jak poszłam na pobranie krwi do laboratorium (skierowanie z pracy), to mi pani pielęgniarka powiedziała, ze mam krwi nie oddawać, bo od tego się umiera - i wtedy nikt mi nie pomoże!!!
Bahusie, nie dziwię sie Twoim słowom i czasami mam wrażenie, ze prywatne ubezpieczenie dałoby więcej.
Ja też mam bardzo nieprzyjemne wspomnienia ze służbą zdrowia.Kiedy mój syn był malutki zachorował.Nie wiedziałam co mu jest .Miał temperature i strasznie płakał.Zadzwoniłam po karetke.Po zbadaniu okazało się że syn ma ostre zapalenie ucha.Pani doktor powiedziała,że muszę zapłacić za przyjazd,bo niepotrzebnie wezwałam karetkę,ja jej na to,że skąd miałam wiedzieć co jest mojemu synowi przecież nie jestem lekarzem,może miałam się zapytać dziecka 2 miesięcznego gdzie go boli?Pani doktor na to,że jestem matką i powinnam wiedzieć co może mu dolegać.I z kim tu się kłócić.Musiałam zapłacić.Inny incydent miał miejsce w 93 roku.Miałam częste krwawienia.Po badaniach okazało się,że mam torbiel na jajniku i trzeba operować.Pan doktor powiedział mi,że USG pokazało,że mam malutkie kamyczki w woreczku żółciowym i najlepiej będzie je usunąć przy operacji torbieli,bo i tak w przyszłości będę musiała je zlikwidować,a tak to za jednym zamachem załatwimy 2 problemy.Ja młoda zgodziłam się,myślałam,że lekarz pracujący w klinice wie co robi.Teraz na opisie z gastroskopi pisze(żołądek wytapetowany żółcią).I jak mam się dalej leczyć,kiedy ta żółć podchodzi mi do gardła.Nie ma na to lekarstwa,a ja tyle męczę się z zapaleniem żołądka.Pytałam się lekarza niedawno dlaczego zrobiono mi taką krzywdę,powiedział że w tamtych latach była taka wiedza.Nigdy nie usuwajcie woreczka,chyba że się zwijacie z bólu.Ostatnio chorowałam na gardło.Poszłam do przychodni,dostałam antybiotyk nie pomógł drugi antybiotyk i nic.Zdesperowana poszłam prywatnie.Okazało się,że żadnego antybiotyku mi nie trzeba,bo to jest wina tej cholernej żółci,która drażni mi gardło.Lekarz przepisał mi leki homeopatyczne,które mi pomogły.Za wizytę zapłaciłam 70zł,za leki 200zł.Pusta kieszeń,ale przynajmniej pomogło.Widać,że jeszcze są lekarze którzy znają się na rzeczy,ale czy tylko prywatnie? STRZEŚCIE SIĘ KONOWAŁÓW !!!!!!!!!!!!!!!!
3 lata tamu pojechałam z synkiem na pogotowie bo bardzo źle się czuł. Dostałam recepte na antybiotyk, wykupiłam , znajoma pielegniarka przyszła do nas do domu, podała dziecku zastrzyk , po kilku godzinach podała kolejny i w tym momencie dzwoni telefon : ,, prosze nie dawać dziecku zastrzyku !!!! , nastąpiła pomyłka w dawkowaniu , prosze przygotować dziecko, zaraz przyjedziemy karetką i jedziemy do szpitala ,, Okazało się,że lekarz , który zszedł z całonocnego dyżuru ze szpitala od razu poszedł na pogotowie i tam przyjmował pacjentów. Przepisał końską dawke leku , nawet dorosły człowiek dostaje mniejszą dawke niż wtedy dostał mój synek. W ten sposób mógł uszkodzic mu słuch i kilka wewnętrznych organów. Pojechaliśmy do szpitala, zrobiono mu badania ale na szczeście wszystko było w porządku. Ale było w porządku tylko dlatego,że pielęgniarka sama zauważyła ,ze coś jest nie tak i podała synkowi duzo mniejszą dawke leku ( nic mi nie mówiąc, przyznała się dopiero jak wróciłam ze szpitala) . Do końca życia bede jej za to wdzięczna :-).
A w ten czwartek byłam z córą u mojego lekarza , ponieważ pediatra przyjmuje tylko 2 razy w tygodniu . Wczesniej trzeba umówić sie na godzine :-] a naprawde jest mi ciężko przewidzieć kiedy będe miała dzieci chore ... . Z domu wyszłam z dzieckiem o 8: 30 i już w przychodni czekało 6 osób .Pani doktor przyszła o 9 . Jednego pacjenta badała 40 minut , kolejnego 35 minut ( sprawdzałam z zegarkiem w ręku) . Na 10:30 musiałam być w domu . Moja mama jechała na pogrzeb na 11 i mogła zostać z moim synkiem tylko do 10:30.Zapytałam grzecznie ludzi czekających w kolejce czy moge teraz ja z dzieciem wejść , przedstawiłam jaka jest sytuacja. A oni : ,, dlaczego nie poszła pani z dzieckiem do pediatry?,, uświadomiłam ich ,ze przyjmuje tylko w poniedziałki i we wtorki i,ze nie mam zamiaru czekać 4 dni ,żeby dostała zapalenia płuc. kolejna pani : ,, ja też długo czekam, mam wazne sprawy do załatwienia i pani nie przepuszcze,, następna : ,, To dziecko wcale mi nie wygląda na chore,, miałam jej odpowiedzieć, ze mała wcale nie jest chora a do przychodni przyszłam z nudów ale ugryzłam sie w język bo liczyłam na to ,że jednak się uda . W tym momencie do przychodni zadzwoniła moja mama, odebrała pielęgniarka , porozmawiała z nią , odłożyła słuchawke i powiedziała ,że mama sie niepokoi. Ostatni raz zapytalam czy wpuszczą nas bez kolejki . One powiedziały ,że nie . Więc ubrałam się, ubrałam córcie , odwróciłam się do zgromadzonych tam pań, powiedziałam im co o nich myśle ( nie będe cytować bo nie wypada) i wyszłam . W tym samym dniu przepisałam siebie i dzieci do innej przychodni, w tym samym dniu córcia została zbadana ( nie było kolejki bo Pani doktor bada 10 minut a nie 40 ) i juz dzis dziecko jest praktycznie zdrowe :-) .
Powiedzcie mi czy u Was tez jest taka znieczulica..? rozumiem,że ,,swoje,, w kolejce trzeba odczekać ale są takie przypadki ,ze należałoby przepuścić np. matke z ciężko chorym dzieckiem czy starszą osobe... Wiem,że panie , które byly obecne w przychodni co tydzień gonią do koscioła i modla się w pierwszych ławkach , udają święte a tak naprawde sumienia nie mają .Ehh szkoda gadać.
wypisuje sie z Toba!!!!!!!!!!!!!!! a powodow jest tyle ze mozna by pisac i pisac i pisac........
He he he Bahus ... "a to Polska właśnie" !!!!!! Pozdrawiam i zycze długich lat w zdrowiu, bo żeby chorować to trzeba poważnie zdrowym!! Pozdrawiam. tex55