Marzenia: lekarz, który rozmawia, dokładnie zbada, doradzi, do którego można zadzwonić w razie potrzeby..
Rzeczywistość:
1. Moja lekarka rodzinna jest nią tylko na papierze, bo jej jeszcze nie widziałam, a ciągle trafiam na jakichś innych ( ona przyjmuje dwa razy w tyg).
2. Moja przedostatnia wizyta w związku z lekką infekcją: czułam się jakbym była na występie pewnego kabaretu - Pani doktor, a może da mi pani jeszcze coś na to gardło..- A, na gardło, dobrze, damy na gardło- A może, pani doktor, coś osłonowego, bo antybiotyk...- Aha, dajmy coś osłonowego- Szok! Pomijając fakt, że na byle bzdurę - ładują antybiotyk!
3. Moja ostatnia wizyta w związku z grypą. Trwała kilka minut. Weszłam, powiedziałam, że bolą mnie mięśnie itd., lekarz przez biurko podniósł się, polecił mi otworzyć usta i latareczką zaświecił w gardło. To wszystko! Chciał dać antybiotyk, ale się nie zgodziłam. Nie osłuchał, wypisał leki. Do dziś ze zdumienia mam otwarte usta.
Niestety taka jest smutna rzeczywistość!
Jeszcze u nas musisz upominać się lekarza,aby dał Ci na badania do labolatorium.I z wielką łaską to robią!!
Ee,szkoda pisać!
Leczenie unas wygląda jak w jakimś kabarecie,jak parodia.Chciałam kiedyś badanie na poziom litu idee do rodzinnego bo mi tak poradzono w szpitalu a ten że nie wyda bo to badanie kompleksowe anie podstawowe i wysyła do nastepnego a ten jest rz w tygodni i są jeszcze zapisy na2miesiące, a ja badanie musze robić co miesiąc. Musze iść prywatnie i płaćcć za wizyte a żeby było śmieszniej jeszcze póżniej za samo badanie! PRZECIEŻ TO JAKAŚ PARODIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ja jedynie o moich pediatrach mam dobre zdanie. Jak dzieci były małe to dzwoniłam na komórkę i dostawałam potrzebne informacje. Miałam komórki do 3 pediatrów i każda była super. Teraz już do nich nie dzwonię bo zmieniłam lekarza ze względu na duże kolejki w przychodni. Po takiej wizycie moje dzieci zawsze łapały cos dodatkowo. Teraz jestem tam gdzie jest mniej pacjentów i dłużej lekarz pracuje. W tygodniu nie mam problemu z dotrciem do lekarza w godzinach 8:30-18:00. W poprzedniej przychodni pracowali tylko do 15:00, a raz wysłali nas na pogotowie juz o godz 13:00 bo nie było żadnego lekarza. Na pogotowiu zrobili wielkie oczy po oni w tygodniu przyjmują tylko wieczorem ale po wyjaśnieniu przyjeli nas.
Lekarze już nie muszą pracować!
Ostatni skok na kasę bardzo się im udał. Podwyżki dostali ile chcieli.
Jak znów będą potrzebować kasy to postraszą rząd i znów dostaną. Aż dziw bierze, że jeszcze przychodzą do pracy. Tam się można zarazić jakąś chorobą!. Z drugiej strony warto przyjść bo może wpadnie jakiś akwizytor z fajnej firmy farmaceutycznej.
Niestety nie ma państwa na swiecie w którym ten sektor byłby zdrowy. Co mnie wcale nie pociesza, ale z taką świadomością łatwiej żyć.
Na szczęście nie muszę korzystać z ich usług.
Zdrowo pozdrawiam.
Co robisz, Czosie, żeby nie korzystać z ich usług? Jakieś rady? Poproszę..
Już 10 lat tułam się po wsiach, co nie zmusza mnie do przebywania w tłumie i eliminuje możliwość zarażenia się. Prawie tak samo długo nie jem mięsa i chyba najważniejsze mam pod opieką mamę i konie, którymi w razie mojej choroby nie miał by się kto zająć. Więc jak widzisz nie mogę chorować. Może umrę zdrowy?
Tak na serio to jakieś drobne dolegliwości miewam. One są oznaką tego, że żyję!
Pozdrawiam.
P.S. Nie ma ludzi zdrowych. Są tylko nie zdiagnozowani.
A to dobre Czos! jaki Ty madry jestes...:) no to tak jest dokladnie...zdrowi dopoki czegos nam nie znajda...pamietasz "Chlopow" albo "Nad Niemnem" "uciekejta ludzie bo dohtory jada!" trzymaj sie zdrowo jak najdluzej :)
Mnie w podobny sposób w tamtym roku zszokował okulista- mój syn wówczas 3latka miał zaczerwienione, swędzące i łzawiące oczy. Podeszłam z dzieckiem do jego gabinetu (na NFZ), wyczekałam się przeszło pół godziny(bo akurat rozmawiał z kolegą o duperelach), na korytarzu głucha cisza ani żywej duszy, aż w końcu zechciał nas przyjąć. Wchodzimy, mówię, że nie jesteśmy rejestrowani ale mam prośbe czy mógłby popatrzeć na oczka dziecka, bo coś się dzieje i może jakieś kropelki mu przepisze. A on mnie zapisał na wizyte za 2 miesiące!!!!!!!!!!!!!!!!-może nie uwierzycie, ale tak mnie zatkało, że nie przemówiłam i wyszłam. Podeszłam do pediatry i okazało się, że ma zapalenie spojówek. Także wystarczyło popatrzeć-ale jeszcze trzeba chcieć!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam!!
Dla swego rodzaju pocieszenia, w USA wcale nie jest lepiej.
Moj ortopeda poswieca mi dokladnie 3 minuty, z czego przez minute 10 razy mnie sie pyta czy nie wypisac mi tabletek przeciwbolowych.
Przez dłuzszy czas miałam gardło bardzo czerwone, lekarz ogólny skierował mnie do laryngologa, bo nie była to angina.Więc poszłam szybciutko.Przyjmował starszy pan,więc mówię że mam bardzo czerwome gardło cały czas spływa mi wydzielina ropna i boli . zaglondną mi do gardła i zaczą mi się śmiać w twarz , gardło czerwone to ma każdy z nas. Więc mówię mu że może to jakaś alergia,więc mi przepisał leki na alergię.Gdy wyszłam z gabinetu tak byłam wściekła,jak bym mogła to bym go udusiła.Mówię do męża że inny lekarz,to by zobaczył mi do nosa, do uszów gdzie tkwi przyczyna,a on nic.Postanowiłam więć udać się do prywatnego lekarza,zbadał mi gardło ,nos i uszy i powiedział że wszystko to dzieje się od uszów.Ma pani silne zapalenie uszów.Dostałam leki i wszystko było dobrze.
Jak piszecie o służbie zdrowia to ja dodam coś od siebie. W lutym 2007 postanowiłam iść do ginekologa. Najbardziej zależało mi na cytologii. Zadzwoniłam do rejestracji by zapisać się do mojej pani doktor. Wolny termin był dopiero w kwietniu. Nic złego sie nie działo więc poczekałam. Dzień przed wizyta byłam w przychodni więc wstąpiłam się dowiedzieć czy nic się nie zmieniło. W rejestracji powiedzieli bym zadzwoniła przed przyjazdem. Już ubrama, zestresowana na maxa dzwonię się dowiedzieć czy jest pani doktor. Powiedziano mi, że się rozchorowała. Byłam wściekła bo czekałam na ten dzień 2 miesiące i się stresowałam. Pytam się to co teraz ze mną będzie czy mam czekać kolejne 2 miesiące. W rejestracji powiedzieli, że muszę porozmawiać z panią doktor. Jak moim zdaniem była już zdrowa. Zadzwoniłam do niej na komórkę. Kazała mi przyjść w dniu kiedy jest na oddziale i nie ma pacjentów. Zostałam bardzo dokładnie zbadana, poprosiłam również o cytologię. Doktorka zaproponowała mi usg więc się zgodziłam. Potem bałam się odebrać wynik z cytologii więc zrobiłam to dopiero w lipcu. Moje przerażenie było wielkie jak podano, że silny stan zapalny i powtórzyć cytologię po leczeniu. Pytam o wolny termin. Oczywiście aż wrzesień. Zarejestrowałam się. Jednak nie czekałam tak długo tylko poszłam prywatnie. Dostałam czopki i maść. We wrześniu jak przyszedł mój termin poszłam na powtórkową cytologię. Wynik miał być za 3 tygodnie. Gdy zadzwoniłam powiedzieli, że za szybko bym zadzwoniła za tydzień. Jak wynik już był to napisane było, że nic nie wyszło bo doktorka za mało materiału pobrała do badania, więc nic się nie dowiedziałam.
Moja teściowa ma coś z kolanem. Kości ocierają o siebie robi sie woda w kolanie i mocno boli. Trzeba wstawić jakiś implant. Jak dostała się do specjalisty to powiedział, że wpiszą ją do kolejki i musi czekać. Na początku powiedzieli, że czekać trzeba miesiąc, pół roku albo nawet rok. Jak pojechali drugi raz to sie dowiedziała, że termin ma na 2011rok. Dodam jeszcze, że jak lekarz sprawdzał jej to kolano to po wyginał je na wszystkie strony, kości się poprzemieszczały i boli ją jeszcze bardziej.
Moja mama tez czeka na proteze kolana, ale od razu jej powiedzieli ze dopiero za 6 lat jest mozliwosc..takie protezy co 5 lat trzeba wymieniac, wiec oplaca sie od razu zapisac w nastepna kolejke! obled!
Jak moja córka miała 4 miesiące lekarze podejrzewali u niej chorobę śmiertelną: zanik mięśni. Jednak bardzo szybko okazało się, że to nie to. Byliśmy na oddziale neurologii dziecięcej by zrobić jej badania. Mi nie pozwolili z nią zostać. Kazali iść do hotelu. Ja karmiłam piersia to powiedzieli bym sobie przyszła o 4 rano i ją nakarmiła. Ja zostałam jednak w szpitalu (miała śpiwór i spałam na podłodze). Rano pobierali jej krew. Przed badaniem powiedzieli bym nic jej nie dawała do jedzenia ani picia i tak zrobiłam chociaż była głodna. Wyprosili mnie podczas pobierania krwi na korytarz. Pobierali jej krew przez 40 min z głowy, a ona okropnie płakała. Po wszystkim dali mi ja i powiedzieli, że szkoda, że nie dałam jej sie napic bo miała gęstą krew i ciężko było popbrać. Inne dziecko podczas pobierania krwi tak płakało, że straciło przytomność i musieli mu podac krew. Od tego czasu przez kilka miesięcy córka miała okropny uraz do lekarzy. Jak zrobili jej rezonans to powiedzieli, że będzie upośledzona ruchowo lu umysłowo ale raczej ruchowo. My jednak w to nie uwierzyliśmy. W tym roku będzie mieć 6 lat i żadnego upośledzenia nie ma. Raz w laboratorium przy innym szpitalu chciałam jej zrobić morfologię i mocz . Nie miała wtedy jeszcze roku. Pani z laboratorium pytała się czy dziecko da radę nasikać do słoiczka. Ja jej powiedziałam, ze dla dzieci są na to specjalne woreczki. Jak miała jej pobrać krew to nie wiedziała jak się do tego zabrać. Po chwili poprosiła nas byśmy pojechali na najwyższe piętro na oddział dziecięcy by tam jej pobrali krew. Oczywiście tam zrobili to bardzo szybko i fachowo.
Pracowalam w szpitalu ginekologicznym na pobieralni krwi w laboratorium i faktycznie, zeby pobrac krew malemu dziecku potrzebna jest pielegniarka z oddzialu noworodkow odpowiednio przeszkolona, pobiera sie krew z glowki, czasami z raczki jesli dziecko jest starsze, czesto prowokowano placz u dziecka, zeby podwyzszyc cisnienie i ulatwic wyplyw krwi, krew malych dzieci jest bardzo gesta, dlatego te problemy...
A ja mam < odwrotny> problem- ZERO antybiotykow. Mieszkam z cala swoja rodzina w Londynie i podobnie jak w Polsce - mam swojego lekarza rodzinnego . Na wszystkie infekcje polecany jest paracetamol!!! Mam 7 letnia coreczke, ktora teraz dzieki Bogu nie choruje, ale byl okres kiedy zaczela uczeszczac do szkoly ( 2 lata temu)- byla czesto przeziebiona. Zero antybiotykow, a to czy dziecko chore zostanie w domu zalezalo jedynie ode mnie, lekarz nigdy nie widzial przeciwskazan ku temu zeby szla do szkoly. Ja na poczatku upieralam sie na antybiotyk, nawet prosilam znajomych o przeslanie mi z Polski, ale teraz widze ze wcale od razu nie nalezy siegac po antybiotyki.!
Pozdrowienia!
Mniej więcej przez pierwszych 25 lat swojego zycia, dostałam antybiotyk może dwa razy. Przez ostatnich 12 lat jak dostaję dwa razy do roku, to jet dobrze. Ale chciałam tu jeszcze napisac o jednym rekordzie. Dostałam skierowanie do gastrologa: pierwsza wizyta trwała może 1 min.- wynik skierowanie na gastroskpię. Druga wizyta, czyli wywiad, gastroskopia, opisanie przypadku, zajęły lekarzowi dokładnie 9 min. Czułam się jak na karuzeli: następny, następny... Całe szczęście, że nic mi nie było, tylko fałszywy alarm.
Ja też mam niemiłe wspomnienia związane z służbą zdrowia. Mój synek mając 8 miesięcy trafił do szpitala. Brak kompetencji i totalna "olewka" personelu dały mi sie nieźle we znaki. Dzień w dzień musiałam prosic się o kroplówkę dla malucha, bo "zapominały" jej podac. A jednego dnia miał 3 razy wenflon wkłuwany (proszę sobie wyobrazic, jak takie maleństwo musiało to przeżywac). Działo sie to tylko dlatego, że pielęgniarka źle zrozumiała lekarza, a potem lekarz się pomylił. Moje dziecko trafiło do szpitala z wirusowym zapaleniem płuc, a wyszło z jelitówką. Zresztą my akurat mieliśmy szczęście, bo jedno z dzieci zostało tak pokłute (przy zakładaniu wenflonu), że z płaczu dostało obrzęku płuc. To straszne, że osoby, którym powierzamy nasze zdrowie, a często też życie, wykazują sie brakiem wiedzy, umiejętności i zwykłych ludzkich uczuc.
...a ja myslalam,ze tylko w UK takie sytuacje sa mozliwe.Zawsze zachwalalam polska sluzbe zdrowia ale teraz juz nie wiem ...Cos sie dzieje na Swiecie ...cos zlego.Mam nadzieje,ze kiedys bedzie normalnie.
Anetko, myślę,że dobrzy i źli lekarze są wszędzie. I w Polsce i w Stanach i w Chinach. Ja nie trafiam często do lekarza, ale mam różne doświadczenia - spotkałam w państwowej służbie zdrowia lekarza, który badał dziecko / przy okazji kaszelku / ok. 20 min. Sprawdzał wszystko, łącznie z oceną kręgosłupa i nóżek, pytał o problemy z dzieckiem itd.Ale sptkałam też lekarza, do którego poszłam z kartą mojej mamy / leżącej w domu z powodu złamania biodra /, który poczytawszy historię chorób powiedział mi " Ja się nie podejmuję leczenia tej pani ". Ręce mi opadły i spytałam, czy mam w takim razie iść do piekarni, albo warszatu samochodowego, skoro lekarz nie chce się zająć pacjentem.Odpowiedział,że to trudny przypadek i może mi przysłać ...pielęgniarkę środowiskową. Generalizując , myslę ,że nigdzie na świecie nie ma dobrej ,powszechnej służby zdrowia.
Szczerze powiedziawszy nie spotkalam jeszcze w Stanach naprawde dobrego lekarza, ( fakt iz nie korzystam zbyt czesto), ale tak sie zlozylo ze po wypadku samochodowym bylam zmuszona.
Pacjent to sprawa drugorzedna, najwazniejsze jest to zeby firma ubezpieczeniowa zaplacila.
w Polsce jest beznadziejnie pod tym wzgledem...ja mieszkam we Wloszech, tutaj sie rozchorowalam na raka 6 lat temu, chcielismy wracac do kraju, i przez moja chorobe mieszkamy w Italii, w Polsce pewnie juz dawno bym nie zyla...
No tak, pocieszyliście mnie o tyle, że nie ja jedna się "nacięłam".
Choć, słuchajcie, jakie to marne pocieszenie, przecież chodzi tu o nasze zdrowie! A mamy je tylko jedno!
Ja w szkole ciągle mam dylematy, czy dobrze uczę, czy na pewno wszystko dobrze zrobiłam, czy nie uraziłam ucznia rozmawiając z nim o jakichś prywatnych sprawach, czy...
Odpowiedzialność lekarza jest tu przecież jednak innego rodzaju. Ich rutyna czy zaniedbanie może przecież kogoś ..zabić.
Ktoś to prawdziwie i mądrze określił:
Błędy lekarzy kryje ziemia
Od dobrych kilku lat jedynym lekarzem, do którego chodze państwowo jest pediatra mojego synka (naprawdę rzetelna doktor), poza tym do wszystkich specjalistów chodzimy prywatnie, fakt, że to trochę kosztuje, ale nie muszę czekać na wizytę nie wiadomo ile, lekarz poświęca min 15 minut na badanie, nigdy nie musiałam prosić o skierowanie, zanim dostniemy antybiotyk też są badania, ewentualnie najpierw probują innych środków, czuję się naprawdę otoczona opieką, Poza tym jako osoba z "syndromem białego fartucha" lepiej sie czuję psychicznie w miejscu, po którym nie widać, że to przychodnia:)
Na szczęście mój zakład pracy w ramach opieki medycznej wykupuje swoim pracownikom pakiet w tej klinice i większość swoich badań mam bezpłatną lub ze zniżką, a za synka nie szkoda mi płacić.
Niestety wiele razy zraziłam sie do przychodni państwowych iteraz wolę sobie odmówić ciucha, kremu itp w zamian za fachową opiekę.
Pozdrawiam i życzę zdrowia i jak najmniej użerania się z przychodniami:)
No tak, wszystko ok, ale przecież multum kasy odprowadzamy do ZUSu, więc jak psu buda należy nam się opieka państwowa, a nie prywatna. To jest jakieś wyjście - leczyć się prywatnie, ale w takim razie - po co nam ten ZUS..
No i tu masz racje Piegusowa.Szkoda ,ze nie moga oddac tych pieniedzy,ktore co miesiac pobieraja na NFZ,wtedy kazdego by bylo stac na prywatne leczenie.
wiecie, co, to nie jest takie proste.
Pieniądze ze składki idą może na szpitale, tomografy, sale operacyjne, nieprawda, że za te pienądze ktoś dałby rade się wyleczyc prywatnie . Chyba, że by nie miał nigdy złamania, żadnej choroby wymagającej szpitala, anestezjologa, czy innych spraw, stentów, leczenia cytostatykami, ...Do tego lekarza o, którym piszecie idzie niewiele. kilka złotych, może ostatnio ponad 10 miesięcznie. Na dzieci jeszcze gorzej.
Proszę, nie oceniajcie pochopnie, bo nie wiecie, do czego zmuszają lekarza POZ, jakie ma warunki pracy i płacy. Oczywiście piszę o uczciwych lekarzach a znam takich kilku prywatnie. Na leczenie zębów u dzieci i ch nie zawsze stać!
Zgadzam się, ale ZUS płacimy też dlatego, żeby leczyć się w państwowej służbie zdrowia.
I już nie mówię tu o specjalistycznym leczeniu ale zwykłym pójściu do ogólnego lekarza, ze zwykłą grypą.
Warunki pracy i te inne rzeczy - ok, ale to nie znaczy, żeby mnie lekarz obejrzał przez biurko, świecąc mi latarką w gardło.
Myślę, że chyba zrobił odrobinę za mało, nawet jak na moje małe zorientowanie w sprawach medycyny.
Masz duzo racji, ale sa lekarze, ktorym sie nic nie chce, sa znudzeni i bagatelizuja wszystko, bo im sie nie oplaca, uzycie stetoskopu, zeby osluchac pluca i aparatu do cisnienia nie kosztuje...
Też tak kiedyś powiedziałam lekarce, która mi wyznaczała zabiegi rehabilitacyjne, na to ona mi odpowiedziała, że z tego ZUSu, czy nfz na te zabiegi przysługują mi jakieś 3 zł, a przecież za 3 zł, to nawet jednego zabiegu mi nie zrobi i zaczęła zrzędzić.
Wolę sobie oszczędzić tego.
A kilka lat temu zapisałam sie do dentysty na początek grudnia, byłam w trakcie leczenia kanałowego, gdy już weszłam do gabinetu, pani powiedziała, że niestety w tym roku już nic nie zrobią, bo im zabrakło punktów i żebym zadzwoniła za 2 tygodnie to mnie zarejestrują na styczeń. No bo przecież za darmo mnie leczyć nie będzie:) Pomijając to, że siedziała tam pewnie cały grudzień i nic nie robiła a kasę dostawała, pewnie większą niż kuroniówka.
A Zus to dla mnie zupełnie niezrozumiała szajka i nawet nie chcę o tym myśleć, by się nie stresować.
Pieniadze z zusu nie ida na nasze leczenie, ale na emerytury i cala administracje, ktora trzeba utrzymac i wyzywic, a oni byle czym sie nie zadowalaja, wystarczy pojsc do urzedu zus, same marmury i drogie egzotycznie kwiaty....pensje tez maja wysokie
Lekarze nie moga dobrze pracowac na nfz, bo jak potem zarobia prywatna praktyka, jesli lekarz rodzinny dobrze wyleczy?
Kiedys nie bylo ciekawie, ale teraz jest beznadziejnie, jesli masz kase to jestes dobrze traktowany, jesli nie nie warto tracic czasu na takiego pacjenta...
Chociaz sa czasami wyjatki, lekarz rodzinna moich rodzicow jest ok. bardzo mloda, ale rzetelna...moj tato poszedl z grypa kilka lat temu, kaszlal, pani doktor wysluchala pluca i stwierdzila, ze tata ma zawal! Wezwala pogotowie, skonczylo sie dobrze, tata nadal jest pod jej opieka, leczy mu zylaki i ustala kuracje kardilogiczna, a nie jest kardiologiem.
Ta sama pani doktor wyleczyla mnie z przewleklej anginy...chorowalam na ropne zapalenie gardla przez okragly rok, leczylam sie w Rzymie antybiotykami, dopoki je bralam choroba mijala, tydzien po kuracji wszystko wracalo, goraczka coraz wyzsza i ropy w gardle. Wzielam wszystkie mozliwe antybiotyki w zastrzykach...trwalo to rok! Nawet zrobiono mi badania na HIV bo niby system odpornosciowy slaby (po roku antybiotykow wszystko by oslablo!) Przyjechalam do Polski na wakacje i znowu angina! Poszlam do lekarki rodzicow...zadnych antybiotykow, biostymina w zastrzykach i wyslala mnie do laryngologa ( stara doktor wypedzlowala mi gardlo jodyna jak za dawnych czasow) Przepisala leki homeopatyczne Thymuline. Nigdy juz nie zachorowalam na angine.
Bo to też dużo zależy od charakteru lekarza, zdarzają się perełki, tak jak pediatra syna, bardzo rzetelna i dokładna, ale ona taka już jest po prostu. Zawsze dokładnie go zbada, jak trzeba to skieruje do specjalisty leków też nie wymyśla kosmicznych, tych za wycieczki. Ale to niestety jedyna jaką znam w tej przychodni.
A co do Zusu, przeciez świadczenia są podzielone, osobno na ubezpieczenia zdrowotne, emerytury itp. Ja płacę podwójnie składkę zdrowotną bo pracuję i prowadzę działalność, niby powinnam mieć 2 razy więcej korzyści, prawda? A Zus w Gdyni to faktycznie, jedna z ładniejszych instytucji:)
Jeszcze jedno: w czerwcu miałam wypadek, zerwałam więzadła w ręce prawej, złamałam kości śródręcza itp, oczywiście już drugi raz na pogotowiu nie znaleźli nic (już drugi raz w życiu o złamaniu dowiedziałam sie póxniej), poszłam na drugi dzień do kliniki do ortopedy, od razu wsadził w gips na 2 miechy,potem w stabilizator miałam kilka zabiegów, nastawianie itp, potem rehabilitacja bezskuteczna (potem lekarz powiedział, że to pewnie dlatego że poszłam do państwowego zakładu), potem pojawiła się konieczność operacji z narkozą, bo ręka jest dalej niesprawna i strasznie boli, ale jestem w ciąży i trzeba to przełożyć. Kochany Zus po pseudokonsultacji u ich lekarza, który nawet nie dotknął ręki odmówił mi prawa do zasiłku rehabilitacyjnego a lekarz zgody na pracę nie dał, przez to w grudniu zostałam beż kasy, za tydzięn mam powtórną komisję, tym razem kilkuosobową i jestem ciekawa co tym razem wymyślą:)
Ciężko jest mi robić wszystko w domu a co dopiero by było w pracy, gdzie trzeba to robic z szybkością?
A składki płacę calutki czas, to jest dziwne, nie?
Na leczenie zębów sa bardzo małe stawki i mało limitów. jeszcze kilka lat temu chodziłam z dziećmi na "kasę chorych" - szkoda mi było realnej forsy na mleczaki. Ale tych co maja podpisaną umowę z NFZ-em ubywało. W tej chwili, w 17-tysięcznym mieście nie ma żadnego stomatologa działającego w ramach ubezpieczalni. Nie przepraszam jest jeden - ale w ramach ubezpieczenia zajmuje się chirurgią stomatologiczną. I aby się dostać trzeba mieć skierowanie, żeby było śmiesznie od ogólnego.
Okolo miesiac temu bolalo mnie gardlo, poszlam do lekarza rodzinnego a ta przepisala mi w 4 miesiacu antybiotyk HAHA Powiedzialam ze nie wezme poniewaz jestem w ciazy i nie jest to raczej na tym etapie wskazane, bol gardla utrzymywal sie 4 dzien, nie mialam ani kataru ani goraczki wiec pytam po co od razu antybiotyk! Lekarka powiedziala mi ze w 4 miesiacu jest juz bezpiecznie brac antybiotyk i to dla mojebgo dobra. Powiedzialam ze jestem po oligofrenopedagogice i najpierw wyprobuje domowe sposoby. Najsmiesniejsze jest to ze moj maz byl w tym samym dniu u lekarza tez z gardlem i goraczka, tylko u innego lekarza (poszedl po pracy w innych godzinach do przychodni) i lekarz zalecil mu lozko i domowe sposoby. Paradia! Ja w ciazy antybiotyk a maz domowe sposoby i lozko.
Nasza Pani doktor rodzinna jest super (to, że u niej jesteśmy to niewątpliwa zasługa Najlepszego, który poprzedniemu lekarzowi pieprznął kartą i powiedziłał, że jego noga z Młodym więcej tu nie postanie). Skierowanie na badania dostajemy od ręki (kobitka się nie szczypie, jak trzeba zrobić dodatkowe badania, to się robi, ona wróżką nie jest). Leki też stara się zapisywać dobre a tanie, a jeśli już droższe, to się tłumaczy, że ho, ho.Pamięta członków rodziny (mimo, że za często nie bywamy). Po prostu anioł, nie kobieta. Ale wizyty typu-ginekolog, okulista, dentysta- odwalamy prywatnie.Właśnie dzisiaj jestem po wizycie u ginekologa, zapłaciłam- nie powiem- sporo, ale mam przegląd podwozia, nadwozia, cytologię i badania i na rok SPOKÓJ! Cieszę się, że mogę sobie pozwolić, bo kolejki mnie wykańczają psychicznie, agresja we mnie rośnie jak 150.
W zeszle wakacje tez bylam zdziwoina bardzo pozytywnie...moja mama poszla do swojej lekarki z niewladem reki, przyszla do domu ze skierowaniem do szpitala. Pojechalismy ok. godz 20 w Gdansku na Zaspie, dlugo sie naczekalismy, ale bylo warto, najpierw rozmowa z pania doktor przemila, spokojna mimo nawalu pacjentow, oprocz mamy poproszono rowniez mnie i meza do gabinetu i lekarz zaczela z nami rozmowe typu "od kiedy zauwazylismy zmiany u mamy, dlaczego jest smutna itp" bylam zaskoczona tak humanitarnym podejsciem! Potem pobranie krwi, rx klatki piersiowej, tomografia komputerowa i wizyta neurologiczna. bylismy o 3 rano w domu...ale zadowoleni, potraktowani jak ludzie. najgorsze jest to, ze mama nie moze sie zapisac teraz do tej lekarki, gdyz ma za duzo pacjentow, tak powiedziano w rejestracji, a pani doktor powiedziala "prosze do mnie wrocic" za miesiac.
Cos wam opowiem....pamietam moja pierwsza wizyte u lekarza domowego tu w Rzymie....poszlam z grypa i kaszlem, nie znalam wczesniej mojego lekarza...wchodze do gabinetu, a tam za biurkiem siedzi stary dziadek ponad 80 lat, pali papierosa i co chwile tak sie ksztusi, ze mam go ochote reanimowac! bylam w szoku a z drugiej strony ubawilo mnie to, oczywiscie wiecej nie wrocilam, zmienilam lekarza :)
Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, że mieszkasz w Rzymie, byłam w czerwcu ub. roku. Wypiłybyśmy jakąś kawkę..
Z lekarzem rodzinnym mam podobnie - pani doktor jest fajna. Fakt, że trzeba sie naczekac w okresie wzmożonych zachorowań (u nas to jakaś godzina , półtora), bo bada dokładnie. W tym samym czasie w sąsiednim gabinecie "przeleci" 4 osoby. Nie ma problemu ze skierowaniami - jak napisałaś - tak samo twierdzi, że nie jest wróżką i lepiej skonsultować.
Do tego ma bardzo uczuloną córkę (przynajmniej w jej dzieciństwie tak było, bo teraz to juz dorosła panna) - co w przypadku moich alergików bardzo upraszcza - pomoc na bieżąco -a nie wyczekiwanie do alergologa.
Użytkownik piegusowa napisał w wiadomości:
> ! Chciał dać antybiotyk, ale się nie zgodziłam.
> Nie osłuchał, wypisał leki. Do dziś ze zdumienia mam otwarte usta.
Przeciez na grype nie daje sie antybiotyków . matko z córką co to za lekarz...Grypy nie leczy się antybiotykami bo antybiotyki zwalczają bakterie a grypę wywołuje wirus. Możemy jedynie łagodzic objawy grypy . Trzeba zbijac goraczke, brać leki przeciwbólowe , coś na gardło itd.
U nas w przychodni jest podobnie.W tamtym roku chodziłam do pewnej pani doktor...Każdego pacjenta przyjmowała po 45 minut . Gdyby jeszcze ten czas wykorzystywała odpowiednie byłoby wszystko ok. ale ona musiała wszystkich obgadać, opowiedziec i pokazac swoje nowe tipsy , zaprezentowac nową opalenizna jaką zdobyła na solarium.Paranoja. Miałam tego dosc i przepisałam sie do innego lekarza.
Tym razem przyjmowała mnie młodsza pani doktor. Ja musiałam jej podpowiadac co przepisac . Jakie leki, w jakich dawkach bo ona nie mogła nic znalezc w ksiazce -_- . Poprosiłam ją jeszcze ,zeby przepisała mi Pulmex dla córy a ona zapytała ,, a co to ?,,
Kolejny raz zmieniłam lekarza . Wpadłam z deszczu pod rynne . W kolejce do pana doktora czeka się po 2 - 3 godziny . Rozmawiając z pacjentem nawet na niego nie popatrzy tylko pyta jakie są objawy i klepie w klawiature . Kiedys zobaczyłam kątem oka jak rozmawia na gg w trakcie rozmowy ze mną ( nie wiem czy sie śmiac czy płakać) .
Poprosiłam go kiedys ,żeby mi przepisał cos na uodpornienie dla córci bo była po chorobie . Dopiero w domu zerknęłam na recepte i cos mi nie pasowało. Poszperałam w necie i okazało sie,ze zamiast syropu na uodpornienie przepisał mi na uspokojenie . Ręce opadają.
Pare lat temu inny lekarz z Uniwersyteckiego szpitala dziecięcego w prokocimiu o mały włos nie zrobił z mojego dziecka kaleki. Pojechałam z synkiem na pogotowie i lekarz z tego szpitala przepisał dawke leku jak dla konia .Wykupiłam leki z recepty, pojechałam do domu i poprosiłam znajomą pielęgniarke,zeby zrobiła zastrzyk. Zrobiła go, wróciła do przychodni a po kilku minutach ktoś ze szpitala do nas zadzwonił i zapytał czy podano juz lek .Powiedziałam,ze tak a oni poinformowali mnie ,ze za 10 minut przyjadą po nas karetą bo ktoś popełnił błąd ...
To było cos strasznego. nawet nie pamietam jak tam dojechalismy . Robili jakies badania , gonili jak na szpilkach . Badania zrobili , trzeba było czekac na wyniki. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do pielęgniarki ,która podawała zastrzyk mojemu dziecku .Powiedziała mi wtedy,zebym sie nie martwiła bo sama zmniejszyła dawke leku bo zauwazyła ,ze cos jest nie tak .
Do konca życia bede jej za to wdzięczna.
Jak moje dzieci miały pewnie ze 2 lata się przeziębiły. Chyba katar, kaszel i czerwone gardło. Doktorka zapytała się nas czy zapisać antybiotyk. to chyba wirus ale jak mimo to nie poda antybiotyku to u tak małych dzieci może dojść do zapalenia płuc.
Z grypa to nie tak calkiem jest jak napisalas...u osob starszych zawsze podaje sie antybiotyki, gdyz z regoly dochodza komplikacje, serce, pluca, kosci, to samo jesli chodzi o osoby przewlekle chore...
Nie wiem jak jest z osobami starszymi i przewlekle chorymi . Mnie lekarz powiedział,ze nie podaje sie antybiotyków na grype. To samo powiedział farmaceuta w aptece i tez to wyczytałam w necie. Ale wierze ci bo faktycznie powikłania mogą być bardzo groźne . Miałam grype ok 3 tygodnie temu i po grypie sama poszłam z prośbą o antybiotyk bo myslałam,ze płuca wypluje .