Listy ze wsi do miasta. 015. 31.07.2009
Nie łatwo mi pisać bo nadal kaszlę, prycham i kicham. W zasadzie powinienem jakoś zabezpieczyć klawiaturę ale przy tym upale więcej nakapie potu z dłoni niż z kichania.
Ha ha! Jeszcze nic nie było a już szykują się niesnaski.
Co się dzieje? No niby nic ale po rozmowie z Rudzielcem dowiedziałem się sporo nowości na temat planowanego we wsi weseliska.
Panna młoda (osoba bezrobotna, na zasiłku macierzyńskim od państwa) ciężko nierozważnie zwierzyła się kobietom we wsi ze swojej tajemnicy. Mianowicie przyznała się, że zatrudnia kobietę służącą. Jej mąż „dochrapał się” raptem stanowiska dozorcy w dużym bloku mieszkalnym w mieście. Jak się można domyśleć, wysokość tego co może zarobić nie rzuca nikogo na kolana.
W takiej oto sytuacji oblubienica, która ma do wykonania tylko obowiązki domowe, powiada do innych kobiet, że wystarczy się tylko trochę postarać i każda z nich też może sobie zafundować płatną pomoc domową.
Tego jak się okazało było za wiele. Na trybunach zaszumiało. Panie uznały, że „babie” we łbie przewróciło. Ojcu i matce nie raczy palcem kiwnąć przy pracach polowych. Pieluch nie musi prać i gotować bo zbrudzone Pampersy zwyczajnie się wyrzuca.
(sam pamiętam jak trąc na tarce do buraków Białego Jelenia, stałem nad dymiącym kotłem, w którym gotowały się pieluchy z tetry; wtedy na rynku pojawił się Cypisek, ale był do dostania tylko spod lady)
Płatna pomoc domowa to dla wiejskiej kobiety jest grzech. Co innego gdyby była chora albo miała jeszcze inne obowiązki (poza domowymi) wtedy byłoby to zrozumiałe – mówią panie.
Wobec takiego obrotu sprawy, żadna z dziewczyn i kobiet z Lubczykowa nie przyjdzie na wieczór panieński ani na wesele. Na ceremonię zaślubin – owszem, ale tylko.
Kogo to dziwi, temu wyjaśnię. Wg tutejszego zwyczaju, będąc zaproszonym na uroczystość podczas której serwuje się coś do jedzenia, należy pannie młodej wręczyć kopertkę z wymiennymi biletami banku narodowego. NIE BĘDZIEMY WIELKIEJ DAMIE Z MIASTA fundować w ten sposób jej fanaberii - oświadczyły gremialnie. Młoda oczywiście o tym nic nie wie i pewnie będzie gorzko rozczarowana niską frekwencją. Co zrobią „chłopy” jeszcze nie jest postanowione. Pewnikiem pokornie tez zostaną w domach.
Drugim problemem jest sam Anton osobiście.
Młoda chce rozbić wojskowy namiot w podwórzu i tam w razie deszczu radować się utratą panieństwa. Ojciec jest przeciw tej lokalizacji. Jeszcze ma w pamięci pijackie śpiewy do późnego rana, z czasu kawalerskiego wieczoru syna. Wtedy pan młody musiał tak długo siedzieć w namiocie, jak długo obecni byli zaproszeni goście. Cała wieś padła o północy, ale mąż (Świstak) i najmłodszy syn Bernatki (ten znany mam Casanowa) trzymali straż przy beczce piwa, skrzynce wina i panu młodym do rana. Gdym tam wtedy o ósmej rano przyszedł do Elfi po jajka na śniadanie, przez zawianą trójcę zostałem zmuszony do wypicia karniaka.
Ciężko pracujący człowiek nie mógł się wyspać. Dlatego jest zrozumiałe, że się przed podobną imprezą gwałtownie broni. Wyznaczył miejsce na namiot na polu za ogrodem, ale czy go kto posłucha? Trzeba by było za daleko krążyć z naczyniami między kuchnia a stołem twierdzi młoda.
Rudzielec powiada, że jak go zna (znaczy Antona), jeśli coś nie pójdzie po jego myśli, mogą w ruch pójść nawet widły.
Kielich Antonowej goryczy przepełniła data wyznaczona na ślub. Nie chodzi tyle o to, że wnuczek-potomek jest już od miesięcy na świecie czy o miesiąc wrzesień, co o dzień tygodnia. Zdaniem bardzo religijnego Antona każdy prawdziwy katolik powinien w piątki nie tylko powstrzymywać się od jedzenia mięsa, co i poświęcić się modlitwie a nie świętowaniu.
Młodzi dobrze o tym wiedząc najwyraźniej zlekceważyli własnego ojca, bo datę i ślubu i wesela wyznaczyli właśnie na piątek.
Po co ten pospiech pyta Anton. Dyć pacholę grzmoci w pieluchy już od ponad pól roku.
Rudzielec twierdzi, że i tutaj Anton może wszcząć rebelię.
W każdym razie zapowiada się reportażowo.
Trochę racji to i baby i Anton mają:-)
Nie żebym byłam bardzo religijna, ale ślubu bym w piątek nie brała, chocby ksiądz chciał darmo dac;-)
aczkolwiek skoro kościół nie ma nic przeciwko to czemu młodzi mieliby z piątku rezygnowac:-)
A co do pieluch to hm... uważam, że mimo pampersów i innych bajerów jest dużo lżej niż było kiedys, to i tak ciężko, bo komputer kradnie czas młodym mamom ;-D
W każdym razie czekam na dalsze doniesienia:))
Hm, czytałam, że w szczególnych przypadkach ksiądz może bez problemu udzielić dyspensy na jedzenia mięsa w piątek. Zawarcie związku małżeńskiego chyba taką okazją jest. Czy nie jest? Hm...
A to się porobiło...
Sielskie Lubczykowo pokazało swoje brzydsze oblicze - pełne zawiści, kontroli społecznej, szykan...
Nie waż się wystąpić z szeregu, nie waż się być wyższy- bo Ci utna głowę, albo nogi, zebys się nie wyróżniał... i na siłę wtłoczą w znane ramki.
Szkoda.
Żal mi tej dziewczyny.
Co takiego złego zrobiła? Musi lubic sprzątanie i bycie kapłanka domowego ogniska?
Przykre to.
Dzieki Lubczyku za kolejny list- choć troche smutny jest.
No i właśnie! Z kim się mam solidaryzować? Jak do tej pory nikt mi niczego nie odważył się zasugerować. Mam iść dać ściepę "na pannę służącą"? Chyba się damskiej części Lubczykowa nie narażę (jeśli przyjmę zaproszenie) - CO?
A co Ci serce podpowiada?
A jesliby Młodzi wykorzystali ofiarowane pieniądze np na podróż poślubną- to by mniej bolało?
Zatrudnianie panny służącej nie jest nielegalne, ani moralnie naganne...
Jakoś mi przykro, ale jeszcze nie wiem czemu...
Pewnie temu, że się ludzie jak świat światem bez sensu i kredensu za łby biorą, czy to po wódce, o nią, czy wstrzemięźliwi będąc. Ot durnyj człek, ten co w waciaku chodzi i ten co waciakiem podłogi wyciera. Jeden bies.
Jak by to niektórzy prawdę rzekli, Wkn znów pesymistycznie uogólnia, ale co ja mogę na to, że tak mnie matka natura szczodrze obdarzyła biadoleniem dziesiąt kat temu :) (literówka kontrolowana, literówka kontrolowana...)
Oj, zeby chociaż za łby się wzięli... :(
Ale to tak wszystko grzecznie, po cichutko, osizle i gładko... FUUUJJJJJJJJJJJ... W bielutkich rękawiczkach, z czyściutkim czołem, a tu wspomagane ogólnym przytaknięciem na lincz- bezkrwawy, ale wstrętny i podły...
I za co to???
Za niechęc do sprzątania?
Mozliwe, zę się nakręciłam, ale... :(
Przygotowałam się na małe przyjęcie... naszykowałam wszystko- domek lśnił, ja starałam się lśnić, przygotowałam prezenty dla gości, starałam się bardzo, czekałam.... a tu DUPA... Tata nie przyjechał... zapakowane prezenty leżą do dziś...
Przykro mi w imieniu tej dziewczyny, której wcale nie znam.
Eh, wyślę....
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> A co Ci serce podpowiada?A jesliby Młodzi wykorzystali ofiarowane pieniądze
> np na podróż poślubną- to by mniej bolało?Zatrudnianie panny
> służącej nie jest nielegalne, ani moralnie naganne...Jakoś mi przykro, ale
> jeszcze nie wiem czemu...
Najautentyczniej - mnie jest marchewka co młodzi zrobią z moją kopertką.
Nie powinno Ci być przykro. Przestań proszę. :-)
W listach z Lubczykowa jest sporo przymrużeń oka, ale głównie zawarte jest samo życie. Bohaterowie są czasem lekko przekoloryzowani, ale czasem znowu, farby samej z siebie bywa aż za dużo.
Tutaj w tej feministycznej rebelii nie idzie o zawiść. Zwyczajnie młoda odważyła się wyjść poza korytko swego przybytku. I co by to nie miało być, złamała "święty" nakaz bycia pokorną niewiastą. Za taki numer na ciemnej wsi, kiedyś by ją ukamieniowano. Teraz zostanie tylko zignorowana.
W/g moich przypuszczeń, młoda musiała juz wcześniej czymś innym podpaść kobietom we wsi, bo sam taki drobiazg nie byłby w stanie wywołać aż tak zmasowanej akcji.
Postaram się delikatnie wypytać Mariannę o co tu naprawdę idzie i rzecz oczywista, wszystko Wam zrelacjonuję :-)
Eh... Może tego nie widać, ale ja mam dobre, współczujące serduszko ;)) Od pacholęcych lat stawałam po stronie tych niechcianych, szykanowanych ;)) Własnie to mnie tak ubodło- to, ze karą za czyn zupełnie moralnie obojętny jest aż taki ostarcyzm. Robienie przykrości za nic... Zaglądanie komuś pod kołdrę i wyciąganie z tego konsekwencji... Chyba, że rzeczywiście idzie o coś innego, a tylko przy okzaji wylazło... AAA Zapomniałam spytać- jak się czujesz Lubczyku?
Katar trochę zelżał, za to kaszel stał się jeszzcze bardziej uciążliwy. Niestety nie widać poprawy :-( Dziękuję za troskę o moje zdrowie.
Nie tylko u ciebie ludzie są tacy. mieszkam na wsi. Kiedy urodziły mi się blixniaki córka miała 19 miesięcy. Zaczeła chodzić mając 14,5 miesiąca. Chłopcy mieli ponad rok (jeszcze nie chodzili) a córka 2,5 roku to mąż pojechał na 1,5 miesiąca za granicę do pracy. Ponieważ wcześniej dużo mi pomagał bał się jak sobie sama poradzę z dziecmi. Zaraz po urodzeniu córki zwolnili go z pracy i nie pracował 2 lata. Chciał mi zatrudnić opiekunke do dzieci. Zapytał sie swojej siostry ile kosztuje opiekunka nie wdając się w żadne szczegóły po co pyta. Ona odpowiedziała ale za raz po całej rodzinie rozpowaiadała, że ja siedzę w domu i mi niani do dziecka trzeba, ze sobie sama nie poradzę. Mąż nie powiedział nawet że chcemy nianię a szumu narobiła. Na spokojnie uznałam, że sama sobie ze wszystkim poradzę.
Użytkownik as napisał w wiadomości:
> Nie tylko u ciebie ludzie są tacy. mieszkam na wsi. Kiedy urodziły mi się
> blixniaki córka miała 19 miesięcy. Zaczeła chodzić mając 14,5
> miesiąca. Chłopcy mieli ponad rok (jeszcze nie chodzili) a córka 2,5
> roku to mąż pojechał na 1,5 miesiąca za granicę do pracy. Ponieważ
> wcześniej dużo mi pomagał bał się jak sobie sama poradzę z dziecmi.
> Zaraz po urodzeniu córki zwolnili go z pracy i nie pracował 2 lata.
> Chciał mi zatrudnić opiekunke do dzieci. Zapytał sie swojej siostry ile
> kosztuje opiekunka nie wdając się w żadne szczegóły po co pyta. Ona
> odpowiedziała ale za raz po całej rodzinie rozpowaiadała, że ja siedzę w
> domu i mi niani do dziecka trzeba, ze sobie sama nie poradzę. Mąż nie
> powiedział nawet że chcemy nianię a szumu narobiła. Na spokojnie uznałam,
> że sama sobie ze wszystkim poradzę.
Czyli na całym świecie ludzie ludziom krupy w garnku liczą :-(
Ale się będzie działo !!!!!! Czekamy na reportaże ! Pozdrawiam !
U nas w piątek nie ma szansy na żadna zabawę - nawet szkolną. Nie wiem na ile autorytetu ma nasz proboszcz, w każdym razie żadna choinka dziecięca nie odbędzie się w piątek. Śmieją się też, że dzięki niemu upadła dyskoteka - wywojował zakaz dyskotek w piątek.
Może wywojował to szumnie powiedziane... Ale małe miasteczko, gdzie większość chodzi do kościoła dla sąsiada..ksiądz grzmiał z ambony, księdza trzeba się słuchać...
Ja myślę, że całą goryczą tutaj nie jest sam piątek co zlekceważenie tego co ojciec uważa za świętość. Sam Anton mówi, że nawet jesli trzeba by było poczekać na inny termin, to on by się z tym skwapliwie pogodził. Wspomniany narybek przecie już biega po świecie.
Do tego ta heca z tym namiotem co ma stać w podwórzu. Ciężko spracowany człowiek chce się wyspać we własnym łożku.
Dzieci owszem wychowały się w rodzinnym obejściu ale przecież od szeregu lat mieszkają w mieście. Wpadają tu tylko aby skasować dobra płodów rolnych i tyle ich było widać. Nagle chcą rządzić w domu ojca i nie liczą się z jego zdaniem.
Anton jest wielce prawym i pracowitym człowiekiem. Jednak chyba się nie zdziwię jesli się zapomni i straci kontrolę nad sobą.
Smutne, bo trochę dobrej woli mogłoby wszystkim zaoszczędzić wszystkim szykującego się niechybnie ambarasu.
A ja nic z tego nie rozumiem. Czy ci ludzie w ogole ze soba nie rozmawiaja i nie uzgadniaja spraw? Rozumiem, ze ktos moze uwazac, ze piatek nie jest odpowiednim dniem na slub i wesele, ale czemu w takim razie - skoro to takie dla niego wazne - zgodzil sie na wyprawianie wesela (czy chocby udzielenia lokum) w takim terminie? No bo trudno mi sobie wyobrazic, ze nie mial nic do powiedzenia. A co do lokalizacji namiotu, to nie wydaje mi sie, zeby bieganie z wazami i polmiskami przez ogrod na pole bylo dobrym pomyslem. No chyba, ze cale przyjecie ma sie odbywac na zasadzie grilla. I czy w dniu slubu i wesela wyspanie sie jest najwazniejsza sprawa dla ojca panny mlodej, nawet najbardziej zapracowanego? (wieczor kawalerski to jednak nie to samo). Cos mi sie zdaje, ze ten Anton po prostu bardzo z tego slubu niezadowolony jest i te wszystkie jego zale, o ktorych czytamy, to czepianie sie p...k, zeby te niechec uzasadnic. I zdecydowanie bardziej wspolczuje corce, niz ojcu. Nie chcialabym byc w sytuacji Panny Mlodej, ktorej ojciec moze rebelie wywolac i z widlami na gosci ruszyc, bo za dlugo i za glosno sie bawia i spac nie daja :D A na co kto wydaje pieniadze, to chyba jego sprawa, nieprawdaz?. I sprawa tej dziewczyny na czym zaoszczedzi, zeby oplacic pomoc. Bo - skoro groszem nie pachnie - to z czegos musi zrezygnowac. No i w tej sytuacji okreslenie "panna sluzaca" mocno chyba przesadzone jest?. A te panie po prostu zazdrosne sa :D No chyba, ze kombinuje, zeby dostac pieniadze z opieki spolecznej, ale to juz w takim razie odrebny temat by byl. Na wesele obowiazku nikt nie ma isc, ale powiadomic o nieprzyjeciu zaproszenia sie powinno. Tego chyba wymaga zwykla przyzwoitosc. P.S. A co do Pampersow versus pieluchy to mi sie przypomina jak moj Tata zwykl byl zartowac do Mamy: "Ty to masz dobrze! Moja Matka kijanka posciel w rzece prala a ty masz pralke automatyczna!" :D I Bogu dzieki, ze te czasy gdy "Bialego Jelenia" (tez pamietam!) sie tarlo, zeby pieluchy wyprac dawno juz minely!
Widzę, że tu aż się prosi o jeszcze jenen komentarz. Mentalność tutejszego bauera nieco odbiega od polskich stantardów. Tutejszy obywatel urodzony i wychowany na wsi, ma z mlekiem matki wpojoną oszczędność. Za habsburskich czasów na wsi austriackiej panowała piszcząca bieda. Rzadko kiedy jadano do syta. To co opisuje niejaka E. Orzeszkowa w swoich powieściach, to w porównaniu z tym co tutaj, było kapiącym bogactwem. Stąd w Austrii powstało powiedzenie, ze bauer nigdy niczego nie wyrzuca na śmietnik. Jeżeli mu się np. rozwali lewy but, to prawego nie wyrzuci, lecz zaniesie go na strych. Kto wie, może kiedyś się przyda do innej zbrakowanej pary. Nawet jeśli chwilowo zbyteczny przedmiot był narzędziem zbrodni, bauer go nie wyrzuci, a schowa. Choćby nawet miał się stać dowodem obiążającym w procesie przeciw niemu. Praktyczność zawsze weźmie górę nad rozsądkiem. Czemu się tak nad tym rozwodzę? Chcę Wam zobrazować jak to tutaj wygląda od podszewki. WSZELKI ZBYTEK JEST ABSOLUTNIE NIEDOPUSZCZALNY - bo coś takiego to "skaranie boskie". Jeden z zięciów Marianny dla zbytku trzyma trzy konie pod siodło. Nie wynajmuje ich nikomu. Po prostu je ma i tyle. Teściowa i teść, tylko za to, wyraźnie mniej go lubią niż drugiego - skromniejszego. "Cenny" nawóz spod wspomnianych zwierząt, który teściowie otrzymali w podaryunku, jest trzymany na polu Blondynki i każdy kto ma chęć, może sobie z kupy bez pytania pozyskać ile zechce. Czyli został zignorowany! Własnie dlatego ta "panna (czy pani) służąca" wzbudza tyle emocji. Bo tutaj idzie o brak zrozumienia celowości. Nie o zawiść! Proszę nie zrozumcie źle mojej wypowiedzi. To nie jest żadne usprawiedliwianie tych czy tamtych bohaterów cytowanych zdarzeń. Zwyczajnie próbuję racjonalnie zanalizować ten cały teatr.
A czy jakiegoś wpływu, może nawet dużego nie ma to, że ONA jest obca. Od 10 lat "szwendam" się po Polskich wsiach i coś wiem na temat obcy. Każdy ruch obcego nie jest nasz, nawet jak jest taki jak nasz.
Pozdrawiam
Obca? No, ja od dechy do dechy listow nie czytam, ale rozumiem, ze ona jest corka Antona i z tej wsi pochodzi, wiec - choc juz miastowa - tak zupelnie obca nazwac jej nie mozna. A cokolwiek by tymi paniami nie kierowalo: zawisc, nietolerancja, czy chocby niezrozumienie dla motywow postepowania tej dziewczyny, ktora zyje inaczej niz na tej wsi przyjete, to i tak to nie usprawiedliwia takich szykan. Tym bardziej, jesli tak sie tam ceni oszczednosc. Bo jesli ktos zaprasza iles tam osob to i na tyle szykuje chyba poczestunek, a jesli polowa z tych spodziewanych gosci sie nie pojawi to co sie stanie z przygotowanym jedzeniem? Chyba wypada powiadomic gospodarzy, ze sie nie wezmie udzialu w uczcie weselnej? Swoja droga ciekawe, kto "sponsoruje" uczte weselna. Ale pal licho te panie. Ja ciagle nie moge zrozumiec tego ojca. Po kiego licha sie godzi na urzadzenie przyjecia weselnego u siebie, skoro tak mu wszystko nie pasuje? I czy ta corka to wie? Ja osobiscie wolalabym cichy slub i male przyjecie weselne w miescie i machnela reka na te wszystkie zastrzezenia i niecheci...
Użytkownik arret napisał w wiadomości:
> Obca? No, ja od dechy do dechy listow nie czytam, ale rozumiem, ze ona jest
> corka Antona i z tej wsi pochodzi, wiec - choc juz miastowa - tak zupelnie
> obca nazwac jej nie mozna. A cokolwiek by tymi paniami nie kierowalo: zawisc,
> nietolerancja, czy chocby niezrozumienie dla motywow postepowania tej
> dziewczyny, ktora zyje inaczej niz na tej wsi przyjete, to i tak to nie
> usprawiedliwia takich szykan. Tym bardziej, jesli tak sie tam ceni
> oszczednosc. Bo jesli ktos zaprasza iles tam osob to i na tyle szykuje chyba
> poczestunek, a jesli polowa z tych spodziewanych gosci sie nie pojawi to co
> sie stanie z przygotowanym jedzeniem? Chyba wypada powiadomic gospodarzy, ze
> sie nie wezmie udzialu w uczcie weselnej? Swoja droga ciekawe, kto
> "sponsoruje" uczte weselna. Ale pal licho te panie. Ja ciagle nie moge
> zrozumiec tego ojca. Po kiego licha sie godzi na urzadzenie przyjecia
> weselnego u siebie, skoro tak mu wszystko nie pasuje? I czy ta corka to wie?
> Ja osobiscie wolalabym cichy slub i male przyjecie weselne w miescie i
> machnela reka na te wszystkie zastrzezenia i niecheci...
Kiedy właśnie o to chodzi, że ojciec się nie godzi i wszystko miało się dziać wbrew jego woli!
Jedno jest już jasne. Przyjęcie panieńskie będzie w namiocie za ogrodem! Wesele natomiast (na 140 osób!) w miejscowosci odległej od Lubczykowa o 70 km
Panna młoda (osoba bezrobotna, na zasiłku macierzyńskim od państwa) ciężko nierozważnie zwierzyła się kobietom we wsi ze swojej tajemnicy. Mianowicie przyznała się, że zatrudnia kobietę służącą. Jej mąż „dochrapał się" raptem stanowiska dozorcy w dużym bloku mieszkalnym w mieście. Jak się można domyśleć, wysokość tego co może zarobić nie rzuca nikogo na kolana.
Tej czesci jakos nie lapie bo panna Mloda ma juz meza? Czegos chyba nie doczytalam z drugie strony: Nie wiem jak jest w Austrii ale w Niemczech zadna osoba na zasilku macierzynskim bezrobotna nie moze sobie pozwolic (legalnie) na pomac domowa bo nie byloby jej stac :-).
Mimo ze zgadzam sie z tym "ze nikomu nic do tego bo kobyla nie jego" nie dziwie sie sasiadkom. Otoz wies a przede wszystkim jej powodzenie (to znaczy kazdego gospodarstwa) zalezala od pracowitosci calej rodziny bo leniwa zona badz zly gospodarz prowadzili wszystko do ruiny. Patrzac wiec z tej perspektywy (zakorzenionyej porzez wieki juz w bajkach o dobrej pasierbicy i zlych leniwych corkach Macochy) ogolne oburzenie nie dziwi mnie. Dla kobiet MUSI byc takie stanowisko panny mlodej synonimen lenistwa i zycia ponad stan.
Szkoda mi mlodej mimo to i rozczarowanie ktore ja byc moze spotka.
Tak jak doczytalam wyjasnienie Lubczyka i moim zdaniem nie ma to nic wspolnego z zawiscia. Troche sie dziwie pannie mlodej bo jesli tam wyrosla to chyba wie czym wypada sie chwalic a czym nie :-) jesli nie chce sie przezyc negatywnej reakcji?
Ja stawiam na to, ze u Antonow cos to malrzenstwo stoi jak golem na glinianych nogach. Cos tam nie pasuje od poczatku do konca stad te niesnaski i troche prztynajmniej swiadomej prowokacji ze strony Mlodej. Tu chodzi chyba cos o to kto tu rzadzi a niekoniecznie o to kto ma racje ;.) :-).
Użytkownik Dorota zza plota napisał w wiadomości:
> Dla kobiet MUSI byc takie stanowisko panny mlodej synonimen lenistwa i zycia ponad stan.
No, takie wyjasnienie jestem w stanie zrozumiec.
A ona albo glupia jest, albo chce poszpanowac.
A w ogole to tez jakos mi sie to dziwne wydaje, ze osoba na zasilku moze sobie pozwolic na "panne sluzaca". Wiem, ze np w Kanadzie samotna matka dostaje pare groszy na babysitter, zeby od czau do czasu mogla gdzies wyjsc bez dziecka, ale o jakiejs "pannie sluzacej" to chyba zadna nie moze marzyc.
No ja właśnie tak to zrozumiałam ...
I to mnie zasmuciło.
W końcu, kto poniesie konsekwencje swoejgo ( domiemanego) lenistwa?
Leniwa- czy nie leniwa- konsekwencje będą na niej i jej rodzinie.
Zmuszanie do postępowania według CUDZYCH zasad i to z takim uzasadnieniem- bo tak, bo MY ( jacyś) tak chcemy, bo my tak postępujemy i MY wiemy NA PEWNO, że tak jest najlepiej.
Nie ma miejsca na jakieś osobiste motywy postępowania ( a choćby i lenistwo), bo jest jakaś nadrzędna masa, która i tak SIŁĄ wtłoczy w to, co jej się podoba. I z tą grupową mocą karze, albo nagradza.
Dla mnie to bardzo przykre.