Przeczytałam o tragedii młodych motocyklistów. Współczuję i wspieram modlitwą. I w związku z tym mam do Was pytanie.
Nie bawiła mnie i nie bawi jazda w metalowej puszce. Marzę o motocyklu, nie chopperze typu Harley, lecz o ...ścigaczu. Oczywiście ponieważ moja przygoda z motocyklami miałaby się dopiero zacząć na początek coś małego, lekkiego i szybszego od skutera, ale potem, czemu nie... To moje ciche marzenie, chowane na dnie serca, bo kiedyś, gdy miałam odwagę je wyjawić zostałam odsądzona od czci i wiary, nazwano mnie egoistką, samobójczynią, wyrodną matką. Pomijam argumenty typu, baba na motorze to jak Doda w czołgu. Trochę zabolała niska ocena mojej świadomosci "za i przeciw", ale tak samo nieodpowiedzialnie można się zachowywać w samochodzie jak i na motorze. Jedna jest różnica: w zderzeniu z rzeczywistością motocyklista ma mniejsze szanse. Wkurza mnie też zwalanie całej winy na motocyklistów. Kierowcy samochodów uważając, że duży może więcej olewają mniejszych od pieszych, poprzez rowarzystów, na motocyklistach skończywszy. Że niby jemu łatwiej manewrować, że jakoś zwieje. Albo całą winę zwalają na motocyklistę, że niby pojawił się znienacka.
Nie mówię tu o młodych (i starych) kozakach popisujących się szybką jazdą bez umiejętności, doświadczenia i nie tam gdzie trzeba i nie wtedy kiedy trzeba. Takich i w samochodach i na motocyklach trzeba tępić.
No, ale czy rozum mi odebrało, że chcę jeździć czymś takim? Na początek enduro:
http://katalog-motocykli.pl/img/suzuki-dr-z-400-sm-1.jpg
a jak będę bogata to: http://www.suzukicycles.org/photos/GSX-R/GSX1300R-Hayabusa/2000_GSX1300R_silver_480.jpg
Bardziej podoba mi się ten drugi... Ale oceniam wyłącznie estetycznie, bo na motocyklach się nie znam.
Pytałaś, czy Ci rozum odebrało, że marzysz o jeździe na motocyklu. Otóż moim zdaniem nie. Wprawdzie ja nie mam pociągu do takich sprzętów (metalowa puszka jak na razie mi wystarcza :)), ale mam znajomych, którzy są pasjonatami motocykli, zjeździli na nich pół Europy i co najciekawsze to małżeństwo jest w wieku moich rodziców. O ich wyprawach mogłabym słuchać i słuchać... Widać, że to ich pasja.
Tobie też życzę realizacji motocyklowych marzeń, a głosami "życzliwych" się nie przejmuj :)
Marzenia czasem nawet nam samym mogą wydawać się dziwne , lub nierozsądne. Sama powinnaś się odważyć, może na poczatek na pożyczonym sprzęcie (jesli masz od kogo pożyczyć) by sprawdzić czy przyjemność jest taka, jakiej się spodziewałaś. Jesli chodzi o wypadki, to wszystko wiadomo, że jeżdżąc motocyklem masz większe szanse na wypadek niż teraz. Do życia trzeba podchodzić śmiało, bo inaczej człowiek zgnuśnieje, a na starość nie będzie czego wspominać. Ja osobiście nigdy nie wsiadłabym na motocykl, bo nie lubię i mnie nie ciągnie w tę stronę.. Myślę jednak o paralotni następnego lata..., eh!
Na skuter nie potrzebujesz prawka. jeżeli bedzie miał więcej niż 50 to musisz zrobić prawko.
Mnie wnerwia jak motory wyprzedzają z prawej strony więc pamiętaj by tak nie robic bo to nie bezpieczne przede wszystkim dla ciebie.
As, od skutera chciałabym zacząć (no i dużo tańszy niż motocykl) i wiem, że do tego nie potrzebuję kat. A. Szczególnie po mieście byłoby dla mnie wygodniej. Ale kusi coś większego i szybszego.
Inna sprawa, że sama byłam świadkiem fatalnego traktowania osób na rowerze i skuterze w mieście przez kierowców. Rowerzysta może od biedy jeździć ścieżkami o ile są takowe, a na skuterze? Robal, zawalidroga. Dlaczego kierowcy nie szanują innych uczestników ruchu?
Kilka dni temu na przejściu dla pieszych i rowerów ( miał zielone światło) przejechal starszy Pan na rowerze. W tym samym czasie kierowca samochodu - również Starszy Pan, widząc rowerzystę zbliżającego się do pasów i ewidentnie zmierzającego do przejazdu, na warunkowym skręcie w prawo, bez przyhamowania nawet wjechał na pasy o mało nie potrącając rowerzysty. I jeszcze ochrzanił go, jak baran jeździ tym składakiem! To przyklad tylko na pasach, a co dopiero jak rowerzysta ośmieli się wjechac na jezdnię.
Prawdą jest, że wielu (nie wszyscy) roweżystów i motocyklistów jeździ okropnie. nie przestrzega żadnych przepisów i wymusza pierwszeństwo. niech najpierw jeżdrzą jak powinni to wtedy bedą szanowani. Oczywiście motor to dobra sprawa złasza w mieście. Mój mąż też chce kiedyś kupić i chce bym ja też jeździła ale ja narazie się na motorze nie widzę. Taki skuter ma predkość do 50km na godzinę. Na co Ci szybsza maszyna. Oczywiście można usunąć zabezpieczenie i jeździc szybciej
> niech najpierw jeżdrzą jak powinni to wtedy bedą szanowani.
No, ale nie można stosować zbiorowej odpowiedzialności! Obowiązuje zasada ograniczonego zaufania, a nie tylko z drogi śledzie, bo samochód jedzie. Janse, że istnieje wiejska babcia rowerowa i miejski dziadek rowerowy, ale już są w mniejszości. Teraz w miastach głównie jeżdżą na rowerach młodzi ludzie. Starsi się boją i jeżdża po chodnikach.
Na co mi szybsza maszyna? Bo lubię jeździć szybko. Fakt na motocyklu mknęłam jako tzw. plecaczek. Ale chciałabym spróbowac sama.
Napisałam, że nie wszyscy. Ja osobiście wolę powolna jadę dlatego to pytanie. Jak jadę samochodem to czasami nawet ciężarówki mnie wymijają.
Duniaszo, według kodeksu drogowego, rowerzysta zobowiązany jest do przeprowadzenia roweru przez pasy dla pieszych. Innymi słowy nie wolno mu jechać po pasach! To jedno, drugie - kierowca samochodu był bardzo nierozważny, rowerzystę musi traktować jak pieszego, mimo, że jadąc łamie przepisy. W razie wypadku, winni byliby obaj.
To było przejście podzilone: dla pieszych i dla rowerów - taki dalszy ciąg ścieżki rowerowej. Też musi przeprowadzać?
W takim przypadku nie musi przeprowadzać. Jedynie tam gdzie chodzą piesi, czyli po chodniku i pasach nie można jeździć rowerem.
Przepisy drogowe sa dla wszystkich jednakowe, tak jak kierowcy samochodowi czy motocyklowi łamia prawo i tu jest pies pogrzebany.
Nie słuchaj co mowią, jedni kochają samochody inni motocykle , ty lubisz ścigacze a moje dzieci syn i córka chopery. Syn jadac na zlot miał wypadek -(skonczyło sie na złamaniu reki ) i nie może odżałować ze tyle stracił. Mieć pasje to życ a nie wegrtować.
Mój mąż jest pasjonatem motocykli. Najpierw miał Kawasaki a teraz ma Hondę CBR1100. Właściwie to chyba był, bo przez jakieś ostanie 2 sezony mało jeździ. Za to zasmakował w nurkowaniu.
Mnie to nigdy nie pociągało.
Ja patrzę na Jego hobby z innego punktu. Dobrze, że ma pasję. Tylko, że On się upaja tym co robi, a ja drżę ze strachu, czy tym razem wróci do domu. Inaczej patrzy na taki sport ktoś, kto ma rodzinę na karku a inaczej singiel.
Nie ma znaczenia to, że jesteś kobietą. Wiele kobiet jeździ na motocyklach. Moja koleżanka (dobrze po 30-ce), zrobiła niedawno prawko na motor. Jeździ razem ze swoim mężem. Nie mają dzieci z wyboru. Żyją jak wolne ptaki.
Zastanów się dobrze, czy swoim wyborem uszczęśliwisz jeszcze kogoś oprócz siebie. No chyba, że to nie jest dla Ciebie aż tak ważne.
Nie rozumiem ciebie? Pytanie czy masz samochód, rower ,narty łyżwy ,czy cos takiego, bo wszedzie może zdażyc sie nieszczęscie.
Znam przypadek -gdzie zimą babka niosła maleńkie dziecko, sopel spadł i uderzyl to dziecko w główke- śmierc na miejscu .
Wszedzie potrzeba rozwaga bo jezeli bedziemy sobie wszystkiego odmawiac to nie wolno , tamtego tez nie to jakie będzie smutne nasze życie. Boje sie o dzieci i wnuczke (jeździ rowerem) ale moge tylko zwracac uwage zeby uważali.
Jakie masz hobby ?
Chyba nie zrozumiałaś mojej wypowiedzi.
Co innego ulec nieszczęśliwemu wypadkowi przypadkiem, a co innego świadomie narażać się na utratę zdrowia lub życia. Ja niczego mężowi nie zabraniam. Opisałam tylko co czuję, gdy On oddaje się swoim pasjom i ile mnie to kosztuje zdrowia. Może dlatego tak reaguję, że przeżyłam już niejeden wypadek, przeleżałam w szpitalu kilkanaście miesięcy, miałam nieźle pogruchotane kości i kilka operacji mam za sobą. Mąż nigdy tego nie doświadczył i Boga proszę, żeby Go to doświadczenie ominęło.
Moje hobby jest o wiele spokojniejsze: własny ogródek, książki, łamigłówki, robótki ręczne. Pod tym względem jesteśmy z mężem na przeciwnych biegunach.
P.S. Najdłużej w szpitalu leżałam wlaśnie po wypadku na motorze 20 lat temu. Zderzenie z autobusem na skrzyżowaniu na pełnej prędkości. Wina była po stronie kierowcy autobusu (wymusił pierwszeństwo).
Użytkownik RN napisał w wiadomości:
> Zastanów się dobrze, czy swoim wyborem
> uszczęśliwisz jeszcze kogoś oprócz siebie. No chyba, że to nie jest
> dla Ciebie aż tak ważne.
Sęk w tym, że jest ważne. Pomijam już kwestie moich osobistych doświadczeń, ale takie podejście do sprawy powołuje do życia mnóstwo sfrustrowanych kobiet i mężczyzn. Chodzi bardziej o to, żeby swoim hobby nie krzywdzić nikogo, a emocje dozować adekwatnie do umiejętności i doświadczenia. Nie rozumiem, gdy ktoś każe komuś nie robić czegoś czego sam nie chce i nie lubi robić. Moja Mama nie chodziła na dyskoteki, ale pozwalała mi chodzić wierząc, że wykorzystam to czego mnie nauczyła i będę się bawić dobrze i bezpiecznie. Lubię strzelać, ale to nie znaczy, że przy najbliższej okazji zastrzelę siebie albo kogoś.
Ps. Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, że jak ktoś nie ma dzieci to żyje jak wolny ptak - to określenie deprecjonuje takich ludzi. A przecież taka sama tragedia bedzie kiedy jednemu z nich coś się stanie, niezależnie od posiadanych dzieci.
Rozum by Ci odebrało , gdybyś schowała swoje marzenia pod poduszkę ...
Wtedy to tylko magiel codzienności ...
Dlaczego przejmujesz się dziwnymi komentarzami ?
A swoją drogą , to Doda do czołgu pasuje jak ulał ;))))
Każde hobby jest dobre , każde może być też niebezpieczne : Kiedyś szydełko wbiło mi się w udo ( nie pytaj w jaki sposób , bo nie wiem ;)) i nie chciało dać się wyjąć ;))
Co robiłaś z tym szydełkiem ? gdzie je wsadziłaś?
Chciałaś się wydziergać, czy wydziarać? ;)
Kierowcy samochodów też wożą śmierć, ale jakoś nikt mi nie odradzał jazdy samochodem. A przecież świadomie narażam się na kalectwo.
No , normalnie ... , próbowałam szydełkować ...:)
Ale raczej nie byłam w tym dobra ;))))
Ja kiedyś przytrzasnęłam sobie głowe oparciem od wersalki. Sięgałam po coś z tyłu, wsadziłam głowę z ramieniem i ręką między ścianę a oparcie, a w tym samym czasie drugim ramieniem przycisnęłam oparcie do sciany i zakleszczyłam się. Wiem, trudno to sobie wyobrazić, ale mnie wtedy do śmiechu nie było. Udało się dzięki mojej małej skłonnosci do panikowania.
A teraz już można się z tego śmiać ?:)
Bo jakoś nie mogę się powstrzymać ;)))
Uśmiechnęłam się też czytając pierwszego posta , bo zgrałaś się w czasie z wyartykułowaniem podobnego marzenia przez Małżowatego :) - no , może on odrobinkę Cię wyprzedził ...
Na razie jest cool , oczy mu lśnią i opromienia go jasność ;))
Ładnie mu z tym ...:)
I obiecał , że mnie przewiezie ;)))
Można się śmiać, sama teraz się uśmiecham do siebie, jak mi się to udało zrobić. I oczyma wyobraźni widze te połowę ciała z majtającymi się tylnymi odnóżami usiłującą wydostać się z pułapki...
A tam szydełko, pamiętam jak moja świętej pamięci babcia, która umiała wszystko (no, może oprócz faworków, bo usiłowała je robić z grubo wywałkowanego ciasta na pierogi) wsadziła mi drut w tyłek.
A było to tak: babcia namiętnie robiła na drutach, głównie skarpetki z grubymi szwami na piętach, przez które nikt nie chciał ich nosić, a już najmniej osoba obdarowana, oraz ubranka dla lalek. Te ostatnie robiła iście genialnie, według najnowszych żurnali mód, z wyłogami, falbanami, fiszbinami i czym kto chciał. Miała jednak jedną przywarę. Babcia oczywiście, choć wełna też, bo była z odzysku, z prucia starych wełnianych rzeczy, co oznaczało, że jeśli odzyskowi uległ sweter maszynowo robiony, wełna miała co pół metra pokaźny supeł). Przywara babci polegała na manierze wpychania wolnego drutu pionowo w gąbkę tapczanu, ot żeby go łatwiej wymacać i żeby się nie odturlał metalowy złośliwiec w szczelinę między siedziskiem a poręczą. A miała babcia ukochaną parę drutów, z których namiętnie spadałay blokujące robótkę kuleczki. Co babcia ciap kuleczkę na miejsce, to ona, furt! ... w kąt, na wieczne nieodnalezienie.
No i wsadziła babcia, swoim zwyczajem, któregoś dnia drucik w siedzisko tapczanu. Wsadziła i poszła do kuchni, oddać się obieraniu, gotowaniu i pomywaniu. A wnusia w wieku wczesnoszkolnym, łup dupskiem na tapczan, w radosnym postanowieniu obejrzenia telewizji.
Jak się domyślacie, moje dupsko, czy raczej półdupsko wskoczyło na babciną niespodziankę ledwo wystającą z gąbki. O mamma mija, do dziś to pamiętam i do śmierci nie zapomnę. Ba, wspominam zawsze, gdy widzę metalowe, średniej długości druty, czekające na wprawne ręce rękodzielnika.
Że mi wtedy nieodwracalnie nie przeszła ochota na jakiekolwiek chałupnictwo, to ja nie wiem :D
Moze nie przeszła Ci w myśl zasady: czym się strułeś, tym się lecz ?
No, ja badzo przepraszam, ale nikomu nie wpycham w tyłek drutów ani szydełek, nawet nieświadomie ;P
Dlatego też ( m.in. ) , ja już nie sztrykuję : bo to baaaaaaardzo niebezpieczne hobby jest ;))))
I robienie czekolady też. Wbiłam sobie nóż w śródręcze (blizna do dziś) usiłując jako nieletnie dziewczę podwazyć nożem do chleba domową czekoladę z płaskiego talerza. No i teraz mam wyobrażenie jak mogło boleć wbicie bratnala w dłoń przed ukrzyżowaniem. Brr...
Czemu mnie nikt nie oświecił, ze talerz powinnam choć zimną wodą przelac, albo masełkiem przetrzeć. :(
Ogólnie gotowanie może być niebezpieczne.
Napiłam się oleju z frytek zlanego do szklanki (szczęściem zimny), jako herbaty.
Wdepnęlam w garnek pełen smalcu na progu wystawiony, żeby stężał.
Odruchowo polizałam łyżkę wyjętą z wrzącej przetapianej słoniny.
Jak sobie przypomnę napisze więcej.
I cóz są to przypadki czy wypadki? Ale chęć na gotowanie mi nie przeszła, choć to ekstremalnie niebezpieczne zajęcie.
Mnie kiedyś wpadła łyzka do wrzącego rosołu- zanurkowałam po nią gołą ręką, aż po łokieć...
I słoiczki z syropem z pigwy mi wybuchły- zaledwie sekunde wcześniej się odwróciłam- tak, ze szklano- pigwowa masa znalazła się na moich plecach, włosach i w całej kuchni...
Właśnie sobie uświadomiłam, jak niebezpieczne mam hobby... chyba przerzucę się na motory...
A jaka niebezpieczna jest hodowla gołębi!!! dach moze spaść na głowę ( i na resztę człowieka) ...
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
>.A jaka niebezpieczna jest hodowla gołębi!!! dach moze spaść na
> głowę ( i na resztę człowieka) ...
Dach jak dach, ale zawartość pokonsumpcyjna gołębia... :)
Ha!!! Duniaszko, o to bym Cie nie podejrzewala....wielkie uklony nie masz pojecia jak mnie ucieszyla ta twoja "szybka" pasja! mam nadzieje, ze szybko sie spelni i bedziesz sie mogla cieszyc Twoim motorem
z tego wiec wynika ze masz prawo jazdy A...
ja mam pasje do samochodow i moim marzeniem jest nauka jazdy wyscigowej tzn. takiej na torze mowia na to bezpiecznej, zawracanie w miejscu itd.
w Rzymie motory to obled i zlo konieczne, bez ktorego nie dojedziesz do pracy...zbyt duzo krzyzy i wiazanek na poboczach...
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
Marzę o motocyklu, nie chopperze typu Harley, lecz o ...ścigaczu .
Mamy podobne marzenia, tak bym chciał poszaleć szybkim motocyklem w nocy po Warszawie, w przeszłości trochę jeździłem motorem, nawet próbowałem w crosach.
Niestety nie potrafiłem jeździć wolno, na pamiątkę pozostało mi kilka blizn po wywrotkach.
Z racji wykonywanego zawodu, niemal co dzień widzę skutki brawurowej jazdy "dawców", ale rozumiem ich, bo sam bym chętnie poszalał.
Ktoś kto nie jeździł na motocyklu powie, to wariaci, nie, to nie są wariaci, to są ludzie którzy kochają ryzyko, a wielu z nich to artyści.