W zyciu mamy różne sytuacje, o coś sie staramy,walczymy poświecając rózne inne sprawy po czasie przychodzi czas na refleksje i zadajemy sobie pytanie <czy było warto?>
Jesli macie takie refleksje to wpiszcie czy bylo warto
Ja sądzę ze było warto.
pozdrawiam
wiesz tak sobie myślę,że musisz być szczęśliwym człowiekiem, skoro z pewnością wiesz,że było warto. Mam teraz w życiu taki okres tzw. podsumowań i często zadaję sobie to pytanie i ... no właśnie. Z powodu jednych poczynań jestem dumna inne spędzają mi sen z powiek i przeklinam czas za to,że nie mogę go cofnąć. I z tym mam największy problem, bo jak wyplątać się ze złych decyzji albo przynajmniej jak niwelować nienajlepsze skutki? Jeszcze ten poranek pochmurny dzisiaj skłania do refleksji
Hej to tak samo jak ja i niestety często moja odpowiedź brzmi na nie że nie było warto :(
Ja teraz po 40 stce doszlam do wniosku takiego: Kazdy wiek ma swoje prawa i OBOWIAZKI...Jest sprecyzowany czas na wszystko i tego pewnie nalezy sie trzymac .To prawda sa nam dawane pozniejsze szanse ale na to nie ma co tak liczyc.Wiec jezeli cos odwlekamy to nie przeciagajmy struny.I tak zbyt wczesna ciaza i ciaza "dla odmlodzenia"- wierzcie mi takie widzialam...Nie podjecie nauki w odpwiednim czasie a potem trudno juz nadazyc - ja sama caly czas na etapie nauki jezykow. Pero ,pero w moim wypadku bilans wychodzi na zero
Hmm trudna sprawa.Kiedys myslalam, ze nie wszystko warto. Z wiekiem jednak doszlam do wniosku.ze w 99% warto bylo i nie zaluje iczegoco zrobilam a raczej to czego NIEzrobilam. bo sie balam porazki, o nie wierzylam w sukces...
Nie rozpatruje, ani nie analizuje mojego zycia pod katem, czy warto bylo. Z gory zakladam, ze wszystko co sie w moim zyciu wydarzylo czy tez jeszcze wydarzy moge spokojnie wrzucic do katergorii WARTO BYLO. Dlaczego? bo nic nie dzieje sie bez przyczyny i jesli nawet jakas decyzja nie byla trafiona, jakies wydarzenie nieprzemyslane, to one wlasnie sa najbardziej wartosciowe. Czlowiek najwiecej uczy sie nie na sukcesach, ale na bledach. Zycie bez bledow jest w sumie troche, no... stracone, bo niewiele nauczylo.
Masz rację.Nawet błędne decyzje warto podejmować, pod warunkiem,że wyciągnie się na przyszłość wnioski. Ja przynajmniej wiele się nauczyłam i wiele rzeczy przewartościowałam. Nie żałuję niczego co zrobiłam i uważam,że warto było :)
Uważam, że nie powinniśmy rozpatrywać przeszłości w kategoriach: warto - nie warto, żałuję - nie załuje, bo nic nie dzieje się bez przyczyny. Skoro coś się stało, to tak musiało być. Też nie jestem dumna z niektórych swoich poczynań, ale jestem pewna, że wszystko ma swój sens i cel.
A co jeśli decyzje wcześniej podjęte wciąż dają nam w kość? Wtedy trudno pomyśleć " ach, trudno, tak musi być". Każdy z nas chce,żeby jego życie było jak najlepsze,a uczenie się na błędach owszem ma sens, ale dopiero gdy nabieramy dystansu do jakichś wydarzeń. Wcześniej trudno nam to docenić
Almiro to zalezy tego czy sie chce ,naprawe chce, to "cos" zmienic albo, czy to cos jest uwarunkowane sila wyzsza na ktora wplywu sie nie ma. Pierwsze mozna zmienic nawet po setce zakretow z drugim trzeba sie pogodzic i...najwazniejszym jest nauczyc sie odrozniac jedno od drugiego :-) Nie pisze tego jako "wymadrzanie sie" - tego nauczylo mnie zycie. Mnie tez czasem ciezko pogodzic sie z sila wyzsza. :-)
Tak, tak masz rację Dorotko,ja wiem "dopóki człowiek żyje, szansa jest", ale czasami tak zwyczajnie i po ludzku brak siły do walki. Zwłaszcza jak wszystko na raz wali nam się na głowę, trudno uwierzyć,że będzie lepiej. Ale ja tak pewnie marudzę, bo za miesiąc kończę 40 lat i dopadło mnie jakieś uczucie nieuchronności. Kryzys wieku średniego, może mi przejdzie, podobno można to przeżyć:)))
eeee Almira ja niedawno skończyłam 35 i wcale się na tyle nie czuje Pamiętaj kobieta jest jak wino im starsza tym lepsza :)
Agusia ja też się młodo czuję i wszyscy dają mi 35 lat właśnie. Ale tu chodzi o "nieodwracalne zmiany w mózgu :))))))
Jakie zmiany no proszę Cię Tylko mi nie pisz że byś chciała mieć 18 lat bo ja za chiny ludowe - nie !
Nie żebym czegoś żałowała, podobnie jak inni myślę że wszystko się dzieje po coś i jeśli się coś wydarzyło to tak miało być.
Najtrudniejsza decyzja jaka podjęłam to przeprowadzka tutaj z dala od rodziny, przyjaciół oj na początku było mi bardzo źle. Teraz po latach nie żałuję tej decyzji myślę że nie ważne gdzie się mieszka ale z kim się mieszka. Nie rozpamiętuje w sobie i nie myślę czy warto, czy mogłam coś lepiej zrobić, nie ma sensu zycie jest za krótkie na takie wywody. Żyję,żyję i jeszcze raz żyję a jakie to życie było to już ten u góry mnie oceni. :)
Wiesz Agusia może i o to chodzi, bo ja 2 lata temu przeprowadziłam się na wieś 350 km. od rodziny i przyjaciół i trudno mi się zaaklimatyzować. I czasem zdarza mi się żałować tej decyzji, zwłaszcza jak za oknem plucha. Co do wieku, to na pewno nie chciałabym być już młódką, przechodzić przez te kupki, kaszki i zawirowania. Myślę jednak,że może za późno dla mnie było na taką radykalną zmianę? Sama nie wiem. Jak długo Ty się przyzwyczajałaś do nowego miejsca?
Oj ale mi zadałaś myślowe pytanie :) Jak długo hmm.. najgorszy był 1 rok byłam wtedy w ciąży, a ciąże miałam zagrożoną i musiałam dużo leżeć więc byłam wtedy praktycznie sama to było najgorsze.Pamiętam jak poszłam do warzywniaka koło 18 a tutaj ( wtedy) wszystkie sklepy były czynne do 17. Przyszłam wtedy do domu i się strasznie rozpłakałam, że nawet szczypiorku i pomidorów tutaj normalnie kupić nie mogę. Wszysko wydawało mi się nie tak. Przeprowadziłam się z bardzo dużego miasta do malutkiej mieścinki dla mnie do tej pory jest jak wioseczka bo z pośród tylu małych miasteczek tylko ta jest taka zacofana do tej pory. Ha ha na serioo. Długi czas porównywałam a tak się nie da żyć. Kilka lat mi to zajeło i nawet do tej pory choć tu mieszkam 10 lat nie czuję się swojo. Mam na mysli to że jednak moje serce zawsze będzie w innym mieście. Licząc to wszystko wyjdzie jakieś 3 lata - ha ha żartuję nie pamiętam dokładnie ile ale pamiętam kiedy pojechałam w odwiedziny do mojego rodzinnego miasta. Choć byłam w swoim domu i w swoim pokoju to już nie był mój pokój rodzice wymienili meble cały wystrój - nie było tam już mojej duszy. Poszliśmy do parku a tam wielką drogę wybudowali przez środek parku- to nie był już mój park.Po kilku dniach u rodziców ( choć są wspaniali) Tęskniłam za swoim domem zastanawiałam się czy maliny nie opadły, czy ogórki nie przerosną itd. Napisze Ci tylko tyle że teraz nie zamieniła bym tego miejsca na inne, choć byłam wielką miastową to niezmiernie sobie cenię urok mieszkania w małym miasteczku. Nie mam tutaj tramwaji, jest cisza i spokój w sam raz na taką 35 :):) Zastanawiasz się czy zapóżno na taką zmianę eee chyba nie nigdy nie jest zapóźno na zmiany. Ja teraz mogła bym się przeprowadzić jeszcze dalej ( wyprowadziłam się 270 km) Pamiętaj że wszelkie zmiany przynosza nam dużo dobrego i myśl, właśnie o tych pozytywnych rzeczach.:)
Wiesz u mnie to w ogóle wszystko jakoś dziwnie się zadziało. Ja jestem bardzo otwarta, więc nie miałam problemów z tym,żeby do kogoś zagadnąć czy jakoś się zbliżyć.I chyba tu zrobiłam błąd.Tu gdzie mieszkam jest przepięknie, lasy, rzeki itp. sama moja działka ma hektar, więc jak mówie malowniczy zakątek. W tej wsi mieszka ok. 500 osób,znają się od zawsze i właściwie każdy z każdym jest skłócony. Ponadto niewiele osób tu pracuje, a Ci którzy pracują są najczęściej za granicą. Jednym słowem mają dużo czasu i się nudzą najwyraźniej. Ważne jest to,że zamieszkalismy tu przypadkowo, ot tak szukaliśmy miejsca z dala od cywilizacji.Przez tą przypadkowość oczywiście nie miałam pojęcia jakie panują tu zwyczaje i wszystkiego boleśnie musiałam doświadczyć na własnj skórze. Na początku każdy do nas lgnął, co ja przyjmowałam za dobrą monetę i po prostu byłam sobą czyli otwartą i miłą osobą gotową pomóc w każdej sytuacji. Niestety sprowadziło się to do ustawicznego pożyczania od nas różnych rzeczy, w tym oczywiście pieniędzy. Nie miałam pojęcia,że tutaj pożycz znaczy podaruj. Kiedy ośmieliłam się upomnieć(po roku) u jednej czy drugiej osoby o swoją własność stałam się wrogiem publicznym nr. 1. I zaczęło się...
My też mieliśmy czasami pod górkę. Na początku tak jak Ty mieliśmy wizyty, gości ale każdy tylko coś chciał to się napić to najeść to coś żeby mu załatwić. Pieniędzy nigdy nikomu nie pożyczam ani też od nikogo. Dobry zwyczaj nie pożyczaj. Ja też powiem skup się na rodzinie i własnym życiu szkoda sobie nerwów szargać na nic nie wartych ludzi. Zajmij się czymś ja postawiłam na ogród, uprawę warzyw i to jest mój relaks. Takich ludzi ani imprez z tymi ludzmi mi nie brakuje wolę sobie (tez mam niedaleko lasy i góry) pojechac gdzies z rodziną i posiedzieć na łonie natury niż otaczać się nieszczerością i zawiścią. Ha ha w towarzystwie chyba jesteśmy odludki bo nie chlejemy, bo nie zapisaliśmy dzieci na 10 dodatkowych zajęć oj długo by wymieniac. Powiem Ci że ja gdzieś po 30 dopiero nauczyłam się miec takie żeczy w "d" i nie przejmowac się tym. Wręcz czasami mnie to śmieszy.
Mądra Dziewczynka z Ciebie! Cieszę się,że pogadałam z kimś o moich bolączkach. Pomimo tego,ze to wszystko wiem czasami trzeba to "usłyszeć", żeby móc iść na przód. Ogród też uprawiam w każdej wolnej chwili,poza tym nie brak mi zajęć. Mam w domu czterech facetów, o których trzeba zadbać, ale czasami tak zwyczajnie, po babsku muszę sobie pomarudzić:))))
niech w te pochmurne dni zawsze dla Ciebie świeci słoneczko
Almiro rozumiem Cie teraz lepiej i z historii filozoficznej zrobila sie praktyczna. :-) Pytanie: Musicie tam zostac? Nie mozecie zaczac gdzies indziej od nowa- pytam bo piszesz, ze decyzja byla niemal przypadkowa wiec chyba nie zwiazana z praca itd? I nie ma naprawde ani jednej ani kilku dobrych dusz(procz rodziny) w tymnowym sasiedztwie?
Z tym, ze zadko kedy bedzie sie w takiej spolecznosci "swoim" to prawda. Tym bardziej o ile zadne z Was stamtad nie pochodzi. Trzymam kciuki aby jednak, o ile przeprowadzka jest niemozliwa, mozliwym bylo znalezienie tych dobrych dusz.
Dorotko kochana,i to właśnie spędza mi sen z powiek. Bo z jednej strony miejsce piękne, dom w który włożyliśmy masę pracy i pieniędzy, a z drugiej strony sytuacja, którą opisałam wyżej. Każdego dnia rozważam przeniesienie sie gdzie indziej, ale martwię się chłopcami, bo przecież dopiero co zmienili szkołę.
Wiem co czujesz. Ja sama niedawno zmagałam sie z tym problemem (jesteśmy ten sam rocznik najprawdopodobniej). Niby się nic nie zmienia...ale...
A czy warto było - na razie nie myślę o tym w tych kategoriach, za dużo jeszcze przede mną, aby się nad tym zastanawiać. Tak miało być i koniec...
Moja córka wychodzi z założenia, że lepiej potem cierpieć a spróbować - zawsze jest szansa, że się nie wyda lub uda niż cały czas zastanawiać się jak to jest, gdy sie nie spróbowało... ma za soba "zwianie" zdomu do cyrku bez butów w wieku trzech lat, przypadek chciał, że przyuważyłam jak wracała, bo byłam przekonana że jest w domu, skoro buty schowałam, a także Komunię w wieku 6 lat - bo tyle słyszała od starszych...Od znajomych wiem, że tak rozmodlonego potem dziecka to dawno nie widzieli...
Tyle sobie na ta chwilę przypominam...
Almiro, mnie też niektóre decyzje dają w kość i ciągną się za mną jak cień, ale powtarzam sobie, że widocznie tak być musiało, tak było zapisane tam w górze. Jeśli zacznę się martwić wszystkimi błędami, jakie w zyciu popełniłam (a było ich wiele), to zostanie mi sznur i belka. A uczenie sie na błędach? - Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi
Większość ludzi mówi: "mieć teraźniejszą wiedzę i 20 lat mniej" ...
Ja też do nich należę ;)
Poza tym jestem chyba tchórzem, bo nie zadaję sobie pytania: "czy było warto" z powodu wielkiego prawdopodobieństwa odpowiedzi: "nie było warto".
Najlepiej jest nie oglądać się za siebie. :)
Jeśli stając przed lustrem możesz śmiało spojrzeć sobie w twarz i nie widzisz "plam", to warto było.
Pozdrawiam
Jz z prspektywy czasu mogę powiedzicć z czystym sumieniem :było warto a jak będzie dalej?/zobaczę..
I to jest właśnie ważne.
Dawno temu usłyszałem: "synku, żyj tak by nikt przez ciebie nie płakał, a jeśli zapłacze z twojego powodu to jeden z zamkow do Domu naszego Ojca zostanie ci otwarty, tylko nikt nie wie ile jest tych zamków".
Był okres błędów i wypaczeń, ale warto było. Niektóre rzeczy zrobił bym nieco inaczej inne zostaną bez zmian. Mam kilka spraw do zadość uczynienia, ale nie spędza mi to snu z powiek. Wystarczy mi świadomość popełnienia błędów i chęc ich naprawienia. Wiem, że jak tylko będę miał możliwość to to zrobię. a tak w ogóle, "to warto żyć aby nieć wspomnienia". Bilans na plus. Oczywiście ocena mocno subiektywna!
Ja w sumie niczego nie żałuję bo nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :)
W swoim życiu tyle nawywijałem że możnaby kilka życiorysów tym obdzielić, ale żałuję tylko tego..... czego jeszcze nie zrobiłem.
Super!!! Bardzo mi sie podoba ta zlota mysl. Musze sobie zapamietac:))
No, dobrze, że jestem pewien, że nie mam brata bliźniaka.