Chodzi mi o definicję, jak to pojęcie rozumiemy.
Ja za zdrowe jedzenie uważam jedzenie nisko lub umiarkowanie kaloryczne- więc pozbawione duzej ilości tłuszczu i weglowodanów.
Nie że całkowicie pozbawione, ale z nieduża ich zawartością.
Zdrowe sa produkty nisko przetworzone.
Na razie tylko zagajam, póxniej bardziej się zagłębię, ale jestem ciekawa Waszych skojarzeń i sposobu w jaki Wy to rozumiecie.
Zdrowe jedzenie w tych czasach? Marzenie
No to pierwsze doprecyzowanie :)
Nie chodzi mi w tym temacie o wojnę o chemię w kuchni, zatrute warzywa, zatrutą wodę, niebadane mieso, mięso zwierząt karmionych chemią, pange hodowaną w klatkach.
W takiem razie mówienie o zdrowym jedzeniu w ogóle nie ma sensu. Bo bardzo wygodnym argumentem jest " zdrowe jedzenie nie istnieje, chodźmy na chleb ze smalcem i piwo i tak umrzemy... " albo coś w tym stylu.
Umrzeć i tak umrzemy, ale mozemy zyć długo bez bólu stawów, bólu mieśni, bolesnych kurczów, bóli głowy, wzdętych brzuchów, z własnymi zebami, ładną cerą. Lepiej, czy gorzej?
Są ludzie, którzy twierdzą, że za pomocą diety wyleczyli się z bardzo ciezkich chorób. Ja nie jestem do końca przekonana. Ale na 100% wiem, że mozna poprawić jakość swojego życia poprzez dietę. Ze można dietą "uspokoić" cukier. Ze przestrzeganie diety w cukrzycy typu drugiego pozwala na za zycie bez codziennych zastrzyków insuliny.
Że można się zwyczajnie lepiej czuć jedząc "zdrowe" jedzenie. Witac dzien uśmiechem, a nie skrzywieniem twarzy, bo ciężko z łóżka wstać.
Już nie mówiąc o urodzie ;)))
A moze druga strona medalu - przymusowa dieta, eliminacja pożywienia ulubionego to stres, brak humoru, napady złości...
Takie podejścei będzie, gdy osoba nie chce zmienić trybu zycia.
Dopóki nie zmienimy stylu życia - a nie tylko przejdziemy na dietę - zawsze będziemy odliczać dni do końca...
Moja mama ma cukrzycę tabletkową. O ile w pierwszym okresie (kilka lat temu) trzytmała reżim ostro, tak potem...Im dalej tym bardziej ją ciągnęło do słodkiego...
Jak nie je to nie je, ale jak sie dorwie... Nie potrafi się opanować - a tylko opowiada, że to jest jeden kawałek... tak jeden kawałek w danym momencie.
Ale tabletki pomagają - cukier się nie zmienia, więc nie potrafi zrezygnować.
Ja sama upodobałam sobie protal - nie jestem na diecie, ale lubię to lekkie jedzenie. Jako, że chleb nie bardzo mi służy, nie miałam problemów. A rodzince słowem nei powiedziałam, że to są dania dietetyczne W ciagu tygodnia staram się gotować według drugiej fazy - warzywa i proteiny, ale jak mam ochotę na ryż, makaron - to je jem, sobota i niedziela są dniami ze słodyczami...Próbowałam eksperymentować ze słodzikiem - ale łatwiej mi całkowicie wyeliminować cukier niż zaakceptować słodzik
To dobrze, ze nie moglas zaakceptowac slodzika, bo to akurat jedna z najbardziej niebezpiecznych trutek swiata. Aspartame, jak chcesz to sobie poczytaj w necie.
aspartamu nie trawiłam nigdy. Eksperymentowałam z cyklaminianem sodu (chyba - bo nie mogę znaleźć w kuchni, może nawet już wywaliłam). Chłopakom nawet smakowało - "tylko mogłoby być bardziej słodkie". zastanawiałam sie nad stewią...W myśl - skoro diabetycy mogą, to może i zdrowemu nei zaszkodzi..
Przeszło mi jednak - w końcu blacha ciasta, o ile nie jest to sernik (bo ten znika w dwa dni ) starcza nam na 2 do 4 tygodni - jemy w weekend, a reszta do zamrażalnika - a to nie jest aż tak dużo cukru
Z tego co ja sie orientuje, a pytalam lekarza i dietetyka, to stewia jest najzdrowsza i nawet ponoc mozna ja uzyc do pieczenia, a ja nie slodze nic, a jesli to tylko herbate, ale to naprawde odrobine, tak dla zlamania smaku i wtedy uzywam syropu z agawe albo naturalny miod. Pieke kilka razy do roku (4-5) wiec wtedy bez zadnych skrupolow uzywam cukier. Chociaz ostatnio kupilismy raw cukier, bo Wspanialy slodzi i kawe i herbate, a jakos nie moze sie przestawic na syrop z agawe ani stewie i ponoc ten raw cukier jest tez zdrowszy od normalnego.
Ja nie słodzę niczego - mam na myśli picie - i to już od szkoły średniej.
Nie cierpię kawy z automatu (szpital, dworzec itp)- bo często ktoś przede mną kupował słodzoną i zawsze na dyszach zostaje. A to jest obrzydliwe...
Nie tak dawno na promocji ekspresu do kawy - na "bulionetki", lub jak kto woli "petardy" - zamówiłam sobie latte - z czystej ciekawości czy wyjdą kolory...O ile wcześniej sam ekspres był mi obojętny, tak teraz wiem, że wolałabym nie pić kawy niż z tego ekspresu. Mleko jest dosładzane i smakuje czymś sztucznym..
Soków nie piję - są za słodkie, zdecydowanie wole owoc zjeść w całości. Jedynie wykorzystuję je do drinków...A na codzień do picia tylko woda...
cukier potrzebny mi jest tylko i wyłącznie do pieczenia...
No to z wyjatkiej tej mojej herbaty, mamy bardzo podobnie:))
No popatrz, a ja nie moge nawet sprobowac kawy z cukrem:)) a herbate to nie wiecej jak pewnie 1/4 lyzeczki syropu z agawe, tak zeby tylko zlamac smak, ale to dotyczy herbat owocowych, albo z dodatkiem imbiru. Zielona, czarna i takie tam inne normalne pije bez niczego.
Ja kawe lub herbatę musze posłodzić choć troszkę w przeciwnym razie albo mnie żoładek boli albo robię sie głodna:( Nie mam pojęcia dlaczego tak jest...
Ja dlatego nie piję herbaty z cytryną...
Hi hi ja tez tak mialam...po wielu latach niepisania po polsku wszystko zaczyna byc jednakowe cherbata czy chodowla...posiedzisz tu dluzej to i ortografia sie poprawi...
Picie kawy czy herbaty bez cukru wypłukuje wapń z organizmu więc zawsze słodzę herbatę. Zapachu i smaku kawy nie znoszę więc nie piję.
To jestes jedna z tych osob, ktore lubia gorycz...ja nie znosze i podziwiam osoby, ktore pija gorzka kawe...u mnie espresso...probowalam...i nie daje rady, po prostu mi sie cofa...tak jak Tobie cukier...natomiast moge zjesc cala cytryne czy grapefriuta, niedojrzale kiwi, pol kg kiszonej kapusty i sloik ogorkow kiszonych. Slodko-kwasny to moj ulubiony smak. Pikantny, tez jesli zbytnio nie toleruje. Zalezy od naszych gruczolow smakowych...
Kiedys pracowalam z taka wloszka, ktora pila podwojne gorzkie espresso, a do filizanki mleka wsypywala 6 lyzeczek cukru! bleeee
Kwaśne też lubię - grapefruitów nigdy nie słodziłam, z cytryną gorzej (w sumie to używam jej do ryby i drinków), kiwi tylko z jogurtem naturalnym - nie ma znaczenia czy dojrzałe, czy nie, chyba nawet wolę takie twarde)
oj zazdroszczę Ci. Dla mnie jedzenie bez cukru niemalże nie istnieje. Choć staram się też nie szaleć ;). Np. kawę, herbatę piję bez cukru. soki z fortuny bez cukru. Kiedyś też hortex standardowo nie słodzil swoich soków, ale mu się nagle odmieniło.
Powiem tak - nie lubię rzeczy za słodkich. Ale całkowity brak cukru to byłaby dla mnie śmierć na miejscu ;)
No tez mi się zdaje, że nie ma zdrowego jedzenia bez całego stylu życia.
Tylko, zę mi cały czas chodzi o zywienie ludzi zdrowych. O lepsze żywienie.
Luby tez ma cukrzycę taletkową. I zupełnie podobnie- najpierw trzymał dietę, potem sobie odpuścił. Napady nieopanowanej cheć na słodkie tez mu się zdarzają- ale właśnie mają związek ze skokami cukru. Gdyby cukier miał na odpowiednim poziomie- napadów by nie było.
I rzeczywiście- na poczatku mu było cieżko, ale mówi, ze starał się o tym nie myslec i potem się przyzwyczaił- i po prostu juz nie miał ochoty. Jak skoki cukru wróciły- wróciły nieopanowane napady żarłoczności na slodkie. Błędne koło.
Potrafi wejśc przynieść ze sklepu kilka torebek ze słodyczami, własnie tłumacząc to tak, ze nie moze się opanować.
Daltego ja bym wolała, zeby zjadł jedną kostkę czekolady- zanim zacznie go "trzepać"
Kostka gorzkiej czekolady bylaby chyba najlepszym wyjsciem.
W sumie myslę,ze to obojętne- byle to była maleńka ilość. Porównywalna z kostką czekolady.
Mnie się zdaje, ze przy cukrzycy jest taka porażająca świadomość "jestem chory i juz będę do końca życia". Dlatego raz na jakiś czas- odswiętnie, z okazji okazji ;))) robię jakieś ciasto, albo deser. Ograbiony z cukru.
I całe gotowanie jest ograbione z cukru- nie bardzo estem przekonana co do sensu, ale juz się przyzwyczaiłam. Do sosu pomidorowego- zeby złamać kwasowość daję cynamon.
Do surówek- owoce.
A tak a propos słodzenia kawy ( moze i herbaty)- własnie cynamon.
Ja nie mogłam się przekonac do słodzenia słodzikiem. Mdliło mnie, suszyło. Lubemu nie przeszkadzało.
Do pomidorów dajesz cukier?
Ja raz w zyciu - w domu rodziców jej męża jadłam zupę pomidorową na słodko (autentycznie) -brrrr
Nie jest słodka :)
Po prostu czasem przecier pomidorowy jest kwaśny, albo pomidory z puszki- i trzeb ajkos ta kwasowość złamać. Nie żeby zrobic słodkie, tylko, zeby przestało byc kwaśne. Wykrzywiająco kwaśne.
Wiem, że do przełamania smaku (jak w barszczu - dlatego mnie nei smakują żadne gotowe, bo są za słodkie) - mnie jednak nie przeszkadza kwasowość...Ale moze dlatego, że ja nie jem pomidorówki jak nie muszę...a dzieciaki zjadają taka jak im zrobię...zagęszczoną zmiksowaną marchewką (może w ten sposób uzyskuję przełamanie smaku) - córka wybierze marchew w kawałkach, wobec tego oszukuję..
Ja tez dodaje odrobine, naprawde odrobine cukru na zasadzie kontrastu, tak samo jak do salatki owcowej daje odrobine soli, albo do deseru czy ciasta czekoladowego odrobine pieprzu cayenne. Te kontrastowe przyprawy w/g mnie wydobywaja i podkreslaja smak calosci dania.
Też ostatnio jak bigos czy zupa pomidorowa jest za kwaśna to daje troszkę cukru i smak jest lepszy. Jednak tylko tyle by smak się przełamał a nie było słodkie.
Zawsze do sosow pomidorowych i zup dodaje sie odrobine cukru:)
Wlosi tez do sosow pomidorowych dodaja cukier...odrobine...ale ja nie...
Babcia mojego męza słodzi zupe pomidorową jak juz ma ją na talerzu!!! A potem chodzi i marudzi że cukier jej skacze od leków :)
Tu mialabym problem, bo ja nie przepadam za cynamonem, nawet szarlotke potrafie zrobic bez, bo zapomnialam:)) Odrobina cynamonu mi nie przeszkadza, ale ot musi byc w ilosci niewyczuwalnej:)
Hehe, a ja cynamon moge jesc lyzkami:)))
Lucky, przecież nie słodzisz kawy... ;)) ja zresztą tez nie.
A powiedz- coś mi sie pomyliło, czy naprawdę napisałaś w jakimś komentarzu do przepisu, że Twój Wspaniały cynamon uwielbia? I ze słodzi kawę?
Moze właśnie dla niego to jest rozwiązanie? Kawa z cynamonem. Tak lubemu zaleciła pani doktor- jesli nie smakuje niesłodka kawa- to spróbować z cynamonem.
A w mojej zupie pomidorowej te ilości cynamonu są rzeczywiście niewyczuwalne.
Pisałam wyżej- nie jestem przekonana co do sensu takich działań i to z kilku powodów- te ilości cukru są naprawdę minimalne i nijak się to ma do wciagniecia w siebie paczki cukierków. A juz pomijając wszystko ja gotuję zupę pomidorową dla siebie, hi bo luby nie jada. A ja cukier mam w niskich wartosciach normy. Więc to taki raczej pic z tym cynamonem ;))), ale już się przyzwyczaiłam.
Dzis ugotuję sobie pomidorową :)- z zieloną pastą curry i cynamonem :)
Wspanialy owszem lubi cynamon, ale on tez nie ma zadnych przeciwskazan jesli chodzi o cukier. U nas 2.5 kg cukru wystarcza na rok, lacznie z pieczeniem i wizytami gosci, wiec to nie jest jakies ogromne zuzycie mam nadzieje:)
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
>Mnie się zdaje, ze przy cukrzycy jest
> taka porażająca świadomość "jestem chory i juz będę do końca życia".
Moja mama (70 lat) brala przez jakis czas tabletki na cukrzyce. Lekarz kazal jej zredukowac tluszcz!!! w jedzeniu (tluszcz obraca sie w organizmie w cukier).
Zawsze wieczorem jadla sobie mase roznych owocow zamiast kolacji az na kursie dla diabetykow dowiedziala sie, ze to najgorsze co moze robic. Nie moze wieczorem (po 18) jesc zadnych slodkich owocow, bo zawieraja duza ilosc fruktozy z ktora organizm nie moze sobie wieczorem poradzic.
Przestawila jedzenie i nie musi barc wiecej tabletek, cukier ma na granicy, ale jeszcze w normie:)
Bardzo duzo mozna sie nauczyc na takich kursach dla diabetykow, bo kazdemu cos innego szkodzi.
.
Odzywianie musi byc bardzo konsekwentne..tzn. nie powinno sie jesc przez przypadek i to co sie ma pod reka...jesli nie zje sie obiadu, czy sniadania takiego jak powinno, w ktorym sa wszystkie potrzebne skladniki do przacy organizmu, to potem rzucamy sie na slodycze przez pol dnia.
Jedzeniem mozna utrzymac dobry stan zdrowia a nawet wyleczyc pewne dolegliwosci, ale nie powinno sie dopuszczac do stanu glodu...wtedy to wlasnie "skacze" cukier.
Powiedzmy , ze u osob mlodych przed 40 nie widac jeszcze skutkow zlego odzywiania, ale po 50 sa duze zmiany...glownie jesli chodzi o serce, nerki i watrobe. Osoby, ktore tlusto i nieregularnie sie odzywiaja maja problemy, zaczyna sie od cisnienia, cholesterolu, krazenia krwi, potem niefiltruja nerki, obrasta w tluszcz watroba i serce nie daje rady pompowac...dbajmy poki czas o nasze odzywianie :)
Z tym glodem to nie wiem. Mam mieszane odczucia. Glod jest naturalnym sygnalem organizmu ze potrzebuje on paliwa. Poczucie glodu ma tez wiele do czynienia z poczuciem sytosci. Oba sa naturalnym regulatorem naszego laknienia. Teraz: wielu dietetykow jest zdania, ze wiele osob czy otylych czy zbyt chudych poprzez ignorowanie lub zapobieganie tym sygnalom doprowadza sie do stanu w ktorym kompletnie zatracaja poczucie glodu czy sytosci. Zdarza sie ze jedza "na okraglo" albo wcale. To napewno nie jest zdrowe ani dla poziomu cukru ani dla innych przypadlosci.
Wydaje mi sie ze najzdrowiej jest brac przyklad z dzieci ktore instynktywnie jedza kiedy sa glodne a nie jedza gd sa syte. Regularnosc posilkow o ile posilki te sa rozsadne ilosciowo szkoli tylko nasz wewnetrzny zegarek. Z drugiej strony nie ma sie co kurczowo trzymac regularnosci bo na przyklad jesli ktos zjadl syty obiad i nie ma ochoty na kolacje to nie powinien sztucznie zmuszac sie do jej zjedzenia tylko w imie regularnosci.
Tak samo jest z tym co lubimy bardzo lub niebardzo . Z wylaczeniem slodyczy i fastfoodow jako zaspokajaczy
No i edycje szlag trafil grrr.Slodycze zatapi slodki owoc czy herbata z przyprawami typi imbir, cynymon, gozdzik czy wanilia a zamiast panierowanego schabowego mozna pozwolic sobie na wysokowartosciowe bialko w formie steku czy twarogu czy jogurtu.
a tak! i nie zapomnijcie wliczyc wedlin do miesa. Tak samo z light zupelnie sie zgadzam z Toba. Stad tez w ogole o ile to mozliwe powinno sie unikac mlek homogenizowanego. Oraz na pewno gotowych jogurtow smakowych czy serkow tego typu.
O lightach uczylam sie...i sie zgadzam..sa nafaszerowane konserwantami, ktore maja za zadanie wiazac wode, a tluszcz jest rozbity na male kuleczki...
Jak jestem glodna miedzy posilkami to gryze surowe kalafiory lub surowe pieczarki:) Uwielbiam:)))
Moim zdaniem wlasnie glodzenie sie tj. dopuszczenie do odczucia glodu nie jest pozytywne, wtedy to wlasnie w zoladku wytwarzaja sie nadmierne ilosci kwasow i powietrza, potem "dopada" sie do jedzenia i rowniez szybkie jedzenie powoduje do jedzenia zbyt duzej ilosci, w ten sposob "zapychamy sie" raz dziennie, nasz organizm musi sie nadpracowac, zeby strawic zbyt syty posilek...wtedy to wlasnie skacze glukoza
Mnie sie wydaje, ze najwazniejsze jest regularne jedzenie, wtedy zoladek o danym czasie sam sie upomni, ze glodny, tak jest u mnie:)
Specjalisci polecaja trenowanie zoladka regularnymi posilkami i pomiedzy kazdym posilkiem ok. 5 godz. przerwy,wtedy cukier spada i spala sie wiecej tluszczu.No i wiadomo, jak sie jest glodnym to jesc malo i powoli! (ok.30min) pelnowartosciowe potrawy, a nie zapychac sie slodyczami, bialym pieczywem itp.
Cóż, jeśli tak sprawę ujmujesz....
Staram się ograniczać tłuszcze i cukry. Dzięki Tineczce (albo przez Nią) prawie zupełnie odstawiłam majonez. Wprowadzam wiekszą ilość owoców i warzyw. Pijemy mnóstwo wody. Zamiast czarnej herbaty i kawy - moja ulubiona green tea. Mięso raz dziennie, coraz częściej duszone. Mleko, jogurty odtłuszczone. Jajka prosto spod kurzego zadka. Co jeszcze mogę zrobić?
:))))
Jesc mieso tylko 2 razy tygodniowo, ryby, owoce morza conajmniej 3 razy w tygodniu........to mamy jeszcze dwa dni:))) W te dni jedzenie wegetarianskie:)
A mleko ma sie uzywac nie odtluszczone, tak samo jak jogurty. Wszystkie "light" produkty sla nam cholesterol prosto do krwi:)))) Bo "kulki" tluszczu sa "rozbite" na miazge i nawet nie zdaza przejsc przez jelito cienkie. Wszystko jesc z umiarem i bedzie dobrze:)
Onlyred..."mieso raz dziennie" to za duzo...2 razy w tygodniu...zastap je jajkami, i straczkowymi
Mięso dwa razy w tygodniu? MOja miesożerna rodzina nie dźwignie tej zmiany...
Mnie jak coś smakuje i nic mi po tym nie jest to uważam że jest zdrowe hahahhaa
No ok.
Dziś Ci nic nie ma. A za 10 lat?
jak się przejem tortem- to jest mnie mdli, to jest mi coś? czy nie ma?
Jak się ogólnie przejem i nie mogę się ruszyć- to jest mi cos, czy nie?
Zjem ciacho, wafelka, drożdżówkę- dziś mi sie nic nie stanie- a nabyta cukrzyca? To jest coś? Czy nic nie ma po notorycznym, kompulsywnym objadaniu się slodyczami?
O tym jest ten temat.
Pewnie ze jest....i wyjdzie po 50 stce...to nie paruje tylko sie w nas odklada....szczegolnie jesli nie trenujemy zadnego sportu...
Żartowałam sobie a tutaj zaraz jaka reprymenta! A po za tym ja się cieszę że nie jest mi głodno i chłodno bo niektórzy naprawdę nie mają co jeść i pewnie niczym by nie pogardzili, a zjedzenie całego torta czy góry ciastek to czyste łakomstwo, ja jem wszystko to co mi smakuje chodze na basen i na fittnes nie jestem leniwcem, nie leże na kanapie i nie obżeram się i tyle w temacie. A jak niedożyje do 50? Bo mi cegłą w drewnianym kościele na łeb spadnie to co będę żałowała że tylu dobrych rzeczy nie spróbowałam hahhaa ( to tez był żart)
Chodzi Ci o takie jedzenie bez chemi, nie chodowane na nawozach?? No to może jeszcze z działeczki pod warunkiem ze sąsiada nie psika chemikaliami. Kiedyś oglądałam w tv, nie pamiętam gdzie że najzdrowsze warzywa i owoce to te najmizerniej wyglądające. Oczywiście nie chodzi mi o zgnitki, ale robaczywki już bardziej haha te w marketach bardzo dordne i to pryskane.
Ja już nie wierze w zdowa zywność czytłam kiedyś że nawet na farmach ekologicznych żywność nie jest już w 100% zdrowa bo w końcu deszcze są już skarzone chemią.
Możemy unikać chemi ale czy to tak do końca możliwe to nie bardzo wierze. Warzywa już nie są tak zdrowe marchewka jak głóny wciągacz metli ciężkich.
To takie luźne myśli na początek.
Też ciekawe te Twoje mysli, ale poczytaj wyżej- już doprecyzowałam ;)
Na skażoną ziemię, trujacy deszcz, zatruta wodę, dodawanie chemii do gotowych produktów mamy wpływ nikły.
Ale jak najbardziej mamy wpływ na własne wybory. I o tym jest ten temat.
Jak w sytuacji w której trudno jest znaleźć żywność nieskażoną, odzywiać się zdrowo? Jak wybierać?
Przede wszystkim nie kupowac zawsze tych samych produktow...zmieniac, bo jesli cos nam szkodzi to nie bedzie sie tak bardzo akumulowac
Co innego kwasny deszcz, a co innego jak krowa jest pasiona splesnialymi maczkami z silosa w dodatku genetycznie modyfikowanymi, krowa czy swinka, czy kura, ktora nigdy nie widziala zielonej trawy i blekitnego nieba. Krowa, ktora na wolnosci zyje 25 lat a w nasilonej hodowli 4-5. Kura, ktora nie ma pazurow, bo nie ma na czy ich postawic znosi toksyczne jajka, bo jej zycie to wieczny stres i wszystkie toksyny przechodza do jaj..nie wspomne o miesie.
W ekologicznych gospodarstwach przynajmniej zwierzeta nie cierpia i juz samo to jest duzym zyskiem dla zdrowego jedzenia, nie wolno stosowac pasz z silosow (zawieraja rakotworcze aflatoksyny), tylko siano i trawe swieza.
Zamiast pestycydow stosuje sie rotacje. Moim zdaniem jest ogromna roznica miedzy gospodarstwami ekologicznymi a tymi nie.
Aniu , oczywiscie!!!! Dla mnie zdrowe jedzenie, to dobre jedzenie. Wybor: albo chce duzo i tanio, albo chce malo, drogo ale smakowicie:)
Tak! i o to chodzi wlasnie...bo skoro opychanie sie szkodzi, to podwojnie szkodzi jesli sie opchamy byle czym...ja tez wole mniej a lepsze..przyklad jajek: we Wloszech jest ok 10 gatunkow jaj kurzych roznych firm, najtansze mozna juz kupic za 50 centow euro sztuk 6, tanio, ale wiadomo, ze to jajka z baterii...ja wybieram jajka albo bio 6 sztuk 2.5 euro, albo jajka "od kury hodowanej na wolnosci" cena za 6 sztuk 1.80. To samo z chlebem, oliwa, jogurtami, platkami.
Jest jeszcze jeden aspekt: jesli cos kupilismy "duzo i tanio" to na bum cykck bedziemy tez tak jesc. Samo z siebie. To taki trik psychologiczny zeby sie nie zarnowalo... Oraz naturalna potrzeba organizmu by kumulowac na czarna godzine ktora (jak wiemy) nie nastepuje . Samo w sobie nie jest to niczym zlym tylko produkty tak spozywane sa "falszywe".
Przypatrzmy sie Boskiej Aptece tam tez sa okersy "duzo i tanio" ale sa to okresy intensywnych zbiorow i pracy z ich przetwozeniem. W lecie i jesieni kazdy kto ma choc ogrodek wie ile razy dziennie wtrzacha owoce i warzywa bo obrodzilo... Ile przetwarza na zime. Tylko wlasnie sa to owoce i warzywa a nie mieso tluszcz i slodycze.
Napisze tak ogólnie nie zagłębiając się bo najzdrowsze jedzenie można zrobić tak by było niezdrowe. moim zdaniem najzdrowsze są: warzywa, owoce, ryby potrawy o małej zawartości tłuszczu, niskokaloryczne, lekkostrawne, niesmażone.
Ale czy te warzywa owoce są zdrowe, był program o niezrowych rybach panga???
No ta definicja wcale a wcale nie jest latwa a z drugiej strony prosta jak drut w kieszeni :-) Sprzecznosc? Oczywiscie ale i uzupelnianie sie. o co mi chodzi? Ano o to, ze juz samo pojecie zdrowe ma w sobie pewoien odnosnik . Do czegos trza przyrownac by wiedziecz czy i na ile zdrowe:-)
Tak wiec schabowy w panierce usmazony we frytownicy jest na pewno mniej zdrowy niz ten sam bez panierki ugotowany czy uduszony.
Jesli bedziemy ten schabowy (w panierce) jesc czesto to bedzie on dla nas samych duzo bardziej niezdrowy niz taki sam jedzony raz na ruski rok.
Jesli zas chorujemy na cos tam i mimo to zywimy sie tym schabowym to...pewnie szybko stan naszego zdrowia sie nie poprawi lecz wrecz przeciwnie. Lub bedziemy zmuszeni faszerowac sie coraz wieksza iloscia lekow ktore w koncu przyczynia sie dojeszcze innych chorob i naszego smutnego zejscia z tego swiata...
Na tym przykladzie chce powiedziec ze nie na tyle waznym jest co jest zdrowe tylko JAK to "cos" spozywamy bo jak pisalam od czasu do czasu mozna sobie pozwolic na wszystko byle nie bylo to codzien czy co drugi.
Kazdy z nas jest inny i jeden moze wtrzachac miecho i dozyje 100 lat inny bedzie zywil sie marchewka i salata i padnie w wieku 45 . Kazda przesada w ty czy tamta strone moze sie zreszta przyczynic do "padniecia":-) Wiec nasowa sie niosek: Jedzmy to co nam sluzy (obserwujmy nasze cialo) z umiarem ale i apetytem. Dbajmy o roznorodnosc Nie odmawiajmy sobie niczego ale pamietajmy o tym ze zywienie sie tortem czy schaboymi nie wyjdzie nam na dobre :-))
Jesli nie jestesmy sportowcami wybijmy sobe z glowy,, ze weglowodany to podstawa pozywienia. Naukowcy sami nie wiedza bo juz sobie zaprzeczyli twierdzac ze to zdanie jest przestarzale bo weglowodany to w sumie cukry zlozone ktore cialo "rozbija" na proste a potem te wlasnie kumuluje jako zapasy tluszczu na czarna godzine. I jak jasna cholera ciezko mu sie potem z nimi rozstac bo czeka na czarna godzine jak na GODOTA a ten jak wiaomo nie przyszedl. Bialko jest wazne i witaminy oraz inne mikroelementy, i wiele wiele innych skladnikow. Nie opxychajmy sie wiec kartoflami kluskami i chlebem jesli nie pracujemy ciezko czy nie przygotowujemy sie do olimpiady :-). Nawet jak nie musimy schudnac ale wtedy to juz napewno. Tu wlacza sie przeciez regola z powyzej: "sluchajmy naszego ciala" szybko zaowazymy co nam sluzy a co nie.
Teraz jeskli chodzi o podstawy: Wiadomo ze dzis trudno o zdrowa zywnosc lub jeszt ona droga. To czesty argument "Kupilabym ale mnie nie stac" Tylko to nie stac tez jest relatywne. Moze mnie nie byc stac na piec razy w tygodniu mieso ekologiczne na obiad ale...wlasnie choc mieso ekologiczne besdzie zdrowe to na pewno nie w takich ilosciach. Wystarczy raz, dwa razy w tygodniu a wtedy ...moze sie okazac ze na to to by nas bylo nawet stac!
Wiem ze wielu z nas, czy w Polsce czy za granica, musi kazdy grosz obracac dwa razy zanim wyda. Nie ma sie co oszukiwac- ekonomia jest dzwignia handlu rwniez i w ten sposob. Ale o ile tylko to mozliwe starajmy sie kupowac warzywa i owoce z pewnego zrodla...I tu mozna zaoszczedzic jesli postawimy na jakosc a nie ilosc. Oczywiscie z rozsadkiem, nie musimy kupowac artykolow luksusowych:-) Wybierajmy warzywa i owoce sezonowo bo maja wtedy najwiecej witamin, najlepiej gdzies z okolicy - przewazniue sa wtedy najtansze i najswiezsze. Robmy mrozonki itp w sezonie. W zimie bedzie jak znalazl. A i w kieszeni znajdzeimy wtedy dodatkowy grosz.
Teraz dobra wiadomodsc! Mozemy bardzo duzo oszczedzic i kasy i zdrowia jesli zrezygnujemy z gotowcow! On tylko wygladaja tania ale wcale nie sa. Dlaczego? policzcie ile kosztuje paczka czegos tam nafaszerorawana glutamatem, konserwantem i miesem niewiadomego pochodzenia. Ktore to dodatki gwarantuja puste i sztuczne kalorie, wzmozone laknienie i inne przypadlosci skradajac sie jak zlodziej pomalenku ale ustawicznie po to by nas zaatakowac wtedy gdy bedziemy starsi...
Ile frytek upieczemy z klku ziemniakow i troche tluszczu sami a ile zaplacimy za mala torebeczke w Mac i innych? Pewnie ze frytki najzdrowsze nie sa ale od czasu do czasu czemu nie? Domowe beda na pewnoi zdrowsze niz kupne. Jesli musimy kupic to wybiezmy te do pieczenia w piekarniku- przynajmniej zaoszczedzimy ciut kalorii.
Pizza jest bardzo zdrowa! O ile nie ocieka tluszczem, albo nie jest gotowcem z byc moze sztucznym serem i malowartosciowa wedlina. Pizza jest tania bo ciasto to praktyczne maka, woda ciut oleju i soli no i drozdze. Na to sos pomidorowy bazylia i troche sera moze kilka plasterkow pieczarek cebuli i szynki i mamy pyszne jedzenie. A jesli zrobimy salate do tego to juz w ogole marzenie. Z pol kilo maki wyjda trzy spore pizze!
Przyklady mozna w niskonczonosc bo...zdrowe jedzenie to nie tyle produkty same w sobie ale nasz swiadomy wybor ich jakosci ich wzajenego uzupelniania sie.
Bardzo dobrze to opisalas...prosty przyklad z mojego zycia...czasami robie zakupy w biologicznym sklepie, kupuje tam warzywa, jaka jest ogromna roznica np. w selerze lisciastym, jego listki sa delikatne, drobne, miekke i delikatne w smaku, to samo z marchewka, czy kapusta..i te warzywa wcale nie sa duzo drozsze, akurat tutaj, nie wiem jak gdzie indziej.
Chcialam podac tylko taki prosty przyklad: kupuje rowniez owsianke biologiczna lub inne platki np. kamut, czy platki z gryki...1kg takich platkow kosztuje ok. 2 euro, niby duzo, ale w zwylkym supermarkecie 400 gr znanej firmy platki sniadaniowe kosztuja 2.90. Paczka slodkich buleczek z czekolada (ktore uwielbia moj maz) sztuk 6kosztuje 1.99 i po 3 dniach nie ma sladu po buleczkach nie wspomne juz co w tych bulkach w srodku bylo, mimo to ze sa pyszne i na jednej nie mozna przesztac bo same wchodza. Jesli ugotuje sobie rano talerz owsianki na mleku, i o godz13 przeplyne 50 basenow i jem obiad o 15
...chcialam skonczyc bo mi urwalo watek...
po talerzu owsianki na mleku jestem syta az do 15 godz i wtedy jem obiad
ooo
Taką pizzę też bym dzisiaj zjadła :P
Na cienkim spodzie jest? ;)) To ja poproszę kawałeczek :)
Zgadzam się z Tobą Dorotko w 100%. Każdy człowiek jest inny i to co jednemu pomaga, drugiemu będzie szkodzić. Mężuś od półtora roku jest na diecie ( co prawda innej bo takiej raczej dla kulturystów) i codziennie bawię się w gotowanie tego co sobie życzy. Dietę ułożył sobie sam, obserwując reakcje swojego organizmu. Wygląda bardzo dobrze, czuje się świetnie, wyniki ma super a np. je codziennie kilogram mięsa, które podobno jest "niezdrowe".
Ja rozumiem dokładnie tak samo :)
nawet potencjalnie zdrowe produkty można uczynić niezdrowymi przez przygotowanie.
Ciezko odpowiedziec, bo to pojecie bardzo wzgledne;))
Kiedys Wspanialy powiedzial, ze my jemy zdrowo, bo nie jemy tlusto i nic nie smazymy, nie panierujemy. No niby tak, ale jak sie zje kawalek miecha bez panierki ale tez bez zadnych dodatkow zieleniny tylko z ziemniakami ociekajacymi tluszczem lub zawiesistym sosem plus ogorek kiszony to wcale nie jest zdrowo.
W/g mnie zdrowo to odpowiedni balans, czyli zdecydowanie wiecej warzyw i owocow niz miesa i kluchow:))
Unikam jedzenia przetwarzanego to raz, nie kupuje zadnych innych tluszczow poza maslem i oliwa z oliwek to dwa, nie zageszczam zup i sosow, nie zabielam zup smietana, jesli juz koniecznie musze to raczej 2% yougurtem greckim rozcienczonym beztluszczowym mlekiem.
Jemy 3-4 razy w tygodniu ryby i owoce morza a mieso w pozostale dni i to w ilosci nie wiekszej niz 100g na osobe.
Unikam bialego chleba i przetworow z bialej maki.
Nie jemy ziemniakow, a przynajmniej nie na codzien, bo Wspanialy lubi, wiec czasem od "wielkiego dzwonu" pozwalam na ziemniaki, ale wtedy gotujemy je pol na pol z kalafiorem lub selerem.
Ryby na parze, lub pieczone w piekarniku w folii aluminiowej.
Uzywam minimalne ilosci soli, wiekszosci jedzenia nie sole, natomiast uzwyam duzo pieprzu (roznego) i ziol, nie uzwyamy zadnych gotowych sosow do salatek, tylko oliwa z oliwek i ocet balsamiczny, lub sok z cytryny.
Ciasta i desery tylko "od swieta" i robione/pieczone w domu, z maslem a nie margaryna.
Jesli jakas potrawa "domaga sie" majonezu to rozrabiam troche oliwki z musztarda, sol, pieprz i ziarenko cukru do smaku i to jest moj zastepczy majonez.
Obiad to warzywa na parze lub sautee plus ryba, mieso. Na lunch najczesciej gora zielonej salaty z innymi warzywami i kawalek piersi z kurczaka, lub jajko, lub kilka krewetek. Na sniadanie najczesciej jem yogurt z jakimis owocami jagodowymi lub omlet z 2 jajek z warzywami (pieczarki, szpinak itp)
Warzywa jem glownie surowe lub na parze.
Jak cos mi jeszcze przyjdzie do glowy to napisze:)) tyle narazie.
Oliwy z oliwek nie używam wcale. Jak mój brat był w liceum to pani z chemii im mówiła, że oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia przy smażeniu jest rakotwórcza. Kiedyś używałam tylko do sałatek ale raz tata kupił mi w Grecji oliwę z oliwek i miała tak paskudny zapach, że nie mogę od tego czasu już żadnej.
Użytkownik as napisał w wiadomości:
> Oliwy z oliwek nie używam wcale. Jak mój brat był w liceum to pani z
> chemii im mówiła, że oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia przy
> smażeniu jest rakotwórcza. Kiedyś używałam tylko do sałatek ale
> raz tata kupił mi w Grecji oliwę z oliwek i miała tak paskudny zapach, że
> nie mogę od tego czasu już żadnej.
sa i inne oleje zdrowe jesli nie lubisz oliwy(tej sa zresztta rozne gatunki) jak olej lniany na przyklad albo z pestek dyni...Z tych tanszych tez jakis jest ale nie pamietam ktory najzdrowszy(rzepakowy?). Ja smaze na masle klarowanym (!) lub mieszynce oleju z tym maslem. Ale im zadziej smazysz tym lepiej :-)) Mozna potawe dusic i piec:-)
Oliwa z oliwek pierwszego tloczenia nie nadaje sie do smazenia, to prawda, czy rakotworcza? tego nie wiem. Dlatego do podsmazania np. kotletow schabowych (bez panierki) uzywam oliwe light i na niej mozna podsmazyc. Rzucam kotlety na rozgrzany olej po 2min na kazda strone, dla zlapania koloru i potem pakuje je do piekarnika. A sama oliwe z oliwek taka dobrego gatunku uwielbiam:)) ale to rzecz smaku i gustu.
Nie rozumiem...dlaczego nie nadaje sie do smazenia? Oliwa ma najlepszy sklad chemiczny i nie wydzielaja sie zadne substancje rakotworcze...
Aniu, tam cos jest z temperatura w tej oliwie, ale nie pamietam co:))) W kazdym badz razie ja uzywam do smazenia oliwy z oliwek, owszem, ale tej light nie z pierwszego tloczenia.
sa rozne oliwy aniu i as ma racje. Gatunek oliwy jak i innego tluszczu decyduje o temperaturze w ktorej sie przeksztalca i zmiena chemicznie . Popularnie mowiac pali, Tu wytwarzaja sie rakotworcze substancje. Pan Bog wiedzil co robi czyniac taka oliwe czy cala potrawe gorzka . To tak jak z maslem na swiezym usmazysz najwyzej jakas jajecznicze dopiero sklarowane daje sie podgrzac do wyzszej temperatury bez szkody. Wezmy na przyklad gee czyli popularny tluszcz w kuchni hinduskiej - to nic innego jak sklarowane maslo.
Tak sie sklada, ze ja te wszystkie tluszcze studiowalam w laboratorium ich sklad chemiczny, temp. palenia, kwasowosc itd...oliwa ma najlepszy uklad, wyzsza temp. ma olej rzepakowy, ale ten nie jest tak zdrowy na surowo. Pozatym z drugiego tloczenia tzn. tloczenia nie na zimno, gorszy gatunek, przetworzony, nie ma roznicy jesli chodzi o smazenie
Aniu, moze bys zalozyla nowy watek, albo napisala artykul o oleju. Masz duzo cennych wiadomosci, ktore by nam sie przydaly.:)
Nie wiedzialam, ze olej rzepakowy nie jest zdrowy na surowo, a duzo go uzywam:(
Zdaje mi sie, ze juz byly takie watki...
Smażyć należy na olejach jednonienasyconych czyli własnie oleju rzepakowymi lub oliwie z oliwek (jeżeli zapach nie przeszkadza i funduszy mamy wystarczająco). Z kolei tłuszcze wielonienasycone (olej słonecznkowy, olej lniany, z pestek winogron i inne) nie nadają się do smażenia (w trakcie obróbki cieplnej uwalniane są wolne rodniki działające bardzo niekorzystnie na organizm m.in. rakotwórczo), lecz zdrowe są na zimno np. w sałatkach, surówkach. Wiadomości pewne (wykłady z biochemii na studiach medycznych).
ha widzicie dziewczyny toscie mnie oswiecily , Jak dotad mialam wlasnie w glowie ze na oliwie z oliwek sie nie smazy chyby ze jest ona rafinowana. POdejrzewam ze moi nauczyciele uwazali ze taka oliwa z pierwszego tloczenia jest "za cenna" na smazenie a ja odebralam potem ze tez niezdrowa :-)
Ja jak kupjue olej to czytam do czego jest przeznaczony. Zależy mi głównie na smażeniu więc kupuje przeznaczony do głębokiego smażenia i jest on rzepakowy. Czasem smażę też na margarynie. Rzadko na smalcu.
As to jakas bzdura z ta oliwa...oliwa extravergine jest najlepszym tluszczem zarowno do smazenia jak i na surowo...do smazenia mozesz uzywac oleju rzepakowego, ktory rownie dobrze utrzymuje temp. a na surowo slonecznikowego. Nigdy natomiast nie wolno smazyc na slonecznikowym...
aniu to nie bzdura co pisze as,. Wydaje mi si ze obie macie racje tylko pod pojeciem oliwy mace inna gatunkowo oliwe na mysli. Zapewne Ty we Wloszech msz dostep do roznistych.
Oliwa z oliwek jak najbardziej nadaje sie do smazenia i nie ma tu znaczenia jaki typ oliwy...poza tym roznica jest tylko w klasie czyli jakosci, moze byc z pierwszego tloczenia i wtedy jest "extra" (na zimno), i nadaje sie do smazenia jak i na surowo, oczywiscie poniewaz jest droga moze nie kazdy na niej smazy...kiedy oliwa jest "z oliwek" i nie ma slowa extra znaczy to, ze nie zostala uzyskana na zimno, ale pozostaja te same charakterystyki chemiczne i fizyczne, zmieniaja sie te organoleptyczne, smakowe i zdrowotne, bo jest uzyskana za pomoca rozpuszczalnikow, jak wszystkie inne oleje, ktore nie sa "na zimno"
No i ja tak myslę :)
Pisałam już wyżej- najbardziej niskokaloryczny produkt można "zepsuć" zalewając go tłuszczem, smażąc itd.
Fajnie tak, jak mozecie razem jeść to samo i jeszcze macie z tego radochę- z podzielania gustów i z jakiegoś wspólnego gotowania.
A jeszcze odnośnie grial- ja mam elektryczny i uzywam go o każedej porze roku. Ale jak do tej pory na tym grilu spoczywały głownie karkówki i boczek :(
To prawda, ze mam szczescie, ze Wspanialy byl wychowany na zupelnie innej kuchni. I w przeciwienstwie do tego co sie mowi o Amerykanach i ich sposobie odzywiania, to ja akutat trafiam na tych ze zdrowym podejsciem do jedzenia.
Jeszcze chcialam zwrocic uwage na to co napisalas wyzej, ze najzdrowszy kawalek np. miesa czy warzywo mozna zniszczyc sposobem przygotowania. Oczywiscie, ze tak brokuly pod beszamelem, a brokuly na parze z dorobina oliwki i czosnkie to dwa zupelnie inne dania i o roznej wartosci.
Tak samo ktos wyzej wspomnial o tym, ze w naszych czasach jedzenie i tak jest zatrute, owszem i zdaje sobie sprawe, ze nie kazdego stac i nie kazdy ma dostep do zywnosci ekologicznej. Ale tez wlasnie dlatego musimy zwracac szczegolna uwage na to co kupujemy, jaki kawalek miesa i jak go przyrzadzimy, bo mozna rowniez poprawic wartosc odzywcza tego co akurat kupilismy. To dziala w obie strony, mozna zepsuc zdrowego brokula, ale tez mozna poprawic niezdrowego schaboszczaka;))
Zdrowo - dla każdego będzie znaczyło co innego - każdy żołądek trawi inaczej...
Są oczywiście pewne podstawowe zasady, których powinniśmy przestrzegać.
Dla mnie samej, gdy wydawało mi się, że jem w miarę zdrowo, szokiem był podwyższony cholesterol. Nawet jak potem świadomie wprowadziłam ograniczenia - on i tak nie spadł. A mój mąż, który nie wierzy w niego, uwielbia różnego rodzaju świństwa na przegryzke (chipsy, orzeszki - mnie od samego zapachu robi sie niedobrze) - wyniki ma super.
Ciemne pieczywo zdrowe Ok - Mnie jednak nie służy, choć uwielbiam i innego nie jem (białe pieczywo mi nie smakuje, chyba, że raz na jakiś czas chałka, w tym tygodniu upiekłam, poprzednią jedliśmy w wakacje) - ale muszę jeść minimalne ilości, jeżeli chcę, aby otoczenie przeżyło (dlatego bochenek z kilograma mąki starcza nam na dwa tygodnie).
Ekkore- ale to już troche inna sprawa. Wyżej pisała o tym Dorota.
Podwyższony poziom choleterolu to juz sprawa dla lekarza.
W takich sytuacjach myślę, ze dla danego organizmu zdrowe jest to co zaleci lekarz.
A mnie chodzi o takie ogólne zasady.
Tez o tym pisała Dorota- trzeba patrzeć jakie sygnały wysyła organizm. I nikt mi nnie wmówi, zę mzuszanie osoby uczulonej na pomidory do ich jedzenia ( bo są zdrowe) jest jakies rozsądne.
wiem, że pisała Dorota. Ja tylko podałam osobiste przykłady, jak indywidualne jest podejscie do zdrowo..
Mój syn nie je soczystych owoców...nigdy nie jadł. Arbuz, mandarynka to dla niego koszmar.
W ciąży z nim - ja owocara, poza bananami nei mogłam jeść żadnych. Juz wtedy organizm młodego wybierał co dla niego zdrowe...
Usiłuję odżywiac nas zdrowo,..tzn.staram sie wybierać zdrowsze "odpowiedniki" czy zamieniacze... Są po prostu rzeczy z których nie potrafie zrezygnować, dlatego staram się wybrać mniejsze zło
-jeśli pieczywo to razowe (najczęściej piekę sama), ja jadam tylko na śniadanie i nie każdego dnia, w dni bez pieczywa jadam "owsiankę" (sama mieszam sobie płatki owsiane, otręby pszenne i owsiane, siemię lniane, zarodki pszenne, rodzynki, śliwki suszone) z mlekiem 1,5%
-jeśli herbata to zielona
- herbata i kawa bez cukru, kawa z chudym mlekiem
- jeśli do czegoś cukier - to trzcinowy
- jeśli mam ochotę na bułeczkę z czymś słodkim zamiast dżemu wybieram miód
- śmietanę zastepuję jogurtem
- jeśli czekolada - to 2 kostki gorzkiej
- jeśli makaron to razowy (podobnie ryż)
- do picia poza herbata i kawą, jedynie niegazowana woda mineralna - 3l dziennie !!!
"Fast foodów" , chipsów, gotowych potraw nie kupuję, nie jadam bo nie lubię, podobnie jest ze słodkimi napojami gazowanymi...
Ja lubie takie "zdrowe jedzenie", gdybym tylko dla samej siebie gotowała to mięso i ryby mogłyby być wyłącznie gotowane (reszta rodziny protestuje)
Jedyne czego nie potrafie sobie odmówić to ciasta - dlatego staram się piec jedynie na niedzielę. Ale mam też zamiar zacząć pomału wypróbowywać w slodkich wypiekach mąkę orkiszową (podobno zdrowsza)
Uważam jednak, że bardzo ważne jest słuchanie tego wewnętrznego glosu, jeśli mamy na coś ochote to powinniśmy to zjeśc - ja np. miewam takie nagłe zachcianki np. na kapustę kiszoną, czy wątróbkę, czy twarożek ze szczypiorkiem - po prosu czasem czuję, że muszę to jak najprędzej zjeśc, bo nie zaznam spokoju...Tłumaczę sobie, że to organizm czegoś potrzebuje, czegoś mu brak i sie tego kategorycznie domaga... Dlatego wcinam z apetytem
Właśnie słuchanie wewnętrznego głosu jest bardzo ważne. Ja od dłuższego czasu miałam okropną ochotę na surową marchewkę i gotowane kalafiory lub brokuły. Jadłam wtedy głównie tą marchewkę. Miałam takie chwile że aż mnie ssało i w buzi robiło się dużo śliny. Na początku było raz na tydzień. Potem już kilka razy w tygodniu. Myślałam, że to pewnie brak witaminy A. Szukałam co wspólnego ma marchewka, kalafior i brokuł. Nie znalazłam sama. Okazało się, że mam anemię. biorę żelazo i nie mam żadnej ochoty na marchewkę. Moja dieta jest dość uboga. Ważę nie całe 52kg. Jem bardzo mało tłuszczu. Ostatnio coś mnie naszło na smalec ze skwarkami. Pozwoliłam sobie troszeczkę i po 3 dniach nie mogę na niego patrzeć chociaż dużo nie zjadłam:)
Brawo As wlasnie tak cialo sle sygnaly co mu trzeba.
Moja siostra swojego czasu się odchudzała. Dieta polegająca na kręceniu paszczą od rana do wieczora, bardzo zbilansowana, zawierajaca wszystkie grupy produktów (tylko wyłączone słodycze).
Dietetyczka, która dobiera je indywidualnie do osoby (moja siostra schudła na niej w pół roku ponad 30 kilo, ja 12 -ale to była jej dieta, no i ja nie miałam więcej do zgubienia, w zasadzie doszłam do swojej minimalnej wagi, poniżej której wygladam po prostu chudo) radziła, aby unikać produktów dietetycznych - o obniżonej zawartości tłuszczu - lepiej wybrać wersje naturalną, zjeść mniej - co i tak nie powoduje wcale braków.
Dlaczego...Bo produkty dietetyczne nie występują w naturze - i organizm może mieć problemy z przyswajaniem tego
Ooo, super, ze ten temat poruszylas, ja rozmawialam z dietetykiem i powiedzial, ze proces odtluszczania produktow w niektorych przypadkach polega na zastapieniu tluszczy weglowodanami, a to jeszcze gorzej. Czesc tez takich procesow jest przeprowadzana przy udziale niezdrowych chemikalii, wiec znow nie teges;) Tak samo jak wszystkie napoje "diet" maja dodany slodzik z aspartame, czyli slodkie sa jeszcze bardziej od normalnych a bardziej szkodliwe, chociaz szkodliwosc to chyba ta sama, bo nromalne sa slodzone high fructose syropem kukurydzianym, a to tez straszna zaraza:))
Mleko i yogurty uzywamy glownie 2% ja czasem kupuje mleko beztlluszczowe, ale np. sery jemy tylko normalne, wole zjesc mniej ale nie te dietetyczne niby fat free.
no, wlasnie, ja tez nie kupuje zadnych light produktow. U nas sa przez expertow bardzo krytykowane, bo zawieraja inne swinstwa, zeby smak byl dobry.
Jak jogurt zawiera mniej tluszczu to za to wiecej cukru i roznych aromatow (chodi mi o jogurty "owocowe")...
Mysle, ze ten grecki yogurt jest akurat bezpieczny, a przynajmniej mam nadzieje;))
wlasnie dopisalam, ze jogurty "owocowe" tzn. z jakimis smakami.
Taki czysty jogurt jest napewno ok., chociaz kto to wie:)))
Ja wybieram produkty średnie - mleko 1,5 % (bo takie jest UHT - a to mogę sobie kupić na zapas i nie martwić się, że mi zabraknie, albo będzie za dużo i trzeba będzie wylewać) lub 2% - pasteryzowane - ale to zawieraz za dużo ryzyka zepsucia w krótkim okresie czasu), twarogi połtłuste, albo pół na pół (chudy i półtłusty).
Jogurt typu greckiego uwielbiam - do tego jakiś owoc - ananas, kiwi, winogrona.
Ser żółty czy plesniowe w zasadzie powinny być pełnotłuste - bo od tego zależy ich smak. Lepiej mniej i rzadziej - ale z pełnią smaku
erka o ile mozesz unikaj mleka UHT wlasnie przez te rozbite czasteczki tluszczu.
UHT - przecież to metoda pasteryzacji, czyniąca mleko jałowym. Dlaczego ma rozbijać cząski tłuszczu?
W masowej sprzedaży w Europie dominuje UHT. I tak jak w Polsce różnica w cenie jest minimalna, powiedzmy można ją złożyć na karb procentów, tak na zachodzie mleko pasteryzowane jest bardzo drogie
UHT UltraHocherhitzT jest przewaznie tehz Homogenizowane co pisze na opakowaniu. to nie ma wiele wspolnego z taka pasteryzacja jaka bys osiagnela w warunkach domowych czyli przegotowaniem mleka. cale mleko w mleczarni wszystko jedno od kogo zlewane jesr razem i calkowicie odtluszczone. Czesc tego tluszczu wprowadza sie potem znow do mleka by uzyskac 3,5 czy 1,5 % tluszczu. Nastepnie mleko ogrzewa sie w temperaturze dzo wyzszej niz domowe 60.70 st. by zabic wszystko co w mleku zyje i uwaga w tym samym czasie rozbic poprzez ustawiczn mieszanie czasteczki tluszczu na tak minimalne by polaczyly sie one z woda w mleku. Wlasnie potrzeba tak wysokiej temp by emulgacje jesli nie dodaje sie srodkow chemicznych. Otrzymane mleko jest martwe bo zabite sa wszystkie i te szkodliwe i te dobre bakterie oraz wszelkie nieodporne na temerature witamuiny. Ktore zreszta wprowadza sie potem sztucznie ale...te nigdy nie s tak wartosciowe i latwo przyswajalne jak naturalne.. Czastki tluszczu nieodwracalnie powiazane z plynem. Tylko (poczytaj w ktoryms poscie tineczki) Taki tluszcz przenika bezposrednio do krwi podwyzszajac cholesteror gdyz nawet nie zostaje nalzycie odseparowany i strawiony przez cialo. W mleku pozostaja niewrazliwe na temperature hormony ciezarnych krow ktore, jak juz pisalam, nie sluza nam wcale. Kupowanie mleka chudego jest wyjsciem? Nie, bo mleko chude nie ma wielu witamin. Witaminy ropuszczone sa w tluszczu mleka....
Ekko z reka na srcu nie zastanawialo Cie nigdy ze mleko z kartonu jest wlasnie homogenne? Nie m na nim kozuszka tluszczu ktore byloby na mleku normalnym?
Zawsze mnie cieszył brak tłuszczu na mleko stojacym jakiś czas w cieple - przynajmniej farfocle mi po kawie nie pływają. Ale na gorąco kożuch sie robi - co prawda nie piję w ten sposób - ale czasami do czegoś jest mi potrzebne gorące mleko (np puree z ziemniaków).
Chyba każde mleko, trafiające do sprzedaży jest najpierw odtłuszczane. Bo z mleka o zawartości tłuszczu jakieś 7 % (takie daja krowy, jeżeli dobrze pamietam z tego co mówiła kuzynka) otrzymuje się śmietanę 30 %. Przecież w mleczarniach nie bawią się w zbieranie tłuszczu z mleka łyżką - tylko odwirowują je w specjalnych urządzeniach.
Każda śmietana w kubeczkach jest homognizowana (tak mi się wydaje przynajmniej) i mleko, które kupujemy jako pasteryzowane też mi sie wydaje, że jest homo (zastanawiajace jest też to, że keidyś pasteryzowane było góra na dwa dni, potem zsiadało się, teraz jest 5 do 7 dni i nie zsiada sie tylko kiśnie).
nió bo gwoli scisloaci problem obejmuje kazdy produkt homogenizowany czy smietanke czy jogurt czy serek. Powinno sie unikac. Tylko mleko niehomogenizowane kupic trudniej niz twarozek czy jogurt natularny. Tak samo z UHT. Smietanke spozywamy sporadycznie mleko duzo czesciej...
Ekkore, Tak, tak !!!! Dlatego ja tez propaguje, naturalne tluszcze, tylko w mniejszej ilosci:) Nie musi kotlet topic sie w masle....nie potrzeba zrezygnowac z lyzki aioli (to majonez z czosnkiem), ale zrobiony wlasnorecznie, bez konserwantow i "sztucznych" jaj.
Dokladnie, nasz organizm jeszcze nie zapoznal sie z margaryna i nie umie jej strawic:))))
Ja odkad nabyłam patelnię grilową - wszystkie panierki poszły w kąt. W tej chwili (a to jest po kilku latach) czuję zapach bułki nasiąkniuętej tłuszczem. I bardzo mi to przeszkadza. I myślę, że synowi też. Ostatnio rozważaliśmy możliwość usmażenia surimi bez panierki.
Nie smażę beztłuszczowo - bo wkurza mnie dymienie, ale smaruję patelnie pędzelkiem - i tak jest on poniżej rowków, więc przynajmniej mam nadzieję, że mięso czy ryba nie dotykają - a potem już się wytopi sos własny.
Użytkownik ekkore napisał w wiadomości:
> Ostatnio
> rozważaliśmy możliwość usmażenia surimi bez panierki.
Chcialam zapytac, czy piszesz tu o surimi, jako zmielonych resztkach rybich z roznymi innymi cemicznymi swinstwami?
nie wiem - na pewno nei jest to pulpet (bo tak rozumiem mielone).
To inaczej paluszki krabowe z dorsza
wiec odradzam Ekkore. Moez znajdziesz wskazowki czytajac sklad. Normlnie surimi to mielone odpadki (posledniej jakosci) rybne czy krabowe...
Wskazówek nie znalazłam...
Ale aż dziwne, że potrafią tak zmienić smak - bo smakuja zupełnie inaczej niż hamburgery, kotlety czy paluszki rybne (których nie trawię).
Surimi to masa rybna ( nie wiadomo z czego), wczesniej wymoczona, posiekana, sprasowana i formowana w rozne formy. Do tej masy dodaje sie bialko, cukier, olej, skrobia, zelatyne, glutamaty...
oooo, to, to, to :)
Jak dla mnie te wszystkie produkty light to zwykła ściema i tyle.
Ja się kiedys zastanawiałam, jak to jest, że sok w ogóle niczym nie słodzony, jest mniej kaloryczny niż sok słodzony słodzikiem. Już nie mówić o tym ze po słodziku mnie muli i suszy.
Ja po prostu nie znajduje powodu, dla którego miałabym taki sok kupic- oprócz tego, zeby nabić kapsę producentowi.
Przyznaje pelna racje Dorocie,JAK to "cos" spozywamy
U mnie w domu je sie w zasadzie wszystko.
A to u nas jest najwazniejsze, regularne jedzenie...
rano kazdy z nas musi zjesc sniadanie, najczesciej ciemny chleb...
do szkoly i do pracy zabieramy kanapki,
codziennie cieply obiad,
kolacja, a w miedzy czasie owoce
Jak jeszcze nie umialam gotowac to jedlismy prawie to samo co teraz, ale calkiem inaczej przyrzadzone.
Bardzo lubimy makarony, kiedys byl jasny z sosem z masa smietany, teraz ciemny makaron z sosem bez! smietany z roznymi ziolami.
Jak robie panierowane sznycle z kurczaka (smazone na tluszczu) to go podaje z wielkim talerzem salaty z pomidorem, ogorkiem, papryka....
Mielone pieke w piekarniku, kiedys na tluszczu na patelni.
Warzywa gotuje na parze, kiedys w duzej ilosci wody.
Wszystko co samze na tluszczu (klarownym masle z olejem )klade po usmazeniu na chwile na serwetke kuchenna, zeby toche tluszczu wsiaklo.
Bardzo czesto jemy na obiad talerz salaty z jakims dodatkiem (ryba, mieso, ser), a nie na odwrot, salata jako dodatek.
Nie przesadzam, ze "zdrowym jedzeniem", ale staram sie z "glowa" je podac i zeby bylo raczej bardzo urozmaicone.
Zdrowe jedzenie według mnie to takie które nie zawiera chemii.
Aniu, to też.
Ale ten temat jest o czymś innym.
Moje zdanie jest podobne...zdrowe jedzenie to przede wszystkim krotko gotowane, czyli jak Ty piszesz malo przetworzone, nisko kaloryczne, bez konserwantow i wzmacniaczy, najlepiej byloby z hodowli biologicznych czyli bez pestycydow i wzmozonej szybkiej hodowli zwierzat na hormonach, trzymanych w klatkach i karmionych sila.
Zdrowe jedzenie to rowniez roznorodnosc, czyli nie jedzenie codziennie tego samego np. mieso i ziemniaki z sosem.
Zdrowe jedzenie to rowniez sposob gotowania, bez zasmazania, smazenia, bez zaciagania sosow. Gotowanie na parze.
To rowniez stosowanie nieoczyszczonych maki, ryzu, cukru - razowych produktow.
Zdrowe jedzenie to 5 posilkow dziennie
Zdrowe jedzenie to jedzenie "nie do syta"
Tak Aniu , zgadzam sie co do slowa i jeszcze troche:)
Tineczko, a ja mam pytanie do Ciebie.
Pisałaś kiedyś, że Twoja Mama tez jest trochę niesforna, jesli chodzi o dietę. Powiedz mi- jak sobie z Mamą radzisz? Bo o ile partnera można puscic i niech se robi, co chce, o tyle jesli chodzi o Rodziców to jest duuuzo trudniejsze- przynajmniej tak mi się zdaje.
Bo mysl, że może Ich zabraknać, jakaś taka strasznie przejmujaca jest. I by się chciało jakoś zaradzić, pomóc. Tylko jak odmówić torta, cukierka komuś, komu za wiele radości w życiu nie zostało? Nawet wiedząc, że podajac kawałek ciacha, sprawiamy przyjemość, ale z drugiej strony zaciskamy pętlę na szyi?
Zdrowe jedzenie to jedzenie "nie do syta"
tu sie nie zgodze. Do syta jest ok ale na pewno nie do przesytu. Zaleznie tez od tego co rozumiesz pod slowem syty. Dla mnie to taki sygnal z zoladka "dosc" i wtedy staram sie dalej nie jesc. Bo to juz jest przesyt. Ale nie wstaje tez na wpol glodna bo to ny mnie tylko zachecilao do pojadania.
Chodzi mi o przejadanie sie, i to najczesciej ludzie robia przy stole, bo ten moment sytosc-przesyt jest taki bardzo "sliski" pare sekund wczesniej bylismy glodni i za chwilke juz nam nie wchodzi jeden kesek...czy zauwazylas moze, ze osoby otyle bardzo szybko jedza? oni tego momentu sytosci nie zdaza poczuc...sytosc sie odczuwa jakies 5 minut po skonczeniu jedzenia, a nie w trakcie. Moj maz prawie zawsze sie objada...je szybko, duzo, napycha sie i zaraz potem ogarnia go sennosc, rozsadza mu watrobe i rosnie brzuch, niestety jest bardzo lakomy i czesto po obiedzie dojada jeszcze serami, wedlinami, mimo, ze obiad byl juz syty, nie potrafi zaczekac, zeby poczuc ta sytosc...
Zdrowe jedzenie kojarzy mi się np: z tradycyjną zupą(a nie z proszku czy z kostki rosoowej,a broń boże chińska z makaronem);własne przetwory z warzyw z własnej działki(chociaż są tacy co mówią,że się nie opłaci bo w jakimś tam sklepie jest tanio);ciasta i słodycze w ilości minimalnej(do czego nie umiem przekonać swojej rodzinki....i siebie też...) no i najważniejsze-nie obrzerać się zanadto(zwłaszcza po 22! ).
Acha! jeszcze odnośnie wędliny-lepiej zrobić ją samemu(chociaż kupując mięso też nie wiadomo czym zwierzę było karmione).Wędząc lub piekąć w domu nie musimy szprycować się różnymi E,a w sklepowych wędlinach jest tego-wystarczy popatrzeć na metkę.
No właśnie czy zupa jest zdrowa?
Pozywna owszem - ale czy zawsze zdrowa? zagęszczanie mąką, zabielanie śmietaną...na tłuściejszych kawałkach mięsa...
A jak zrobimy całkiem zdrową - to co to za zupa?
Nie lepiej zjeść same warzywa?
Nie znaczy, że jestem całkowitą przeciwniczką zup - nie odczuwam potrzeby ich jedzenia - a jeżeli już to jako samodzielny obiad.
Wczoraj i dzisiaj u mnie np żurek.
To pytanie pod dyskuję
Tradycyjna zupa napewno jest zdrowsza niż ta z proszku(nie zawiera E,chyba że świadomie dodajemy).A tłustej zupy nie cierpię!!!! śmietana owszem,ale w umiakrowanych ilościach,mąka w zupie jak jest to też w małej ilości i nie we wszystkich.Zupa( niekoniecznie z chlebem) jest u mnie w domu częściej niż soczysty smażony schaboszczak.A warzywa wolimy w sezonie z ogródka,bo to co oferują sklepy czy markety to jest niekoniecznie zdrowe,więc stanowczo wybiorę przecier ogórkowy na zupę( z ogórka z mego ogródka) niż ogórek ze sklepu na kanapkę.
Ja uważam tak- te zupy co ja robię dla siebie- są zdrowe, zupy który luby robi dla siebie- są cholernie niezdrowe.
Ja robię zupy warzywne- na jednej łyżeczce masła poduszam cebulkę i czosnek dodaję warzywa i uzupełniam wodą. W taki sposób robię zupę marchewkową- dodatkiem do niej są prażone na kolejnej łyżeczce masła płatki migdałowe, podobnie robię mocno czosnkową brokułową, dyniową. Barszcz Glumandy zakawaszany cześciowo zakwasem z kiszonych buraków, a częściowo octem ( ostatnio octem malinowym) ma tylko pól łyzeczki oleju lnianego w sobie- dla dodania perlistości. Ostatnio spodobały mi sie ostre przyprawy, które sprawiają, ze zupa ma bardzo ciekawy smak. Uwielbiam takie warzywne zupy- zagęszczanie ich maką jest niepotrzebne, bo zupy są gęste od warzyw, zaprawianie ich śmietaną jest niepotrzebne, bo własciwie śmietana zabije ciekawy smak warzyw. Smietaną zaprawiam tylko zupę ogórkową ( moja najbardziej ulubiona i pomidorową, choć z zupą pomidorową eksperymentuję- to zupa kameleon, mozna ją przyrządzić na tyle sposobów, ze coraz bardziej mnie zaciekawia- na ile ;))) Kiedyś w telewizorze pani mówiła, ze meisza sok pomidorowy z sokiem pomarańczowym, wlewa do filiżanki, dodaje czapeczkę ze speinionego mleka i posypuje cynamonem. Lubczyk pisał, ze miesza pomidory z musem malinowym i podaje z filecikiem grapefruita. Mnie sie takie eksperymanty szalenie podobają i pewnie wymyślę jeszcze duzo ich- ja np mieszam pomidory z puszki z przecierem paprykowym a na wydaniu posypuję papryka konserwową, pokrojona w paseczki. Robiłam juz tez z "pesto" z rukoli i orzechów laskowych, mocno ziołową, dodawałam zmiksowane ananasy- jeszcze nie wyszła mi niedobra.
Gotuję tez zupy na wywarze miesnym- mój najbardziej ulubiony - to rosól na skrzydełkach i z małym dodatkiem wołowiny. Nie jestem przekonana czy to jest zdrowe, ale za to jakie pyszne ;)
Uwielbiam tez krupnik na żoładkach- i równiez go nie zagęszczam, ani nie zparawiam mąką- jest wystarczająco gęsty od kaszy.
Czasem robię żurek- na własnoręcznie zrobionym zakwasie, na wywarze z wedzonych kości i jarzynek i z suszonymi grzybkami- również nie ma potrzeby go zagęszczać- już pomijając fakt, zę to zupa z mąki ;))), to zmiskowane jarzynki dają wystarczającą gęstość.
Surowe warzywa Cię nie rozgrzeją. No i jedzenie tylko surowych warzyw jest nudne.
Te zupy, które luby robi dla siebie- to tłuszcz w najgorszym wydaniu i węglowodany z maki- on tak zagęszcza, że łyzka staje, a warzywa tylko dla dodania smaku.
Ja sobie myślę, ze to zalezy od zupy.
Mój żurek też jest zagęszczany tym, na czym ugotowane... Nie chcą jeść pokrojonych warzyw - żeby się nie marnowało...Jest to jedyna zupa, do której dodaje śmietanę - ale nie ze względu na smak - a kolor - aby zneutralizować zabarwienie marchewką. Pomidorową (jeżeli zdarza mi się jeść) i ogórkową jem bez zabiełki - no chyba, że jest to komplet poza domem
to tez jest relatywne :-) zalezy jaka zupa (jak przyzadzona) i zalezy do czego przyrownana (zamiast). Na przyklad zwykly drobiowy rosol (nie z kostki;-)) tylko na miesie i jarzynach jest swietny w razie przeziebienia, Zawiera cos (zapomnialam jak sie nazywa) co bardzo pomaga szybciej wyzdrowiec. Prawdziwy bulion z zoltkiem jest wspaniala potrawa wzmacniajaca dla chorych czy rekonwalescentow. Dyniowa z pestkami dyni i surowym olejem z pestek dyniowych jest pyszna i zdrowa . Gazpacho, chlodniki,,, Mozna mnozyc i mnozyc i mnozyc....
Czytając Was dochodzę do wniosku, że nie jem zdrowo. Mimo, że nie jem zdrowo to zup nie zagęszczam mąką nigdy. Gotuję zupe na dużej ilości warzyw. Dużo selera, marchwi oraz brukiew. Gdy zupa już wymaga zagęszczenie to wszystkie te warzywa wrzucam do blendera i je mielę. Lądują one w formie zmielonej na powrót w zupie. W ten sposób przemycam warzywo (gotowane bo gotowane ale jednak) mężowi i zupa jest smaczniejsza bo taka jakby jeszcze bardziej esencjonalna i bez mąki. Śmietanę daję i jem dużo. Mieszkam w kraju doskonałej śmietany i masła. I jem. Mleka nie trawie i spożywam dwa razy do roku w kawie i raz do roku mam potrzebę na zupę mleczną z zacierką. Zjem połowę i mam się po niej źle.
Nie widzę nic złego w jedzeniu ryżu Uncle Bens'a. Akurat mają świetny ryż pełnoziarnisty.
No cóż, dla mnie zdrowe jedzenie to ryby ryby i jeszcze raz ryby. Po prostu wystarczy spojrzec na japonczykow, ktorych dieta jest wlasnie taka. Ostatnio troche sie zainspirowalem taka stronka http://www.facebook.com/pescanova.owoce.morza
Na zdrowy rozum, bez definicji. Zdrowe jedzenie to jedzenie, które wg współczesnej wiedzy i indywidualnych refleksji- nie przynosi nam szkody.
W naszych czasach to na pewno unikanie chemii w jedzeniu(chemia= utrwalacze, skomplikowane przetwarzanie, eksperymenty genetyczne itp),
do tego potwierdzone aktualnie procesy przetwarzania. Nauka sie rozwija-wciąż odkrywane są nowe zależności i wynikające z nich konsekwencje dotyczące żywności i jej przetwarzania. Dlatego myslę, że termin "zdrowe jedzenie" jest ambiwalentny i wciaz podlegający zmianom.
Chyba najrozumniejszym wyjsciem jest nieuleganie panice i jedzeniu w miarę zbilansowanym. Trzeba też czytać etykiety i interesować się tym, co jemy.
Jedzenie zbyt podprawiane i kombinowane należy odrzucac, choć tak naprawdę nie unikniemy destrukcyjnej żywnosci. Pozostaje zdrowy rozum.