Wpisalam w tytul nicka lucystar, bo to juz sama marka w sobie, na pewno przyciagnie publike:)) No dobra zarty na bok:))
Po przeczytaniu notki luckystar o histrorii zycia pewnej kobiety, zaczelam sie zastanawiac nad tym, co zrobic z takim fantem, gdy slubujemy sobie z partnerem, a tu nagle okazuje sie, ze jest ciezko chory.
Albo ma chorobe genetyczna i jej nie wyjawil.
Tudziez jest bezplodny, a wczesniej nie wiedzial lub zatail.
Moze ma problem alkoholowy, ale jakos sie w narzeczenstwie trzymal, bo np. stracil juz pietnascie narzeczonych z tego powodu i teraz sobie cos wszyl, zeby nie chlac.
Albo ma zaburzenia psychiczne i to wychodzi po slubie.
Lub zachorujena raka i wiadomo, ze kolejne miesiace/lata spedzimy na towarzyszeniu w roznych terapiach.
Mam na mysli taka tematyke, rozumiecie?. Nie chodzi o malzenstwa wieloletnie, gdzie wiadomo, ze pojawi sie choroba lub niedoleznosc, predzej czy pozniej, bo nasza data waznosci, sie przesuwa:) Chodzi mi o krotkie zwiazki, ale juz zalegalizowane. No klamka zapadla, a tu wychodzi szydlo z worka.
Wiem ze kazda sytuacja jest inna, ale wlasnie, co z partnerem takiej osoby? Czy on musi godzic sie na wszystkie niedogodnosci z tym zwiazane??
Na przyklad miec swiadomosc, ze urodzone dzieci beda mialy wade genetyczna.
Lub tych dzieci wogole nie bedzie.
Albo znosic wieczorne popijanie, no chlop sie ukrywal, bo kochal narzeczona, a ze ma taka sklonnosc? Coz.
Tudziez doswiadczac rozwichrowania emocjonalnego partnera, lub doswiadczyc proby samobojczejj lub grozenia, ze to chce zrobic.
Troche wkladam kij w mrowisko, wiem. Ale uwazam, ze to ciekawy i zyciowy temat.
Co Wy byscie zrobili, lub zrobiliscie?
Czy milosc naprawde wszystko wybaczy?
no zaraz - Maddaleno, w moim odczuciu mieszasz w tych hipotetycznych sytuacjach 2 ich rodzaje: jedne - to takie, kiedy jakis tam feler byl ukryty z premedytacja, a drugi rodzaj - kiedy ten feler sie nagle pojawil - i dla mnie to sa 2 diameralnie rozne rodzaje sytuacji. W pierwszych - co to za milosc ze skrywaniem, felerow - toz to oszustwo. a w drugich - ha - coz to za milosc, skoro proby nie wytrzymuje?
I to wszystko chyba w tym temacie. Pozdrawiam !
czyli uwazasz, ze to co Ordonowna spiewala zalatwia cala spraw. Jak kocha, to zniesie wszystko, niezaleznie od tego, czy fehler (blad) byl zatajony, czy "zameldowany"?
nie - to nie tak - jesli juz w muzyczne odniesienie wpadamy to ja raczej bym uzyl:
DO TANGA TRZEBA DWOJGA - zgodnych cial i zgodnych serc. Kiedy tej zgodnosci zabraknie - wali sie wszystko.
Granice wybaczania u kazdego zapewne sa inne.
Racja. ale mnie o co innego biega.
Zwiazek z takim partnerem, dotknietym tym czy owym, ma swoje kosnekwencje. Przewaznie niefajne. A jak sie ludzie hajtaja, to jest zapowiedz na fajnie.
No i co z tym fantem zrobic?
Brac krzyz na siebie (w imie milosci oczywiscie), czy se wycofac, zeby wlasne zycie ratowac.
No nie iem, mam wrazenie, ze wyskoczylam z tym tematem jak z kosmosu. Rzymianka uwaza, ze nawet tematu nie ma co kontynuowac.
A malo takich sytuacji jest w zyciu?
Kolezanki maz przed slubem mial na przyklad ambitne plany na rozkrecienie swojego biznesu. Rozkrecal go przez 5 lat ze swojej kanapy, popijajac Gin z Tonikiem. Zyjac caly czas na jej utrzymaniu!
To jeden z przykladow.
Temat wcale nie jest z kosmosu. I kazda sytuacja inna i zadnych regul nie ma, ani nikt wg mnie nie poda recepty jak to byc powinno - dopoki sie sam osobiscie w konkretnej sytuacji nie znajdzie. Deklaracje latwo skladac.
No wlasnie! Deklaracje latwo skladac. A ja chcialam pogadac, o tym co pozniej.
Madziu opowiem Ci to "później" na przykladzie mojego kolegi a nawet śmiem powiedzieć przyjaciela.
Ma on pewną przypadłość, która czyni go bezpłodnym.Wiedzą o tym najbliżsi i przyjaciele, do których chyba się zaliczam bo mi powiedział:) Poznał dziewczynę, planowali ślub. Pełen obaw pytał nas o radę co ma zrobić bo chciał jej powiedzieć o swoim "felerze" ale się bał jak ona zareaguje.Cóz moglismy mu powiedzieć? Twoja decyzja, Twoje życie ale...nie mozesz zaczynać od kłamstwa.Po pewnym czasie wiedzieliśmy, że ona wie bo zaczęła z nami na ten temat rozmawiać, ale odsyłaliśmy ją do kolegi, bo sprawa dotyczyła ich dwojga.Po jakimś czasie był ślub i normalne życie.Nie trwało to długo, bo około 4 lat.Małżeństwo zaczęło się sypać, wzajemne żale i oskarżenia, "bo nie mozesz dać mi dziecka", "ale przecież wiedziałaś".
Jej wyjazd za granicę, ciąża ,on chciał ja przyjąć z dzieckiem, ale u niej już były inne priorytety. Wkrótce bardzo brzydki rozwód i jej starania o kościelne unieważnienie małżenstwa bo on "zataił przed nią prawdę"!!!!
Oczywiscie nie jest to reguła, nie wszystkie małżenstwa tak muszą się konczyć.Żeby podjąć decyzję o wspólnym zyciu z osobą, która ma jakiś "feler", trzeba być niezwykle dojrzałym człowiekiem, rozpatrzyć wszystkie za i przeciw.Zdać sobie sprawę czy damy radę, czy jesteśmy wystarczająco silni aby przyjąć tą osobę z całym " dobrodziejstwem inwentarza". No i trzeba bardzo kochać:)
Znam jedna pare, ktora pobierajac sie ustalila, ze nie beda miec dzieci. Kilka lat po slubie znajomemu sie zmienilo i on zapragnal dzieci, le jeo partnerka nadal nie wyobraza sobie miec dzieci. Mysle, ze maja niemaly problem do zgryzienia. Sami o tym nie mowia, a ja nie wypytuje. Ciekawe jak to sie dalej potoczy. Swoja droga, to niezbyt czeste chyba (?), ze mezczyzna chce potomstwa, a kobieta nie.
Nie za bardzo oczekujesz odpowiedzi na "nie" - tzn - nie warto?
A przecież każda sytuacja jest inna. Już chocby rozróznienie ukrytego feleru - to oszustwo, a feler, który wyszedł w trakcie.
A Ty do jednego wora przypadków jeszcze w tym momencie dorzuciłaś alkoholizm (lub delikatnie mówiąc pociąganie) i nieróbstwo.
Przecież to zupełnie inna sytuacja od tej, gdy człowiek ulega wypadkowi i do końca życia skazany jest na wózek, pampersy i cewnik. O tym przed ślubem nie było mowy.
Albo - nagle okazuje się, że któraś ze stron nie może mieć dzieci - pobierając się - owszem planowali, ale w bliżej nie okreslonej przyszłości. I nagle grom z jasnego nieba..I co w tej sytuacji?
te dwie są diametralnie różne od Twojej....
Ja ze swojego doświadczenia. Swojego czasu zakochana byłam w osobie niepełnosprawnej - bardzo poważnie, mieliśmy plany. Moi rodzice choć się z tym nie zgadzali, szanowali moją wolę - nie powiedzieli mi wprost, że mogę żałować, tylko o ich zdaniu dowiedziałam się od kogoś innego. Dało mi to bardzo dużo do myślenia.
Przestraszyłam się, bałam się uwiązania do miejsca, braku mobilności (ja Cygan na walizkach), tego, że zamknięta w czterech ścianach, zrobię ze swojego i jego życia piekło. Choć bardzo cierpiałam wtedy -wycofałam się ze związku. Czy dobrze - do dzisiaj nie mam pewności. Mam nadzieję, że tak.
dzisiaj i on i ja mamy rodziny, każdy żyje swoim życiem. Ale wspomnienia gszieś siedzą w głębi serca. I wcale nie są blade...
A to co łączy mnie między innymi z moim mężem to właśnie pasja podróżowania. Jak za długo nigdzie nie jedziemy, zaczyna mnie nosić, robię się nieznośna...
Ja podalam rozne przyklady.Z zycia. Nie bede tutaj ich sortowac.
Alkoholizm jest choroba, tak samo jak rak. Rownie smiertelna.
Nie oczekuje potwierdzenia czegokolwiek, bo po co bylaby dyskusja? Jezeli uwazasz, ze jestem tendencyjna, to niezamierzenie:) A ze mnie ten chlop do szalu doprowadzal, to inna sprawa. Ale masz racje, to nierobstwo. A moze jednak slamazarnosc, nieporadnosc zyciowa? Pewna wrodzona pasywnosc spowodowana trudnym dziecinstwem? I sklonnosci do alkoholu odziedziczone po tacie? To ironia, oczywiscie, ale chce pokazac, jak mozna patrzec na sprawy. Wszystko zalezy, kto patrzy, z ktorego miejsca i jaki ma zwiazek z osoba obserwowana.
Ja też mam taki przypadek w rodzinie.Tez działa mi na nerwy... Generalnie wszystkim - poza osobą najbardziej zainteresowaną.
Wszystko zależy od odporności psychicznej danego osobnika, od jego predyspozycji do poświęcenia się dla drugiego człowieka, tego ile jesteśmy w stanie zaakceptować w realnym zyciu - a nie tylko na podstawie gdybania - bo ja sądzę, że bedzie tak i tak. Takie gdybanie można o kant zadka rozbić - ma się ono nijak do życia, dopóki dana sytuacja nas nie dosięgnie - nigdy nie można określić tego przed faktem. Bo może być tak, że gdy wydaje nam się, że podołam - nagle okazuje sie inaczej. I gdy z góry zakładamy - odpuszczam, nei będę się męczyć - gdy dana sytuacja nas dopadnie walczymy do upadłego...
To co nam się wydaje, jako obserwatorom, nie do przyjęcia, dla osoby zainteresowanej będzie wyglądać zupełnie inaczej.
Bo fakt, że nie wyszłam, za osobę z ograniczoną zdolnością poruszania się, nie oznacza, że jeżeli mój mąż uległby wypadkowi, nie poruszałby się, wymagał pielegnacji, karmienia, przewijania zrezygnowałabym z małżeństwa. A przecież w tym momencie sytuacja byłaby zdecydowanie trudniejsza, miałabym więcej obowiązków, niż wtedy, gdy miałam te dzieścia lat... Wtedy to było myślenie o swoim "ja", jakaś forma egoizmu...
Maddaleno, jak sądzę chcesz wiedzieć, czy w przypadku odkrycia takiego czy innego "defektu", rozstanie z partnerem byłoby uzasadnione? Tak jak różne sytuacje opisałaś, tak różnie, różne osoby będą reagować. Mogę tylko na moim przykładzie odpowiedzieć. Zatem, gdybym dowiedziala się, że człowiek, za którego "kwadrans" temu wyszłam, ewidentnie mnie okłamał (np. jest pijaczyną czy leniem), to w zależności od stanu moich uczuć, albo bym walczyła nad zmianą, albo nie oglądając się za siebie, odeszłabym w siną dal..... Ale nie sądzę, żeby moje zaangażowanie w związek mogło mi, ze tak powiem, przejść z dnia na dzień. Wniosek- walczyłabym o nas. Jeśli jednak, kłamstwa czy uzależnienie pogłębiałyby się, to brak ochoty do zmiany zachowania, skutkowałby trwałym brakiem zaufania, a wtedy jak wyżej, odeszłabym. W przypadku choroby takiej jak rak czy bezpłodnosć, nie zostawiłabym partnera, bo nędznie bym się czuła przez resztę życia. To chyba tyle.
W przypadku choroby takiej jak rak czy bezpłodnosć, nie zostawiłabym partnera, bo nędznie bym się czuła przez resztę życia. To chyba tyle.
Tak Almiro, mysle, ze tez bym zostala z partnerem, bo nie potrafilabym sobie w oczy spojrzec, ale dwadziescia lat pozniej moze i bym sobie wyrzuty robila, ze swoje zycie zmarnowalam, nie wykorzystalam tak jak bym mogla. Zobacz ile na ulicach sfrustrowanych, przegranych kobiet.
Chyba zblizam sie do sedna tego o co mi chodzi. Dzieki Tobie:)
Maddaleno, jeśli wplątałaś się w jakąś sytuację i nie wiesz jak z niej wybrnąć, to rozumiem Cię w pełni. Raczej nikt nie doradzi Ci, jak powinnaś postąpić.
Ten watek nie jest osobisty i mam na dzieje, ze nie bede miala kiedykolwiek dokonywac takich wyborow. Uswiadamiam sobie po prostu, ze niektorzy maja latwiej w zyciu, a niektorzy maja jak po grudzie. Przyklad z wczoraj: moja Klientka ma dwoje dzieci w wieku 13 i 14 lat i od dwoch lat zakaz widywania dzieci. To wszytsko za sprawa meza, ktory od kilku lat urabia dzieci i tak podburza, ze nie chca znac wlasnej matki. W tym pomaga mu babcia dzieci, czyli tesciowa tej kobiety. Jak spotykam sie z takimi sytuacjami, to zastanawiam sie, czy cos mnie jeszcze wogole zdziwi.
Maddaleno, ja też mam w swoim otoczeniu podobną historię. Dotyczy to wszakże ojca, ale ... On nie widział dziecka od trzech lat. I co? Płaci 800 zł. miesięcznie, ale dziecka nie widuje, bo mamusia twierdzi, że to ma zły wpływ na córkę i ją rozdrażnia!!! Skandal! Ale co ma zrobić? Założył sprawę w sądzie, wygrał, a ona i tak swoje. Jedyne, co mu zostało, to pójść po dziecko z policją, a tego chce uniknąć. Błędne koło. Na takie rzeczy czyli złośliwość i głupotę nie ma rady.
Wydaje mi sie ze jednak niejasny jest ten temat bo objelas wiele bardzo roznych spraw w jednym , ktore to sprawy wymagalyby zupelnie innego podejscia jak i rowniez pozniejszego "rozliczania sie" nie mowiac juz o winie itp. Bo na przyklad:
- inaczej ma sie sprawa jesli jeden partner drugiemu cos swiadomie i z premedytacja zatai (to dla mnie tchurzostwo lub oszustwo) stawiajace nieswiadomego partnera w bardzo ciezkiej sytuacji i cale malrzenstwo pod znakiem zapytania.
- inaczej gdy wyjdzie na przyklad jakas choroba genetyczna ktora od zawsze byla ale NIKT o niej nie wiedzial wiec mozna mowic o zatajonym nieswiadomie. Za co w sumie zaden z partnerow winy czy odpowiedzialnosci nie ponosi.
- inaczej wszystko wyglada gdy chodzi o cos co zawsze bylo widoczne czy ogolnie wiadome a partner majac rozowe okulary nie chcial przyjac do wiadomosci jak czasem wlasnie alkoholizm czy lenistwo czy notoryczne zdrady czy jakies cechy charakteru ktore juz od zawsze byly . Tyle ze osoby zakochana widziec ich nie chciala......
Jeszcze inaczej gdy po slubie partnej zapadnie na jakas chorobe, splajtuje, straci prace itp.
Wydaje mi sie ze bezsensownym jest wszystko wtykac do jednego worka. Moim zdaniem, koniecznie trzeba znac cala sytuacje by ja indywidualnie moc ocenic czy zrozumiec.
Tym bardziej, ze w sumie kazda para dotknieta ktorsas z tych "przypadlosci" ma i tak wybor : zostac czy odejsc. Wszystko zalezy jakie jest to partnerstwo, jaki charakter maja partnberzy, jak umieja obchodzic sie ze stresem i JAK WAZNYM jest dla nich przemilczane cos tam.
Badz tez ile maja sily i dojrzalosci by mimo to pozostac razem. Bo wiesz: jak chcesz uderzyc to kij sie znajdzie....albo i ramie ktore przytuli.
To jak chlopak ktory znalazl "idealny dziewczyne" a do tego dziewice co bylo dla niego niezmiernir wazne. Do slubu nosil na rekach. Po slubie gdy minelo jego zauroczenie wszystkie zalety wydaly mu sie wadami. Nawet dziewictwo przedslubne, bo jak zaczal uwazac: "dziewica byla ale tylko dlatego ze nikt (procz mnie biedaka) jej nie zechcial". Gdyby nie byla dziewica mialby argument , ze byla "dziwka co sie puszczala" a on dal sie nabrac.. Niestety wszystko zalezy od ludzi...
Dorotko, po tym co napisalas nasuwa mi sie taka refleksja, chociaz nie wynika ona bezposrednio z Twojej wypowiedzi. Sa rodziny, w ktorych "pielegnuje" sie tajemnice. A niestety te tajemnice czesto maja wplyw na czlonkow rodziny, nawet jezeli o tym nie wiedza. Przypomnialo mi sie wlasnie, jak dowiedzialam sie jakies dwa lata temu o tajemnicy w mojej rodzinie. Wyplakalam sie okrutnie, wiele razy zreszta.
bo niestety takie tajemnice absolutnie nic dobrego nie przynosza i predzej czy pozniej zawsze wylaza, za co czesto placa osoby ktore nie maja badz nie mialy wplywu na "swoj udzial" w danej tajemnicy.
Temat nie jest łatwy i powiedzenie "miłośc wszystko wybaczy" nie jest tu adekwatna. Raczej "miłość wszystko zrozumie i da siłę".
Jeśli wiesz,że wiążesz się z osobą która ma jakikolwiek "feler" z wyłączeniem alkoholizmu (bo to stąpanie po niepewnym gruncie) to przed slubem juz wiesz co może Cię czekać. Wtedy jest czas na zastanowienie się, przemyślenie, czy podołam? Czy dam radę? Nie jesteśmy dziećmi,żeby potem się tłumaczyć ale ja nie wiedziałam,że to tak właśnie będzie, że są ograniczenia, że nie wszystko będzie dostępne tak jakby było z innym. Na żale i rozmyślania nie ma czasu po ślubie, nie można dac komuś nadzieji a potem odrzucić go jak zepsutą zabawkę, bo taki związek jest ponad siły. Albo kochasz drugą osobę taką jaka jest, ze wszystkimi wadami i felerami albo nie zaczynaj związku jeśli nie jesteś pewna siły swoich uczuć.
Nie mogę podać przykładu ale sekundowałam dziewczynie.. Razem chodziłyśmy na kurs wolontariatu.Ona poszła bo chciała posiąść umiejętności jakie będa jej potrzebne z związku z osobą niepełnosprawną. Duzo rozmawiałyśmy, dziewczyna młoda, kochająca góry i wędrówki po nich. Związała się z chłopcem na wózku. Promieniała radością kiedy mówiła o nim i o przyszłym wspólnym zyciu. I o tym,że ma świadomośc,że już w góry nie pójdzie bo jego nie zastawi na początku szlaku. Mówiła,że przemyślała wszystko, wie co ją czeka, pracowała z osobami niepełnosprawnymi i to z dużym stopniem niepełnosprawności. Wiem, bo jako studentka równiez pracowałam w tym ośrodku. Jak każdy związek mieli wzloty i upadki, jego przemyślenia,że nie może wiązać się z nią i blokować życia. I nawet wtedy nie zrezygnowała z tej miłości. Trzymam za nich kciuki i wiem,że ona da radę.
Nie będe wypowiadać się na temat ukrytych, bo to wszystko jest juz indywidualną sprawą osób będących w konkretnym związku i tego nie można i nie da się wsadzić w jakieś ramy i kanony.Faktem jest,żę nie ma usprawiedliwienia na ukrywanie wad. Czasem to rozbija związek, który mógłby trwać. Na kłamstwie nic nie urośnie.
Piekna historia, ktora opisalas. W gronie moich dalszych znajomych tez jest para, ona na wozku inwalidzkim od klku lat, a on pelnosprawny. Dyskretnie podpytalam kiedys kolezanke o ich historie. Ten chlopak poznal swoja dziewczyne i sie kumplowali, ona byla juz po wypadku. Na poczatku nie wyobrazal sobie zwiazku z dziewczyna na wozku. A jednak udalo sie. Oni sa tak zabawna para, maja niesamowite poczucie huoru, przebywanie z nimi to przyjemnosc. Ona jest przepiekna, blyskotliwa kobieta. Bardzo intensywnie "zanurzona" w zyciu. Wszedzie jezdzi specjalnie przystosowanym autem. Prowadza razem warsztat samochodowy!! Ona sie przebranzowila z pracownika marketingu na sekretarke, ksiegowa i pomocnika glownego mechanika, czyli jej chlopaka:)
Bylam urzeczona jak sluchalam o tym jak jej chlopak o niej pozytywie sie wyrazal i ja chwalil. To chyba najwspanialsza para jaka znam, wlasnie sobie to uswiadomilam:)
Wiesz Maddaleno co mnie zastanawia od dlugiego czasu juz? To, ze w Polsce odczowam duzo wiekszy nacisk spoleczny na to co z wierzchu przynajmniej wydaje sie "dobre, ladne i normalne" czyli pozadane a to co z wierzchu wyglada zupelnie odwrotnie. Sama majac klopoty ze zdrowiem czesto stykalam sie z bardzo radosnymi, aktywnymi osobami niepelnosprawnymi ktorych "jedyna" wada byla jakas tam przypadlosc widoczna golym okiem. Bardzo czesto osoby te podlegaly od razu wartosciowaniu i ocenie zdrowych kolegow czy kolezanek. Nie zlosliwie ale powszechna byla opinia "on/ona MUSI byc nieszczesliwa" , "on/ona NIGDY nie znajdzie partnbera", "partner osoby niepelnosprawnej MUSI byc z nia nieszczesliwy I KONIECZNIE miec dobre serce lub byc z ta osoba z litosci". Zlosliwy i idíotycznym byl komentarz jednej zdrowej (sadze ze nie w glowie...grrr) studentki ktora widzac zawsze starannie ubrana niepelnosprawna kolezanke otwarcie twierdzila "i po co JEJ te fajne ciuchy? Przeciez to szkoda pieniedzy".
Tak jakby to ze ktos nie moze biegac bylo duzo wiekszym "przestepstwem" niz to jakby pil. Albo jesli zona jest Nieslyszaca ale wierna to i tak jest "gorsza" od tej slyszacej ale na prawo i lewo chodzacej...Wlasnie ta presja i ocena jest wlasciwym kalectwem. Wyrabia falszywe zdanie u osob niepelnosprawnych o sobie i odgorna stygmatyzacje od strony otoczenia. Jasne, ze zycie osoby niepelnosprawnej czy jej rodziny nie zawsze jest latwe. Pewnych zeczy nie mozna robic razem inne aby je umozliwic trzeba wiecej wysilku a czestio i kosztow ale...wysilek trzeba wlozyc tez w partnerstwo jakie takie i jest pelno innych "przypadlosci" u zdrowych osob ktore duzo bardziej utrudniaja zycie wspolne, czasem wrecz rujnuja rodzine a jakos nie sa one od poczatku tak "radykalnie" jako negatywne postrzegane...
Dorotko:))
Odpowiem tak:
Od kiedy postanowilam chodzic do pracy na piechote widze prawie codzienie:
-starszego Pana jadacego na wozku elektrycznym po zakupy
-mloda niewidoma dziewczyne, idaca z ta specjalna laska i psem przewodnikiem
-tatusiow jadacych na rowerach z takimi przyczepkami dla dzieciakow, a w srodku dzieci-jadacych do przedszkola
-wogole mnostwo rowerzystow i to w srodku zimy!! Ja nie wiem oni chyba jakies zimowki maja pozakladane? Chyba takie i do rowerow sa?
-no i oprocz tego matki z dziecmi w wozkach i wszystkich pozostalych.
I tak dziekuje Bogu, ze tu mieszkam. I wzruszam sie, ze widac niepelnosprawnych, starszych, niedoleznych. Nie tylko pieknych, mlodych i bogatych.
Byc moze dlatego w Niemczech (pewnie i wszedzie tam gdzie niepelnosprawne osoby nie sa odsuniete od zycía publicznego chocby z powodow ulatwien architektonicznych) ten stosunek "tylko" negatywny nie jest tak bardzo odczowany. Ludzie obserwuja sie nawzajem i czesto widza, ze ten Niewidomy calkiem dobrze sobie radzi a ten Pan na wozku tez pracuje czy jesz aktywny sportowo czy inaczej. Sama znam kilka mieszanych partnerstw w ktorych zaden z Partnerow nie czuje sie nieszczesliwy czy jakos "pokarany". Po prostu zyje sie z takimi a nie innymi utrudnieniami cieszac sie zaletami takiego zwiazku. Zalety tkwia casem w charakterach partnerow dojrzalych :-)) ktorzy wiedza, ze osobiste szczescie niekoniecznie zalezy od wygladu danej osoby... :-))
A wiecie, ze statystycznie najczesciej zdradzanymi zonami/mezami sa osoby bardzo atrakcyjne z wygladu?
A wiecie, ze statystycznie najczesciej zdradzanymi zonami/mezami sa osoby bardzo atrakcyjne z wygladu?
Tego nie wiedzialam!
Ale chcialam dodac, ze w zeszlym tygodniu widzialam narciarza, ktory popylal srodkiem chodnika na biegowkach. Wewnetrznie pokladalam sie ze smiechu:)) Srodek miasta! Kocham takich ludzi z fantazja!!!!
Moge Ci nawet powiedziec dlaczego tak jest :-)
W sumie odpowiedz jest prosta jak drut w kieszeni :-)) "Uroda zobowiazuje" - Czyli (jesli on/one sam/same lub rodzice o to nie zadbaja) postrzegaja sie czesto, i sa postrzegane, jako "ladne opakowanie", "piekny dodatek". W zwiazku z tym przyciagaja czesciej niz inni partnerow ktorym wlasnie na tym zalezy by miec przede wszystkim atrakcyjna druga polowe. Tacy partnerzy maja zas czesto klopoty z wlasnym "ich" i szukaja czesto potwierdzenia swej atrakcyjnosci z zewnatrz wlasnie nalogowo u plci przeciwnej:-). Poza tym wiadomo - atrakcyjnosc ciala przemija wiec jesli partner jest tylko na niej sfiksowany to czesto wymienia wtedy "bylego" atrakcyjnego partnera na mlodszego, atrakcyjniejszego...
Same osoby definiujace sie przede wszystkim poprzez atrakcyjny wyglad zewnetrzny, maja czesto problemy ze swoja faktyczna badz wydumana "usterka" czegos tam i czesciej ulegaja na przyklad zaburzeniom laknienia czy innym wewnetrznym kryzysom ktore niestety nie czynia wspolzycia z taka osoba "latwym i przyjemnym" - Partnerstwa takie moga byc bardzo nuzace i destrukcyjne nawet jesli partner faktycznie odpowiedzialny, akceptujacy i kochajacy. Niestety szereg na oko "bardzo atrakcyjnych" osob cierpi na kompleksy í fobie zwiazane z ewentualnym spadkiem atrakcyjnosci czujac sie tym zagrozone.
Dlatego bardzo waznym jest zwracanie juz od malego uwagi na to, zeby dzieci szczegolnie atrakcyjne nauczyly sie twardo stapac po ziemi i definiowac sie nie tylko przez pryzmat atrakcyjnosci, znac swa faktyczna wartosc ale i koniecznosc ksztaltowania charakteru. Dlaczego u takich osob trzeba szczegolnie zwracac na to uwage? Dlatego , ze z jednej strony sa one rozpieszczane przez otoczenie jak to sie mowi maja latwiej, z drugiej strony jednak czesto narazone sa na presje i ataki zazdrosnikow. Osoby przecietne maja zas wywazone pojecie o sobie gdyz nie wybijaja sie z tlumu w zwiazku z tym nie polaryzuja az tak bardzo :-))
To cale szczescie ze my i piekne i madre, bo sobie wlasciwych partnerow wybralysmy:)))
Dorotko, ja tak zupelnie z innej bajki. Co to znaczy jak sie sni, ze gram na bialym pianinie? bardzo eleganckim, swiecacy, bialy lakier. Dodam, ze jako dziecko uczylam sie nauki na pianinie, przez 6 lat. Aktulanie nie mam kontaktu z instrumentem, od lat. No i moje pianino bylo brazowe:)
Moze cos Ci przyjdzie do glowy....
Jeśli dwie osoby naprawdę się kochają to felery (i te utajone i te nagłe) dają się przezwyciężyć, można próbować z nimi walczyć, bo miłość dużo zniesie:
"Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje" - Paweł z Tarsu. Oczywiście mówię tu o miłości prawdziwej, uczuciu wszechogarniającemu, a nie o zauroczeniu, czy zamroczeniu.
wlasciwietego sie obawialam, gornolotnych wypowiedzi na temat milosci.
Przepraszam, moze z innej bajki jestem.
Ale zejdzmy na ziemie.
Hmmm, tak górnolotna ta moja wypowiedź, ale ja chcę w to wierzyć, ja muszę w to wierzyć, choć potrafię twardo stanąć na ziemi. Wiem, że w małżeństwie nie zawsze jest różowo i wiem, że pewnych rzeczy wybaczyć nie można, że można kogoś znienawidzić tak mocno, jak wcześniej się kochało, ale Ty pisałaś o chorobach (psychicznych, alkoholowych, o bezpłodności), a przecież z tym można walczyć i to wspólnie. Jeśli natomiast chodziłoby o znęcanie się fizyczne, czy psychiczne - to żadna miłość tego nie zniesie.
Fajnie napisalas:) Ja tez chce wierzyc. Ale wiesz, ze w takich sytuacjach ryzyko porazki jest wieksze, niz sukces. Czyli rozumiem, ze Ty uwazasz, ze w imie milosci nalezy walczyc. Diekuje za wypowiedz:)
Tak, jeśli kocha się naprawdę, to przynajmniej warto spróbować.
"w takich sytuacjach ryzyko porazki jest wieksze, niz sukces"
Dziwne. Ja tego nie rozumiem. Jaki sukces?
Pewnie dziwna jestem, skoro nie rozumiem.
Wiesz ja przezyłam związek w którymś partner chorował na raka i zmarł. Jak u mierał to mnie już nie było (pisałam już gdzieś o tym) i wiesz co nie oddała bym nikomu za żadne słodkie, radośne, beztroskie i nie wiem jak szczęśliwe życie nawet jednej sekundy z tego zwiąku, choć to w cytowanych kategoriach to pewnie nie był sukces...
Oczywiscie, ze w tej sytuacji nie mozna mowic o sukcesie, czy porazce. Wyjelas zdanie z kontekstu:)
W watku pojawie sie w poniedzialek, wlasnie wychodze i lece do Gdanska. Luckystar bede glosowac na Ciebie z polskiej ziemi:) No ale nie mysl sobie, ze specjalnie lece z tego powodu:)) Papa.
Buziaki dziewczyny i chlopaki.
Mam nadzieje, ze nie po to lecisz:))) Powodzenia w Gdansku!!!
Luckystar, niestety nie wylaciala, lot zostal odwolany:( To juz drugi raz, jakos nie moge dostac sie do Gdanska ostatnio.
Próbuję się wgryźć w temat ...
Ale nie wiem :))
Chodzi o to , że zatajenia czegoś przed ślubem ( poważnym związkiem ) , może być pretekstem do jego skończenia ?
No , ale zawsze musi być jakiś pretekst przecież , gdy zaczyna coś zgrzytać , prawda ??
Może to być zatajone chrapanie albo kolor włosów ;))
Sedno chyba nie tkwi w tym , czy ktoś coś zataił , a w sile uczucia ...
Znam parę , która ( oficjalnie ) rozstała się z powodu , że On wrzuca widelce do pojemnika na noże , znam też parę , która po stwierdzeniu bezpłodności , adoptowała dziecko i buduje wspaniałą rodzinę ...
tyle ze zatajenie czegos powaznego moze zawazyc na calym zwiazku pozbawiajac partnerow wzajemniego zaufania... Niczym pozniejsza zdrada na przyklad. Jedni sobie z tym poradza inni niestety nie...
Ale przecież mówimy o zatajeniu czegoś przed ...
A " przed " , to żadna zdrada ;))))
Czasami ( gdy to jest niby - związek ) , nawet trudno sobie poradzić z błahostką ...
Dlatego napisałam o sile uczucia .
Ważne jest też , jak strony zachowają się w momencie , " gdy się wyda " .
Jeżeli postawią na szczerość , to jest szansa na ratunek , gdy pójdą w kolejne tajemnice , to raczej koniec ...
hmmm ja wiem ze nie to samo co zdrada ale dla mnie ten sam efekt tzn. wywoluje brak zaufania...Chyba nie jest (dla mnie by nie bylo) wazne, ze ktos zatail mi cos waznego przed slubem i dopiero po ..sie wydalo bo nawet sam sie nie przyznal. Jeszcze zalezy co i dlaczego ale jesli byloby to cos co stawia pod znakiem zapytania dalsza przyszlosc... to ja mialabym duzy dyskomfort psychiczny i czulabym sie oszukana