Temat-morze...
Kiedyś na jakiejś imprezie gdzie byli znajomi i nieznajomi, zaczął się czas opowiadania dowcipów. I jak to zawsze bywa na początek idzie niewinny Jaś, póżniej Jaś robi się coraz mnie niewinny, dowcipy robią się coraz ciekawsze w miarę jak towarzystwo się "rozhukuje", a potem to już jeden przez drugiego wyciąga ciężką artylerię.
Wyciągnęłam i ja!
Pikantny dowcip o księdzu, ale o księdzu który miał imię ( imię baaardzo rzadkie). Towarzystwo szalało i wyło z zachwytu-wyłam i ja. Póżniej się dowiedziałam, że na imprezie był ksiądz, ksiądz o tym baaaardzo rzadkim imieniu!
O! Gaf Ci u mnie tyle, że hoho! ;))
Pamiętam, ze bardzo się wstydziłam kiedy jako siedmio albo ośmioletnia dziewczynka byłam z mamą na badaniach w szpitalu. Szpital stary, brzydki tak samo w ubikacjach. Niestety zachciało mi się siku i byłyśmy zmuszone iść do tej toalety. Pamietam, ze były trzy kabiny, wybrałam sobie jedną i wchodząc do niej gadałam z mamą tak, że weszłam tyłem. Podźwignęłam spódnicę, drugą ręką zatkałam nos, wypięłam się wychylając się z kabiny i mówiąc do mamy, jak tu śmierdzi i zaczęlam się posuwać do tyłu. I nagle - ta dam! - uderzyłam o kogoś! Boże,jakaś dziewczyna siedziała na muszli i pewnie była w takim szoku, ze nawet nie zdążyła się odezwać :))
Na szczęście nie zdążyłam zdjąć rajtuz i majtek hehe no i na szczęście miałam wtedy duuuuużo mniejsze gabaryty :)))
mogłaś na poczatku uprzedzic zeby miec puste usta przed czytanie Twojej gafy, teraz musze laptopa powycierac z kawy hehehe
umarłam ze śmiechu........ wyobraziłam sobie minę tej dziewczyny...... nie mogę hahahahahaha
Potwierdzam- anulkas sie poplakala- ja z kolezanka tez mamy "zacieszke" <o bosze..co za slowo>
No nieźle Olcia! Chahahahhaha Ja, gaf na swoim koncie mam bez liku. Sama nie wiem, którą Wam opisać?! Może taka (chociaż sama nie wiem czy to gafa moja czy lekarza?), poszłam kiedyś do ginekologa, zaniepokojona brakiem okresu. Miałam w głowie tylko jedno! Jak najszybciej usłyszeć, że nie jestem w ciązy. Weszłam do gabinetu, powiedziałam szybko o co mi chodzi i wpakowałam się na fotel. Ledwo mnie doktor dotknął, a ja już "i co? jestem w ciąży czy nie?",on dalej bada mnie, bada, a ja gadam.... W koncu, usłyszałam, ze wszystko w porządku tzn., ze ciąży nie ma. Jak tylko mi to doktor obwieścił, to wypadłąm z gabinetu do narzeczonego, który niecierpliwił się jak ja. Zaczeliśmy sobie gadać i cieszyć się, ze nie zostaniemy rodzicami, jednocześnie idac do windy. Korytarz pełen ludzi, my stoimy czekając na windę, a z gabinetu wychodzi doktor i mówi, "Halo, proszę pani! Majtki!"- stał jak idiota i machał moimi majtkami!!! A ja jak debil, zamiast podejść i je odebrać, wskoczyłam do windy, która właśnie przyjechała, pociągając za sobą narzeczonego! Oczywiscie już nigdy tam nie poszłam. A to i tak jeden z najsłabszych moich "występów",
hahaha Drugą Twoją gafą było też to że nie dowiedziałaś się co było przyczyną braku okresu. Mógł być bardzo poważny problem przecież np cysta lub coś gorszego.
Masz rację Aniu, ale wtedy o tym nie myślałąm. Na szczęście nic się nie stało:)
hahahaha nie mogę........ śmieję się w głos.......hahahaha
Chachachachachacha i tak jeszcze kilka razy!!!! Przy tym,to moje wypięcie to taki pryszcz!
Moją chyba najwiekszą gafą było,jako dziewczynka matka wysłała mnie do sklepu po rzeżuche,a ja zapomniałam nazwę i w sklepie poprosiłam o rzepichę.W sklepie była akurat kolejka i wszyscy zaczeli sie śmiac a ja poczułam,że robie sie na twarzy czerwona jak burak.He,he.
To nie moja gafa ale córki. Malowałam mieszkanie i zabrakło mi barwnika. Posłałam córkę do sklepu żeby kupiła farbę kanarkową a ona zapomiała i poprosiła o farbę słowikową.
Gaf miałam całe morze! I całe szczęście, przynajmniej część wyparowała mi chwilowo z głowy.
Gafa nr 1: jedziemy. Tramwaj nr 3. Zbieg okoliczności? Nas jest również 3. Studentki pierwszego roku roześmiane, ucieszone po jakimś tam zdanym egzaminie. Zabrakło dla nas miejsc siedzących więc szczebioczemy stojąc i trzymając się jednej "rurki" I nagle tramwaj zahamował a my siłą bezwładności wszystkie trzy jak jeden mąż usiadłyśmy chuderlawemu staruszkowi na kolanach:) Do dziś mamy uciechę, że mimo wszytko to był najlepszy dzień jego życia.
Gafa nr 2: Pierwsze zajęcia nowego semestru w laboratorium z nowym wykładowcą. Nudzę się niemiłosiernie (wiadomo zajęcia organizacyjne). Przepisujemy jakieś piekielnie nudne zagadnienia. Po czym dwie z koleżanek wstają i wychodzą. Więc ja nie wiele myśląc, ciesząc się, ze to już, chowam szybko notatki, długopisy i całą resztę rozpinam fartuch (na sali cisza, nikomu powieka nie drgnie) mówię "dowidzenia" i w nogi. Na co wykładowca odzywa się : - A gdzie pani idzie"
-Do domu
-Ale to jeszcze nie koniec.
Siadam czerwona jak burak. Facet dalej coś dyktuje ja wściekła pisze. I wtedy mój długopis nie wytrzymuje napięcia. Startuje jego połowa leci, leci idealnie w wykładowce...
I tak zmieniłam grupę laboratoyjną.
Gafa nr 3 nie moja ale piękna. Można powiedzieć grupowa. laboratorium. Koleżanka nazwiemy ją M zawzięcie coś sączy przez płaszcz grzejny. Ogólnie istota lekko zakręcona nie wyłączyła palnika gazowego, więc temperatura cieczy stale rośnie. Ale żeby było ciekawiej jako rozpuszczalnik używa etanolu, który jest łatwo palny. No i dzieje się, Ciesz w płaszczu zaczyna jej się palić. Ciecz wyciekająca do zlewki zresztą też, a ona zamotana tym wszystkim odsuwa zlewkęi paląca się ciecz leci teraz na stół. My reszta jakieś 10 osób wpatrujemy się w to z ogromnym stale rosnącym zainteresowaniem ale nikt się nie rusza. Koleżanka M bierze ścierkę i nią zaczyna akcję gaszenia pożaru. Ścierka się zapala na co Kolega ze stoickim spokojem odzywa się: M uważaj, ścierka Ci się pali, żebś się nie poparzyła.
A później już tylko na to wszystko przybiega laborantka, gasi pożar i dostajemy cudowny opieprz za to że nie pomogliśmy koleżance. No w szoku byliśmy. Oj w szoku:)
Gafy mi się przytrafiają ciągle, nie wiem, którą wybrać, i nie wiem czy ta jest akurat najstraszniejsza :)
Wracałam do domu, już byłam bardzo blisko i tylko musiałam zejść ze skarpy. Obie ręce miałam zajęte i czułam, że mi się zsuwają rajstopy. Usiłowałam je zatrzymać siłą własnych myśli, ale mi się nie udało ;))) zanim zeszłam ze skarpy, moje zrolowane rajstopy miałam na kostkach. Gafa nie byłaby taka straszna, gdyby nie to, ze miałam widownię ;))) nie wiem na pewno, ale moi koledzy wyglądali jakby mieli zamiar się założyć, czy zsuną się do kostek, czy nie :)
I jeszcze jedna gafa- nie moja, ale widziałam na własne oczy.
Byliśmy z lubym u klienta, rozmawiamy sobie i nagle naszą uwagę zwrócił charakterystyczny dźwięk gniecionej blachy. Na parkingu koleś stuknął w tył auta równiez tam zaparkowanego. Pechowy kierowca wychodzi uchachany, kierowca poszkodowanego auta wychodzi mocno wkurzony. Sprawca stłuczki patrzy na tego kierowcę i mina mu się kwasi i mówi: "sorry, ale myślałem, zę to mój kumpel i chciałem się przywitać i dowcip mu zrobić"
Dziwne ale od wczoraj nie mogę sobie przypomnieć żadnej mojej gafy. Czy to możliwe? Jak sobie przypomnę to napiszę.
Rozmowa o pracę po stażu. 7:55 rano. Nienaganny strój, fryzura, wchodze do sekretariatu i oznajmiam "Dzien dobry jestem umówiona z Nadleśniczym na 20-tą". Sekretarka w szoku. A siedzący w sekretariacie Pan ogładając mnie od stóp do głowy (nogi chyba ze trzy razy) odpowiada "Hymmm na 20-tą To sobie Pani poczeka..."
:D
Pracę dostałam ;)
Widzę, że bratnia leśna dusza z Ciebie, ja też pracowałam w nadleśnictwie.
Ostatnia z moich gaf(też mam ich niemało):po pracy do szatni przyszłam na końcu i chcąc zdążyć z koleżanką(która dojeżdża ze mną do pracy) ubierałam się bardzo szybko.Kurtka i nowa czapka na głowę i gotowa popędziłam jak na pożar.Po drodze zastanawiałam się gdzie podziały się moje rękawice(nówki skórzane od Mikołaja)...?-chyba zostawiłam w samochodzie-pomyślałam...W drodze na parking odkryłam,że czapka mi jakoś dziwnie uwierała...-za małą kupiłam czy co?Wsiadłyśmyz kumpelą do samochodu i pojechałyśmy.Po drodze zabrałam jeszcze znajomą która czekała na "stopa".Jadąc zerkałam w lusterko,bo czapka mnie najnormalniej uwierała.Cholera tyle kasy i nie będę w niej chyba chodzić...Po drodze znajoma wysiadła a koleżanka poszła do sklepu zrobić zakupy,a ja nie dość ,że mam ciasną czapkę i nie mam rękawic(następna strata!) to nie mam jeszcze portfela(na 100% został w drugiej kurtce w wewnętrznej kieszeni).Więc siedziałam w samochodzie ciut zła na siebie i słuchałam radia i ...zerkałam w lusterko...Nagle trzasnęłam sama siebie w łep!!! i zdjęłam czapkę....i wyjęłam swoje skórzane rękawiczki....i patrzyłam tylko czy kumpela jeszcze nie idzie..."ale ze mnie pierdoła!" pomyślałam i śmiałam się sama z siebie....
Gaf też u mnie dużo :):) Ostatnio jakoś nie przypminam sobie ale często zdarza mi sie w dużych sklepach łapać obcych facetów za rękę myśląc, że to moj mąż. Orientuję się po jakieś chwili dopiero. Hmm dziwne, że owi faceci nie protestuja tylko lezą tak ze mna i słuchają mojego ćwiergotamnia np o tym czy na niedziele zrobić ciasto ucierane czy jakieś wykwintne.Jak sie połapie to mam ochotę pod ziemię się zapaść. Kiedyś nawet zlapałam za rękę faceta który szedł z dziewczyną czy żona nie wiem hi hi dobrze że ta kobita mnie nie zjadła. :):)
Aggusiu ja też tak miałam, na szczęście w młodszym wieku:)
Pamiętam właśnie jak byliśmy na zielonej szkole w 4 klasie podstawówki, czyli miałam jakieś 10 lat. W starszej klasie był chłopak, który bardzo mi się podobał. Szliśmy gdzieś wszyscy na jakieś zwiedzanie, oczywiście w parach. No więc idę sobie z moją psiapsiółką za rączkę i pyplam jak nienormalna (jak zawsze zresztą). Wiem, że po coś się na chwilę zatrzymaliśmy, coś oglądałam. Wróciliśmy do szeregu, złapałam ją znowu za rękę i dalej nawijam jak najęta. Po chwili zastanowiły mnie chichoty za moimi plecami. No więc odwracam się a moja psiapsiółka idzie z resztą dziewczyn i rechotają ze mnie. Patrzę w bok a tam ten chłopak, który mi się podobał, patrzy na mnie jak na wariatkę. Matko, myślałam, że się zapadnę pod ziemię.
aggusiu, kamień z serca...bo już myślałam, że to ja jestem jakaś dziwna,a nawet śmiałam się ,że to byłby niezły patent na podryw "na bazczelną":)))))))
Zresztą w mojej rodzinie nie tylko ja tak mam . Mój młodszy Mikrus też...Ostatnio stoję z nim w sklepie i wybieram jakiś ciuch dla męża i nagle, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, moja latorośl chwyta jakąś przechodzącą kobietę za rękę i oboje zmierzaja w kierunku wyjścia. W rezultacie zostawiając w sklepie jedną matkę (to ja) i jedno dziecię (to dziecko tej kobiety) bez pary:) Wołam więc tego mojego uciekiniera, kobieta odwraca się- najpierw patrzy zdziwiona na mnie, później na małego człowieka, co to go za rekę trzyma (mały człowiek również patrzy na nią z pokerową miną- jak zwykle) i zaczyna się śmiać, następnie widać,że na jej twarzy maluje się przerażenie (chyba przypomniała sobie o własnej zgubie, która jak się okazało bawiła się między wieszakami w najlepsze)...a mój syn, ze stoickim spokojem mówi "no to do widzenia" ,puszcza kobietę za rękę i wraca do mnie......po czym 10 minut później przy kasach robi dokładnie ten sam numer. Tym razem trafił jednak na panią bez dziecka, bo pomyłka została, przynajmniej przez nią i przeze mnie, od razu zauważona....zawinięty ten mój Mikrus jak skorupka ślimaka, ale przynajmniej wiem, po kim to ma:)))) No chyba, że on po prostu probuje w ten sposób z domu nawiać.....choć 4 lata to chyba za wcześniej jednak:)))))
Dzieciaczki są słodkie. :):) Ja w marketach mam jedną zasadę wszyscy się trzymamy za ręce. Puścić się można tylko za moim pozwoleniem. Najpierw idę ja póżniej mały i córka. Tyko w taki sposob moge małego ogarnąć. Żywe srebro z niego. Kiedy widzi tyle kolorowych rzeczy, nietrzymany zawsze gdzieś trzmychnie ale miało być o gafach. Kiedy mój szkrab mial gdzieś 3-4 latka córka grała w grę Barbie na komputerze . Gra polegała na tym że miała do wyboru rózne stylizacje ubrań, fryzur ,make up itd. Ubierała i stylizowała wybraną postać od stóp do głow. Na koniec naciskała taką kamerkę i gra jej pozazywała jakich przemian dokonywała na postaci, jak jest zdolna itd.. Na filmie mozna było uslyszeć różne dialogi np. dobrałaś idealnie torebkę do koloru butów. Lakier do paznokci wspaniale się komponuje z pomadką i takie tam babskie gadanie :):) Bardzo często mały siedział obok niej i przyglądał się co robi aż pewnego dnia.
Stoje sobie w mięsnym, kolejka jak diabli przed weekendem to było i nagle mój mały. Mamo tej pani pasują buty do torebki ,a tej pani nie pasują .Tej pani pasuje to a tamtej nie. Ze wstydu to chcialam się pod ziemię zapaść. Co te wszystkie kobiety musialy sobie o mnie pomyśleć. W tamtym czasie bardzo często się to powtarzało w różnych miejscach. Nie wiem dlaczego te buty i torebkę najbardziej sobie zapamiętał.
Rośnie Ci w domu wielki stylista :)
Oj tak mysho masz racje :):) pod tym względem jest unikatem od 3 roku życia maluje stroje kobiece. Mając 4 lata malował damskie szpilki i nikt mu tego nie pokazał. W tym czasie też zapytał się jak się nazywa ktoś kto robi ubrania dla kobiet :):):) Malowal kobiece stroje kąpielowe z szalami, suknie balowe w takich kolorach że oczy dęba stawały. Nie mam kablowej TV i czasem się zastanawialam skąd czerpie inspiracje. Potrafił siedzieć z kredkami cały dzień w każdym miejscu. jak tylko gdzieś leżała kartka i coś do pisania to zaraz zabierał się za tworzenie. Piszę w czasie przeszłym bo odkąd w zeszłym roku poszedl do przedszkola to mu tak jakby przeszło i przerzucił się na tworzenie róznych rzeczy z klocków leggo. Dziecięca wyobraźnia, spostrzegawczość mnie zachwyca. W tv pokażą jakiś najnowszy model autka leggo a on już zbuduje sobie taki, jak nie lepszy.
Zastanawiam się czasem co z niego wyrośnie :):)
my generalnie też chodzimy za łapkę, ale tym razem to nie był market, tylko zwykły sklep odzieżowy ,a ja grzebałam w ciuchach, kątem oka obserwowałam Mikrusa i tym bardziej zdziwiło mnie, że on mnie nie obserwował i tak by sobie beztrosko z obcą kobietą wyszedł:))))
a co do tego, co te wszystkie kobiety sobie o Twoim synku pomyślą- pewnie, że ma po prostu świetnie wyrobiony gust:)
84chili84
a co do tego, co te wszystkie kobiety sobie o Twoim synku pomyślą- pewnie, że ma po prostu świetnie wyrobiony gust:) wiesz, że ja wtedy o tym nie myślalam tylko o tym że może kogoś obrazi takim zachowaniem, że może komuś się przykro zrobi.
Jedna z moich gaf.
Jesteśmy na rodzinnej imprezie i jest Wujek który siedzi na wózku inwalidzkim,opowiada jak to po wczorajszym myciu głowy woda mu do ucha wleciała i do dziś ja czuje.Na to ja się odzywam i mowie "Wujku,jak mi woda do ucha się dostanie to skacze na jednej nodze i woda wyleci" Najpierw spojrzenia potem wszyscy wybuchli śmiechem łącznie z Wujkiem
Moja największa gafa miała związek z moim chłopakiem. Miałam chyba 16 lat, umówilismy się na spacer a po drodze mieliśmy wstąpić do jego kolegi na chwilkę. Pamiętam, że to był grudzień, śnieg, lód itp. Znaczenie w tej opowieści ma to, że chłopak był mojego wzrostu. Wychodzimy z klatki od tego kolegi a tam dosłownie lodowisko. Poślizgnęłam się i odruchowo chciałam się czegoś złapać. No i złapałam chłopaka za to co miał na wysokości mojej ręki!! I dodam, że to nie była jego ręka. Myślałam, że się spalę ze wstydu. A chłopak nie wiem czy był też zawstydzony czy raczej zadowolony.
Kiedyś stojąc na przystanku tramwajowym, gdzie nie było ludzi, mając za plecami oszklone drzwi do sklepu, w których można było zobaczyć swoje odbicie postanowiłam się przejżeć. Późna pora, sklep zamknięty więc przeglądałam się w tych oszklonych drzwiach. Szyba była dziwna, bo miejscami zniekształcała odbicie a na dodatek trochę mi przeszkadzała przechodząca przez środek listwa. Zaczęłam uginać kolana żeby lepiej się zobaczyć. Kiedy byłam już praktycznie w pozycji "skoczka" i rozpoczęłam poprawianie włosów nagle otworzyły się drzwi i zaraz przy moim nosie dostrzegłam kolana wielkiego faceta, który najpierw był zaskoczony moim widokiem a potem miał prawdziwy ubaw :-))
Następna wpadka była w sklepie odzieżowym. Spieszyłam się do domu więc dziarskim krokiem zmierzałam do wyjścia. Już miałam przekroczyć próg sklepu, kiedy nagle okazało się, że parowałam do przymieżalni zatrzymując się czołem na lustrze. Oczywiście drzwi wyjściowe były za moimi plecami :-)) Kiedy już się znalazłam przy właściwym wyjściu popatrzyłam jeszcze raz na tę przymieżalnię i stwierdziłam, że to dobre miejsce na "ukrytą kamerę". Zakładam, że nie byłam jedyną, która zaliczyła taką wpadkę :-)))
Fajny wątek, nie?
Smakosiu to Twoje przeglądanie się przypomniało mi, jak wracałyśmy z koleżankami ze szkoły, zauważyłyśmy samochód z lustrzanymi szybami. No i zaczęłyśmy się wyginać,poprawiać włosy, szczerzyć jak wariatki itd. Jedna z szyb była opuszczona do połowy, więc powiedziałam "ciekawe, jak widać od środka" i wpakowałam głowę przez to otwarte okno do środka. "Stanęłam" oko w oko z uśmiechniętym od ucha do ucha kierowcą hehe. Omal se głowy nie urwałam, jak ją szybko wyciągałam :)))
Moim mężczyznom podobno czasem kobiety przeglądają się w lusterku jak stoją na parkingu.
i nie urwalas mu tej "podpory"....?
Na szczęście nie ale wstydu miałam co nie miara.
muahahahaha ale się usmiałam czytając te wszystkie wpadki jesteście niesamowite!
Nie wiem, czy to moje największe gafy,ale te akurat przyszły mi jako pierwsze do głowy...Byłam z mężem w markecie i postanowiłam akurat kupić sobie jakiś żel do mycia twarzy z serii tych "dla pryszczatych":))) Stoję więc przed regałam i wybieram między dwoma. Sfrustrowana zaczynam żalić się meżowi "...Moje hormony po ciąży rozszalały się widać okropnie. Takich pryszczy nie miałam nawet jako 13-latka. Moje czoło wygląda jak klawiatura. A "enter" to mi wyskoczył na nosie i wyglądam z nim jak Hogata..Ten żel wydaje mi się lepszy od tamtego, choć ten jest też na wągry, a ja z wągrami problemu nie mam...ale za to z tłustą cerą to już tak, świecę się jak , za przeproszeniem, psu jajca....no i nie wiem,który wybrać....a ty jak myślisz?? NO PYTAM, JAK MYŚLISZ??". Zniecierpliwiona podnoszę wzrok, a mojego męża nie ma (okazało się, że mu sie nudziło i poszedł sobie pooglądać jakieś pierdoły do samochodu). Za to na miejscu , gdzie jeszcze 5 minut temu stał mój mąż, stoi z pianką do golenia w ręku młody facet, który patrzy na mnie okrągłymi oczami i zaczyna dukać "...ale ja naprawdę nie wiem, jak nie masz problemu z wągrami, to ja bym chyba wziął jednak ten pierwszy":))))))
Drugie zdarzenie miało miejsce jesienią. Poszliśmy nad Motławę na spacer. Była piękna pogoda i wokół było sporo ludzi, w tym akurat odpoczywała wycieczka z Niemiec. My zaszpanowalismy chlebem i zaczęło się karmienie kaczek. Mój starszy Mikrus był wtedy malutki więc ja, jako fajna mamusia ,postanowiłam pokazać mu jak się taki chlebek "profesjonalnie" rzuca...no i rzuciłam- kaczka złapała... niby wszystko fajnie, ale kaczka po chwili niepokojąco nie zamykała dzioba....a zaraz potem zaczęła wydawać jakieś dziwne charczące dźwięki... tłum turystów wyraźnie się ożywił, zaczęli coś komentować między sobą...a kaczka już na dobre zaczęła się szamotać. Zaczęli podchodzić nowi ludzie, zaciekawieni poruszeniem,a ci , którzy byli obecni od poczatku donosili uprzejmie (palcami), kto przyczynił się do męczarni biednej kaczki. W mojej głowie zaczęło się kłębić tysiąc pytań na minutę. Jak to możliwe? Czy ktoś kiedyś widział krztuszącą się kaczkę? Czy jak ona się udusi poniosę jakąś odpowiedzialność? W dodatku jest masa świadków... A jak wśrod nich są ekolodzy? Co powinnam zrobić?? Przecież nie wskoczę do zimnej wody i nie zacznę reanimować, tej cholernej kaczki, metodą usta- dziób! Pozostawało mi wierzyć, że jak ujrzy tunel ,to nie pójdzie w stronę światła.....i nie poszła, na szczęście. Po kilku dłuuugich minutach wszystko wróciło do normy, ludzie zaczęli się do mnie uśmiechać,a kaczka odpłynęła- chyba miała dość wrażeń. Tak więc Czasowstrzymywacz potrafi zatrzymać czas- Chili potrafi zakrztusić chlebem kaczkę- równie niewiarygodne, choć w drugim wypadku- prawdziwe:))))) Zdolna bestia ze mnie, a co!
Oplulam monitor kawa. Kurcze swietne!
Ja również jestem skora do popełaniania gaf i nie wiem kiedy z tego wyrosnę. Pamiętam zazwyczaj te najświeższe, bo mój twardy dysk ma widać ograniczoną pojemność .
Kilka tygodni temu wracając do domu, zdzwoniłam się z mężem, że przyjedzie po mnie pod sklep, ponieważ właśnie wraca i będę mu po drodze. Uzgodniliśmy, że będę czekać na zewnątrz, żeby nie musiał szukać miejsca do parkowania, tylko odbierze mnie z parkingu.
Muszę dodać, że sklep miał dwa parkingi, jeden przed, a drugi za budynkiem. Było bardzo zimno i wiał dziki wiatr. Czekałam aż puści mi sygnał, że już wjeżdża na parking i mam się za nim rozglądać. Jechał wtedy zieloną octavią i kiedy zadzwonił, próbowałam się nawet rozejrzeć, żeby mu pomachać, ale tak wiało, że włosy miałam wszędzie. Na szczęście zauważyłam zielony przód skody zaraz koło mnie i nie czekając złapałam za klamkę i władowałam swój tyłek do samochodu. Od razu musiałam pomiałczeć, że tyle czekam, a jemu nagle zachciało się stosować do ograniczeń prędkości i ze każdy szybciej by zapchał ten samochód niż on przyjechał, a ja z tymi torbami rąk już nie czuję...No to walnęłam je sobie na kolana, odgarnęłam włosy z twarzy i ... zobaczyłam za kierownicą całkiem zaskoczonego i całkiem obcego faceta.
Nie wiem kogo bardziej zamurowało, jego czy mnie. Chwilę tak gapiliśmy się na siebie i żadne nie wiedziało co jest grane, aż w końcu oprzytomniałam ( o ile można to tak nazwać ), złapałam swoje torby, otworzyłam drzwi auta, krzyknęłam "przepraszam pana" i wypadłam szybko z samochodu.
Mąż czaił się oczywiście na drugim parkingu za sklepem i ciężko zdziwiony moim zdenerwowaniem, podjechał po mnie, kiedy zadzwoniłam.
Jeszcze jedno mi się przypomniało. W sumie to raczej nie gafa a przeżycie z serii ekstremalnych (dla mnie). I też w szpitalu hehe
Musiałam kiedyś iść na oddział okulistyczny po wyniki. Oddział mieści się na 11 piętrze. Załatwiłam wszystko i idę do windy. I czekam i czekam... Wreszcie wpadłam na genialny pomysł i podeszłam do wind do użytku tzw wewnętrznego,bo one są rzadziej używane. No i faktycznie przyjechała raz dwa. Z tym, że windy są dwie - "brudna" i "czysta". Podjechała ta "brudna", ale ja tam wymagająca nie jestem, bo co by mi szkodziło,ze ktoś akurat przewoziłby brudną pościel na przykład. Drzwi się zamknęły, wcisnęłam parter i jadę. Zatrzymałam się na 9 piętrze. Stałam ze spuszczoną głową, bo przyglądałam się parasolowi, który trzymałam w ręce i nagle wjeżdża koło mnie wózek a za nim dwóch chłopaków. Wózek podłóżny szary, w kształcie trumny! Ja tylko zdołałam wyjąkać <czy to jest?> a jeden z chłopaków <tak, mężczyzna, pokazać?> Tu nadmieniam, że panicznie boję się zmarłych, pogrzebów itp. A ten wózek wraz ze zwłokami stał 10 cm ode mnie. I tak 9 pięter w dół.Dowiedzialam się w tym czasie,że jak się boję, to nie powinnam jeździć brudną.
Koleżanka jak mnie zobaczyła po wyjściu myślała że wyniki mam fatalne, bo się trzęsłam i byłam chyba bledsza od tego nieboszczyka. Brr...
Moja koleżanka wybierała się do ginekologa i wpadła na szalony pomysł żeby w miejscu "strategicznym" popsikać się dezodorantem Podczas badania lekarz powiedział: "Ale się pani wystroiła!" Koleżankę trochę zdziwiła ta uwaga lekarza ale nic nie powiedziała. Po powrocie do domu okazało się, że... zamiast dezodorantu użyła brokatu w sprayu
urban legend- słyszałam to tysiąc razy.......
http://wiatraczki.blog.onet.pl/Historie-ginekologiczne,2,ID398033815,n
http://forum.o2.pl/temat.php?id_p=151921&start=300
...etc...... etc......wystarczy wpisać w google "brokat w sprayu ginekolog"- tylko osoby sie zmieniają: ciocia, koleżanka, starsza pani....
Widocznie ta metoda ma wiele zwolenniczek w realu
Ja też zaliczyłam wiele gaf...:-)Moja ostatnia:śpieszymy się do wyjścia,mąź marudzi,na szybcika myję głowę,suszę,trochę żelu,lakier,ale coś dziwnie mi zapachniało-patrzę na spray,który trzymam w ręce-Muchozol
Nie moja gafa, ale warta przytoczenia :))
Rzecz się działa jakieś 30 lat temu u znajomych. Nazwijmy ich państwem S.
Do państwa S przyjechał brat Pani S. Jak niektorzy zapewne pamiętają w owych czasach ani telewizja nie powalała na kolana, ani żadnych atrakcji kulturalnych też za bardzo nie było, no chyba że ktoś sobie sam coś zorganizował. Pan S postawił sobie za punkt honoru dostarczenie szwagrowi jakiejś rozrywki, ale co tu robić wieczorem na wsi?!? Zawsze przecież można iść do sąsiada pograć w karty, ale przecież nie z pustą ręką!!!
Sąsiad bardzo się ucieszył i z gości i z przyniesionej flachy a jakże! Honor miał ddwdzięczyć się też umiał.
Jakimś cudem udało im się dojść do domu, ale ze strachu przed gniewem Pani S postanowili, że nie będą włączać światła i cichutko pójdą spać. No tak ale po tak mile spędzonym wieczorze i po wypitym alkoholu brzuchy niemiłosiernie domagały się pokarmu!!!
Na paluszkach zakradli się do kuchni i w egipskich ciemnościach zaczęli sprawdzać zawartość garów. Jakie było ich szczęście kiedy natrafili na kapuśniach!
Zaczęli wiosłować prosto z garnka, a i jeszcze natrafili na kawał mięsa, tyle, że było jeszcze trochę niedogotowane więc dali sobie z nim spokój i poszli spać.
A rano obudził ich wrzask Pani S:
-gdzie są zlewki z garnka dla psa i czemu ten zmywak jest taki pożemlany!!!
Dodam tylko, że Pan S miał może po trzy zęby na dole i na górze, a w tamtych czasach nie było do zmywania ładnych, kolorowych gąbeczek, a do tego celu służyło kawałek szmatki.
Miałam podobną przygodę jak Lenka.Wyszłam z Biedronki i "wpasowałam sie" do cudzego samochodu,osłupienie było obustronne (moje i kierowcy,który czekał pewnie na swoja połowicę).Oczywiście,że przeprosiłam,zaczęliśmy śmiać sie oboje,ale moja wesołość była nieco "naciągana",tym bardziej,że dwa samochody dalej stał nasz samochód,a w nim naprawde szczerze rechoczący mój mąż.
Wsiąść do czyjegoś samochodu...ciekawe...ale ciekawsze otworzyć cudzy samochód swymi kluczykami....a było to tak:
Z koleżanką i jej mężem pojechaliśmy na zakupy ich samochodem różowym cinkoczento (ojej-jak to się pisze????).Było to chyba przed świętami ,bo zakupów było sporo.Obkupiliśmy się w jednym sklepie i zakupy do bagażnika.Pojechaliśmy do drugiego dokupić conieco.Wracamy obładowani rozmawiając i "hahając" się z kolegą.Jego żona szła z przodu, wyciągnęła kluczyki i otwiera swoje różowe autko i krzyczy:"Olek!!!!! ukradli nam zakupy!!!!" a Olek na to :"ty zamykaj i spieprzaj,bo cię oskarzą o włamanie...Nasz stoi trochę dalej..."
Ale się uśmieliśmy...
hehe moja teściowa miała podobną przygodę. Swego czasu jeżdziła żółtym "maluchem". Była wtedy w pracy i wyskoczyła na chwilę do samochodu po jakąś reklamówkę czy coś. Wsiadła do "malucha", rozgląda się a reklamówki nie ma a do tego jakoś inne pokrowce na fotelach. Okazało się, że wsiadła do czyjegoś samochodu. Jej stał zaparkowany 2 auta dalej. :)
Było to jakieś 7 lat temu. Mój przyszły mąż miał samochód Lada. Raz wysiadając z samochodu zatrzasnął w środku kluczyki. Poprosił stojącego obok właściciela poloneza o pożyczenie swoich. Gość mu pożyczył a on otworzył auto i wyciągną kluczyki. Następnym razem już po ślubie znowu zatrzasną kluczyki w środku. Ja pamiętając o tym co napisałam wyżej dałam mu kluczyki od naszego domu i otworzył nimi auto.
To pewnie tak się trafiło...ja bezskutecznie próbowałam otworzyć swego maluszka....a okazało się ,że nie swego :-/
To auto tak miało, że można było je otworzyć czymkolwiek byle zmieściło się do zamka.
Taka staaara historia.Moja córka (zerówka lub pierwsza klasa podstawówki) zaprosiła kilka kolezanek z klasy na urodziny.Przed wieczorem prawie wszystkie zostały odebrane przez rodziców,a po jedną nikt nie przychodził.Wiedziałam "mniej więcej",gdzie mieszkają,ale zwlekałam z ewentualnym odprowadzeniem dziecka,abyśmy się np.nie minąć po drodze.Wreszcie mamusia przyszła,ale zamiast zbierać sie do wyjscia (zrobiło sie naprawdę dosć pózno),zaczęła strasznie długą i nieciekawą pogawędkę,podtrzymywaną przez nas chyba tylko dla przyzwoitości.Już miałam powiedzieć jej wprost,że zasiedziała sie nieco (zazwyczaj jestem bardzo gościnna,tak twierdzą znajomi,ale widziałam tę panią po raz drugi w zyciu i już po pierwszym spotkaniu widziałam,że nie mamy o czym rozmawiać).Z opresji wyratowała mnie jej córka.Znudzone dzieci zaczeły skakać po tapczanie i wtedy oczom wszystkich ukazały sie niesamowicie brudne,wręcz czarne na stopach rajtuzy naszego małego gościa.Nieco speszona mamusia:"ale ubrudziłaś rajtuzki",co mnie już wkurzyło,bo co?Niby u mnie?Na to dziecko,z rozbrajająca szczerością,skacząc nadal-"przeciez rano mi takie dałas".Zachowaliśmy kamienną twarz,a mamusia uciekła bąknąwszy ledwo "do widzenia".
Oj,tę historyjkę miałam umieścić pod hasłem "dziecko prawdę Ci powie"i tym sposobem popełniłam chyba gafę,ha,ha.
Moja: na studniówce Młodego przedefilowałam po schodach z elegancką sukienką wpuszczoną z tyłu w rajstopy(szybko wyleciałam z toalety, bo część oficjalna się zaczynała). Zorientowałamsię w połowie drogi, bo ,,cóś" mi chłodno w tyłek było. Mina panów ochroniarzy- bezcenna. Najlepszy miał ubaw do rana. Za to moja przyjaciółka Madzia jest specjalistką w tej dziedzinie. Jedzie do pracy, pan w autobusie bacznie jej się przygląda. Madzia radośnie ,,będzie podryw", łypie do pana zalotnie, nawet się lekko uśmiecha. Pan podszedł na przystanku i z kamienną twarzą oznajmił ,,Pani sobie wałków z głowy nie zdjęła". Innym razem mało się nie zesikała w spodnie, bo 15 minut szukała suwaka. Dopiero potem ją olśniło, że założyła spodnie tył naprzód. Łaziła tak pół dnia i zastanawiała się, co się stało z portkami, że takie raptem niewygodne. No gwiazda po prostu!
Gafa mojej mamy, ale bylam przy tym obecna i jeszcze mi sie oberwalo, wiec wam opowiem:
W wielkim sklepie meblowym mama skorzystala z toalety. Potem chodzimy sobie b. dlugo (mama ma chore nogi, wiec idziemy razem pod pache) po sklepie, ogladamy to i owo. Jak juz caly sklep obeszlysmy, stanelysmy do kasy. Na szczescie nie bylo duzo ludzi, przed nami dwie i za nami jedna osoba, i nagle ta za nami " "puka" mame i mowi, ze jej papier z tylu wisi. Ja sie odwracam, a z mamy spodni zwisa 0,5m papieru toaletowego! Jak mama sie zorientowala o co chodzi to takiego rabanu narobila, ze ja slepa i nie widzialam tego! Wszyscy przy kasie byli wystraszeni.
No i ja bylam winna, ze mama z tym papierem przez pol dnia chodzila, ktorym sobie najpierw deske wylozyla i potem razem ze spodniami wciagnela.
O mojej gafie sprzed lat wspomniała koleżanka:"Pamiętasz jak jechałaś czerwonym maluchem a poła płaszcza powiewała jak czarna chorągiewka(przytrzasłam drzwiami)... I mija właśnie 18 lat jak to się działo a ja nie miałam na sobie od tamtej pory długiego płaszcza...a tak się wtedy głowiłam gdzie on się zabrudził...?