Jak myślić czy waro marzyć i wierzyć w marzenia czy łatwiej mają ludzie mocno stąpający po ziemi, realiści? czy brak marzeń nas zuboża??
Moim zdaniem życie bez marzeń jest bardziej ubogie. Oczywiście, że bywają marzenia mniej i bardziej realne. Takie, które już na zawsze pozostaną marzeniami i takie, które kiedyś się spełnią. Jednak jakie by one nie były, to najważniejsze jest w tym to, by je mieć, bo potrafią być prawdziwym zastrzykiem dobrej energii, uśmiechu i radości. Czego wszystkim życzę
Moim zdaniem nie warto marzyć bo można się nieźle rozczarować - nie polecam. Ja nie mam marzeń twardo stąpam po ziemi i jakoś zyję. Kiedyś marzyłam ..........hmmm ...........to bez sensu
wiesz chyba wszystko zależy jakiego typu są te marzenia - bo jeśli to nierealne mrzonki to faktycznie można się rozczarować, jeśli zaś sa to marzenia które swoją pracą lub zaangażowaniem możne zmienić w plany a nastepnie osiągnięcia to w pelni popieram i uważam, że trzeba je mieć. Bez takich marzeń moim zdaniem bylibyśmy wyłacznie maszynami realizującymi marzenia innych.
Gdzie jest granica między planowaniem, a marzeniem?
Podam przykład: Jak dzieci dorosną zrobię "coś". To jest planowanie czy marzenie?
Staram się nie marzyć. To nie ma sensu. Planować bardzo drobnymi kroczkami bo daleka przyszłość przeraża. Wydaje się nie do przeskoczenia. Malutkimi krokami do przodu nie jest tak nierealna.
Od kiedy pamiętam marzył mi się domek na wsi, i dużo zwierząt domowych, bo mieszkając w bloku miałam zakaz ;/ I o księciu z bajki też marzyłam...... to były marzenia, bo plany nie wchodziły w grę... zaplanować to można wydatki, wczasy..itp:)
Marzenia się spełniają, znam to z autopsji:)) I czym mocniej wierzymy że kiedys sie spełnią, najczęsciej się spełniają, fakt nic nie kosztują, dopóki się marzy...;))
Gdzie jest granica między planowaniem, a marzeniem? Podam przykład: Jak
dzieci dorosną zrobię "coś". To jest planowanie czy marzenie?
Jest tak zwane myślenie życzeniowe. Jeżeli z góry zakładamy,że nasz plan spali na panewce. To.... prawdopodobnie tak się stanie. Jeżeli śpiewamy jak słowik co konie dusi, i marzymy o zaśpiewaniu chociaż jednej piosenki tak z całej duszy i z całego serca. To jeżeli będziemy to tym ciągle myśleć, podświadomie zaczniemy to w realu realizować. I co.... może nam się udać!!! . Mi na przykład się to udało. Tak długo ćwiczyłam z koleżanką parę piosenek ,że doszłam do poziomu,że czysto umiałyśmy zaśpiewać na trzy głosy parę piosenek. Ja tym najwyższym głosem potrafiłam oczarować publiczność. To jest siła marzeń!!!! Niee należy bać się marzeń. Ja doceniałam to że potrafiłam pomimo swego upośledzenia muzycznego zaczarować ludzi swoim śpiewem, bo śpiewałam z zakamarków swojej duszy, a warsztat muzyczny zawsze można wyćwiczyć u każdego ,( czasami w wielkich bólach). Jeżeli bym posłuchała innych , którzy robili przerażone miny przy nieudolnych próbach mego żałosnego porykiwania i nie wierzyłabym w marzenia, Tyle pieknych chwil by mnie omineło.A tak mam cudowne wspomnienia ,że chcieć i marzyc to móc!!!!
Podam Ci taki przyklad
Kiedyś marzyłam aby zwiedzić Hiszpanię, duzo o tym kraju czytalam i najbardziej zainteresowałm nie region Kataloński. Nie chodzilo mi o takie typowe zwiedzanie jakie oferują biura podróży, czyli bieganie od zabytku do zabytku, ale o zobaczenie jak żyją ludzie szczególnie Ci z małych miasteczek i wiosek. Aby moje marzenie sie spełniło musiało zaistnieć kilka faktów, tzn musiałam mieć środki finansowe, duzo wolnego czasu najlepiej conajmniej miesiąc i musiałam nauczyć się hiszpańskiego bo angielski, który znam nic by mi nie dał, tam gdzie chcialam jechać mówią wyłącznie po hiszpańsku.
Aby spełnić swoje marzenie musiałam krok po kroku zrealizować plan działania i ...... udało się, natomiast gdybym marzyła, że spotkam ksiecia z bajki który mnie tam zabierze byłaby to mrzonka. Owszem mogloby się tak zdarzyć nawet bez wiekszego działania z mojej strony gdyż jestem całkiem atrakcyjną kobieciną ale tu znowu musiałabym spełnic przynajmniej dwa warunki: ugryźć się w język i nie chcieć być niezależną bo z tego co wiem z autopsji to tzw współcześni książęta tego nie tolerują raczej.
Jestem osobą dość mocno stąpającą po ziemi, nie marzę...bo nie umiem. Czy jestem z tego powodu uboższa? Być może, ale w żaden sposób tego nie odczuwam. Realne spojrzenie na życie niekiedy boli, ale też mobilizuje.Rzadko mnie coś rozczarowuje (o tym pisała emeska 1974) i dzięki temu chyba mam nieco lepiej.
A tak na prawdę, za marzenia się nie płaci. Skoro umiesz marzyć, to czemu nie??? Zawsze to jakaś radość :)
Tak naprawdę za marzenia czasami płaci się bardzo dużo no może raczej "przez marzenia" co nie przeszkadza mi być marzycielką:)
I chyba tak to na tym świecie musi być...jedni marzą, drudzy nie, a każdy z nas za coś tam płaci ;)
Są marzenia i marzenia. Jeżeli marzenia motywują nas do działania i pomimo wszystko złego co nas spotyka złego po drodze udana się nam dokonać rzeczy zdaje się przedtem niemożliwych to wielkie gratulacje. Ale czasami marzenia są jedynie utopią i wtedy rozczarowanie może mocno boleć. A co by było bez marzeń, nie było by cywilizacji i wszystkiego co z nią się wiąże. mieszkalibyśmy w jaskiniach być może. Bo po co by było wymyslać pralke ,jak żona miała tarę do prania. a tak facet zamarzył,żeby ulżyć swej żonie w prowadzeniu domu i oto u każdej z nas stoi w domu pralka. Czyż to nie piękne?
Marzenia są super, nawet jesli nawet się spełnią i nie jeśteśmy z tego do końca zadowolone, No trudno. A myślenie życzeniowe? A powieści pisane np. Karol May napisał o Winetuo a w życiu nie był w Ameryce. A ile młodych ludzi czytało jego książki z wypiekami , Ja się przyznaję czytałam dwa razy. Każda wielka postać w naszych czasach miała jakieś marzenia , które ziściły się na przekór wszystkim.
Tym , które nie umieją marzyć lub nie chcą niech se przypomną swoje dzieciństwo. Czy wtedy też nie marzyli? Z marzeń się nie wyrasta....
Pamiętam moje dzieciństwo, nie pamiętam marzeń. Chyba po części to zasługa mojej mamy, która chowając nas bardzo karnie, nie pozwalała nam na nic, a tym bardziej na marzenia. Mama o wszystkim sama decydowała,nie pytając nikogo o zdanie. To co mówiła i robiła to było nieomal święte. Broń Boże próbować zmienić jej tok myślenia czy postępowania.Za wszelkie próby negocjacji była kara...niekiedy bardzo surowa. Po co więc marzyć? Wiadome było, że nie ma szansy na realizację choćby najmniejszego marzenia. Skoro z dzieciństwa tego nie wyniosłam, to chyba na starość mi się nie odmieni...
No przecież "marzenia jak ptaki szybują po niebie.."nawet takich "dziewczyńskich marzeń nie miałaś"o tym królewiczu z bajki??Chyba jednak coś straciłaś w tym dzieciństwie, a może jednak warto to nadrobić??chociaż podziwiam ludzi -realistów, konkretnych ale sama nie chciałabym taka być.
Marzeńo królewiczu nie miałam. Przez jakiś czas chciałam byc królewna ale nie wiem kto mi to powiedział, że król, królowa, księżniczka czy książę totylko w bajce. Okazało się, że jednak istnieją w innych krajach.
Ja wiem czy tylko w bajkach?
Cały czas mojej córce potarzam, że ja chcę mieć w domu księżniczkę a nie hrabiankę, bo księżniczka to do tańca i do różańca a hrabiankę to tylko w d... kopnąć i patrzeć jak leci - przepraszam ale to moje specyficzne poczucie humoru, które córuś moja musi znosić jeszcze przez jakiś czas
Nie miałaś lekko Beatko... i nawet wtedy nie marzyłaś? ... np o wyrwaniu się z domu..o wolnosci;)
A to ciekawe pytanie...Czy nie marzyłam o tym wyrwaniu się z domu...Nie, nie marzyłam. Mając 15 lat wyprowadziłam się z domu do innego miasta- mieszkałam w internacie całe 5 lat. Przyjeżdżałam do domu na weekendy, więc jakoś dawałam radę z owym rygorem (a może raczej tyranią). W międzyczasie poznałam mojego męża, chociaż Mamusia miała w zanadrzu innego pana. Zapraszała go do nas wtedy, kiedy przyjeżdżałam do domu. To tak chwilkę trwało, jakieś 2 lata? Mając lat 19 postawiłam na swoim i odrzuciłam kandydata mamusi. No jak to????? Jak ja mogłam przeciwstawić się mamie? Wtedy nastąpił we mnie jakiś przełom. Nauczyłam się walczyć o swoje ego. Nie walczyć o marzenia, ale o moje własne JA. Kosztowało mnie to, oj kosztowało..więcej niż marzenia. Matka najpierw mnie wyklinała, potem się obraziła...na bardzo długo. Dodam tylko, że i w podstawówce i w szkole średniej byłam wzorową uczennicą, żadnego wstydu matce nie przynosiłam ani swoim zachowaniem ani też w szkole, ale Mama była nieprzejednana w swoich poglądach i to ja byłam tą wyrodną córką.
Zdobyłam wykształcenie, wyszłam za mąż, usamodzielniłam się, urodziłam dzieci, żyję wg swojego światopoglądu i nie żałuję niczego. I co dla mnie chyba najważniejsze. Mam bardzo dobrego męża, natomiast absztyfikant którego mamusia chciała do mnie przypiąć jest nałogowym alkoholikiem. Uffff. Jak dobrze, że dokonałam właściwego wyboru. Jestem dorosłą osobą,od 25 lat szczęśliwą żoną i matką, spełnioną zawodowo kobietą. Moja mama jest staruszką. Dawno już wybaczyłam jej to tyranizowanie. Nie mam do niej żalu o to, że tak mnie wychowywała. Wyciągnęłam jedynie wnioski. Wnioski, które pomogły mi wychować moje własne dzieci. A te zawsze mogły otwarcie powiedzieć, czego oczekują, co im nie pasuje, co przeszkadza. Mam nadzieję, że mój syn i córka powiedzą kiedyś, że miały szczęśliwe dzieciństwo.
Beatko, ukłony i gratuluję życiowej mądrości.
Dziękuję Wam wszystkim za miłe słowa, choć nie o to w tym wątku do końca chodziło. Po tych dzisiejszych rozważaniach stwierdziłam, że mam jedno marzenie- godnie się zestarzeć. Koniec marzeń :)
ej tam na pewno jeszcze jakieś "pośrednie"będą:)
Ja byłam dzieckiem nie dającym się ułożyć. W głowie miałam mnóstwo marzeń, które często ubarwiały moje szare, blokowe dzieciństwo. Moje ulubione książki dzieciństwa to seria o Karolci i oczywiście, Wielka, większa i Największa.
Beatko nie czytałaś książek? Twoja mama na pewno Was kochała i swoją nadopiekuńczowością broniła Was przed popełnianiem błędów i przed całym złym światem. Być może sama tak została wychowana. Jeśli możesz porozmawiaj o tym z mamą. Nie zarzucaj niej winy, postaraj się ją zrozumieć to nie łatwe , ale warto..
Beatko...Twoja mama na pewno Was kochała i swoją nadopiekuńczowością
broniła Was przed popełnianiem błędów i przed całym złym
światem. Być może sama tak została wychowana. Jeśli możesz porozmawiaj o
tym z mamą. Nie zarzucaj niej winy, postaraj się ją zrozumieć to nie
łatwe , ale warto..
Jesli pozwolisz, to podpisze się pod tymi słowammi.
Beatko, warto to przemyśleć.
Macie rację, kochała i kocha nadal, po swojemu.... Próby rozmowy na jakikolwiek temat, który jest dla mamy niewygodny, kończą się tak samo, tzn. milczeniem. Nie ma dialogu. Nigdy nie było. Jest lakoniczne jedno stwierdzenie- "bo ja tak mówię i tak ma być...". Spasowałam, nie roztrząsam tematu. Nie ma sensu. Zastanawia mnie tylko, czy ktoś tej mojej mamy w dzieciństwie nie skrzywdził. Być może dlatego jest oschła, surowa i nieprzejednana. Aha, i jeszcze jedno. Moja mama nigdy nie była nadopiekuńcza. Wręcz odwrotnie.Rygor, duże wymagania, dyscyplina, posłuszeństwo. Nie ma czułości, przytulania, głaskania etc. dotyczyło to nas- dzieci, dotyczy też wnuków. Dawała jeść, pozwalała spać i ...notorycznie wymagała. Nawet po moim ślubie owego posłuszeństwa się domagała. Hm...miałam ją prosić o zgodę na zajście w ciążę? Na wyście do znajomych? Na kupno pewnych rzeczy? Przecież to absurd. Przez wiele lat, ucinałam pępowinę, toksyczną pępowinę...Czy mi się udało? W jakiejś mierze tak, choć nie do końca...
Jesteś bardzo dzielną i mądrą kobietą. to jest pewne. Jednak ja bym się spytała mamy jak wyglądało jej dzieciństwo. Może to ją "otworzy"? Z twojej opowieści wyłania się smutny obraz kobiety. Ja nie wyobrażam sobie nie przytulać dziecka. Ba nawet czasami cudze przytulam i pocieszam. Dzieciaki lgną do mnie, nie wiem czemu. W sobotę malutka dwuletnia dziewczynka łaziła za mną na uroczystości pogrzebowej, chociaż widziałyśmy się pierwszy raz, a ja pomagałam w obsłudze gości, . Trudno mi zrozumieć Twoją mamę, a może ma jakąś tajemnicę? Te milczenie i brak czułości wskazują na jakieś zablokowanie. Może ktoś ją zranił kiedyś, jak wyglądało jej życie? Moja mama też mnie nigdy nie przytulała, mama ją osierociła gdy miała dwa latka. Mi jakoś tego akurat nie brakowało, bo ją zawsze usprawiedliwiałam tym że nie miała mamy. Mama moja dużo mi o tym mówiła i ja ją rozumiałam. Moja mam zawsze miała żałobę w sercu, a ja jakoś też w tym uczestniczyłam.Ale dzięki temu rozumiałam mamę, znam dobrze swoje pochodzenie. Nawet chciałam byc kiedyś taka jak babcia i chyba trochę jestem
.Jedyne co mi bardzo brakowało , to to , że nie opowiadała mi bajek na dobranoc.
Tak, lata zrobiły swoje...ale mimo to wyrosłaś na zdecydowaną Kobietę i potrafisz zadbać o szczęście "po swojemu". Nie mam prawa robić takiej analizy i wyciągać wniosków z tych krótkich komentarzy, ale myślę, że masz rację biorąc pod uwagę to, że może w dzieciństwie właśnie takie "ostre" wychowanie otrzymała Twoja Mama i tylko w taki sposób umiała Was kochać.
Lubię sobie czasem pomarzyć, choć należę do osób znających twardość ziemi. Ale mieć marzenia, to mieć cel w życiu, marzyć - to dążyć do niego. Wiadomo, że nie wszystkie się spełnią i np. żoną Banderasa nie zostanę, ale miło sobie przed snem taki scenariusz napisać hehehe....
Hm...nie mam bladego pojęcia jak wygląda Banderas . Zakładam, że to jakiś przystojniaczek. Nie pomyśl sobie, że jestem jakaś troglodytka- ja po prostu nie oglądam tv. Wszystkie informacje czerpię z radia, sporo czytam, tyle, że raczej pozycje popularnonaukowe. A tam Banderasa nie pokazują.... ;))
Mojej sąsiadki syn tak teraz wlaśnie wygląda obecnie ma około 30 lat żonę i dwójke dzieci gdy chodził do szkoły podstawowej został missem szkoły ma długie włosy spietego w kucyka.