Wczoraj wracając do domku na przystanku siedziała starsza pani miala koło 80lat nic nie umiała powiedzieć z kąd jest pierw mi zemdlała a potem drugi raz niestety kobieta zmarła nie zdarzyła dojechac karetka co za ludzie a przechodzil koło nas nie jeden pan na ,moje prośby prosze mi pomóc, odchodzili nie chca sie mieszac nie rozumie takiego zachowania
Marta,tak niestety jest.Tez tego nie rozumiem,Gdyby ktos narazal swoje zycie czy zdrowie,to moze byloby jakies wytlumaczenie.Temat jest naprawde stary i niestety wciaz aktualny.Znajoma mi starsza pani znalazla swojego syna na pzrystanku tramwajowym,prawie nieprzytomnego.Nie byl pijany (wlasciwie bardzo rzadko pil),mial zawal.Ludzie omijali go dookola.
Przytulam mocno, na pewno to było dla Ciebie okropne przeżycie....
Nie ma co liczyć teraz na ludzi:( obchodzi ich tylko własny nos! Dlatego jakbym znalazła się na Twoim miejscu nikogo bym nie prosiła o pomoc tylko od razu zadzwoniła po karetkę. W takich sytuacjach liczy się jak najszybszy przyjazd karetki, dzięki szybkiej reakcji moja mama żyje:) A dla Ciebie Marto, wielkie uznanie za dobre serce i pomoc.
Bardzo mi przykro. Wiem, co przeżyłaś. Kilka lat temu byłam świadkiem wypadku. Stałam na przystanku w dużej grupie ludzi. Na naszych oczach dziewczyna wtargnęła na ulicę i potrącił ją samochód. Leżała tak chwilę, nikt nie ruszył się, żeby pomóc. Samochody ją mijały, nikt się nie zatrzymał. Zaczełam ją reanimować, potem na pomoc przyszedł mi lekarz, który akurat tamtędy przejeżdżał. I tak walczyliśmy razem, zanim dojechało pogotowie. Kiedy dziewczyna została zabrana do szpitala, okazało się, że lakarzowi ktoś ukradł teczkę, którą położył przy ofierze wypadku...
Znam to z autopsji..mam problemy z żołądkiem..parę razy chwycił mnie atak na ulicy,wymioty,ból..niestety nikt nawet nie zapytał czy potrzebuję pomocy.Za każdym razem byłam z moim dzieckiem więc tym bardziej mógłby się ktoś zainteresować ale nic z tego..
Marto kochana ... niestety ja to rozumię. Nasze społeczeństwo jest aspołeczne , wyższe wartości tylko na pokaz , zaraz bedzie ku temu okazja .. ! Mam tylko taką nadzieję , że ta pani bardzo nie cierpiała .. odeszła szybko i bezboleśnie ze ...swiata wyzute z najprostszych empatycznych uczuć .... :(((
Wystarczyło tylko potrzymać za rękę ... głowę na chwilę przytulić .... Nie trzeba się bać smierci , po kazdego nas moze przyjść nagle i niezapowiedziana w najmniej spodziwanym momencie ........ (((((
Ta babunia nie wiedzial nic nie miaął zadnych dokumetów nic nie umial powiedziec gdzie mieszka ani jak sie nazywa
Marta dla Ciebie słowa uznania i szacunku ... Szlachetna z Ciebie osoba , nigdy nie '' integruj się '' z ludzmi mijącymi Was .. Domyślam jak bardzo emocjonalnie to przeżyłaś .. Pełen szacun .. czapka z głów Prosze Państwa przed Martą .. ::)))
Możliwe, że starsza pani nie potrafiła odpowiedzieć na pytania, ponieważ w jej organizmie szybko zachodziły zmiany, w efekcie których zmarła praktycznie na Twoich rękach. Aj, nie wiadomo, kiedy nas nagła choroba zaskoczy swoją siłą, niestety nie zawsze wśród osób, które będą mogły i chciały udzielić pomocy. Postawa ludzi, brak słów, całe szczęście, że Ty byłaś w pobliżu. I nieważne, że nie zdążyłaś pomóc. Ale próbowałaś, i to jest najważniejsze. Oby inni brali z Ciebie przykład.
Niestety... ludzie bywają bezduszni... wolą nie mieć problemu a bywa, że to kosztuje kogoś życie.
Też miałam podobną sytuacje, tyle, że kobieta była nieco młodsza, pod wpływem alkoholu. Nie można się było z nią zbytnio porozumieć, mówiła w obcym języku, chyba była to Ukrainka. Włóczyła się po poboczu, chwilami wychodziła na srodek drogi, groziło to wypadkiem. Auta tak pędziły... trąbiły na nią. Zaciagnęłam ją na przystanek, byłam akurat w towarzystwie kolegów i koleżanek, towarzystwo nie mialo zbytnio chęci zająć się tą panią, ale zmusiłam jednego z kolegów żeby zadzwonił na policję. Nie bylam w stanie jej tak zostawić... Siedzieliśmy na przystanku aż policja przyjechała i zabrała tę kobietę. Nigdy więcej już jej nie spotkałam.
Pewnego wieczoru późną jesienią (przymrozki już w nocy chwytały) szliśmy ze znajomymi z jakiejś imprezy plenerowej do domu. Po drodze zobaczyliśmy mężczyznę leżącego na chodniku. Był nieprzytomny i czuć było od niego alkohol. Próbowaliśmy go obudzić, żeby się dowiedzieć czy nie potrzebuje pomocy, ale nie dawał znaków życia (nawet, gdy mój kolega trochę go "potrząsnął"). Co robimy? Dzwonimy po karetkę. Przyjachała po ok. 20 minutach. Wyszło dwóch rosłych sanitariuszy, wzięli gościa za fraki wytargali go, aż ten zaczął coś jęczeć pod nosem. Wybudzili go. Facet powiedział, że wszystko jest ok. tylko się trochę napił.
Panowie sanitariusze ochrzanili nas (delikatnie mówiąc), że na darmo wezwaliśmy karetkę, bo żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo się upić... Łaskawie darowali nam zwrot kosztów za nieuzasadnione wezwanie pogotowia.
Lepiej o raz więcej wezwać karetkę niż o raz za mało. Osoby pijane to osobny problem, chociaż kogoś , kto upija się do nieprzytomności trudno nazwać zdrowym człowiekiem.
Pewien człowiek w ten sposób odmroził sobie obie ręce.A żeby było dziwniej to nawet z tymi kikutami jezdził na grzyby, a za sprzedane pieniądze z grzybów kupywał sobie alkohol. No cóż zbyt kochał tę wodę ognistą.