Chciałbym się popytać,jak to jest może u Was, mam dziecko w II klasie. W pierwszej oprócz zajęć plastycznych podstawowych dzieci robiły dekoracje na szkolny korytarz-tematycznie,wiosna lato itd..co nie miara wycinanek,klejenia,rysowanek...w II klasie,(podobno bardzo się podobało w I-szej ) znowu klasa miała tą rolę dekorowania szkolnego korytarza. I tu już zaczeło nam to być widoczne. Dzieci,mam wrażenie ,że mają tylko plastykę i nic więcej,jak już sięgają do książki,to robią to szybko i dużo przynoszą do domu zadań...zero nauki,zadań matematycznych, czy języka polskiego,ortografii,zamiast w-fu rysują itd...Zaczyna robić się szum wsród dzieci i wsród moich znajomych rodziców.. dzieci poświęcają dużo czasu na te dekoracje ptaszków,motylków,trzeba co chwile dokupować kleje,bibuły,bloki, ile można,moja córka jak bardzo lubiła plastykę,tak teraz jest zmęczona tym...a tu trzecia klasa przed nami,dzieci mało co umieją....ważniejsza pokolorowana kartka niż nauczona tabliczka mnożenia...zgłosić to,ale jako jeden rodzic nie wypali,chyba musiałabym albo napisać pisemko i żeby rodzice się podpisali,może popytac "trójki klasowej" co sądzą,aby w III klasie nie było już tej roli dekorowania..dzisiaj też przyniosła do kolorowania masę kartek...chyba napiszę,że dziecko nie zrobiło,bo nie miała czasu..uczyła się tabliczki mnożenia...co sądzicie?
Ja myślę, że takie właśnie zajęcia powinny odbywać się na lekcjach plastyki, inne przedmioty są od czego innego,a te akurat takie do malowania, wycinania itp. Uważam że powinniście o tym porozmawiać z wychowawcą, bo w kolejnych klasach dzieci będą mogły mieć duże zaległości przez takie coś i kogo wtedy winić??
I zrobiłabym tak jak piszesz, napisała wiadomość do nauczyciela że dziecko nie miało czasu na "pozalekcyjne" zajęcia, gdyż nauka jest najważniejsza a nie wystrajanie szkoły
U mojego wnuka nawet w pierwszej klasie musieli zrobic plakaty na temat "ochrona srodowiska" , zapobieganiu narkomani i paleniu tytoniu [oczywiscie wszystko musieli zrobic rodzice ] ,gdyz maluchy nawet nie wiedzialy co to narkotyki
To chyba zależy od nauczyciela, przeżyłam to samo ze starszym synem. W klasie 1-3 potrafiliśmy odrabiać prace domowe po kilka godzin, zdarzyło się nie raz do godz. 24 . Wychowawczyni życzyła sobie wypracowania od tak małych dzieci, po kilka stron w książkach, zastanawialiśmy się co oni robią w klasie. Rodzice rozmawiali o tym między sobą, ale do nauczycielki nikt nie miał odwagi. Może mieli rację, bo ja nie wytrzymałam powiedziałam co o tym myślę i moje dziecko miało problemy, urażona pani ciągle się mściła. Lepiej przeczekać, pomóc dziecku w nauce, bo z nauczycielem się nie wygra. Młodszy też jest w drugiej klasie, tyle że w innej szkole i zapomniałam co to problemy. Dzieci mają książki w szkole, robią materiał na bieżąco a prace domowe przynoszą w piątek. Naprawdę anioł nie kobieta, dzieciaki ją bardzo lubią. Doczytałam o tabliczce mnożenia - dawno już przerobili. Cały drugi semestr wychowawczyni robiła małe kartkówki z tabliczki, żeby ciągle ją sobie utrwalali i wyłapywała kto ma jeszcze jakiś problem. Ulla, ja to przerobiłam i nigdy więcej z nauczycielem zaczynać nie będę, zyskałam tylko to, że syn był zestresowany nie chciał chodzić do szkoły, nigdy nie wiedział co go czeka w szkole. Pozdrawiam.
U nas właśnie, rodzice między sobą zaczynają widzieć problem,ale nikt do nauczycielki narazie nie idzie (chyba,ze ktoś już poszedł) ,))pomagamy dziecku,szczególnie teraz z tabliczką mnożenia,z resztą przedmiotów radzi sobie,niemiecki powtarzam sobie razem z dzieckiem.. Właśnie ostatnio zauważyłam,że też nie ma ochoty iść córka do szkoły...pozdrawiam,dzięki!
Moja córka chodzi do II klasyy i u mnie problem jest zgoła odwrotny - za mało zajęć manualnych, albo banalne kolorowanie rysunków wydrukowanych z internetu.Na lekcji plastyki jest muzyka, bo dzieci muszą ładnie zaśpiewać piosenki na akademii. OK, ale można spiewać i jednoczesnie "coś" robić.
Ja z córkami dużo pracuję w domu, szczególnie zimą. Robimy kartki świąteczne, pomagam robić wszelkie laurki, plakaty. Uczulam dzieci, aby brały udział w konkursach, bo to rowija. I niech się nie martwią, bo im pomogę. Ale pomogę w dosłownym znaczeniu - niczego za nie nie robię, doradzam, dyskutujemy jak było by lepiej, robimy burzę mózgów co narysować, i jaką techniką, żeby było ciekawie. Z jednej strony, zamiast pomagać przy kolejnym plakacie, wolałabym poczytać, ale z drugiej strony takie wspólne działanie zbliża. Więc nie robię większego problemu, że lekcje plastyki i techniki mam w domu.
Na pozostałych lekcjach jest w porządku. Prace domowe w rozsądnej ilości. Dzieci zadowolone.
U nas właśnie też jest bezustanne kolorowanie rysunków z internetu i to robią cały szkolny rok (I i II klasę) w zależności od tematu wystawy. Jak jest termin wywieszania prac,to tak się śpieszą,że kolorują wtedy wszystkie godziny lekcyjne danego dnia...Dzieciom się nudzi,bo ileż mozna kolorować gotowy szablon,ja pamiętam jak my mieliśmy plastykę,to były czyste kartki,pani dawała temat i myślałam,co narysować,było o wakacjach,o przyrodzie,dowolna techniką...Muzyki u nas nie ma...
Wszystko zawdzięczamy reformie i nowej podstawie programowej, która ma na celu ogłupianie dzieci, hamuje rozwój intelektualny. Przed reformą uczeń kończący klasę III, potrafił dodawac, mnożyć i dzielić sposobem pisemnym, a teraz nie.....dodawanie i odejmowanie liczb dwucyfrowych w/z 100 i na tym koniec. Podręczniki infantylne.......Niekiedy tylko kilka tematów, które realizuje się w ciągu dwóch miesięcy.....żenada......Jeżeli nauczyciel to zrealizuje, powtórzy i utrwali to co mu pozostaje.....rysowanki (bo nie wolno robić nic ponad program- takie są wymogi) Pozdrawiam:)
A czy rozmawiałaś z nauczycielką? Od tego zaczęłabym bo może ona nie jest świadoma, że przesadza? Jeśli rozmowa nie przyniesie skutków wtedy można na piśmie do dyrektora szkoły zwrócić się o wyjaśnienie tej sytuacji lub zgłosić do kuratorium i poprosić o kontrolę.
Miałam podobną sytuację -byłam niezadowolona z poziomu nauczania. Moje dziecko nie uczyło się niczego nowego. Okazało się, że nauczycielka "ciągnęła za uszy" sześciolatki bo gorzej sobie radzą w pierwszej klasie a reszta dzieciaków zajmowała się sobą sama. Nauczycielka nie wiedziała, że rodzicom coś przeszkadza w jej nauczaniu bo nikt jej nie powiedział, że coś im nie pasuje. Porozmawiałam z nią spokojnie i zmieniło się.
Podejrzewam, że wychowawczyni jest odpowiedzialna za "dekoracje" na korytarzu, gazetkę szkolną czy jak to się tam nazywa.