Kochane za niecały miesiąc święta i dziś tak mnie naszło na wspomnienia tych pięknych rodzinnych świąt,chciałabym się z Wami podzielić jak one wyglądały w mojej rodzinie a było to nie lada logistyczne zadanie..Dzień Wigilijny był w moim domu a dokładnie w domu moich dziadków dniem postnym,z tego wyjątku zostały wyłączone osoby chore i dzieci,reszta musiała się dzielnie trzymać.Pierwszą osobą która tego dnia wchodziła do domu musiał być mężczyzna,więc co roku znajdował się chętny w rodzinie który robił sobie taką wycieczke z domu do domu.Choinka rzecz jasna była ubierana wczesnym rankiem,nakrycie stołu na 24 osób graniczyło z cudem bo stól mógł pomieścić 12osób ale mieliśmy ogromną płytę którą w tym dniu kładliśmy na stól,każdy miał swoje "10cm"posadzenie leworęcznych i praworęcznych też należało do zadań trudniejszych,krzesła pożyczaliśmy od sąsiadów ile bylo z tego powodu śmiechu...karpia mordowała moja babcia w kuchni na stole narzędziem zbrodni była pałka od makutry.Pierogi miały swoje niespodzianki w jednym była chuteczka higieczniczna dla tego kto trafił na takiego pieroga oznaczało to cały rok zdrowia,drugą niespodzianką była moneta która oznaczała dostatek na kolejny rok... jednego wieczora znikały wszystkie pierogi.W mojej rodzinie było naprawdę bardzo biednie,nie było żadnych prezentów nawet dla dzieci,wiem że dziś sobie to trudno wyobrazić ale ja,moje rodzeństwo kuzynostwo tak wyrośliśmy,po kolacji było wspólne śpiewanie kolęd a kto dał radę obowiązkowo Pasterka.A potem przyszedł czas na sprzątanie po kolacji,umyciu naczyń wypolerowaniu srebrnych sztucćów mojej babci,ale przy chętnych rączkach szło to szybko i sprawnie.Dla mnie i mojej rodziny są to najpiękniejsze wspomnienia z domu dziadków,każdy kolejne pokolenie stara się by w jego domu tak wyglądała Wigilia choć staje się to coraz trudniejsze,do dziś dom dziadków a raczej już tylko dom babci jest miejscem gdzie można spotkać swoich kochanych bliskich gdzie wspomnienia zawsze bedą żywe.
A jak u Was wygladała,wygląda dziś ten dzień,opowiedzcie o tym przecież w każdym domu jest inaczej.
W moim domu rodzinnym nie było istotne kto pierwszy przekroczy próg domu czy pan czy pani,za to mój teść potrafi jechać z samego rana w wigilię do swojego syna(30 km w jedną stronę)mróz,śnieg i inne niedogodności nie mają znaczenia,aby był pierwszy mężczyzna w ich domu.
Oj tęsknię za takimi świętami. U nas teraz rodzina mała 4 osoby i już nie ma tego nastroju, tych tradycji, smutniej jakoś......ale też słyszałam o tym aby mężczyzna wchodził pierwszy do domu w Wigilię. Zabobon? Nie wiem ale cieszyłam się, jak tak się stało:)
Z tym wejściem do domu to u nas było inaczej. Mieszkam na wsi. Mieliśmy zwierzęta. Rodzice mówili, ze jak na Wigilię do domu wejdzie mężczyzna to będzie cielaczek, a jak kobieta to cielisia. Trudno więc powiedzieć kto był bardziej pożądany.
Witaj Kasiu, u nas tak jak u Ciebie w dzień Wigilii się pościło, zawsze mężczyzna wchodził pierwszy do domu i tak jest do dzisiaj. Choinkę u nas się ubierało dzień przed Wigilią lub rano w Wigilię, zawsze oprawiała ją moja babcia. Rozkładany był duży stół , babcia kładła sianko i dużą serwetę, na niej ustawiane były potrawy Wigilijne. Były smażone śledzie, ryba, uszka z barszczem, kluski z makiem , kompot z suszu i wiele innych potraw których nie jadło się przez cały rok.
Po kolacji wszyscy śpiewali kolędy , a przygrywał do nich na akordeonie brat mojej mamy, potem była wspólna Pasterka. To były piękne Święta, już nigdy takie nie będą, dlatego że nie ma z nami mojej ukochanej babci:(
Hehehe, z tym facetem pierwszym to chyba w całej Polsce przesąd taki jest))Moi rodzice z tzw centrali go kultywowli, wujowie spod Częstochowy i nawet mój Poznaniak też.))Śmieszny przesąd.Moi wujowie i dziadek latali od odmu do domu w wigilię rano , żeby byc pierwsi, heheheha jak jakas baba zapukała to się jej nie wpuszczało, hahahaha)))
U nas to samo...! Że niby facet pierwszy to przynosi szczęście... co za kraj ...! :D
a mnie Wigilia kojarzy się z nosem przylepionym do szyby w oczekiwaniu na św Mikołaja.nie wiem czemu, choc wygladałam cały wieczór i zawsze jakoś mi umykał))d odzis pamietam wspaniały prezent-grę pt "skaczące czapeczki" i pajacyka(hampelmana)).Raz mi nawet wmówili krasnoludki, i ja naprawde je zobaczyłam!)Fantazja dziecięca jednak nie zna granic.Z potraw najbardziej wtedy lubiłam kluski z makiem..I podżerane ukradkiem z choinki cukierki-tak, żeby papierek został jakby pełny)))I te pomarańcze kubańskie kwasne i zielone, ale jak one wtedy smakowały!!!!!!
Majoliko, to nie wyobraźnia a kluski z makiem sprawiły, że krasnalki ujrzałaś
W mojej rodzinie wigilie spedzano na wsi w domu moich dziadkow. Kobiety nie wpuszczano za prog w dniu wigilii czyli podobnie jak u was pierwszy musial wejsc chlop. Dwanascie potraw, dodatkowy talerzyk dla zblakanego wedrowca, kolacja rozpoczynala sie kiedy na niebie pojawila sie pierwsza gwiazdka. Pod obrusem siano a w sianie ukrywano pieniadze dla dzieci( nie wiem w jakim celu, to chyba byla jakas forma atrakcji ).Po kolacji prezenty, koledy i wychodzilam z kuzynkami (jak juz bylysmy podlotkami) przed dom i krzyczalysmy "hop hop z ktorej strony moj chlop"- chcac poznac strone swiata z ktorej bedzie pochodzil nasz maz .
Nigdy nie doczekalam polnocy zeby podsluchac jak zwierzeta mowia ludzkim glosem i zawsze balam sie Mikolaja, a przychodzil .....
acha, pamietam jeszcze oranzade, ktora kupowno tylko na swieta, taka w malych butelkach, koloru rozowego, pamietam ten smak i zawsze zamawiano w pobliskiej piekarni 20 bochenkow chleba
Oj Kochana!!! Długo tu opowiadać! Moja mama z Jugosławii, tato spod Radomia, tak więc połączenia dwóch kultur. Pierwszy mężczyzna musiał do domu przyjść- tak jest do dziś. Biały obrus i sianko pod nim. Dużo ludzi przy stole. Smakowite potrawy kuchni polskiej i jugosłowiańskiej. Śpiewanie kolęd przy pianinie, harmonijce, skrzypcach i klarnecie. Wspólna pasterka, a po niej spotykaliśmy się w moim rodzinnym domu i kto bardziej wytrwały- zasiadał do stołu, tato i dziadek przynosili świąteczne wyroby- kiełbasy, szynki i śliwowicę oczywiście i kolędowali do rana. To były czasy!!!!! My z mężem też staramy trzymać się tradycji i uczymy ich nasze dzieci. Boziu! Jakie to były cudne ŚWIĘTA!!! W tym roku ja robię wigilję na 10 osób i mam nadzieję, że jak co roku będzie fajnie i rodzinnie! Pozdrawiam wszystkich wspominających!!!
Jestem bardzo zawiedziona, założyłaś Kasiu taki piękny wątek, a tak mało osób się wypowiedziało:( Ja tak kocham Święta i różne z nich wspomnienia i chętnie bym poczytała , jakie to były Wigilie u innych:)
..wątek piękny ale większość z nas wpomina Wigilie z udziałem tych, których już niestety nie ma wśród nas...ja każdą Wigilię przygotowuje dokładnie tak jak robiła to moja śp Babcia, Babcia która była mi najdroższa na świecie, przekazała wiele życiowej wiedzy i mądrości, no i nauczyła gotować...no i co z tego że wszystko wyglada i smakuje tak jak Ona to robiła skoro Jej już przy stole nie ma...co roku czekam na święta, wszystko szykuję, a potem w Wigilię siedze przy stole i rycze jak bóbr...pisząc to tez się poryczałam....
Ja też beczę , jak wspominam moja babcię, no ale cóż , nic nie poradzimy, takie jest życie. Dobrze że chociaż sie powspomina, Wigilia jest dla mnie bardzo ważna i w tym dniu babci, brakuje mi najbardziej:(
A co to jest ta tradycja wigilijna?to są te kluski z makiem i karp?Ja myslę, że nie....To atmosfera, "agape", pokój, wybaczenie.Fajnie jest zjesc te kluski z makiem raz na rok, ale.....Wigilia to nie kluski z makiem!
PS.Pamietam Wigilie w czasie stanu wojennego.Moja mam az się popłakała, mało co było wtedy na stole.ale nie tylko u nas.U sąsiadów też.Ale była WIGILIA!Nawet światło wyłączyli, bo b yły wtedy wyłączenia prądu.To zeszliśmy ię z sąsiadami i po prostu śpiewaliśmy kolędy.Każdy przyniósł, co miał.Jedni śledzie, inni barzczyk, a jezcze inni uszka z grzybami.Przy świeczkach,baaardzo skromnie....ale to była jedna z najpiekniejszych Wigilii, które przezyłam.