Mam w domu od tego roku już dwie studentki i studenta (chłopak córki). Właśnie zamierzam przygotować się do szykowania im prowiantu na stancje. W ubiegłym roku skupiłam się na mrożonkach - od mięś, przez kluski, zupy... Teraz problem jest taki, że na rzie w pokoju nie będą mieć zamrażarki więc muszę ograniczyć się do słoików. Proszę o przepisy - co mogę zrobić dzieciaczkom do jedzenia w słoiki.
Witam w klubie "prowiantowych" mamusiek.Oj,przez ile lat to przerabiałam...
Wracając do Twojego pytania,wekować możesz właściwie wiekszosć potraw,nie musisz stosować żadnych wymyślnych przepisów.Praktycznie każdą zupę,mieso,bigos,gulasz,fasolkę po bretońsku.Polecałabym kiełbasę "słoikową".Wystarczy mielone mięso dobrze doprawić i zapasteryzować w słoikach.podobnie mięso "gulaszowe".Możesz wcześniej je poddusić,a mozesz dać od razu do słoika i długo pasteryzować-najlepiej w piekarniku.Udusi się w "trakcie".Tylko jedna "żelazna" zasada,której,jak zauważyłam,nie wszyscy przestrzegają.Trzeba porządnie pasteryzowac,mięsa czy wysokobiałkowe roślinne "konserwy" długo,najlepiej trzykrotnie,w odstepach dobowych.Na użytek szybki,domowy,może i raz wystarczy,jeśli słoik stoi w lodówce i szybko zostanie zużyty.Jeśli natomiast musi podrózować i będzie stał w temperaturze pokojowej,no cóż,minimum dwukrotnie.
Oj dzięki, widzę, że studenci będą mnie kosztować.... Zastanawiam się czy taniej mnie nie wyjdzie kupić mały zamrażarnik dzieciom!!! Koszt gazu i prądu mnie zeźre
albo dać pieniądze by kupowali sobie obiady na stołówce.
Ja to chyba jestem wyrodna. Ale nie widzę potrzeby stać w kuchni i dorosłym dzieciom szykowac gotowe obiadki. Kiedyś owszem, ale to było w czasach, kiedy na półkach nic nie było, więc mamy robiły wtedy zapasy.Ale teraz?
Jest taka mnogość róznych tanich obiadów na kieszen studenta, do tego w sklepach wybór produktów i półproduktów, że naprawdę można z tego skorzystać.
Wiem co piszę, moja córka dwa lata temu skończyła studia, teraz tylko podyplomowe, ale z domu owszem zabierała pierogi lub dania , które wspólnie zrobiłyśmy w czasie jej pobytu w domu.
Oj,ja musiałam,choćby dlatego,ze kasy nie było za wiele,W domu zawsze coś upichciłam i wiedziałam,że coś tam będa miały.W dodatku starsza miała kiedyś problemy z zołądkiem i nie wszystko mogła jeść.
Ja miałam to szczęście, że moja córka mieszkała na pierwszym i drugim roku z koleżanką, która chyba urodziła się w kuchni . Ona gotowała , moja córka piekła. Pierogi tez robiły - na blacie kuchennym, a wałkowały butelką.
Pieniądze ważne, ale jak dobrze poszukać, to naprawdę można znaleźć opcję na każdą kieszeń, ale raczej nie dla osób z problemem żołądkowym. Tu , nie byłabym taka odważna.
To ja też jestem wyrodna ;) Onego czasu robiłam masę różnych weków i dawałam synowi na studia. Mądry chłopak wstawiał to albo do spiżarni albo do lodówki. I te zapasy potrafiły tam kwitnąć nawet cały rok akademicki. A że to moje dziecię zjeżdżało do domu rzadko, to nie miałam możliwości kontrolowania co już zjadł a czego by ewentualnie potrzebował. Okazało się, że On jadał tak jak mu było wygodniej. Jadł na uniwerku, na stołówce, bądź kupował półprodukty i robił jedzenie sam. A moje słoiczki jak stały, tak stały.. Wyleczyłam się z robienia zapasów dla niego. I każde z nas było szczęśliwe. Ja-bo nie kombinowałam z tymi słoiczkami, On- bo jadał wg swojego widzimisię ;).
A ja chyba też będę wyrodną matką bo podzielam Twoje zdanie :)
Poprzedniczki prawdę piszą - jest tyle produktów w sklepach , że studenci spokojnie dają radę coś przygotować a poza tym dzieciakom trzeba dać dorosnąć i umiejętnie odcinać przysłowiową pepowinę. Na 1 i 2 roku przygotowywałam coś do zabrania a na dalszych latach to tak więcej na czas sesji.
Kochane - macie racje. Jedna moja córka studiuje już trzy lata druga zaczyna. Nie jesteście wyrodne, bo ja również nie przeginam. Raz na jakiś czas daje mięso mielone, piersi z kurczaka, lub gotowe mielone, kotlety czy gołąbki. Zawsze robiłam tak, że jak szykowałam obiad dla domowników, to robiłam więcej i reszta - to słoika i zamrażarka. Tak samo z mięskiem - zostało - dla studenta. Po prostu byłam ciekawa jak Wy ten probelm rozwiązujecie. Ale ciesze się, że również nie szalejecie i mogę spać spokojnie. Uszykować cos tam na początek i już. Zreszta prawda jest też taka, że później oni szykują sobie to co lubieją a nie to co mamusia da. Inne godziny jedzenia inny sposób pzygotowania, inne produkty. Tak czasem myśle, że to nasze dawanie obiadków to chęć utrzymania dziećka przy sobie. No i cały wątek szlak trafił.....
Wychodzę z założenia, że moja studentka nóżki ma i moze iść do biedronki czy innego sklepu i zrobić zakupy. Rączki też ma i moze sobie jedzenie zrobić. W koncu ugotowanie makaronu czy ryżu i podsmażenie mrożonych warzyw z mięsem czy rybą nie jest aż tak trudne. Owszem jak mi z niedzielnego obiadu zostanie kawałek pieczeni czy ciasta to zapakuję "dzieciątku" na poniedziałkowy obiad. Zdarzyło się, że usmażyłam na ten obiad placki ziemniaczane czy nalesniki, ale bez szaleństw.
A ja tak sobie myślę .. Moja Droga .. zamiast bawić sie w '' Przetwornice '' towarzystwo studenckiemu wskazać kierunek : PRACA ! .. Za własnoręcznie wypracowane złotówki może brać studencka stołować się w domowym barze mlecznym czy studenckim za niewygórowaną kasę ..)
Nawet jeśli pracują czy dorabiają nie wszystko musi byc wydane na szmatki , kosmetyki czy pomoce naukowe ..
Korzyść obopólna .. Ty masz wiecej czasu dla siebie a młodzi uczą się zaradności i gospodarności zamiast otwierać '' maminego'' twista .. :))
Kochana .. '' cuś '' tak czuje , że i Tobie studenciak urodzi się ... jakby co spróbuj iść '' tą drogą ''
Święte słowa, popieram w 100% i nikt się z nich śmiał nie będzie i nazywał słoikami, jak to teraz w modzie:)))
Megi65 na Ministra Edukacjii!!!! Powiem wam kobietki, że miło czasem takie słowa usłyszeć, bo zawsze mi się wydaje, że trzeba, że dzieciom się należy, a gdzieś w głębi duszy (ty teraz byłaś takim sumieniem) myślę tak jak ty, bo przecież zobacz - teraz moje studenciki mają wolne, bąki zbijają w domu, mogłyby co dzień coś sobie przygotować. Prawda? i tak jak w połowie września wyjeżdżają to miałyby zapasy w naszej zamrazarce na pół roku. Tylko dojeżdżać i zabierać na bieżąco, anie nie one nawet nie pomyślą!!! Tylko głupia matka już się martwi, a potem dostanie kilka opryskliwych słów jak coś będzie nie po myśli "dzieci".
Ja Cię rozumiem. Jak masz jakieś przetwory to fajnie jak dasz kilka słoików. Ja studiowałam dziennie i czasem cały dzień był wypełniony zajęciami i ciężko było wyskoczyć gdzieś żeby zjeść coś ciepłego. Jakaś sałatka lub dżem to dobry pomysł :) Moje koleżanki miały też np. leczo w słoikach.