Założyłam ten wątek bo ,w okresie przedświątecznym kumulują się te wszystkie przepowiednie.
Niektórzy twierdzą że jak się włoży sianko pod obrus w czasie Wigilii to przynosi pieniądze inni, że łuska karpia, która potem wkłada się do portfela itd. Wiecie o co mi chodzi nie tylko w czasie świąt kierujemy się takimi przepowiedniami. Czy macie takie przepowiednie i kierujecie się nimi w swoim życiu?
Mnie ostatnio spotkało coś takiego.
Umówiłam się, że w pierwszy dzień Nowego Roku przyjdę do teściowej na obiad. I jakoś dziwnie teściowa zaczęła twierdzić, że ona mi ten obiad przyniesie, bo niby ślisko itd. Zdziwiłam się, ale z racji wieku teściowej i po latach doświadczeń z tolerowaniem jej rożnych dziwactw mniejszych i większych stwierdziłam, że dobrze. Niech niesie ten obiad, a co mi tam ,nie dość, że ugotują to jeszcze z dostawą do domu :)
Teściowa przyszła z wspomnianym obiadem i wręczyłam każdemu domownikowi naszego domu drobną sumę pieniędzy. Oświadczyła, że to pieniądze powinny przyjść do domy, a nie odwrotnie.I dlatego nie chciała żebyśmy to my do nich przyszli. Oczy wywaliłam w słup, no ale dobrze babcia mówi to z racji wieku i szacunku do starszych trzeba babci słuchać. Było to bardzo miłe, nie powiem, tym bardzie, że zaskoczyła nas jak cholera. No, ale dalej, co następuje. Drugi dzień Nowego Roku, a mój stary ( kochany najukochańszy) wysłany po kapustę białą słodką, którą mi poradziłyście w innym wątku. Znalazł na ulicy 100 zł - No i jak tu nie wierzyć w babcine przepowiednie:)
Wiele lat temu w czasie zabawy sylwestrowej jakaś dziewczyna, obcasem wbiła się w moją stopę. Co się działo później wiadomo. Leżałam z nogą w gipsie w domu. Mąż pojechał do teściów odebrać synka. Teść skomentował to krótko. Jaki Nowy Rok, taki cały rok. I miał rację. Najpierw zapalenie wyrostka, potem zapalenie płuc i co chwilę coś . Teraz co roku w Nowy Rok staram się coś robić, więc i rok mija pracowicie:)
Nie wierze w przepowiednie, gusla ani zabobony. :)
Ja też nie wierzę w przepowiednie, ale w ramach wesołości powiem wam, że moi rodzice z wujami mieli taki zwyczaj wigilijny, to jakiś przesąd był. ale traktowali to z przymrużeniem oka)) W Wigilię pierwszy do domu powinien przyjść mężczyzna, nie kobieta! Bo kasa ucieknie)) To w wigilię z samego rana grzal do nas wujo, a potem z ojcem szli do nich. Kiedyś rano przyszła sąsiadka))) Ojciec jej nie wpuścił))))))))Rżelismy, jak konie z tego. A tato gadał z sąsiadką przez drzwi)))
Ja słyszałam niedawno, że jak mężczyzna pierwszy przyjdzie to na szczęście a jak kobieta to pech przynosi.
Znam to....ale do mnie i tak od kilku lat rano przychodzi sasiadka z życzeniami i jakimś drobiazgiem dla Młodej. No nijak nie wypada gadac z nią przez drzwi i kazać zostawiać podarunku na wycieraczce :D
Bzdury.Nie przekazuję ich dzieciom.Eliminuję z życia wszelkie zabobony.
Też o tej przepowiedni słyszałam :)
Kolejnym zabobonem czy tam przepowiednią, którą zdarzyło mi się słyszeć w życiu było to, że w czasie pogrzebu nie można zapalić znicza. Bo z rodziny, która zapaliła znicz ktoś odejdzie z tego świata.
To już napewno nieprawda. Tak sobie przypominam że trzy lata temu zapaliłam znicz na pogrzebie i do tej pory dzięki Bogu nikt bliski nie odszedł. Moja teściowa (ma prawie 90 lat) opowiada jak jej ojciec po wieczerzy wigilijnej obwiązywał drzewa owocowe słomą żyby dobrze owocowały, temu też służyło zakopywanie pod drzewami skorupek z jajek wielkanocnych. Czy to działało? Raczej nie,było jak miało być a tradycja nie przetrwała.
O przybyciu mężczyzny, jako goscia w dzień wiglijny to wiemy. Łuska i moneta pod talerzykiem przynosi szczęście i dobrobyt . To akurat jest miłe i o tym pamiętamy. Ale dowiedziałam się niedawno i uśmiałam do łez, ze w wigilię należy wstać wcześnie rano i umyć twarz lodowatą wodą i ...monetami. I to przynosi dobrobyt na cały rok. Tego na pewno nie będę robiła.
Przypomniał mi się taki wierszyk- PIĄTEK 13- EGO
Czarny kocur przeciął drogę,
sól się sypie na podłogę,
lustro pękło w drobny mak.
Te symbole- to zły znak.
- O la Boga!-babcia krzyczy
- wszyscy prędko do piwnicy,
dzisiaj piątek trzynastego,
więc nie kuśmy losu złego.
Dla złodziei to był raj,
drzwi otwarte, w to im graj.
Bez pośpiechu, po cichutku
narobili szkód w dobytku.
Tak się płaci za głupotę,
próżno łzy wylewać potem.
O rozsądek bardzo proszę,
od ciemnoty chroń nas Boże.
Hahaha, dobre! ale wiesz, ludzie, jak w Andrzejki, nikt nie wierzy w to przecież, ale pożartować można, nie? Wujo z ojcem w Wigilię ganiali nie dlatego, że w gusła wierzyli, ale dla śmiechu) Fajny pretekst dla żartów, i spotkania)
W roku 2009 włożyłam łuskę do portfela- czerwonego łuskę od karpia i tak okradziono mnie 2 razy
Hm :/ więc jaki z tego wniosek:
Nie wkładaj łuski do z portfela czerwonego tylko zjadaj karpia swego :P
Odnośnie portfeli to ostatnio przed świętami wybierając ślubnemu portfel na prezent jedna z Pań mi powiedziała, żebym nie wybierała Broń Boże czarnego bo kasa z czarnego wylatuje, a tu się okazuje, że z czerwonego. Coś w tym jest bo ja też mam czerwony i nie wiadomo czemu jak pójdę robić zakupy, szczególnie na weekend to kasy w nim ni ma :/
Z tego wniosek, że kasa w nim była, a o okradaniu nic w przepowiedni nie ma.
Z tego wniosek, że lepiej, żeby mydło nie upadało.
A moi rodzice to mówili zawsze- kto wierzy w gusła, temu doopa uschła)) Ale jak kot czarny drogę przebiegł to szli inną drogą)) Ja też zawróce i pójdę naokoło, jak mi czarny kot drogę przeleci)))
Kiedy byłam dzieckiem moja mama, tak robiła. Jak miałam z 7 lat szłam do szkoły, nie nauczyłam się wiersza na pamięć. Moje myśli krążyły wokół tego, że dostanę, wtedy jeszcze, dwójkę. No i co... czarny kot do tego przebiegł mi drogę. Za nim nauczycielka w szkole doszła do mnie z odpytywaniem już byłam nauczona wiersza na 5. Od tamtej pory w to nie wierze, a czarny kot przynosi mi szczęście i dlatego takiego też posiadam w domu.
Jak pracowałam w biurze to musiałam czasem iść do drugiego budynku. Między budynkami czyhał na mnie czarny kot. Był tak szkolony, że czekał i darł się do mnie bym pierwsza przeszła niż on:D
Chciał przejść na drugą stronę. Jak mnie zobaczył to zatrzymał się. Czekał aż się zbliżę. Patrzył na mnie i mówił: miaaaaaaau. Dopiero jak przeszłam to kot też przeszedł. Pewnie myślał, że jak przejdzie przed człowiekiem to będzie miał pecha. Tak jak w jednym kawale "Jedna jaskółka mówi do drugiej jaskółki: będzie dzisiaj padać. Druga pyta skąd wiesz? Pierwsza odpowiada bo ludzie na nas patrzą."
Od dawna stosuję żel pod prysznic...tak na wszelki wypadek
A ja tam wierzę w koty, gusła, przepowiednie a przede wszystkim w sny.......... Mam wrażenie,że potem to co mi się śniło to się sprawdza. Kiedyś przyśniły mi się 4 liczby w lotka no i były tylko szkoda,że to było 4 z 10.....
Najgorsze jest to,że mąż mówi do mnie iż jestem jak Kassandra zawsze przepowiadam co złe i to się sprawdza. Ale czasami coś wynika z logiki jak pchasz się pod samochód to raczej Cię przejedzie.
Nie miałam łuski w portfelu - nie miałam pieniędzy a potem miałam nawet aż 3 łuski, słonika portfelowego - pieniądze straciłam. Nie było sianka pod obrusem, potem sianko było - a kasy jak brak to brak......ale i tak wierzę.
NIE wierzę w przepowiednie, wróżby ni sny, czarnego kota podkupiłam łakociami, ale rano wstaję z łóżka prawą nogą - tak na dobry początek. Czy to rzeczywiście ma jakieś znaczenie, pewnie nie, ale nie będę na starość zmieniać przyzwyczajeń i eksperymentować startując z lewej ... A tak swoją drogą warto mieć rytuały/talizmany poprawiające nastrój, dodające otuchy nawet gdy są trochę dziwne lub śmieszne.
Złośliwe straszaki, wpajane nam od maleńkości, staram się wymazywać z pamięci i rugować z życia (nie będzie przecież stara baba bać się rozsypanej soli czy potłuczonego lustra, mamy przecież XXI-szy wiek - już lepiej żeby mydło spadło z hukiem, tylko oby brodzik nie pękł...).
Też nie wierzę w te rzeczy, oprócz jednego.... snów mojej najstarszej córki. Ona jak ta wróżka przepowie kiedy w szkole ją zapytają, kiedy autobus się zepsuje i kiedy ktoś zachoruje lub umrze. Nie wierzyłam w to aż do czasu, kiedy zadzwoniła z kolonii i zapytała, czy siostra mojej babci żyje, bo jej się śniło, że była u niej na pogrzebie, a po pół godzinie dowiedzieliśmy się, że ciocia<bo tak ją nazywaliśmy> właśnie kona. I co wy na to?
Mam to samo,rzadko cos snie...........ale zawsze jakies tragiczne wydarzenia.
Mam tak samo jak Twoja córka, po 40 latach można się do tego przyzwyczaić.
W zabobony żadne nie wierzę,za to w niektóre sny tak. Nie powiem,kiedyś mnie one nawet fascynowały.Lubiłam słuchać jak ktoś opowiadał o różnych przestrogach,tylko jak się to miało w życiu? Raczej zupełnie na odwrót.Mama mojej klasowej koleżanki,''zaboboniara''straszna.Zanim wydała córkę za mąż,musiała ją''odpowiednio''przygotować.Najpierw pochowała wszystkie krucyfiksy,żeby czasem jej krzyża na drogę nie dać przy błogosławieństwie.W zamian za to,nakładła plik banknotów do staniczka i musiała tak z nimi chodzić przez całe wesele,żeby bogata była! Potem dobrała odpowiednią biżuterię,aby nie było żadnych pereł,bo będzie płakać całe życie.Podczas przygotowań weselnych nie mogła nic pomóc,bo będzie harować jak wół.Rękawy od sukni musiały być długie,bo jak nie,to krótkie życie.Do gości na powitanie nie mogła wyjść w welonie,bo się rozpadnie jej małżeństwo.Dopilnowała także,aby pieniądze,które goście sypali na szczęście,wylądowały w jej torebce,a nie w kieszeni męża,bo inaczej to mąż będzie trzymał kasę,a ona nie będzie miała nic do powiedzenia...broń Boże,żeby świeca któregoś ze ślubujących zgasła,bo to by oznaczało pewną śmierć jednego z nich bardzo szybko..itp itd. Jak to się miało do życia mojej koleżanki? Mąż trzymał swoją kasę.Musiała iść do pracy i to ciężkiej,by zarobić na siebie-pracuje w zakładzie mięsnym na rozdzielni.A miała być w domu z dzieckiem.. Po kilku latach jej małżeństwo rozpadło się z wielkim hukiem,w dodatku poważnie zachorowała.Córkę pomogli wychować rodzice,a ile łez po drodze...no morał z tego taki-pozwólmy kotu przebiec drogę,słoń niech ma trąbę w dół,a Krzyż niech wisi nad drzwiami...
He, dobre sobie. W życiu nie słyszałam o takich przesądach! Ciekawe co jej mamusia teraz mówi?!
He, dobre sobie. W życiu nie słyszałam o takich przesądach! Ciekawe co jej
mamusia teraz mówi?!
To bardzo smutne. Współczuję Ci. Obyś nie miała już takich snów!
To bardzo smutne. Współczuję Ci. Obyś nie miała już takich
snów!
Ja jestem agnostyczką. Ale wiedzę teologiczną, teoretyczną mam. Wg wiary katolickiej wiara w sny nie jest przesądem. Rozmawiałam o tym z księżmi nawet. Potwierdzili. Sny były w historii chrześcijaństwa wielokrotnie znakiem od Boga- patrz np św Józef i sen przed ucieczką do Egiptu. Ja- agnostyczka, kilka razy w zyciu doświadczyłam stanu "pomiędzy dniem, a snem" Nie jestem pewna czy to był sen. Widziałam wtedy, ba nawet rozmawiałam ze zmarłymi, bliskimi. Do dziś zastanawiam się, czy to był sen? Czy we snie czuje się dotyk i zapach i słyszy jednoczesnie odgłosy zza okna? Nie wiem.Ale to pamiętam.
No nie wiem, to pewnie zbieg okoliczności jednak...