Na pewno te rudzielce, bo któżby inny?!
Mam zasadzone dwa drzewa orzechowe. Jedno w ogrodzie, drugie poza nim. W kooooońcu zaczęły rodzić. Oba drzewa do niedawna były wprost oblepione orzechami. Ale się cieszyłam :) Wczoraj patrzę a na jednym z nich ani jednego orzecha. Oblazłam całe dookoła, patrzę w dół - nie ma śladu, żeby ktoś chodził (czyli dwunożnego złodzieja wykluczam), patrzę w górę i widzę rudą wiewiórkę. Śliczna cholerka była :) ale cóż z tego, że śliczna, kiedy nienażarta! Nieopodal leszczyn kilka rośnie i też na nich orzechów nie uświadczysz, ale o to się nie czepiam, bo se wiewióry same je zasadziły (co prawda na moim terenie i bez pytania mnie o zgodę, ale to pikuś ;)
Reasumując: na święta swoich orzechów nie będę miała, bo orzechy z drugiego drzewa konsumuję na bieżąco ;) ale z drugiej strony cieszy mnie bliskie sąsiedztwo dzikiej przyrody :):)
P.S. mam nadzieję, że mi to dzikie towarzystwo z czasem bokiem nie wyjdzie :)
Wiewiórka też stworzenie, żyć musi. Ona nie ma innej możliwości przeżycia, Ty owszem. Więc popatrz na to okiem "większego brata", i daj im żyć. Podejrzewam, że gdybyś w swoim ogrodzie w zimie znalazła zamarzniętą wiewiórkę, to powiedziałabyś: jakie biedactwo, zamarzło.
no przeciez RN tak patrzy - z sympatia.. nie uwazasz?
a tam zaraz mnie o sympatię podejrzewasz, a to ledwie łaskawa tolerancja z mej strony ;)
... jasne, jasne .... pewnie powiedziałabym: "biedactwo" ... ale po chwili zastanowienia dodałabym: "odhowam i na futerko! za moje orzechy! karamba! ;))
Toż Tobie potrzebne stado wiewiórek !
No tak, trzeba się dzielić z przyrodą darami natury, w dodatku własnymi "ręcami" posadzonymi :)
Do wiewiórek miałam stosunek obojętny, do momentu, gdy zaczęłam obserwować ich cudne skoki po drzewach na mojej mikroskopijnej leśnej działeczce. Ależ te skubańce potrafią fruwać.
Potem doszło wczesnowiosenne karmienie wiewiórek w Warszawskich Łazienkach - ich małe łapki na sekundę dotykające palców człowieka i ząbki porywające orzechowe drobinki wprost z otwartej dłoni. Miłe uczucie.
Orzechów szkoda, ale wiewiórek też troszkę.
Swoją drogą, ciekawe, jak one sobie radzą z rozłupywaniem skorupek.
Nie wiem jak sobie radzą z rozłupywaniem skorupek, ale wiem jedno: napracowały się porządnie! ... bo żeby całe drzewo obrać, to nie lada wyczyn. Na ziemi pod drzewem ani jeden orzech nie leżał. Ciekawe gdzie one to schowały wszystko?
P.S. A mordki to też muszą umieć porządnie rozdziawić, bo nie wiem jakby to mogły przetransportować inaczej jak nie w zębach. Plecaków chyba nie mają, a do torbaczy o ile sobie przypominam, to też nie należą ;) Szkoda, że nie miałam okazji widzieć ich w akcji.
RN wez pod uwage :-) bo bedzie ze kowal zawinil a cygana powiesili
biorę wszystkie za i przeciw i jakby nie patrzeć i tak wychodzi na wiewióry ;)
Użytkownik Ala06 napisał w wiadomości:
> Orzechy kradna tez wrony i kruki
no to jakieś cicho-ciemne muszą być albo w czapkach-niewidkach latają, bo ich w okolicy nie widać, za to dużo drapieżnego ptactwa fruwa po moim niebie ;)
U mojej babci też rosną dwa orzechy na działce,ale nie wiedziałam że ptaki są takie mądre,wrona złapała orzecha! poleciała na dach domu babci sąsiada ,jego budynek jest piętrowy,wrzuciła orzecha do rynny,orzech spadł na dół,spadając rozbił się na dole o beton ,wrona sfrunęła złapała rozbitego orzecha i dyla.
Żebym tego nie zobaczyła na własne oczy, w życiu bym nie uwierzyła,potem często tak robiły i było ich więcej:)
No mnie też jakoś ciężko w to uwierzyć ;)
o wrony i kruki sa bardzo madre a le ta to naprawde spryciara. Kurcze czasem mi sie wydaje ze nie doceniamy zwierzat...
W Warszawie widziałem kilka razy jak wrony rozbijają orzechy o asfalt. Niczym bombowce zrzucają orzech z dużej wysokości.
Sprawdź może masz już wszystko na strych zaniesione lub do jakiejś spirzarni:D
Po konsultacji z moim mężem jestem w kropce.
Mąż stwierdził, że żeby tyle orzechów wynieść, to musiały by to być wiewióry-mutanty. Tym bardziej, że obrane jest drzewo poza ogrodzeniem a w ogrodzie to drzewo jest nie ruszone (nie licząc oczywiście mojego obżarstwa). Nie można mu odmówić logiki (o dziwo!).
Wyszło na to, że ktoś nas naszedł (bo najechać nie miał jak, bo wokół same chaszcze nieprzebyte, wysoka trawa, tudzież gęsty las).
Kurde... kto se taką odwagę zrobił? Tym bardziej, że mamy psa obronnego (prawie szkocki collie), który biega po posesji non stop. Co prawda pies w nocy śpi z nami w domu, ale w nocy na orzechy przecież żaden złodziej nie chodzi, bo nie świecą.
Hmm ... no to mam orzech do zgryzienia.
Może ten tajemniczy ktoś będzie miał chrapkę ogołocić z orzechów też to drugie drzewo? Jeśli tak, to może zrobić zasadzkę i złapać złodzieja na gorącym uczynku?
No nie żartuj! Żeby aż taki bezczelny był?! Gore!
P.S. muszę poszukać w necie stronki coś a'la "zasadzki na kradziejów orzechów.pl" ;)
Kto wie? Niektórzy ludzie są bezczelni, a i niektóre zwierzęta też.
Przypomniała mi się taka historia. Znajomym do tego stopnia udało się oswoić wiewiórkę, że przychodziła regularnie na ich parapet po jedzonko które jej tam zostawiali, a nawet jak okno było otwarte na oścież to wchodziła do mieszkania. No i któregoś dnia po powrocie z pracy (okno zostawili otwarte) zastali swoje łóżko w totalnym nieładzie, a na dodatek na pościeli znaleźli wiewiórcze odchody!
Powiedz sama, czy to nie szczyt bezczelności? :)
O kurcze!
Ot pomysłowe bestie! Zachciało im się bara bara w pościeli?? Bo chyba jedna wiewiórka tyle szkody by nie zrobiła
Sprowadziła sobie znajomych i zrobili imprezkę :)
Żarcie było, wolna chata też :)
Coś w tej zwierzęcej bezczelności jest. Znajomomym wszystkie róże koło domu obgryzają ... sarenki. I nic to, że znajomi dają im inne frykasy, podkarmiają siankiem. One zasmakowały w różach. Podchodzą pod same okna i obżerają pnące różyczki do cna. Poczekały aby się różyczki rozkrzewiły, podrosły i jak już, już myślisz, że tym razem domek będzie pieknie ukwiecony rano spostrzegasz, że zostały same kikutki. Przychodzą również jeże i zaglądają co noc do miski psa. Jeśli, nie daj boże, zapomnisz wsypać im coś do jedzenia, włażą do miski i tak hałasują, że trzeba wstać (dzieje się tak ok. północy) i wrzucić im żarełko. Na szczęście zwierzaki potrafią się odwdzięczyć swoim wdziekiem, spojrzeniem, pięknem.
Jak byłam w ciąży i miałam już duży brzuch wziełam się za zbiranie orzechów pod drzewem. Nie wziełam wiaderka tylko wszytko pozbierałam na kupkę. Było mi bardzo ciężko. Potem miałam powiedzieć mężowi by pozbierał do wiaderka i schował. Jednak o tym zapomniałam. Po kilku dniach przypomniałam sobie ale orzechów już nie było. Były tylko dzieci sąsiada, które zbierały moje orzechy. Pochwaliły się, że raz był a duza kupka zrobiona i sobie wzieły. Ni e robiłam awantury tylko zwróciłam im uwagę, że bez pytania nie wolno nic czyjegos brać. Teraz nie mam juz na podwórzu żadnego orzecha. Wszystkie z mężem wycielismy tylko w polu jaieś rosną. W tamtym roku podobno inny sąsiad się nimi uraczył bez pytania. 2 lata temu tak dużo pozbieraliśmy, a ja nie używam orzechów. Wyleżały się na strychu i postanowiłam się ich pozbyć. Dałam dwóm siostrom mojego męża na placki. Były zachwycone. Szczególnie jednak, któta piecze placki na zamówienie. Nie miała już starych a nowych przynajmniej na początku nie musiała suszyć.
:) super opowiesci...:)
dawno się tak nie uśmiałam..hihi..
Ty się nie śmiej, żeby przypadkiem kiedyś jakieś wiewiórki nie zapukały do Twych drzwi ..