Czytając wątek Tineczki tak się zastanawiam czy tak faktycznie każde słodkie jest złe?? Oglądałam w naszej wspaniałej nie zawsze mądrej tv że nie każde słodkie jest dobre ale też nie każde jest złe. Ja jestem typowym łakomczuchem i bardzo lubię ciastka ale staram się ograniczać i dlatego daje sobie porcję dziennie małą porcyjkę np przed spacerem. Tak samo daje dzieciom, widziałam jak córka koleżanki, jedząca słodycze raz w tygodniu rzucała się na słodkie i stwierdzam że to nie jest dobre rozwiązanie.
Ale oczywiście ilość mała, raczej dla skosztowania i posmakowania. No i tu jest najważniejsze jest słodkie i słodkie nie sztuczne lizaki, batoniki pełne chemii ale ciasteczka owsiane czy herbatniczki dla dzieci.
Czytałam o lodach też nie są takie złe jak się przyjeło o nich mówić.
Osobiście nie jestem przeciwniczką słodkości. Uważam, że wszystko powinniśmy jeść z umiarem. Świat bez słodyczy byłby...mało słodki :) Lubię pieczone w domu ciasta i bitą śmietanę. Słodycze wyrabiane w domu są wiele zdrowsze niż te kupne, które zawierają ulepszacze i konserwanty.
Lubie gorzka czekolade i mnostwo innych slodkich rzeczy.Moje dzieci jedza codziennie jeden slodycz (do podwieczorku, badz tez po obiedzie)Staram sie kupowac slodycze, ktore oprocz szkod maja pozytywne dzilanie np zelki czy slodycze slodzone fruktoza..
acha zapomnialam napisac,ze moje dzieciaki uwielbiaja suszone owoce i orzechy, dosc czesto udaje mi sie ich oszukac czyms takim zamiast slodkosci
wszystko co słodkie psuje zęby nie ma znaczenia czy to żelek czy czekolada. Dodam wszystko co jemy psuje zęby również. Dlatego jak specjaliści zalecaja po każdym posiłku trzeba myć zęby i wpajać to w swoje pociechy. U mnie dzieci jedzą słodycze gdzieś raz w tygodniu i nie rzucają się na nie jak wygłodniałe dzieci. Zamiast słodyczy kisiel z owocami. owoce. Lody z musów owocowych. Słodzone naturalnym miodem. Na przekąske dobre są tez chrupki kukurydziane, prażynki ziemniaczane, paluszki, popcorn. Ktoś napisał tutaj że dzieci niechętnie jedzą owoce ja jestem bardzo zdziwiona bo o takim dziecku nie słyszałam. O tym że dzieci nie lubią jeść warzyw to i owszem. Trudno mi sobie wyobrazić że dziecko nie lubi dojrzałej morel, brzoskwini truskawek czy malin. Nawyki żywieniowe trzeba w dzieciach wpajać od małego. Wszystko jest dla ludzi życie mamy tylko jedno i moim zdaniem nie ma potrzeby ( jesli ktoś nie ma wytycznych od lekarza) rezygnować z takich przyjemności. Nanależy robic to jednak z umiarem. :):) U mnie w domu nie piecze się ciast co niedziela. Jesli piekę to małą blachę tak aby nie objadać się nepotrzebnie. Nie robię też prolemu jak dzieci chcą słodycza więcej niż raz w tygodniu. Prosze bardzo tylko myjemy "po" zęby. :):) Ogólnie mam taką zasadę której dzieci się nauczyły. W moim domu nie jada sie ciasta drożdżowego ani bułek drożdżowych na śniadanie. Nie jada się słodyczy przed obiadem. Coś słodkiego można dostać po obiedzie , najpóżniej do godziny przed kolacją. Wszystko w jakiś zdrowych ilościach a nie paczka cukierków na raz. Teraz kiedy są już soczyste owoce to raczej słodyczy w domu nie ma . Sama podsuwam dzieciakom soczyste winogrna, brzoskwinie. Razem robimy salatki owocowe. Bez dodatkow bitej smietany. Ja nie uważam aby jedzienie słodyczy w ograniczonych ilosciach przyczyniało się do powstania cukrzycy. Nadmiar jedzenia przyczynia się do powstania otyłości a ta z koleji do powstania cukrzycy.
Mogę u Ciebie zamieszkać z Mlodym??? nauczymy się razem od Was, jak zdrowo dysponować słodkim ;p
ja się staram w ogóle do domu słodkiego nie kupować.. Czasem zrobię jakieś ciasto (głównie dla Najdroższego, który słodyczy prawie wcale nie jada..ale raz na jakiś czas ma ochotę na czekoladową ekstazę albo na ciasto marchewkowe np..).. Słodkich napojów też nie kupuję prawie wcale.. Pijamy głównie wodę...
Ale jak już coś w domu jest- to Młody dosłownie jak torpeda- ani się nie zorientujemy że tak w zasadzie, to już tego czegoś nie ma... Nikt nie wie kiedy on to wszystko wymiata.. Słodka dziurka z niego jest.. wrr.. Dlatego słodkiego nie kupuję. A jeśli już, to rzadko...
Aga zacznij po słodkim gonić go do umycia zębów zobaczysz, że tak często po nie nie będzie sięgał :):)
Ja jakbym kupiła cukierki to wszystko by znikneło, nawet nie wiem kiedy. Dlatego jak kupuje to wkładam na najwyższa półkę i wydzielam. Czasem np usłysze że jestem niedobra bo nie dam im cukierka ale ja im przytakuje tak jestem niedobra dbam o wasze zęby i uwalniam Was od wielkiej przjemności siedzenia w gabinecie dentystycznym i wiercenu zębów. Dzieci miały leczone zęby i wiedzą, że to nie jest przyjemne.
Wszystkie dzieci przepadają za słodkim i gdyby nie nasze czujne oko to pewnie nie jadły by nic innego :):):)
Moje dzieci uwielbiają myć zęby i chodzić do dentysty:D
No widzisz a m0oje dzieci z owoców jedza jabłka i banany. Podsuwałam im w tym roku truskawki i nic słodkich malin też nie chciały jeść. I znam wiele dzieci, kt oprócz banana i jabłka nie jedzą innych owoców. A w cieście ucieranym zjedzą śliwkę. To ja pisałam że dzieci nie lubią jeść owoców. Oczywiście nie wszystkie.
Ale tak zapytam czy lody z musem to nie słodycz, kisiel z owocami. To wszystko dla mnie są slodycze. Co do cukierków nie kupuje więcej niż 20 dkg ale z tego jedzą 2 dzieci i jeszcze my starzy też zjemy 2-3 cukierki a więc jak widziesz nie jest tego dużo. Chrupki kukurydziane wcina mój syne. Popieram Ciebie w 100% z umiarem wszystko jest dobre.
Założylam ten wątek aby zobaczyć że nie każde slodkie jest złe są żeczy słodkie i pyszne a przy tym zdrowe. Ale jak sama widzisz każdy co innego uważa za słodkie. Dla mnie kisiel i budyń to też słodycze :)
Dagusiu jak najbardziej zgadzam się z Tobą że kisiel to słodkie. lody z musem to słodkie. :):) Ja wybieram te mniej złe wg mnie. Mała misteczka kisielu z owocami sezonowymi typu maliny, poziomki, jagody ma mniej kalorii i jest zdrowsza niż kawałek ciasta drożdzoweg. Zresztą nie o kalorie chodzi tylko o ten codzienny nawyk i naukę dzieci zdrowego odzywiania. Dzieci maja bardzo szybką przemianę materi do tego są bardzo ruchliwe i im otyłość nie powinna grozić.
Dagusiu wszystko jest dla ludzi :):) Wiem jaki cel miał Twój wątek ale ja bym codziennie jeść ciasta nie mogła.
Czytałam kiedyś że lepiej codziennie zjeść coś małego niż nie jeść nic a póżniej zjadać olbrzymią ilość na raz. W domu też zjemu od czasu do czasu cukierki czekoladę, wafelki przeciez wszystko jest dla ludzi :):)
Dagusiu w jakim wieku są Twoje dzieci. Nie pamietam wiem że kiedyś pisałaś. Arbuza też nie lubią, winogron, brzskwiń moreli ?
Synuś ma za miesiąc 3 latka a córcia 1,5 roczku. I z owocami jest problem bo nawet słodkich malinek nie chcą jeść. Syn był okres że zajadał winogrono ale już mu przeszło. Co jakiś czsim podtykam inny owoc ale raczej widze skwaszoną minkę i wyraźne NIE. Syn banany je tylko dlatego że widział jak młodsza siostra zajada więc on gorszy nie może być i też je. Arbuza syn spróbował ale ocząsnoł się i nie chciał. Za to bardzo lubi surową pietruszkę i marchew :)
Chciałam napisać, że żelki, lizaki, czy pianki nie mają żadnych wartości. To cukier i barwniki. Czekolada ma dużo więcej właściwości bo ma wapń, magnez, żelazo, białko itp.
no to musisz dobre zelki kupowac.Dobrej jakosci zelki robione sa na naturalnych sokach owocowych zawieraja wiec witaminy.Obojetnie czy zelowane pektyno owocowa czy zelatyna obydwa teprodukty sa bardzo zdrowe, wspomagaja budowanietkanki kostnej.Czekolada zawiera magnez jak ma duzo kakao a pokaz mi duiecko co lubi czekolade 70% kakao.Jak jest to czekolada kiepskiej jakosci to i tluszcze beda w niej niskowartosciowe i magnezu tam za wiele nie znajdziesz.W slodyczach stawialabym raczej na jakosc a nie na ilosc:)
Nie wszystkie dzieci lubią owoce i żadne przyzwyczajanie nic nie pomoże. Mój wnuk od maleńkości nie jedł owoców i teraz chociaż ma 19 lat zje tylko czasem jebłko
ja nie wykluczam że tak może być. Ja do pory nie znałam takich dzieci ani o takich nie słyszałam.
Żelki mają bardzo dużo sztucznych barwników- ostatnio pani alergolog mi to uświadomiła.. ;/ I kazała odstawić.. bo moga uczulać :(
Też myślałam że w żelkach więcej dobrego niż złego ..
agus a co w dzisiejszych czasach nie ma tej chlernej chemi. :):):) Masakra
Bardzo lubiłam kiedyś cukierki lantynki. Raz szłam sobie chodnikiem jadłam lantynki. Czytałam ich skład. Było w nich chyba z 9 różnych E. Lantynki co raz mniej mi smakowały i po skończeniu paczki już ich więcej nie kupowałam.To E to były sztuczne barwniki.
Ale moje dzieci nie maja zadnej alergii a zelki Haribo maja witaminy.Nie chce tu glupot reklamowac,mozna dzieciom zwykla galaretke zrobic z soku owocowego ,bedzie jeszcze bardziej wartosciowe
Ewa,moj swiat jest "slodki":) Slodkosci dla mnie to poziomki zebrane w lesie, truskawki cieplutkie od promieni slonecznych, teraz maliny, czarne i czerwone porzeczki, agrest, ale rowniez slodkie blaszki zielonego groszku, albo zielone salaty a jeszcze troche to ogorki bede gryzla prosto z krzakow i zadowola moje potrzeby na "slodkosci" :))))
Nie mowiac o dojrzalych pomidorach, cudownych, slodkich paprykach .........sliwkach, gruszkach, jablkach, marchewkach, o burakach nie wolno zapomniec:)........ech......tyle "slodkosci" bez grama bitej smietany i ciasta:))))
A jakie słodkie jest dobre ( w sensie " zdrowe " ) ?
Bo mi na razie przychodzą do głowy tylko owoce ( świeże i suszone ) ... , ale ja w słodkim to raczej cienka jestem ;))))
Bo jeśli " dobre " , to znaczy " smaczne " - to tylko kwestia gustu i przyzwyczajenia .
I dlaczego słodkie jest dobre ( w sensie " potrzebne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu " :) ?
Hehe, dokladnie, dlaczego "slodkie" jest dobre? Napewno dzieciece zeby beda zdrowsze od jednorazowego spozycia "obowiazkowych" slodyczy raz w tygodniu i porzadnym umyciu zebow odrazu , niz codzienne jedzenie czegos "slodkiego"- w znaczeniu malo, ale kazdego dnia:(
Slodkie jest "dobre", jak mamy zamiar nabawic sie cukrzycy na stare lata, nadwagi i dzwigania conajmniej 20-to kilowego "plecaka" na plecach kazdej sekundy naszego pozostalego zycia........no w najlepszym wypadku pozostana diety odwywkowe od slodyczy:)))
To ja do Szwecji nie chce jak mam przy popołudniowej kawie odtwarzć w pamieci moje pieczone w Pl ciasta ..... ))
A '' higieniczny '' Szwed tak dbałby o moja nadwage , cukrzyce i inne choróbska .. ihihiihi
Moja babcia piekla serniki na masle i smietanie , babki slodkie i drozdzowe ciasto było w moim domku codziennie i ... uchowaj Panie nikt nie ma cukrzycy , nadwagi ....
Zycie bez ''malego co nieco '' powatrzam małego ... nie ma sensu .!!
Jak dzieci były bardzo małe to też tak myślałam raz w tygodniu ciacho i tyle bo to zdrowo. Ale uwierz mi mam masę koleżanek z małymi dziećmi i patrząć na dzieci, które jedzą słodkie raz w tygodniu to aż człowieka serca ściska jak dzieci wręcz rzucają się na łakocia byle jakie i byle gdzie. Mamy dziewczynkę w piaskownicy nie je slodkośći kiedy częstowała się ciastkami od jednej z mama o mało nie zjadła opakowania. Drapła jak gdyby głodowała. Dla mnie to jest koszmarne bo z niej wyrośnie straszny łakomczuch, a moje dzieci jedzą codziennie mało ale jedzą i często im się zdaży że nie zjedzą małego wafelka bez czekolady. Czekoladę ograniczam daje słodkie raczej bez. Cukierki jak dostaną też nie zjedzą wszystkiego i potrafią się podzielić. Więc co jest lepsze?? A cukrzyca i otyłość ma bardzo wiele wiele powodów nie tylko słodycze są ich przyczyną. Dodam że jak piecze ciasta to bez kremów ale z owocami. Dzieci mają to do siebie że malo które chce je jeść a w cieście jak najbardziej. Co do surowych też należu uważać aby nie za dużo - mimo wszystko mogą zaszkodzić.
Dagusiu, dzieci nie maja to do siebie, ze nie chca jesc owocow lub jarzyn. Wierz mi wychowalam 2-ke i ja je nauczylam od niemowlakow jedzenia jarzyn i owocow. Teraz moj wnuczek (corka nauczyla) zajada sie owocami i jarzynami przy obiadach. Zaraz jade do niego, to zrobie zdjecie jak bedzie wcinal przed chwila zerwane maliny i porzeczki.Do obiadu ma zawsze podane swieze owoce i jarzyny na osobnym talerzu i sam juz sobie raczka daje rade:) Oczywiscie nie dostaje zadnych slodyczy na codzien.
Wierzę że tak jest. są dzieci, które zajadają owoce warzywa. Moje lubią warzywa i jedzą je można powiedzieć chętnie. Ale raczej gotowane niż surowe. Co do owoców to często podtykam im je może się uda i zjdzą przy tym zachwalam. Mam nadzieje że w końcu się uda i będą zajadać.
To jest właśnie brak wyobraźni ... u dorosłych .
Czy konieczne jest branie do piaskownicy " słodkiego " ?
Można zabrać owoc jakiś albo warzywo pokrojone w słupki ( marchewka , kalarepka ,ogórek ) ... , albo zwykły makaron dobrej jakości ( dzieciaki uwielbiają :) , albo pieczywo chrupkie ..
Zapewniam , że na to dzieci " rzucają się " instynktownie !!
Serce człowieka ściska , że tak bardzo chce się iść na łatwiznę :(((((
Tak trudno zrozumieć , że to my , dorośli kształujemy nawyki żywieniowe ????
Użytkownik kojonkosky napisał w wiadomości:
> A jakie słodkie jest dobre ( w sensie " zdrowe " ) ?Bo mi na razie
> przychodzą do głowy tylko owoce ( świeże i suszone ) ... , ale ja w
> słodkim to raczej cienka jestem ;))))Bo jeśli " dobre " , to znaczy "
> smaczne " - to tylko kwestia gustu i przyzwyczajenia .I dlaczego słodkie jest
> dobre ( w sensie " potrzebne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu " :) ?
A może pieczone jabłka z miodem, ciastka owsiane, nie wiem czy można zaliczyć keks nafaszerowany bakaliami czyli suszonymi owocami orzechami i innymi łakociami. A może szarlotka z pysznymi jabłkami. A może wypieki z pelnoziarnistej mąki? Tak na prawdę slodkości to też wszelkie desery z owocami mogą być bez bitej śmietany. Owoce w galaretce, albo budyń z owocami, ryz zapiekany z jablkami i wiele wiele innych.
Acha , teraz rozumiem :)
Nie mówimy o " zdrowym słodkim " tylko o wybieraniu mniejszego zła ...
Bo przekonanie , że ciasta , czy ciasteczka " dla dzieci " są zdrowe , to dla mnie zwykłe oszukiwanie się i tyle ;)
I usprawiedliwianie złych nawyków .
Bo , czy owoce poddane długiej obróbce termicznej zachowują swoje " surowe " właściwości ?
Nie znam się na tym , ale wydaje mi się , że nie .
Wiem na pewno , że " upieczony " miód traci całą swą " dobroć ".
A zdrowe są surowe jabłka ( mogą być z miodem , jeżeli nas nie uczula :) i inne owoce , owsianka i bakalie ( bez cukru i pieczenia :) .
Można gryźć i chrupać na zdrowie :)))
P.S Moje dzieci nie znoszą przemycanych owoców i warzyw ... , w cieście , galaretce , budyniu , czy bitej śmietanie .
Jedzą słodycze ( z umiarem ) , ale nie oszukuję ich i siebie , że ciasto z owocami , albo żelki z sokiem owocowym zastępują owoce , albo są zdrowe ...
NIe zgodzę się z Tobą. Oszukaństwo będzoe wtedy gdy brzoskwinie będę nazywać serem albo bóg wie czym innym. Ja nie próbuje wmówić że ciasto to zdrowie w czystej postać ale czy szkodzi nam i jest niezdrowe.
Skoro twierdzisz że długotrwałe pieczenie czy też poddawanie obróbce termiczne zabija wszelkie wrtości odżywcze z owoców to i tak samo w warzywach więc gotowanie jest nie zdrowe?? A dżemy te niskosłodzone co z nimi?? W wysokich temperaturach giną drognoustroje nie witaminy i minerały a to ogromna różnica.
I nie wiem czy to coś złego że na deserek dziecko zje kisiel z owocem czy budyń czy to oszuystwo chyba nie?? A pozatym dlaczego zaraz przemycanie czy budyń ze słodką truskaweczką nie smakuje dużo lepiej??
Dagusiu , nie zrozumiałyśmy się :))
Twierdzę , że oszustwem jest wmawianie sobie , że słodkie ( gł. ciasta i ciasteczka ) jest dobre - tzn. zdrowe .
Ja uważam , że nie jest ... Może nie każdemu zaszkodzi ( " szczypiorom " i ludziom aktywnym fizycznie nie musi szkodzić ) , może poprawi samopczucie ( na chwilę :) , ale na pewno nie jest zdrowe ...
Nie widzę nic złego w kisielu i budyniu ...
Ale dobrego też niewiele :))))) , zwłaszcza w " gotowcach " : cukier , mąka , woda / mleko , barwniki i zapachy identyczne z naturalnymi :)
Czasem moje dzieci mają na to ochotę - i dostają :)
Ale nie zwalnia ich to z codziennej porcji owoców , czy jogurtu ...
A z tą obróbką termiczną , to nie wiem na pewno ... tylko mi się wydaje :)
Zapytam w najbliższym czasie :)
A zaczepię Cie tylko o jogurty :) czy wiesz ile jest w nich cukru?? Ja ostatnimi czsu robie w domu taniej wychodzi i bez cukru. Z tego co ja wiem to duży kubek zawiera tyle kalori co pączek. A i ostatnio zostałam uświadomoiona czym się różni jogurt o smaku truskawki i jogurt z truskawakami. w pierwszym są aromaty a w 2 truskawki.
Co do budyniu to yeraz już robie sama w domciu wogóle dzieki WŻ robie dużo w domu jogurty budynie czsem jakąś więdlinke :)
CO do ciasta to nie uważam je za zdrowe jak napisalam wcześniej nie wiem czy można uznać je za zdrowe. Ale chodzi tak na prawde czy ono szkodzi?? Czy jest zle i może zaszkodzić oczywiście w rozsądnej ilości?? Czy wszystko co podajemy sobie i rodzince musi być zdrowe i odżywcze czy jeśli podajemy np to nieszczęsne ciasto to co?
Kilka razy próbowałam moim dzieciom podać kupny kisiel i nie chciały jeść. Raz zrobiłam całkiem sama w domu na soku i zjadły wszystko i prosiły bym jeszcze kiedyś zrobiła.
A możesz zdradzić przepis na kisiel nie znam dobrego. :)
Podam. Tylko najpierw muszę jeszcze raz zrobić bo nie pamiętam dokładnie ile mąki ziemniaczanej dać bo robię z pamięci.miałam dać więcej ale się opamiętałam i dałam mniej czyli było ok.
Tak , znam te jogurtowe pułapki :)
Ja mieszam jagurt naturalny z sokiem made in Tatulek :) , albo miodem .
No i cały czas się zbieram , żeby wyhodować swój :)
Może tym razem się uda , bo mnie zmobilizowałaś :)
A z ciastami i ciasteczkami to myślę tak :
skoro nie mam pewności , że nie zaszkodzą ( a mam pewność , że w niczym nie pomogą ) , to zakładam , że nie są potrzebne .
Dzieciakom nie zakazuję całkowicie słodyczy , mamy zasady , które nie mogą być złamane i koniec ...
Ale stosuję czarny PR , tzn. obrzydzam słodycze przy każdej okazji .
I córka ( lat 7 ) potrafi już powiedzieć " nie , dziękuję , nie jem słodyczy " ( ale jestem z niej dumna !! :)
Z Malcem , to jeszcze dłuuuga droga przed nami :)
I wydaje mi się , że w tym wszystkim nie chodzi o jakieś straszne reżimy , tylko o kształtowanie zdrowych nawyków :
np.gdy chwyta cię nagły głód , nie sięgaj po Snickersa , albo ciasteczko , tylko po orzeszki ... Zjedz parę rodzynek albo żurawinę ... A może schrup marchewkę ...
I wierzę , że ta inwestycja na pewno się opłaci :))
Masz całkowitą rację nawyki są bardzo ważne u mnie nie ma czegoś takiego że głodny jestem a to zjem batona bo ich w domu nie ma słodkiego kupujemy tyle aby starczyło na jeden raz czyli jak pisałam 20 - 30 dkg i z tego wyjadam ja wielki łakomczuch i mąż jak jest w domu. batonów nie mamy bo ze mnie taki łakomczuch że jak jest to zjem dla tego nie kupuje i nie jem. Podjadam słodkie tylko wtedy gdy piecze ciasto ale ja mam tak że albo upiekę 2-3 razy w tyg a potem przez 2 -3 tyg nic i to bez kremów czy takich dodatków. Ja pamiętam że u mnie w domu nigdy tych słodyczy nie było zawsze było ich za mało w porównaniu z tym co chciałam mama nie piekła i teraz chyba nadrabiam :) choć może to tylko moja wymówka. Kiedy idę w gości potrafię zjeść 1 kawałek lub 2 i tyle więc nie jest tak źle ze mną. Co do rodzynek to nie mam w domu bo synek zjadał bardzo chętnie ale zaraz potem straszne rewolucje w majteczkach. Dostaje często suszone banany żurawinę choć córcia już nie bardzo ale za to na słodkie nie jest za bardzo łakoma cukierki najchętniej odwija z papierka i na podłoge, jedno ciasteczko czasem je pół godz i nie zje. A więc uważam że jest dobrze nie są łakomczuchami :) Był czas że mój wtedy 2 letni syn kiedy miał ochotę coś przekąsić biegł do lodówki po marchewkę lub pietruszkę i cinał na surowo, teraz już żadziej. Zresztą teraz dużo więcej jesteśmy na podwórku a więc nie ma czasu na podjadanie z lodówki, teraz częsciej przyniesie sobie serek topiony a gdyby był jakiś deserek kupny to jak najbardziej przynosi dla siebie i siostry.
Heheh :))
A u mnie w domu prawie zawsze było ciasto na stole ...
Wystarczyło sobie tylko odkroić kawałek ... a potem drugi ... i następny ...:)
Tak ładnie pachniało w domu ... i tak niefajne było spotkanie z wagą ...
Myślę , że w przypadku słodyczy lepszy jest niedosyt niż przesyt :)
Dokładnie lepiej postawić na jakość niż na ilość. Ale coż mam zrobić ze swą łakomą naturą?? Może jakieś tabletki na to są :)
Tak ...
Prawdziwą chałwą nigdy ( raz w roku , bo brat mi przywozi :) nie pogardzę :)))))
Tabletki na łakomstwo ?
Mam dwie : waga i lustro ( dobrze oświetlone i bez napinania mięśni , albo wciągania brzucha ;)))))))))
witaj,
piszesz " W wysokich temperaturach giną drognoustroje nie witaminy i minerały a to ogromna różnica",
pozwol, ze zacytuje cos:
"Obróbka termiczna żywności pozwala na pozbycie się niekorzystnej, chorobotwórczej mikroflory bakteryjnej, która ginie w temperaturze ok. 70°C. Chroni nas więc przed zatruciami pokarmowymi, które może wywołać zwłaszcza żywność pochodzenia zwierzęcego, np. mięso, ryby. W tej temperaturze znikają jednak inne rzeczy - witaminy i składniki odżywcze.
Podgrzewanie żywności powyżej temperatury 120°C, zwłaszcza podczas długiego smażenia w głębokim tłuszczu i pieczenia, wiąże się też z powstawaniem związku o nazwie akrylamid, którego oddziaływanie na nasze zdrowie nie jest jeszcze do końca zbadane. Przypuszcza się, że związek ten może być czynnikiem rakotwórczym. Dotyczy to zwłaszcza produktów wytwarzanych i przetwarzanych w wysokich temperaturach, takich jak frytki, chipsy, herbatniki, płatki śniadaniowe, smażone ziemniaki i warzywa."
pozdrawiam
a ja mysle ze to dobry pomysl z tym slodkim raz w tyg., bo nasycisz sie szybko i nie zjesz duzo..
Madra jestes:) Tak wlasnie u nas jest, jak juz sie musi, to nasycic sie szybko slodyczami........potem do nastepnej soboty zero :)))
dokladnie, wzorem Szwedow raz w tyg. i przy specjalnych okazjach
Widzisz tineczko ale u nas ( w niemczech) tak nie jest.W szkolach stoja automaty ze slodyczymi,jest mnostwo dzieci, ktore zapychaja slodyczymi glod.Co z tego, ze w szkole podstawowej jest zakaz przynoszenia do szkoly slodyczy na drugie sniadanie,skoro podstawowka trwa tylko 4 lata a potem "hulaj dusza piekla nie ma".Mysle ze na obzarstwo slodaczami i fast foodami sa najbardziej narazone nastolatki bo ciagle gdzies pedza no i czesto sa zbyt leniwe zeby cos dobrego zjesc.Szwedzki system :Jeden raz w tygodniu slodycze jest wspanialy.Jestem pelna podziwu.Jakze go trudno jednak wprowadzic we wlasnam domu gdy wszystkie kolezanki i koledzy robia zupelnie co innego...:( Pozdrawiam
U nas przez caly czas edukacji od pierwszej klasy podstawowki do matury dostaja uczniowie goracy lunch za darmo w kazdej szkole, kazdego szkolnego dnia . Maja do wyboru pare dan + surowki, sami sobie nakladaja. Do lunchu jest serwowane mleko, albo woda i owoc.Szkoly maja rowniez obowiazek serwowac specjalne dania dla alergikow i wegetarianow.
,. Pozdrawiam:)
U mojej córki w szkole dzeci w tym roku dostawały. Warzywa,owoce i mleko w małym kartoniku. Mleka córka nie chciała, bo jej nie smakowało . Nie miałam nic przeciwko temu. Pijamy bardzo dużo mleka w domu więc to nie problem. Owoce natomiast nie były świeże i dobrej jakośći. Mówiła że niedobre kiedyś poprosiłam ja aby przniosła do domu i faktycznie nie było to świeże. Pomysł jak najbardziej był dobry szkoda tylko że uzyto do tego warzyw i owoców gorszego gatunku.
U nas w szkolach podstawowach tez dzieci maja swieze warzywa i owoce.Wszystko jest super,najlepszej jakosci.Jak pisalam do 4 klasy wychowuje i szkola i dom a potem...powinni chyba juz byc wychowani i swiadomi ale niestety nie sa.
U mojego Mlodego w szkole też są owoce, warzywa, mleko, czasem sok marchewkowy.. Na szczęście wszytko świeże..
Zresztą, ja akurat z Młodym i warzywami czy owocami problemów nie mam.. je wszystko (no prawie i nie zawsze- czasami "nie lubi" ogórków, czasami pomidorów a czasami jabłek- ale zazwyczaj to nielubienie szybko mu mija :)) ) .
Oj w takiej stołówce to ja chętnie bym wykupiła obiadki dla siebie i rodzinki. Mam nadzieje że do nas też to dojdzie choćby w płatnej formie. Choć musze przyznać że nie wiem jak jest w naszych szkołach bo mam za małe dzieci :)
w każdej szkole chyba musi być stołówka. U mnie jest.
Klasyk rzekł kiedyś: "Nie ma darmowych obiadów". U mnie kosztują 4 zł. Za swoją córkę płacę ja, za część dzieci (nie wiem jak dużą ale raczej niewielką) podatnicy. Zupę może zjeść każde, które ma ochotę. Szkoła ma własną kuchnię i chyba smaczną, bo córka zjada z apetytem. W innych może być cattering. Nie wiem czy to lepsze, gorsze, tańsze, droższe. W niektórych szkołach można wykupić obiady i dla rodzinki. Trochę droższe, bo i porcje dużo większe, a i godziny dość sztywne. Tam gdzie jadłem, było to tuż przed zamknięciem stołówki.
Dagusiu, rodzice maja prawo jesc za darmo pare razy w roku jak odwiedzaja szkole i oczywiscie moga zaplacic za lunch kiedy nie chca i jesc z dziecmi:)
Ja ogólnie lubie słodycze,ale nie do przesady.Chodź nie raz zjem na raz całą czekoladę to i tak nie przytyję,ale tu macie rację,że można dostać cukrzycy. Niektórzy do herbaty,czy kawy używają słodzików,nie polecam bo to gorsza trucizna niż cukier,lepiej dodać mniej cukru,a niżeli wsypywać jakąś chemię.
...mnie od dawna nurtuje to, co obserwuję...dlaczego jedni opychaja się słodyczami a są szczupli i powiedzmy- zdrowi. A inni bardzo uważają na to co jedzą a mają podwyższony cholesterol albo nadwagę... :/
predyspozycje, dziedzictwo czyli geny.......sa ludzie palacy papierosy cale zycie i nie umierajacy na raka pluc,sa ludzie umierajacy na raka pluc bez zpalenia jednego papierosa.......
A ja na rzecz ciacha pije gorzką herbatę i kawę za to coś słodkiego zjem.
Mnie także zastanawia jak zdrowe odżywianie ma się do stanu faktycznego.
Mój 95- letni dziadziuś jest żywym zaprzeczeniem zdrowego odżywiania.
Rano chwilę po przebudzeniu mocna parzona kawa i drożdżówka( codziennie dwie).
Śniadanie- zawsze dwie kromki chleba zawsze z tym samym czyli jedna z serem żółtym druga z szynką.
Do obiadu czyli do godziny 12 wypija jeszcze 2 kawy i przygryza ciasteczkami.
Obiad dwudaniowy ( strasznie marudzi na surówki których nie lubi- bo jak twierdzi nie jest królikiem) Zawsze na koniec herbata.
Po południu kolejne kawy min. dwie i słodkości. O godz 17 kolacja kanapki z tym samym, herbata. Raz w tygodniu ciasto tortowe ( mały tort)
Dziadkiem opiekuję się od 30 lat, nie ma sklerozy, jest bardzo szczupły.Zawsze zjada równe porcje i o równej godzinie. Po za prostatą nie ma żadnych problemów zdrowotnych. Robimy okresowe badania i wyniki są bardzo dobre. Cukier w normie!!!!!!
Acha dziadek nie je żadnych owoców!!!!. Rozmawiałam z lekarzem. Powiedział żeby niczego nie zmieniać.
Przyznam szczerze, że gdybym jadła takie ilości słodkiego byłabym napewno gruba.
I co wy na to?
!!!
Pięć kaw dziennie ???
I drożdżówki ? I ciasteczka ?
To on musi mieć jakiś sekret ...
No , chyba , że pochodzi z Transylwanii ;)))))
Ja mimo wszystko nie zaryzykowałabym takiej diety :)
P.S.!1) Od kiedy tak się odżywia ?
2) Z drugiej strony , to ja też nigdy nie widziałam , żeby moi dziadkowie jedli jakieś owoce :) , ale ciast też nie jadali ...
Początkowo walczyłam, ale po rozmowie z lekarzem poddałam się. No nie zupełnie do końca, bo surówki do obiadu daję, chociaż widziałam jak wypluwa do chusteczki.
Ta jego dieta jest tak monotonna że mózg mi się lasuje jak na to patrzę. Jedyne co mogę urozmaicić to obiady. One mogą się zmieniać.
Jezeli chodzi o kawę to tak tyle wypija. Ja sama wypijam maxymalnie dwie i to cieniutkie.
Napiszę jeszcze jeden ewenement jego nie gryzą komary, muchy czy inne. Ciekawe.. nigdy o czymś takim nie słyszałam.
To moze zacznij pic kawe:)
" Kawa, szczególnie w nadmiarze, szkodzi kobietom w ciąży, ale, jak sugerują wyniki najnowszych badań, może nieść pewne korzyści zdrowotne dla innych.
Wierzy się, że kawa poprawia nastrój, dodaje energii. Z drugiej strony mówi się też, że kawa i inne napoje (np. herbata) zawierające kofeinę lub podobne do niej substancje szkodzą zdrowiu. Najnowsze badania wskazują jednak na to, że regularne spożywanie kawy może zmniejszyć ryzyko związane z cukrzycą typu 2, chorobą Parkinsona oraz rakiem wątroby. Co więcej, dzięki swojemu przyzwyczajeniu, kawosze mogą nawet dłużej żyć.
Zdaniem Donalda Hensruda, szefa działu medycyny zapobiegawczej z Mayo Clinic w Rochester, MN, picie kawy może przynieść więcej korzyści zdrowotnych niż szkód.
POTENCJALNE ZALETY PICIA KAWY
"Zaletą kawy jest nie tylko to, że zawiera kofeinę. Ma też wiele innych pożytecznych składników" - twierdzi Rob M. Van Dam z Wydziału Epidemiologii i Odżywiania w Harvard School of Public Health. Wśród nich są antyutleniacze oraz błonnik. "Zawsze słyszymy o tym, jak to zielona herbata ma dużo antyutleniaczy, ale nasze badania wskazują na to, że kawa może być największą studnią tych pożytecznych związków" - twierdzi Henrsud.
Dla osób obawiających się cukrzycy typu 2 regularne picie kawy może okazać się dobroczynne. W swoich badaniach Van Dam dowodzi, że "ludzie, którzy piją dużo kawy, zmniejszają ryzyko wystąpienia tego typu cukrzycy niż osoby niepijące kawy". Bardzo możliwe, że za ten efekt odpowiedzialny jest jakiś inny składnik tego napoju, nie kofeina, bo zjawisko to zaobserwowano zarówno u tych, którzy pili zwykłą kawę, jak i tę bezkofeinową.
Inne badania sugerują również to, że picie kawy może zmniejszyć ryzyko wystąpienia wylewu oraz może mieć działanie prewencyjne, jeśli chodzi o wystąpienie raka skóry oraz chorobę Alzheimera. Nadal jednak prowadzone są badania potwierdzające te zależności. Regularne picie kawy może też pomóc w zapobieganiu chorobie Parkinsona, głównie jednak u kobiet, które przeszły już okres menopauzy i poddają się terapii estrogenowej. "
Od kiedy tak się odżywia? Hmmm... od 30 lat zawoziłam mu obiady, od ostatnich 10 robię całe zakupy, od ostatnich 5 mieszka ze mną i widzę dokładnie co zjada.
To jak nic jest spokrewniony z Drakulą ;))))
A może decydujące dla naszego zdrowia jest to , jak się odżywiamy w dzieciństwie ?
Przepytaj Dziadziusia , co jadł będąc dziecięciem .
Przepytac dziadziusia jaka prace mial, bo samo odzywianie to nie wiem:) Kawy napewno nie pil 80lat temu:)
W Szwecji pije sie kawe nagminnie i bardzo mocna, przecietna to 7 filizanek dziennie.. Jak narazie, to szwedzi dochodza do najwyzszego sredniego wieku w Europie:)
To coś dla mnie bo ja piję bardzo dużo kawy dziennie i to mocnej. Ale jedno jest pewne rano na pusty żołądek to nie jest zdrowa ale po śniadaniu to i owszem :)
To musze to szwedom powiedziec, bo pija kawe na pusty zoladek........hihihi
AIII, nie opowiadaz nic o zyciu dziadka, przeszlosci.............fenomeny zawsze sa i beda. Kawa jest bardzo zdrowa, to wykazuja u nas najnowsze badania, moze wlasnie picie kawy dziadziusia trzyma przy zyciu:)
A, tak na marginesie, dlaczego opiekujesz sie dziadkiem 30 lat, jak taki wigorny jest???? ) 95 lat minus 30= 65, to co nie dal rady sam sie soba zajac w tym wieku???
To człowiek po przejściach. W dzieciństwie stracil ojca i jak opowiada w domu było bardzo biednie. Mięsa nie jadało się prawie wcale. Za to zupy na łoju i zupy mleczne. Opowiadał, że chodził po jedzenie rozdawane dla biednych.W wieku 24 lat trafił do obozu koncentracyjnego i spedził tam cały okres okupacji. O odżywianiu chyba nie muszę pisać. Po wyzwoleniu to był wrak człowieka. Leczył się, bo nie potrafił się przystosować do normalnego życia. Krótko pracował i przeszedł na rentę. Moja opieka zaczęła się od okresu stanu wojennego kiedy żywność była na kartki. Mówił mi, że ich nie wykupuje ponieważ nie ma nerwów stać w kolejkach. Zaczęłam mu wykupywać. Wiedziałam, że nie lubi gotować to mieso piekłam, smażyłam i zanosiłam.
Moja opieka polega głównie na samej obecności. Piorę bieliznę pościelową itd. Dziadziuś mieszka w osobnym mieszkaniu. Jest bardzo samodzielny. Sprząta po sobie, myje podłogi bo jak twierdzi potrzebuje trochę ruchu. Prawie nie ogląda telewizji po za wiadomościami o określonej porze. Ogólnie jest bardzo dobrze zorganizowany. Wszystko robi o określonej porze, o określonej godzinie. Widzę, że nie znosi kiedy ktoś ten harmonogram burzy, np obiad o 12 nie 12.10 czy 11.55. i tak jest ze wszystkim.
Do 90 roku życia codziennie chodził na długie spacery, teraz nie chce nigdzie wychodzić.
Tineczko dlaczego sie opiekuję? Dlatego, że jest zupełnie samotny.
osrtatnio tak myślałm na dtym i tak myślę czy to nie ma wpływu na to też to że kiedyś jednak czyli te 80-70 lat temu jedli inaczej. Moja babcia zawsze mowiła że u nich się jadlo z biedy ciemny razowy chleb bo tani był, jadło się też raczej zgodnie z 4 porami roku czli zupełnie inna dieta niż dzisiaj. No i organizmy mocniejsze bo tyle chemi nie był.
jadło sie głównie chleb domowy ze smalcem :) Ziemniaki polane skwarami i tluste mleko od krowy+masło+śmietana.
I jakos dozywali sedziwego wieku nie tak jak obecnie chorobska dziesiatkuja
ludzi pomimo diet i wszelakich porad zywieniowych
Alu, to jest nieprawda. W zeszlym stuleciu ludzie zyli o duzo krocej .
Cytat:
"W 2008 r. w Polsce mężczyźni żyli przeciętnie 71,3 lat, natomiast kobiety 80 lat. W porównaniu z początkiem lat 50. ubiegłego stulecia jest to o ok. 15 lat więcej dla mężczyzn i ok. 18 lat więcej dla kobiet - podał Główny Urząd Statystyczny.
Korzyści wynikające z rozwoju nowych technologii medycznych i nowoczesnych metod diagnostycznych oraz poprawa kondycji zdrowotnej Polaków realizowana przez prozdrowotny styl życia, mają swoje odzwierciedlenie w trwającym już od ponad piętnastu lat spadku natężenia zgonów, a tym samym wydłużaniu przeciętnego trwania życia."
To tylko suche statystyki ,nie zawsze mozna im slepo ufac
Chyba zartujesz???? Ja napewno wierze bardziej w statystyke Panstwowego Biura Statystycznego niz w Twoje mniemania , ze dawne pokolenia zyly dluzej niz dzisiejsze.
wierz sobie w co chcesz , zycie nie zawsze rownowaza statystyki
i to nie tylko w tym temacie
statystyka przecietnej dlugosci zycia ludnosci w danym kraju, to fakty zebrane z dat urodzin i dat smierci ludnosci, wiec nie bardzo rozumiem co rownowaga zycia ma tutaj do czynienia????
Użytkownik tineczka napisał w wiadomości:
> statystyka przecietnej dlugosci zycia ludnosci w danym kraju, to fakty zebrane
> z dat urodzin i dat smierci ludnosci, wiec nie bardzo rozumiem co rownowaga > zycia ma tutaj do czynienia??
Statystyka w kontekście Twojego wątku Tineczko, nie ma nic do rzeczy. Powiedzialyśmy już, że obecnie mamy bardzo zły styl życia, złe nawyki żywieniowe, chemie w pokarmach i brak ruchu. Można by więc z danych statystycznych wyciągnąć wniosek, że im gorszy styl życia, tym to życie jest dłuższe.
Styl życia nie ma znaczenia w tej statystyce. Przeżywalność jest większa, bo mamy postęp medycyny, dostęp do leczenia i rozwiniętą farmaceutykę. jeszcze 20-30 lat temu pacjent ze złamanym kręgosłupem szyjnym umierał, dziś żyje kilkadziesiąt lat przykuty do łóżka i podłączony do respiratora, obstawiony antybiotykami przy najmniejszej infekcji. Pacjent po rozległym udarze mózgu - tak samo. Po zawale serca również. Pacjent z wyłączonymi nekami co 2-3 dni ma dializy i pozwala mu to przeżyć. Wcześniak urodzony w 6 m-cu ciąży kiedyś nie miał szans, a również liczyła mu się długość zycia ( na godziny lub minuty). Kiedys Ci ludzie obniżali statystyki, dziś je podnoszą. ( Wiem że to srasznie brzmi, ale dałam tu przykłady statystyczne, a statystyka jest sucha, bez emocji).
Nie wiemy również jak długo żyli by ludzie z pokolenia dzisiejszych 90-ciolatków, gdyby w tamtych czasach mieli takie możliwości leczenia i ich styl życia, bez chemi, z olbrzymią dawką ruchu i pomimo jedzenia smalcu ze śmietaną. Oczywiście tylko teoretycznie i odnosząc się tylko do rozwoju medycyny a nie innych dziedzin techniki. Statystycznie.
All, wierzę w każde Twoje słowo. Mam w domu ciocie 91-letnią. I tak samo sie odzywia. Cukier po prostu pochłania, prawie do wszystkiego. Ocet - najlepsza przyprawa. Pare lat temu walczyłam tak jak Ty o jarzyny, nic z tego. Ciocia jest chuda, nie ma nadciśnienia, cukrzycy i w ogóle nie bierze żadnych leków, oprócz rozszerzajacych naczynia mózgowe, bo sobie zaczęła zapominać :)
Myślę, że duża rolę tutaj odgrywa właśnie data urodzenia. Z początkiem 20 wieku medycyna, zwłaszcza na wsiach była w opłakanym stanie i przeżywali tylko Ci najmocniejsi.
Pozdrawiam :)
Dziewczyny ( Alll i Ewka ) , już wiem o co chodzi !!
Przytaczacie tutaj przykłady " pokolenia Kolumbów " ...
A to pokolenie ( święcie w to wierzę , bo miałam do czynienia z nimi na różnych etapach życia ) , nie poddaje się żadnym klasyfikacjom , żyjąc wbrew wszystkiemu :))))
P.S. Gdybym wypijała 5 kaw dziennie i zjadała 2 drożdżówki , to na pewno byłabym pod stałą kontrolą lekarzy wszelkich specjalizacji :)))))
Gdybym wypiła 5 kaw dziennie to po 3 zabraliby mnie na OIOM z objawami galopujacej arytmii :)))
Przyznam szczerze, że gdybym to przeczytała na forum nie uwierzyłabym. Picie kawy wygląda tak. Dziadzio parzy sobie kawę zwykłą z fusami rano. Nie wiem ile jej sypie. Później to 1 łyżeczka rozpuszczalnego Jacobsa Kronung na ok 120 ml wody. Mówi, ze nie lubi się opijać a mocna kawa stawia go na nogi. Nie dodaje do niej mleka, smietanki czy cukru.
No cóż Ewka to ludzie starego portfela, surowe wychowanie, nie to co my miękkie jaja :))))
Ewa, jak sie nie jest przyzwyczajonym do picia kawy, to pierwsze filizanki moga podniesc bicie serca. Tak samo dziala pierwsza filizanka herbaty. Szwecja i Skandynawia sa krajami gdzie pije sie kawe na okraglo. Tu mowie o conajmniej 1 litrze kawy dziennie na osobe:)
Warto, zebys przeczytala ten link:
http://www.tchibo.com/corweb/servlet/content/90070/startpage_poland/Pro
O tahykardii to wiem :))
Co do linku, przeczytałam, ale jestem do takich informacji zawsze nastawiona dość sceptycznie, zwłaszcza, gdy są zamieszczane na stronach firmowych produktu. Ale za ciekawe informacje, dziękuję.:)
:)) Te badania sa robione przez naukowcow i nie maja nic wspolnego z firmami sprzedajacymi produkt. Nie moglam znalezc lepszego tlumaczenia po polsku i stad ta strona. Wszystkie badania o kawie i jej znaczeniu dla zdrowia wykazuja jednoznacznie dobre dzialanie kawy na organizm czlowieka, napewno lepiej wypic 5 kaw dziennie, niz 2 ciacha wzamian:)
Tylko to zależy od klimatu. W innym klimacie inaczej działa kawa. Tak samo z winem.
Aniu, nie bardzo rozumiem co ma klimat do picia kawy i wina?
Ciśnienie atmosferyczne i wilgotność powietrza ma wieki wpływ
Popieram.. :)) Mnie na ten przykład, jak jestem w górach..piwo wchodzi, jak nigdzie indziej :))))))))))))))))))))))))))
Wiesz ja myślę że to jest troszkę z tym piwem tak że u kogoś lub jak ktoś zrobi to zawsze lepiej smakuje. To tak jak mnie herbata z sokiem malinowym smakuje tylko nad morskim okiem. A z tego co widziałam to zwykła herbata i najtańszy sok. niby nic, w domu bym takiej nie wypiła. :)