Hahaha, to pytanie filozoficzne)))Obawiam sie, że chyba nie znajdzie sie na tym forum aż taki znawca, żeby odpowiedzieć))))
No jak to? Wiadomo,ze zajac. Przeciez zajac smiga wszedzie i szybko, tak ze zdazy zakupy zrobic, upiec a nawet posprzatac i wszystko jest na czas, krolik zas, to taki nasz pupil, ktory siedzi w naszym domku i robi dobra mine do zlej gry ;))))
Zajączek.
Może problem wziął ci się z angielskiego Easter Bunny (bunny=króliczek)?
Zajęcy już prawie nie ma. Mają bidaki za duzo wrogów w środowisku. Mysliwi nie strzelaja zajęcy, choć nie są objęte ochroną, ale wiedzą, że te biedne skoczki giną i dlatego nie polują na nie. Nawet je bronią i dokarmiają. Za dużo w polskim ekosystemie jest lisów, wron, które wyżerają zajączki. Człowiek musi je chronić, żeby przetrwały w przyrodzie. Podobno najlepszy na Wielkanoc jest pasztet z zająca, ja nawet pamiętam ten smak, ale szkoda zajączków. Niech dalej ganiają po lasach, wolne.
Majoliko, zając jest pod ochroną! Ponadto jest w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych.
A myśliwi strzelają do wszystkiego - tydzień i dwa tygodnie temu, będąc z psami w lesie znalazłam na ścieżce nie mało łusek po nabojach. Ciekawe do czego strzelają myśliwi, skoro w kwietniu to praktycznie na wszystko jest sezon ochronny. Pewnie do psów.
Sorka, że tak mało świątecznie ale nasze wnuki to już pewnie zająca na polu nie zobaczą.
To ja widocznie znam innych mysliwych. Oni nie strzelają zajęcy. A szaraki to mają tylko okres ochronny. Nie sa pod całkowitą ochroną.Ale mądry mysliwy ich nie strzela nigdy.Żeby przetrwały.
Ale okres ochronny trwa od początku roku do końca października - 10 miesięcy.
Ja, niestety, osobiście mądrych nie znam. Raczej tych mocno bezwzględnych. A to, co widzę w lesie też nie nastraja optymistycznie.
Z Wielkanocą to chyba wszystko normalnie, ale zajączki?! Króliczki to kojarzą mi się tylko i wyłącznie z PLAYBOY'em i Hugh Hefner'em :)
U nas nigdy nie było ani zajączka ani króliczka i żadnych prezentów . Wielkanoc to Wielkanoc . Wydaje mi się , że ta tradycja przyszła z zachodu tak jak haloween.
Zajączek u nas był zawsze, czyli minimum 40 lat. :)
Gdy byłam mała, to był u nas zwyczaj, że rodzice chrzestni obdarowywali drobiazgami i nosiło to nazwę wykup < z opowieści babci wiem, że dawniej to były pisanki>. Teraz prezenciki przynosi zajączek.
U nas nigdy nie było takiego zwyczaju.
Zajączek !
Króliki mają co innego na głowie ;)
Ja mieszkam w zachodniej Wielkopolsce i od ponad 50 lat jak pamiętam prezenty przynosił zajączek.
http://odkrywcy.pl/kat,111404,title,Co-zajac-ma-wspolnego-z-Wielkanoca,wid,15455591,wiadomosc.html?smg4sticaid=61294e
Wesołych Świąt w rodzinnym gronie przy smacznej strawie,
I radzę zdążyć przed popołudniową burzą z zabawą na trawie.
U nas w małopolsce zawsze mówiono i mówi się do dzisiaj że idzie się święcić baranka. Nikt w czasie Wielkanocy nie przynosi prezentów. Jedynie czekoladowa figurka zajączka bądż królika była w koszyczku razem z jajkami
Wybaczcie, ale mówiłam, że te zwyczaje z zającem/krolikiem są na terenach, gdzie onegdaj były wpływy niemieckie.W świadomości pokoleń obyczaje nie mają narodowości i pozostają na wieki.Ludzie te bardziej atrakcyjne sobie podkradaja/przyjmują..I to nie jest nic złego, tak jest na całym świecie. W Małopolsce, czy na Mazowszu zwyczaje niiemieckie były mało znane i dlatego do dziś zając/królik tam nie funkcjonuje. Co dziwne- na Warmii też nie. A czy znacie np zwyczaj "kadykowania"? To warmiński zwyczaj, chyba pochodzenia niemieckiego, ale mogę się mylic. Zamiast Śmigusa- Dyngusa. W drugi dzień Wielkanocy wszyscy, zwłaszcza chłopaki-ładne dziewczyny- okładali po nogach gałęziami jałowca) kadykiem)))Oj nie raz uciekałam)))Takie chlaśnięcie kadykiem po nogach to nieźle boli!
Ja do 14roku życia wychowywałam się na takiej prawdziwej warmzińskiej wsi(choć moi rodzice Warmiakami nie byli) Dużo obyczajów zapamiętałam. To bardzo ciekawy temat.Etnograficzny. Z ogromną ciekawością czytam tu, co wy piszecie na temat takich dawnych zwyczajów. To historia naszego kraju, która zanika. Warto ją pielegnowac lub zapisywać, bo szkoda.To bardzo ciekawy temat.
Masz rację. Mamy wiele ciekawych zwyczajów , które powoli zanikają
Nawet takie zabawy podwórkowe w które ja się bawiłam odeszły. Mam wrażenie ,że te dzisiejsze dzieci i młodzież są ubożsi od dzieci z blokowisk, chociaż mają teraz niby dużo więcej. Ja uwielbiałam grę w noże, państwa -miasta, w chowanego, w podchody, w pomidora, w dziada i, kropka przecinek na koniec, czy nawet w ten głuchy telefon itd itd.
. Szkoda, bo teraz dzieci żyją raczej tak na niby. Nie wszystkie oczywiście, ale większość chyba.
Zwyczaje dalsze też są smutnawe. Nasz proboszcz w ostatnią niedziele palmową nauczył nas wierszyka na mszy
Palma bije ,nie zabije,
kości nie połamie.
Pamiętajcie więc chrześcijanie,
że za tydzień Chrystus zmartwychwstanie.
,
Ojej, jak myśmy się bawili, jako dzieci.Rodzicom trudno nas było przywołać na wieczór))) Do dziś mam trochę krzywy nos od zabawy "w klipę"))Ale najfajniejsza zabawa to była w "czterech pancernych"))) Raz się było Jankiem, raz Gustlikiem.Ja zawsze chciałam być Marusią, ale za mała byłam((( Nie śmiejcie sie, ale z racji wieku przypadała mi najczęściej rola....Szarika))) Ale pocieszam się tym, że niektórzy grali rolę czołgu)))
Wybaczcie, ale mówiłam, że te zwyczaje z zającem/krolikiem są na
terenach, gdzie onegdaj były wpływy niemieckie.W świadomości pokoleń
obyczaje nie mają narodowości i pozostają na wieki.Ludzie te bardziej
atrakcyjne sobie podkradaja/przyjmują..I to nie jest nic złego, tak jest na
całym świecie. W Małopolsce, czy na Mazowszu zwyczaje niiemieckie były
mało znane i dlatego do dziś zając/królik tam nie funkcjonuje. Co
dziwne- na Warmii też nie. A czy znacie np zwyczaj "kadykowania"? To
warmiński zwyczaj, chyba pochodzenia niemieckiego, ale mogę się mylic.
Zamiast Śmigusa- Dyngusa. W drugi dzień Wielkanocy wszyscy, zwłaszcza
chłopaki-ładne dziewczyny- okładali po nogach gałęziami jałowca)
kadykiem)))Oj nie raz uciekałam)))Takie chlaśnięcie kadykiem po nogach to
nieźle boli!
I tu sprytnie przemyciłaś informację, że jesteś ładna! :)
Absolutnie i serdecznie tego nienawidzę. Moi teściowie kultywowali ten zwyczaj... no bycie "dyngowaną" gałęzią jałowca o 5 rano w łóżku jest średnio zabawne. Od dość dawna nie jeździmy tam ani w drugie święto, ani tym bardziej na noc.
Broń Boże nie mów głośno, że to zwyczaj niemiecki... mój mąż twierdzi, że na Kaszubach wszystkie zwyczaje kaszubskie (jakby Niemcy w życiu tu stopy nie postawili...) i niech mu będzie :D
Heheh, jak byłam nastolatką, też raz tatko wpuścił kadykowców do domu, jak ja jeszcze spałam))Zwiałam na strych , a drzwi zabarykadowałam))
Ale pamietam też z dzieciństwa, jak przy sniadanku w drugi dzień świąt. Dziadkowie, wujowie elegancko wystrojeni skrapiali wszystkie panie odrobiną perfum(czasem to były ruskie "duchi"))) i całowali w rączkę. Nawet nastolatki. Ja się nie łapałam na to, bo zbyt mala byłam(( Do dziś żałuję.
Pamietam jak babcia, zawsze w lany poniedzialek brala wlasnie butelke perfum, zdaje sie marki ''Derby'' i kazdego pokropila, dla tradycji. Natomiast babcia nie znosila jak sie lalo woda.Dlaczego? Otoz my jako dzieciaki, to nie poprzestawalismy na jakies tam gumowej gruszce, tylko to byly ogromne plastikowe butelki a nawet wiadra z woda, lane na glowy chlopakow z balkonu, gdy Ci stali i grzecznie dzwonili do drzwi zapytac sie o dziewczynki ;))) Bylo duzo smiechu, zabawy i piskow. Niestety babcia tego nie doceniala, caly czas tylko lapala sie za glowe i patrzyla jakie mokre sa schody, korytarz, pokoj a o podworku i ulicy to juz nie wspomne ;)
W zeszlym roku chcialam do tradycji wkrecic mojego kota i dostal troche wody z butelki ze ''sprayem'', jednak kot nie znal sie na tradycji, wkrecic sie nie dal , ale za to obrazil sie na pol roku ;)
A wracajac do zajaca, to zawsze na zajaca dostawalo sie slodycze, jakies czekoladowe zajaczki, kurki, baranki etc...
Jajka gotowalo sie glownie w cebuli a potem jeszcze malowalo, jak ktos mial ochote. My jako dzieciaki to zawsze mielismy ochote ;)))
Zrobilo sie troche wspominkowo :)))
Kota?!!!Wodą?!! Nic dziwnego, że się obraził. Każdy normalny kot by się obraził za taką zniewagę))) A babcia pamietała dawne czasy, kiedy tak sie skrapiało perfumami w dobrym towarzystwie, starszym)))Niestety te perfumy szły na stracenie więc kupowali najtańsze specjalnie do tego celu. Do dziś pamiętam stamtąd zapach perfumek konwaliowych...oooo reeeety!!!!!Waniałam potem z trzy dni nimi!!!Konwalijki...cholerka....
A ja miałam dwa koty które uwielbiały kąpiele wodne!!! Wręcz miały na tym punkcie obsesję. Moja Koza była specjalistką w łapaniu ryb w rzece.
Ja uwielbiam zapach konwalii . Właśnie moje wyłażą z ziemi.
A bo z konwaliami to jest podobnie, jak z zachodem słońca. W naturze to jest piękne, ale sztuczne: w butelce, czy na fotce, czy obrazku-to już kicz. Ja też uwielbiam zapach kwiatów konwalii. Kojarzą mi się z "Dniem Matki". Zawsze za uciułane grosiki kupowałam je mamie i radośnie przynosiłam w ten dzień. Do dziś je wożę tego dnia na cmentarz. Kwiat konwalii to prawdziwe naturalne dzieło sztuki- takie pachnące dzwoneczki)). Ale sztuczne perfumy konwaliowe.... o rety)))
Oj tam oj tam, zaledwie pare kropel wody spadlo na kotka siersc przepiekna a ten sie obrazil na dluuugi czas. Musze stwierdzic,ze moj kot nie ma za grosz poczucia humoru ;))) Ale za to jak czasami popryskuje kota sasiada, ktory wchodzi na nasz ogrod i zaczepki szuka, to moj kotecek grzecznie czeka, az ja wyplosze wroga woda a jak ten ucieka, to wtedy moj bohaterski kot, goni intruza, ze hej! Taki jest gieroj i bohater ;)))
Ja oprócz tzw "cebulaka" nie uznaję żadnych innych form malowania jajek. Jak się je potem posmaruje olejem to są takie piękne, błyszczące, tradycyjne! Jak byłam mniejsza, bylo jakoś jakby więcej czasu. Teraz nie wiem czemu, ale czas sie skurczył)))Wtedy braliśmy patyczek z wbitą szpileczką, roztopiony wosk i malowaliśmy przed "cebulakiem" jajka w takie ozdobne esy-floresy.Taka pisanka była cudna!!!