Biszkopty upiec według sprawdzonego przepisu na blaszce 25/40.
Krem chałwowy:
1/2 szklanki mleka zagotować z cukrem waniliowym. Żółtka, mąkę i 1/2 szklanki mleka zmiksować, wlewać powoli na gotujące się mleko - ciągle mieszając. Ugotowany budyń zestawić z ognia , do gorącego budyniu wkruszyć chałwę - mieszać do całkowitego rozpuszczenia chałwy ( chałwę najlepiej rozkruszyć wcześniej). Budyń przykryć i odstawić do ostygnięcia.
Masło utrzeć ( ja robię to ręcznie w makutrze), do masła dodawać po łyżce wystudzony budyń i ucierać, ucierać, ucierać..........
Chałwę kupuję w sklepie Ellea - 500 g za ok. 8 zł, dzielę na pół i już jest na następny raz, nawet po 2 -3 miesiącach.
Krem czekoladowy:
Czekoladę zmrozić i zetrzec na tarce o dużych oczkach.
Jajka ubić z cukrem na parze na puszystą, gęstą masę. Ja robię to ręcznie i nie wiem czy można mikserem, bo zawsze ubijam ręcznie ( wyprzedzam ewentualne pytania).
Ubitą masę zestawić z naczynia z wodą, wsypać startą czekoladę - wymieszać, wsypać kakao - mieszać aż się rozpuści i masa będzie jednolita. Przykryć i odstawić do wystudzenia.
Masło utrzeć, do masła dodawać po łyżce masę czekoladową.
Na biszkopt wyłożyć krem chałwowy, na krem rozłożyć bezy (należy je lekko wcisnąć w krem), na bezy - krem czekoladowy, na krem - biszkopt. Ozdobić polewą.
Ciasto jest drogie, słodkie, pracochłonne, ale warto - robi furorę wśród gości ( bynajmniej moich). Najlepsze na drugi dzień jak bezy trochę zmiękną.
Przepis podobno pochodzi z książki siostry Anastazji - oryginału nie widziałam.