Przygotowania na ostatniej prostej. Wielki dzień - 28. lipca. Towarzyszy mi mieszanina wielkiej radości, zniecierpliwienia i odrobiny niepokoju (jak to? ja wychodzę za mąż? już? o rany! :D) pozdrawiam!
Dziękuję! To jedne z najładniejszych życzeń, jakie czytałam :)
dziękuję za ten komentarz i za szczegółowe opisanie swojej historii. Wiele jest możliwości, tyle ile ludzkich doświadczeń. Wiem, że mamy różne opcje :-) pozdrawiam najseredczniej
dzięki! wiedziałam, że jest więcej władców czasu :D
czy kupię gdzieś teraz rabarbar czy pojawia się on później?
poprzedni komentarz napisałam chyba po kaukazku :)))) mam nadzieję, że sens jest jasny. Po prostu tak mnie te sernikowe oszczerstwa wzburzyły :P pozdrawiam!!!
no ładnie! ja tu takie poważne sprawy roztrząsam, a Wy tylko o serniku ;))) oto dowód, że tylko na taki płaski wyszedł na zdjęciu, a o smaku to bym Wam już mój narzeczony opowiedzieć, ale on z tych małomównych w towarzystwie:
dziękuję za te mądre i osobiste komentarze
i co sobie myślicie o tych własnych podobieństwach genealogicznych? przerażają czy rozczulają?
Rzeczywiście, fakt z tym buziakiem... Ukochany ma bardzo rygorystyczne procedury epidemiologiczne ;) tylko jakoś tak się zawsze składa, że ja sobie inaczej wyobrażam pomoc, jakiej mógłby mi udzielić, a on zupełnie coś innego proponuje... A może powinnam brać co dają? :))))
ha! jedna i druga sytuacja ma swoje zalety i wady, uroki i stresy, niedogodności. Chyba chodzi o to, żeby się na coś zgodzić, wytłumaczyć sobie, dlaczego wybieramy właśnie tak. I na cudzym i na własnym da się żyć :-) pytanie tylko, czy mamy czuć się przegrani bo nie galopujemy do kupna? zaznaczam - dzisiaj!
o to mi właśnie chodzi, o szczere przedstawienie sytuacji, powiedzenie bywało ciężko, ale warto było, a nie tylko opowieści, jak to cudownie na swoim, jakby to "swoje" z nieba spadło. Dziękuję Wam za to, czytam z zainteresowaniem!
Wróbelku - przykra sytuacja. Też chcieliśmy niewielkie wesele, rozrosło się za naszym przyzwoleniem. Nie chcę się zastanawiać, ile w tym naszej woli, ile kompromisu. Trzeba było spakować świadków do samolotu i pobrać się w Rzymie o poranku, a resztę tylko potem zawiadomić :)))
Bardzo to ciekawe, co piszecie. O nadziei na porzucenie etatu (oby mnie nie opuściła) i o pracy na swoim. No właśnie ta obrzydliwa etykietka "kobieta sukcesu"... co to jest sukces? życie na poziomie? rodzina? stopnie awansu? ważne chyba, żeby się po prostu nie męczyć. tyle i aż tyle. A bycie gospodynią domową, to coś co mi się czasem marzy, wyobrażam sobie siebie pracującą tylko w ten sposób :) nie wiem ile bym wytrzymała... W głowie mogę rozważać różne scenariusze ;-)
Nie kusiła Cię nigdy zmiana pracy? Ja lubię o tym myśleć :) myśleć, że nie jestem skazana, uzależniona. Jeszcze nie wiem, co zrobię z tym myśleniem. Może nic? Ale to zbyt ważne, żeby udawać, że nie ma tematu