Będąc dzieckiem, kiedy spędzałam czas u babci na wakacjach zazdrościłam innym dzieciom, że kupują sobie w sklepie oranżadę. Bo u babci zawsze były soczki i kompoty domowej roboty. Zwłaszcza z porzeczek - nie lubiłam ich zbierać - liście drapały, nogi w pokrzywach swędziały, no w ogóle rozpacz. Z biegiem lat człowiek zaczyna tęsknić do tych podrapanych rąk i nóg, do porzeczek i takiego lata pachnącego lobelią, dziką różą, chłodną piwnicą i sokiem z porzeczek. Ciocia przywiozła mi przedwczoraj porzeczki - całe wiaderko. Cóż mogę powiedzieć... cudownie......
Ubić pianę z białka 6 jaj z sodą. Stopniowo dodawać ½ szklanki cukru-pudru, ubić na sztywną pianę. Przesiać pozostały cukier-puder z mąką i solą. W dużej misce zmieszać żółtka (9 sztuk - łącznie z 3 dodatkowymi), sok i skórkę z cytryny. Dodać do tej mieszaniny sypkie składniki i wymieszać mikserem na gęstą, jednolitą masę (ok. 2 min). Przełożyć do miski z ciastem 1/3 piany z białek i delikatnie wymieszać na najniższych obrotach mikserem. Dodać resztę piany, dokładnie wymieszać.
Blachę posmarować tłuszczem (ja użyłam dużej blachy - ciasto było cieniutkie), ciasto wylać na blachę i włożyć do nagrzanego do 170 st. celcjusza piekarnika. Piec 30 minut bez otwierania piekarnika.
W międzyczasie ubić pianę z 3 pozostałych białek i cukru na sztywno. Wymieszać delikatnie z porzeczkami.
Po 30 minutach pieczenia ciasta wyjąć blachę z piekarnika - piekarnika nie wyłączać w tym czasie - i szybko wyłożyć na wierzch pianę z porzeczkami. Rozłożyć równomiernie. Włożyć blachę z powrotem do piekarnika na ok. 20 minut - beza może być nieco zrumieniona.
Posypać lekko uprażonymi płatkami migdałów.
Uwagi:
Porzeczki to, jak wiemy, bardzo mokre owoce więc mieszać należy je bardzo ostrożnie. Nie warto też dawać ich zbyt dużo - żeby nie rozmoczyły bezy.