Żółtka odzielić od białek i wrzucić na wrzątek z dodatkiem octu, gotować ok. 10 min. Odsączyć i ostudzić na sitku i przez nie przetrzeć. Dodać do mąki i pozostałych składników siekać szybko jak kruche ciasto. Schłodzić, potem rozwałkować na ok 3-4 mm wycinać kółeczka im mniejsze tym ładniejsze ale praca dłuższa. Ja mam foremkę o średnicy ok. 2,5 cm.
Jak ciasto będzie sie schładzac, trzeba zrobić lukier, 2 białka ucierać z cukrem pudrem, wprawdzie można to zrobić mikserem, ale wersja bardziej pracochłonna to ucieranie łyżką w misce daje lepszy efekt, bo nie chodzi o spienienie białka tylko uzyskanie gęstej białek pomadki.
Teraz po wycięciu kółeczek, każde smarujemy lukrem i na blachę wyłożoną najlepiej papierem do pieczenia. Piec w zależności od piekarnika, na lekko złoty kolor. Ideałem są ciasteczka w jasno złotym kolorze z prawie białym lukrem.
Ale to nie koniec zabawy! Trzeba teraz, najlepiej własną domową kwaśną marmoladę, (te ze sklepu są za słodkie) rozetrzeć widelcem w miseczce na gładką masę i smarować upieczone ciasteczka - sklejając po 2.
Ciasto jest bardzo delikatne i kruche, więc robota koronkowa.
WARTO! znikają w zawrotnym tempie.
Jestem już babcia-emertyka, ale zawsze wspominam mojego Tate, który twierdził, że po jednym to jeszcze nie czuje smaku.
Niestety nie mam zdjęć, ale jak upiekę te ciasteczka to obiecuję zrobić fotki.