Posiekaną w kostkę cebulkę smażymy na tłuszczyku jakim nie bądź - wykwintnie dla podniebienia jest na masełku. Kiedy jest już szklista dodajemy pokrojoną w bardzo drobniutką kosteczkę wędlinę i również chwilę dusimy. Następnie dodajemy śmietanę i mieszając jeszcze przez chwilkę poddajemy obróbce cieplnej. Następnie dodajemy ziółko - osobiście robiłam z bazylią bo zbrakło mi oregano - jakieś dwie łyżeczki max. I delikatnie doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Powstaje sos łagodny w smaku ale jego główną nutą aromatyczną ma być zioło.
Gotujemy makaron (dowolność form - najlepsza wstążka), i odcedzony i przelany zimną wodą ładujemy do sosu. Proporcje ustalamy dość dowolnie ale na kilka wykonań wniosek jest jeden - makaron ma być oblepiony sosem a nie w nim pływać, nie powinno go również być za mało bo zniknie efekt dla podniebienia.
Taki wybabrany w sosie makaron przekładamy do naczynia lub blachy i posypujemy startym żółtym serem. Zapiekamy tylko tyle, aż ser się roztopi. Nie powinien się rumienić bo makaron obeschnie. I to by było na tyle. Smacznego :-)
ps. z czystego lenistwa nie zapiekam... chyba jeszcze lepsze niż zapiekane ;-)