Dokładnie tak ![]()
Pamiętam, że nie jadasz czekolady, ale u nas wszyscy odrobinkę zakręceni na jej punkcie.
Wczoraj urzekło nas bardzo proste danie - kakaowy makaron z twarogiem, sosem czekoladowym i wiśniami - reakcje na widok talerzy z porcjami były skrajnie różne - młode pokolenie "Taaaakkkkk!", duże pokolenie "No nie wiem..." Po konsumpcji jednak przyjęli wspólny front "Są dokładki?"
To z okazji dzisiejszego święta? Podobno dzień czekolady dzisiaj
Zmieniaj, zmieniaj, przecież masz całą paszcze a nie tylko zęby
No to może zmienić - jeszcze się da - dopiero co wstawione :D Też mi podpasował ten pomysł Ekkore :)
Paszczaki, ahaha. Ale się uśmiałam, ta nazwa świetnie pasuje do tych zabawnych ciasteczek))
Paszczaki! Masz rację - super nazwa dla nich :D
Powinny się paszcze nazywać. Albo jeszcze lepiej paszczaki. Super sympatyczne mordki. ..
Są naprawdę smaczne. Trzeba tylko ostrożnie je smażyć, są dość wymagające podczas odwracania na drugą stronę - delikatne i łatwo je uszkodzić. Ale czasem lepiej ostrożniej odwracać i zdejmować z patelni i delektować się konsystencją - miękkie, odrobinę kruszące się, pycha. Kto koniecznie musi takiego kotleta wziąć w łapę, może zamiast jajek przepiórczych użyć jednego kurzego i dosypać nieco bułki tartej. Też dobre :)
Przepis do wyopróbowania, brzmi smakowicie, dzięki ;)
Trochę rozumiem to uzależnienie od czekolady Amer. - sama najchętniej każdego dnia pochłaniałabym szarlotki, zapiekanki ryżowe z jabłkami i śmietaną, wcinałabym jabłka na surowo i śliwki w ilości hurtowej. Nie sądzę jednak, że mój organizm tego właśnie pragnie. Wprost przeciwnie. Więc... piekę i dzielę się grzecznie z innymi :D
A czekolada niestety też znów mi chodzi po głowie. W planach obiad z kakaowego makaronu, z twarożkiem śmietankowym, sosem wiśniowym i polewą z czekolady, o!
Myślę, że jest to zależność łączona - organizm sam się broni, starając się wyeliminować to co mu szkodzi. W Ameryce ciężko - bo ukochane tubylców to czekolada właśnie (wszelkie brownie i torty czekoladowe z kremem czekoladowym, jakby komu było mało) i masło z orzeszków ziemnych (na które mam uczulenie również - ale tylko na masło, bo orzeszki zjadam bez niczego, po maśle usta robią się bardzo seksowne - zachciało mi się spróbować w czym Amerykanie tak gustują...
Oj współczuję. W sumie całe szczęście, że nie lubisz czekolady :)
A jednak można. Nie przepadam.
Nie czekolada jest alergenem a kakao. Pół tabliczki gorzkiej czekolady może zabić alergika. W moim przypadku kostka jest za dużo. Paradoksalnie im wyrób bardziej czekoladopodobny, tym bardziej tolerowalny, mniejsze stężenie kakao.
Amerykańskiej czekolady staram się nie jeść, bo nawet mleczna powoduje drapanie w gardle.
Najlepsze są wyroby w polewie, stężenie na tyle małe, że bez efektów ubocznych.
Dziękuję, zrobię i powiem jak smakowało. Wiesz, takie właśnie przaśne, proste jedzonko jest najsmaczniejsze, mimo smakowania różnych, wymyślnych fidrygałek z ochotą wraca się do domowego jedzonka.
O, o najważniejszym nie napisałam, czyli o tym, że staram się miód dodawać na końcu, najlepiej nie do zupełnie wrzącego sosu, żeby nie utracić wszystkich właściwości miodu (choć wiadomo, że i tak poddany obróbce cieplnej nie będzie tym samym zdrowym miodem co wcześniej, tylko dodatkiem smakowym).
Bardzo lubię ten przepis, jest strasznie prosty, taki przaśny, tani. Proste chałupowe smaki. Wszyscy jedzą, nikt nie narzeka, ciężko coś popsuć. Przyprawia się "na oko", "na smaka", i zawsze się udaje :)