pyszota - zawsze wychodzi
ja to robię tak: nastawiam czajnik wody na herbatę i gdy się zagotuje zalewam rodzynki wrzątkiem i odstawiam do ostygnięcia.
Równolegle wsypuję mak do średniego garnka zalewam wodą i czekam aż zacznie wrzeć. Odstawiam i studzę - a jak mnie łakomstwo przyciśnie to nawet nie.
Jestem szczęśliwym posiadaczem elektrycznej maszynki do mięsa i dzięki temu
całość pracy zajmuje dokladnie tyle ile się nagrzewa piekarnik (180st).
Trzeba odsączyć mak i zemleć 2 razy dodając połowę cukru do pierwszego mielenia. I tu uwaga - nie wszyscy lubią kawałki orzechów włoskich w cieście. Można je zemleć dodając partiami do drugiego mielenia. Do już zmielonego maku dodajemy zapach, orzechy i odsączone rodzynki. 1/2 roboty z głowy.
Teraz ciasto - ja używam zwyklego robota z końcówkami do bitej śmietany i z oryginalnym pojemnikiem. Bo tak jest szybciej. Wsypuję resztę cukru, dodaję po kawałku margaryny. Raz zapomniałem rozmrozić ale też wyszło tylko robot się buntował. Gdy już robot nie wyrabia dodaję po jednym jajku i tak do 10 i całej margaryny. Potem dodaję mąkę, mąkę ziemniaczaną i proszek do pieczenia.
Powstaje średnio gęsta masa. Mieszamy to dobrze z makiem i gotowe. Masa jest szara i wygląda jak wygląda. Wlewamy to na blachę wysmarowaną tluszczem i obsypaną tartą bułką. Wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 35 min. Ja dopiekam sam dół jeszcze ok 10 min. I teraz najważniejsze. Należy piec ten makowiec tak aby nikt nie widział - bo najlepszy jest na drugi dzień. U mnie tego najlepszego zostaje 1/4 bo zżeramy wcześniej.