ja na uparte naklejki używam sprayu do usuwania naklejek. pomysł od ślubnego z pracy - używali do usuwania tabliczek znamionowych. Potem myśmy używali do usuwania cenowych naklejek z książek i gazet - z tych co pochodziły ze zwrotów. No i zaadaptowałam do wszelkich upierdliwych naklejek.
Kupowaliśmy w lidlu, nawet zabrałam ze sobą do Stanów
Tego majonezu nie jest dużo, zawsze go można zastąpić jogurtem - chodzi o to, aby sałatka była lekko omiziana a nie pływała w sosie.
Odpowiem po amerykańsku - bekon dobry do wszystkiego..heheee. Ja tą sałatkę pierwszy raz jadłam jakiś miesiąc temu z kawałkiem. Najpierw grzecznościowo (surowy brokuł nie przeszedł mi nigdy przez gardło, do tego boczek na słodko - kto to widział), a potem opędzlowałam prawie całą miskę. W domu zrobiłam po swojemu - dodając ser, ostrości i orzechy. Przy kolejnym wykonaniu zapisałam przepis - bo z pamięcią to różnie bywa.
Mnie samej to połączenie pasuje, zdecydowanie bardziej w mojej pikantno-słodkiej wersji niż w tradycyjnej, w kierunki słodkości od rodzynek i żurawiny (ale ta też może być). Jak nie spróbujesz nie dowiesz się. Często pojedyncze składniki, pozornie nie pasujące do siebie, nielubiane przez nas w komplecie dają zaskakująco rewelacyjny rezultat smakowy.
Zgapione, upieczone. Z borówką. Proste i pyszne. Polecam !!!!
Biała mąką była zawsze - mówię o naszych dawnych czasach a nie nie wiadomo kiedy w historii. To białe pieczywo było nobilitowane - a ciemne to chłopskie, dla plebsu. To samo z cukrem - biały był oznaką jakiegoś statusu społecznego, ciemny - to jak już na nic nie było stać (tutaj akurat cofnęłam ciut dalej w historii, bo dla mnie to cukier na kartki był, przez chyba 20 lat mego życia).
Tyle, że cały czas mąka była mąką a cukier cukrem i żadne "ekologiczne" czy "Organic" nie były potrzebne.
ja tam mieszałam. No ale dałam ryż do zimnej ody - przez co trochę czasy mi się rozjechały (no i mocno się rozkleił). Ale na przyszłość najpierw zagotuję wodę z wszelkimi przyprawami, potem dodam ryż - wtedy zniknie problem mieszania. Albo ugotuję sam ryż, przyprawy na patelnię i wszystko razem podsmażyć.
Zrobiłam dzisiaj na obiad. Ryż basmati.
Co prawda trochę przekocykowałam - i mocno się rozkleił. Nawet miałam wyrzucić - ale syn mówi, że jest Ok. No to poszedł na talerze.
Pyszny, lekko ostry - potem podjadałam jeszcze z garnka.
Następnym razem zrobię z ryżu brązowego albo dzikiego - zobaczymy co wyjdzie.
A mnie się wydaje, że to nie cukier i mąka są głównym problemem. Kiedyś ciasto było na stałe w domu, dzieci jadły cukierki, landrynki, irysy, tofi - i z całą pewnością miały zdrowsze zęby niż teraz. A nie raz się i cukier łyżeczką z cukiernicy jadło (o kostkach nie wspomnę)
Ale brak ruchu - bo zamiast wybiegać nadmiar kalorii - zasiadamy na kanapie, przed telewizorem, komputerem czy w fotelu samochodu. To raz.
A dwa - dzisiaj cukier nie jest cukrem, a mąka mąką - zawierają inne składniki - żeby było tanio. i to one są problemem.
Ale czemu? Generalnie mrożone są najprostsze w obsłudze, już nie mają cudnych oczek, których trzeba się pozbyć. Co mnie przerasta. Ja najbardziej lubię gotowane, bo najprościej pozbyć się ogonkow, po rozmrozeniu same schodzą, ze surowych trzeba odkrajac. Surowe to na grilla tylko, w mieszankach z czymś gotowane.
Ja swojego czasu i owszem (urok pracy - KFC albo Mc donald, bo co to za wycieczka szkolna bez tego). W Stanach jeszcze nie byłam, a MCD tylko na lodach.
Ja nie lubię panierki, najchętniej bym ją oskubała (w KFC obierałam kurczaka, gdy nie trzymała się mięsa) - dlatego staram się ją zastąpić, gdy tylko mogę parmezanem właśnie (bo jest słabo topliwy). Niestety nie da się zrobić z samego parmezanu - bo nie trzyma formy do końca (jednak jest serem i się topi), szczególnie, gdy wnętrze jest miękkie. Albo nie panierować i nie smażyć (piec w piekarniku, dusić albo grilować).
Na pewno będę wracać do tego dania...
Zrobione, zjedzone... Bez zasalania to raz. W wersji na odwrót - czyli ser pomiędzy cukinie. mozzarella (bo robiłam z pamięci - i wydawało mi się, że tak miało być). W panierce parmezanowej, wymieszanej z odrobiną bułki tartej. Upieczone w piekarniku - aby uzyskać chrupiącą skorupkę, z obu stron pryskam olejem w sprayu.
Pycha, pycha, pycha. Co prawda zdecydowanie dłużej się panieruje niż zjada. Ale warto...
No i jeszcze jedno - u mnie nie były leśne jagody tylko hodowlana borówka amerykańska.
Nie ujmując pyszności ciasta - z jagodami jest ciut suche. Jakby nie było nie jest to soczysty owoc, może podwójna warstwa na przyszłość? Ale wiórki kokosowe pasują jak najbardziej - i mówi to przeciwniczka kokosa, przy czym tutejsze są dużo bardziej aromatyczne niż polskie.
W każdym razie już nie mogę doczekać się żurawiny - bo to będzie hit nad hitami. I zazdroszczę porzeczki, agrestu czy rabarbaru. Oryginalne truskawki to niestety nie moja bajka - tylko świeże, w ostateczności pod galaretką.
Zrobione, spróbowane jeszcze na ciepło. U mnie z jagodami.. wzbogacone wiórkami kokosowymi pod kruszonkę.
Powiem krótko - pycha. Środek puchaty, bardziej biszkopt przypominający niż ciasto ucierane.
Co prawda moje 180 stopni (360 F) jest mniej niż w Polsce, ale dopiekłam 10 minut i było OK.
No i robota żadna...