Nie obiecuję, bo ileż można pisać o Jarmarku Dominikańskim, ale postaram się. Oczywiście, jeśli w danym terminie będę na miejscu :)
To fajnie,że jarmark idzie ku lepszemu i gdzieś za te 2-3 lata już będzie inaczej,lepiej..przy okazji zwiedzę Gdańsk. Kilometrów od lubuskiego mam sporo,ale co tam,chcę i już. Widziałam w programie jarmarku,też sporo przedstawień dla dzieci,co moim dziewczynkom - jak najbardziej by się spodobało. Dla mnie radochą będzie cała gama ceramiki,przypraw,staroci i innych cudacznych przedmiotów...
Bardzo bym się ucieszyła,jakbym za rok ponowie poczytała od Was, co słychać na gdańskich uliczkach..)
Wkn, zgadzam się - Jarmark Dominikański zdaje się zmierzać ku lepszemu. Proporcje między tandetą a fajnym rękodziełem, starociami, wyrobami artystycznymi i swojskim jadłem zdecydowanie zmieniły sie w tym roku na plus (oczywiście wyelimniować tandety się nie da i nawet wcale nie trzeba, bo to jarmark w koińcu - kolorowo, papierowo albo i plastikowo tez musi być). Byłam w zeszłym roku i byłam w tym - i rzeczywiscie w mojej opinii - pojawia sie coraz więcej rzeczy fajnych, unikatowych, podoba mi sie też więcej miejsca dla staroci.
Ja widzę jeden poważny problem - ceny są zabójcze. I to ceny wszystkiego. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje: czy to z powodu wysokich cen, jakie sprzedawcy płacą za stoiska, czy to po prostu polska mentalność - wydusić z klienta ile się da - i tak kupi. Nie wiem. To kłóci się trochę z ideą jarmarku, na którym powinny się znależć raz rzeczy unikatowe (których nie mozna kupić gdzie indziej), a dwa - okazje (w każdym razie ja tak to rozumiem). A tu - ceny staroci obłędne, swojskiego jadła nie lepsze i ogólnie - drogo jak cholera.
Ja w tym roku kupiłam oscypkiu (ha ha, jak zwykle), chlebek na liściu chrzanu pieczony i trochę innego śmiesznego pieczywa, austriacki parmezan, za który zaplaciłam majątek (ale potem odkrajaliśmy sobie codziennie po kawałku i zajadalismy się z rozkoszą, mając jednocześnie istotny pretekst do napicia się wina) i jakieś tam jeszcze drobiazgi. Znalazłam też świetną ręcznie robiooną biżuterię, ale niestety (albo i stety), kiedy chciałam po nią wrócić rozpętała się taka burza, że zrezygnowałam.
Co roku obiecywałam sobie, że już więcej na jarmark się nie wybiore i kropka. Bo dzikie tłumy ludzi, bo tandeta, bo wreszcie drogo i zawsze kasę bez sensu się wydaje. I oczywiście zawsze znowu dawałam się namówic na kolejny jarmark. W tym roku - po raz pierwszy od czasów dzieciństwa nie wróciłam do domu kompletnie zawiedziona. I chyba pojadę w przyszłym roku![]()
ulla*, jeśli Jarmark będzie powolutku szedł w tę lepszą jakościową stronę, w którą wyruszył w 2011 roku, może się okazać, że wizyta za 2-3 lata będzie dobrym pomysłem. Tego Ci życzę, abyś zobaczyła tę tradycyjną gdańską imprezę w latach świetności, a nie apogeum tandety, jak to było zaledwie kilka lat temu :)
Wkn,dzięki za coroczne relacje i zdjęcia! Dzięki nim wiem,co oglądacie,co kupujecie,czuje się ten klimat.Zawsze z uwagą śledzę,jak się ma jarmark. Bardzo bym chciała kiedyś pojawić się na jarmarku i w ogóle w Gdańsku. Koniecznie! W tym roku się nie udało,może za rok,dwa,auuu! Pozdrawiam.
Zrobiłam i szczerze polecam. Pyszna. Ja dodałam jeszcze ciut musztardy dla ostrzejszego smaku i odrobinę koperku, bo brakowało mi zielonego koloru.
Może, może, jak najbardziej można zamiast winogronowego użyć octu balsamicznego. Jest bardziej aromatyczny, nie każdy go lubi, ale jest często używany do sałatek z pomidórów i mozarelli - powinien pasować.
Czy zamiast octu winogronowego może być balsamiczny?
taki ser robiłam nawet kiedyś sama w domu, jak mieliśmy krowę i nadmiar mleka, u mnie jest popularny i dostępny, bo pochodzę z Podlasia, z tej części bliżej Korycina, Janowa i innych wsi, gdzie jest wyrabiany
newa, tego jeszcze nie próbowałam, ale koniecznie muszę. Niestety sera korycińskiego zawsze kupię ociupinkę za dużo - tak go lubię, że nie mogę się powstrzymać i jednego rodzaju, dokupuję klinek kolejnego, a potem jeszcze jednego. No i okazuje się, że bez zaproszenia gości, nie da się wszystkiego zjeść w ciągu dwóch dni :)
ser koryciński rewelacyjnie sie topi, wiec niezuzyty nadmiar, który już trochę wysechł tarkuje na tarce i zamrażam, jak znalazł do pizzy, zapiekanek a nawet sałatek z tartym serem
A ja najbardziej do samodzielnego pogryzania lubię ten z orzechami. Pyszny jest też z czarnuszką, pięknie wygląda w sałatkach i jest bardzo smaczny. Naturalny, a może śmietankowy... (mylę je, jeden jest moczony w solance, a drugi nie - i ten niesłony pasuje do miodu). Dobry z kminkiem. Natomiast nie smakuje mi wersja z ziołami prowansalskimi :/
Sery Korycińskie bywają nierówne pod względem smaku i jakości - ale tak już ich natura. Kupując, trzeba wybierać takie ze świeżej dostawy, z dopiero co rozkrojonej wielkiej serwoej gomuły. I kupować tyle, ile damy radę zjeść w ciągu 2 dni - szybko się starzeją, a wyrzucać naprawdę szkoda.
Odnoszę wrażenie, że późną jesienią, zimą i chłodną wiosną są najsmaczniejsze - wysoka temperatura im nie służy, nawet jeśli leżakują w lodówkach.
mogę tylko żałować, że ser koryciński jest u mnie rarytasem, który ywa w sklepie raz na pół roku. Ale upodobała sobie ten z luczykiem. Pyyyyyyyyyszny jest
Masz rację ja też bym się nie odważyła. Jednak te wielkie bochny robią wrażenie. Nigdy nie byłam w Gdańsku jednak to miejsce jest piękne i takie z przeszłością.