Spokojnie. Zakwas to kwas - musi być kwaśny. To, że musuje, znaczy, że żyje. On rośnie tylko pierwsze kilka godzin po dokarmieniu, potem opada. Nie przejmuj się tym. Dopóki nie wyrosną mu zielone broda i wąsy wszystko jest w porządku. Czasami czarnieje, pachnąc przy tym acetonem- widok obrzydliwy, podejrzewam, że smak tez (nie przyszło mi do głowy próbować). Po kolejnym dokarmieniu wraca do normalnego, przyjemniejszego stanu. Albo i nie - zależy jaki ma humor. czasami pokrywa się burym kożuchem - to też stan normalny.
To specyficznego (czytaj paskudnego, okropnego, capiącego) zapachu zakwasu trzeba się przyzwyczaić, Nie są to fiołki i róże...Ale za to, za te niedogodności powala nas zapachem świeżo upieczonego chleba.
Ciasta nie robiłam - ale jadłam na rodzinnej uroczystości. i jak nie przepadam za smakiem kokosowym (czyli sama nie zwróciłabym uwagi na przepis), to w tym wypadku byłam miło zaskoczona. Na pewno sama zrobię go również.
Nie martw się - mój mąż ma podobnie. Nim spróbuje, do większości wkrapia hojną ręką piri piri (mnie jedna kropla luzem pali żywym ogniem, do dania jestem w stanie znieść trzy krople)
Nie mogłam się oprzeć zrobieniu zdjęcia. A przy okazji do czego można wykorzystać kufle do piwa...
Pycha. Wyszło od pierwszego razu. Drugi był mniej udany - ale wiem dlaczego. Musi być różnica temperatur pomiędzy mlekiem a kawą (o tym już ktoś pisał). Mleko nie może być wrzące (najpierw podgrzałam mleko a potem gorące spieniłam dyszą do piany z ekspresu) - inaczej warstwy się połączą, zostanie kawa z mlekiem z warstwą piany.
W każdym razie teraz spieniam zimne mleko dyszą od ekspresy, potem parzę kawę w ekspresie ciśnieniowym, nalewając ją do sosjerki (ma fajny dzióbek do przelewania potem po ściance szklanki. I nic się nie rozlewa).
Mała rzecz a jak cieszy...
A - dodałam jeszcze po kilka listków świeżej bazylii. Chyba nawet jeden widać na zdjęciu.
Smaka mi narobiłaś. Wyruszyłam na poszukiwanie sosy 1000 wysp - co jak się okazało - nie było łatwym zadaniem. Zrobiłam w wersjach - jednoosobowych, aby nie burzyć harmonii kompozycji przy nakładaniu. A i nowe naczynia do zapiekania należało wypróbować (oczywiście nie zapiekałam). Dodałam jeszcze czerwona paprykę. Efekt - pycha przeogromna. Jarek nawet miskę do czysta wylizał.
Dokładnie tak - bułka zostaje w postaci widocznej. Ja czasami robię z bułki suszonej (jak nie mamy świeżej, , wykorzystuję tą przeznaczoną na bułkę tartą) - wtedy, aby knedliki wyszły trzeba dać więcej mleka to raz, dłużej moczyć yo dwa - a i tak w trakcie wyrabiania zdarzają się grudki. Nie trzeba się tym przejmować - wszystko zmięknie w trakcie gotowania.
Jak przystało na ciasto francuskie (choć to nie jest ciasto francuskim zachowuje się dokładnie jak ono) rozwarstwia się i lekko sypie. natomiast przy krojeniu nigdy nie było problemów - krem doskonale wszystko łączy
Hmmm - cała moja teoria lega w gruzach. Ale nic to - tort jest na tyle ekscytujący (to chyba adekwatne określenie - gdy zamykając oczy widzi się tort i czuje jego smak), że spróbuję wykonać jakąś dyletancką podróbę. A w tym roku będą powody do uczczenia takim właśnie cudem
Lubczyku - a wiesz dlaczego tak wysoki typ mąki jest zalecany? 700 to w zasadzie już mąka chlebowa, 650 przeznaczana przeważnie na pierogi. Zawsze do biszkoptu należało używać jak najdelikatniejszej mąki - generalnie utarło się, że tortowa czyli 450
Katarzynko27 - pozwolę sobie odpowiedzieć za autorkę, bo akurat miałam taki przypadek. To nie to że coś źle zrobiłaś z chlebem. Papier przykleja się do chleba, gdy jest woskowany jednostronnie, a używając włożysz go woskowaną stroną do blachy - lub gdy masz papier złej jakości (kiedyś wywaliłam ze dwie rolki - bo chleb musiałam obierać z papieru).
Jeżeli idzie o poważne podejście do tematu - pieczeń nadaje się do jedzenia po wystudzeniu - kiedy cały tłuszcz się zwiąże. Jeżeli idzie o podejście humorystyczne - Przepis jest mojej teściowej - i z całą pewnością lepiej brzmi tak niż "pieczeń teściowej z boczku"
Nie - ale właśnie obawa, że ser żółty wypłynie (pleśniak jest zabezpieczony skorupką) powstrzymuje mnie od tego. I jeszcze świadomość kaloryczności dania - zawsze staram się smażyć na minimalnej ilości tłuszczu
Przepis nie jest mój - to przepis czeskiej gospodyni (ja go tylko przetłumaczyłam) - pisałam o tym w komentarzach. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego. I pewnie w wielu czeskich domach jest taki sam. A jeżeli wykorzystali konkretnie ten - to i tak musieli wykonać swoje zdjęcia (przynajmniej taka mam nadzieję).