Pomarańcze dokładnie umyć, sparzyć, osuszyć. Zetrzeć wierzchnią skórkę z jednego owocu, dodać do oliwy. Dolać do tego sos sojowy (4 łyżeczki), sos chili, ocet balsamiczny, olej sezamowy, sok z jednej pomarańczy i dodać połowę imbiru oraz 2 łyżeczki miodu. Wymieszać i taką mieszanką posmarować opłukane i osuszone ręcznikami papierowymi dzwonka łososia. Odstawić je na kilka godzin, najlepiej do lodówki i pod przykryciem. Dobrze co jakiś czas przewrócić kawałki ryby żeby równomiernie przeszły aromatami marynaty.
Dynię pozbawioną pestek i skórki kroimy w drobną kostkę. Gruszkę obieramy, usuwamy gniazdo nasienne, kroimy w podobną kostkę. Mieszamy z dynią i sokiem z drugiej pomarańczy. Dodajemy do tego resztę imbiru, posiekanego pora i drobno posiekane chili.
Dzwonka łososia lekko otrzepujemy z marynaty. Boki, od strony skóry, posypujemy sezamem i kładziemy na rozgrzaną patelnię. Ja smażyłam na teflonowej więc bez tłuszczu - trochę go przecież było w marynacie, ale na zwykłą można wlać 1 łyżkę. Łososia smażymy ok. 3-5 min. z jednej strony - przewracamy tylko raz i to delikatnie żeby ryba nam się nie rozpadła. Odkładamy na chwilę, pod przykryciem żeby ryba nie wystygła. Rozgrzewamy patelnię z 2-ma łyżeczkami oliwy. Dodajemy dynię, smażymy mieszając na ostrym ogniu 3-4 min. dodając do smaku trochę sosu sojowego, łyżeczkę miodu, trochę szafranu i papryki słodkiej. Dodajemy też resztę marynaty spod ryby. Dynia ma tylko stracić surowość, ale pozostać chrupiąca! Na koniec dodajemy czarnuszkę.
Podanie: Na talerze wykładamy porcje smażonej dyni, na to układamy łososia. Posypujemy drobno posiekaną natką pietruszki i ozdabiamy plasterkiem pomarańczy.
Ja pomyślałam :) Ale po przeczytania Twojego wstępu od razu skojarzyłam z dynią - babcia mówiła na dynię bania. A teraz odmeldowuję się sprawdzić, czy dobrze zgadłam, bo najpierw pospieszyłam zrobić wpis w komentarzach :)
doskonale zgadłaś! w wielu regionach na dynię mówi się właśnie bania :-)
hahaha! A ja pomyślała, że ten łosoś w jakimś sosie na bazie wina, lub czegos innego, ale koniecznie z akoholem Słyszałam, że na kogoś podpitego mówi się, że jest "na bani".