Niewiele trzeba zaczynu na te bułki, dlatego piekę je przy okazji pieczenia chleba graham. Dla tych, co mają już "starter" na zaczyn, nie będzie problemu rozmnożyć go w odpowiednich proporcjach. Istnieje wiele przepisów na zaczyn i o tym jest sporo w internecie. Wszystko zależy od tego, jaki rodzaj pieczywa chcemy upiec. Mój powstał z mąki żytniej typ 720. Potrzebowałam 500 g i przygotowałam go tradycyjnie w trzech fazach w plastikowej misce:
- 50 g "startera" (od 10 m-cy piekę chleb na tym samym zaczynie)
- 100 g mąki i 100 g wody cieplej (z kranu) mieszam o godz. 15.00
- 100 g mąki i 100 g wody ciepłej mieszam o godz. 21.00 (czyli po 6 h)
- 50 g mąki i 50 g wody ciepłej mieszam o godz. 6.00 rano (czyli po 9 h)
O godz. 9.00 (po 3 h) zaczynam wyrabiać chleb i bułki.
Do miski przesiać mąki (oprócz graham). Posolić i przyprawić kminkiem (uwielbiam, dlatego go dodaję, ale można ominąć). Rozpuścić drożdże w ciepłej wodzie i wlać je do 100 g zaczynu, wymieszać i dodać do mąk i znowu wymieszać. Będzie trochę opornie i wtedy dolać ciepłej wody (200 g), zagnieść ciasto. Będzie się trochę kleić. Niektórzy dolewają łyżkę oliwy i wtedy cisto lepiej odchodzi od miski, ja tak nie postępuję, ale oczywiście to nie zaszkodzi. Odstawić ciasto na 20 min i po tym czasie jeszcze raz porządnie zagnieść i odstawić do wyrastania (musi podwoić objętość). Aktualnie w domu nie jest za ciepło i trwało to trochę, bo zaczęłam robić bułki po 4 h. W cieplejszych okolicznościach ciasto powinno być gotowe po 2-3 h.
Zagnieść ponownie krótko ciasto i formować niewielkie bułki (jeszcze urosną) i układać je na papierze do pieczenia. Jeśli będą się kleić, to zwilżać dłonie wodą. Na koniec posmarować bułeczki wodą lub mlekiem. Patyczkiem do szaszłyka "dzielić" bułki na dwie połowy.
Wstawić do nagrzanego piekarnika na 210 stopni i piec 30 min.