Nazwa trochę głupiutka, ale składniki kojarzą się z Hiszpanią , Grecją lub Magrebem, a więc okręg morza śródziemnego. A prosta jest jak konstrukcja cepa. Ale do rzeczy:
Mieloną wołowinę rozgniatamy na stole (np. wałkiem) i posypujemu ziółkami. Duuuuuuużo, bardzo dużo. Niech to mięso będzie nimi czuć. Takie posypane ugniatamy, rozwałowujemy raz jeszcze i powtarzamy proces, aż wołowinka będzie równo obłożona bazylią, czosnkiem, czy czym tam jeszcze. Może być też tak, że dzielimy mięso na kilka sztuk i w każde wcieramy inne zioła.
Potem formułujemy kulki a w każdą z nich wrzucamy oliwkę. Kuleczki wrzucamy na patelnię (i po to nam oliwa - do smażenia).
W mędzy czasie możemy zagotować wodę, a kiedy zacznie wrzeć, zalejemy nią kus-kus (instrtukcja jest zawsze na każdej paczce). Wysypujemy go na talerzu. Niech czeka.
Gdy nasze kuleczki się już wysmarzą, zalewamy je sosem i kładziemy na talerzu na kus-kusie. Układamy na tytm jeszcze kawałki papryki dla ładnego wyglądu i odkorkowujemy wino.
Proste? Oczywiście, że tak. A przy okazji jakie smaczne...