Bardzo lubię tę zupę zimą, jest naprawdę sycąca i rozgrzewająca.
Słoninę kroimy na kosteczkę i przesmażamy, dodajemy pokrojoną cebulę. Kiedy się zeszkli wsypujemy 2 łyżki słodkiej papryki i od razu wrzucamy wołowinę, również pokrojoną w kostkę i oprószoną mąką. Ta wrzucona zimna wołowina obniży nam temperature i nie pozwoli przypalić się papryce. Początkowo mięso mieszamy, aby wszystkie kawałki utraciły krwisty kolor. Dodajemy ziele, liść, jałowiec. Zmniejszamy ogień i pozwalamy przez ok. 30-40 minut dusić się wołowinie we własnym sosie bez naszej obecności.
Następnie dorzucamy leczo, ostrą paprykę , przeciśnięty czosnek, dwie kostki mięsne oraz obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki i talarki marchewki. (Jeśli mamy świeżą, czy mrożoną paprykę to też kroimy/łamiemy ją w kostkę. Całość uzupełniamy wodą (ok. litra), dosalamy do smaku i gotujemy kolejne 40 minut, czasami troszkę dłużej (do miękkości mięsa).
Można dorzucić pod koniec gotowania kluseczki - zacierki lub makaron w postaci ziarenek ryżowych, ale nie jest to konieczne, bo zupa jest naprawdę gęsta, sycąca. Nadaje się zarówno na codzienny obiad, ciepłą kolację jak i na "coś ciepłego" na spotkaniu z przyjaciółmi. Podając można ozdobić ją kleksem śmietany i posypać pietruszką.
Celowo nie nazywam jej bograczem, by nie przyczepili się kulinarni puryści, że nie takie mięso, że absolutnie nie leczo itp, ale myślę, że ze spokojem mogę zaliczyć węgierskie pochodzenie tej zupie ;)
Smacznego