"Hm... zakalec Ci wyszedł z murzynka?" Znacie to?
I jak wytłumaczyć tradycjonalistom, że brownie takie ma być? Ciężkie, wilgotne, zbite i czekoladowe jak nic na świecie?
Piekarnik nastawić na temp. 170 st C.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej, ostudzić.
Tłuszcz i 200 g cukru pudru zmiksować, a następnie dodać 3 jajka - wbijając po jednym i dobrze miksując przed dodaniem kolejnego.
Wlać roztopioną czekoladę, dalej miksować. Potem dodać mąkę.
3/4 ciasta wyłożyć do blaszki.
W drugiej misce utrzeć ser, resztę cukru, dwa jajka i cukier waniliowy.
Wylać masę serową na masę czekoladową - może być nierównomiernie.
Na wierzch wyłożyć resztę masy czekoladowej i ułożyć owoce.
Piec 45-60 minut. Ciasto ma być trochę bardziej "upieczone" w stosunku do klasycznego brownie, które ma zwartą, "gliniastą" konsystencję.
Aby nie okazać się nieuczciwa, informuję, co właśnie odkryłam. Powyższy przepis, który otrzymałam dawno temu od koleżanki i zdążyłam lekko zmienić i włączyć do naszego menu, przed chwilą znalazłam na jednym z moich ulubionych blogów kulinarnych. Tamtejszy wpis pochodzi z początku 2008 roku, więc ma szanse być pierwowzorem tego, któy znam ja. Tym bardziej polecam :)