'' I cóż powiecie na to, że już się zbliża lato? ''
Czerwiec po deszczowym maju często dżdżysty w naszym kraju.
Czerwiec stały ,grudzień doskonały.
Czerwiec temu się zieleni, kto do pracy się nie leni.
Mokry czerwiec, chłodny maj -wszystkim gburom prawy raj.
Czerwiec gdy zagrzmi ,gdzie zorze zachodzą ,ryby się znacznie i obficie zrodzą.
Kawiarenkę czerwcową uważam za otwartą. Witam wszystkich serdecznie a nawet gorąco
Smakosiu wypoczywaj pięknie w słonecznej Grecji i w miarę możliwości racz nas fotkami
Agnieszka-goplana2
Witam czerwcowo i czwartkowo
Goplano! Niech Cię wyściskam za ten piękny początek Kawiarenki. Ślę ucałowania za dobre, urlopowe myśli...
jak dobrze, że się zdecydowałaś wystartować, bo dziwnie by jakoś było, prawda? Pusto trochę bez tej "kotwice" na WŻ.
Twoje zdjęcia oddają to, co mi w duszy gra i muszę uczciwie napisać, że tych naszych sielskich, polskich widoków pól, łąk i przestrzeni nic nie zastąpi. Kiedy widzę takie obrazki czuję jakąś łagodność, spokój i aż czuję zapach.
Ponoć dzieckiem zostaje się na zawsze, bo dusza tego pragnie, bo miłość rodziców jest dla nas najcenniejsza - więc pięknego dnia dla wszystkich "dużych" i "małych".
Wyjeżdżam w sobotę więc jeszcze jutro wpadnę
Miłego dnia
Jak mogłam nie wspomnieć o tym ważnym fakcie toż to dzisiaj Dzień Dziecka.
Masz rację ,każdy z nas gdzieś w środku pozostaje dzieckiem i zawsze będzie nim dla swoich rodziców. Wszystkiego więc najlepszego dla wszystkich dzieci, tych małych, tych większych i tych całkiem dorosłych
Witam w czerwcowej kawiarence. Choć maj jest najpiękniejszym miesiącem, to czerwiec też niczego sobie.
Kawiarenka pięknie otwarta przez Goplanę, od razu poczułam letni powiew, zapach letnich kwiatów, no i truskawek. Czerwiec zawsze kojarzy mi się z truskawkami, a poza tym młodymi ziemniaczkami z dużą ilością koperku. A Alman jak zwykle o jedzeniu...
Goplano, jesteś Wielka, jesteś prawdziwą Kierowniczką Kawiarenki, jesteś jak ... kapitan okrętu, kiedy coś nie styka, zawodzi - Ty jesteś. Zadbałaś w piękny sposób by kawiarenka nie musiała ogłaszać upadłości, ale nadal żyła swoim życiem. To się nazywa rzetelność, obowiązkowość i solidarność.
Szkoda, że już jestem emerytem, bo gdybym miała swój bank i była jego prezesem, to Ty byłabyś w nim dyrektorem zarządzającym, bo ja tak wyobrażam sobie właśnie pracownika banku - rzetelnego, obowiązkowego, a taką osobą jesteś, czemu dałaś dziś wyraz.
Wpadłam tylko żeby to napisać, bo zaraz wychodzę do lekarza /trzymajcie kciuki/, a myślałam już, że czerwcowej kawiarenki nie będzie, że ....
Tymczasem trzymajcie się zdrowo.
A ten bukiet dla Gospodyni czyli Agnieszki-Goplany2 /a czemu 2?/..
O jak milo i przytulnie robi sie w kawiarence.Tylko GDZIE to lato i odrobina sloneczka?13° w czerwcu to troche malo.
Basiu, zapraszam do Rzeszowa, słoneczko i 23 st. już, a co będzie w południe?
Już wychodzę, już mnie nie ma, bo pani dr nie poczeka.
U mnie ciepło, w granicach 25 stopni.
Co jak na czerwiec to jest chłodno.
I w prognozie na ocieplenie się nie zanosi.
Almanko kochana ,aż rumieńców dostałam czytając Twój wpis Dziękuję Ci bardzo. Po prostu kawiarenka musi działać ,nie wyobrażałam sobie ,że może być inaczej. Zatem wchodźcie, wpisujcie i opisujcie co tam u Was Kawa i ciasto zawsze mile widziane, a skoro dziś mamy święto ,miło je spędzić przy dobrym napoju i cieście. Zapraszam na ciasto z masą mascarpone i galaretką z truskawkami oraz kruche z jabłkami i budyniem
A czemu goplana2 ? bo samo ''Goplana'' system WŻ nie przyjmował ,nie mam pojęcia czemu, a, że nr 2 zawsze mi towarzyszył to dałam ''przydomek'' 2 do goplany i tak jestem z Wami prawie 9 lat
Jak fajnie się rozgościć w letniej atmosferze.
Wszystkiego najlepszego dzieciom maleńkim, małym, średnim i tym dużym, niech nam chęci do zabawy nie zabraknie.
Ledwie żyję, wczoraj byłam 13 godzin, w tym wizyta z Małym u lekarza (tata nie może dźwigać, a nie można z drugim dzieckiem, żebyśmy poszli razem). Przeziębienie pomieszane z alergią, dostał zyrtec, tata zaordynował od razu, akurat mieli w domu. I ciut pomogło, przespał więcej niż normalnie.
No ale nie należy oczekiwać cudów po jednym razie.
Mnie chyba dopada przeziębienie, zobaczymy czy tylko nadgryza, czy pokona mnie.
Zaraz sobie plukanie nosa solanka zaordynuje, a gardła wodą utleniona.
I damy radę.
Ciekawe czy to z pracy przywlekłam, że u nich kolejna runda chorowania się zaczyna.
Co na być to będzie.
Jak miło, jak zwykle u Agnieszki - goplany
I można znowu dzisiaj świętować kolejny Dzień Dziecka, nawet jak już nazywają nas babciami
Tak więc nam dzieciom ślę najlepsze życzenia zdrowia, powodzenia i marzeń spełnienia bo dla nich warto żyć ;)
Dobrze Cię widzieć Smosiu ,bo już myślałam, że o nas zapomniałaś
I pisz o wszystkim ,co z tego ,że już to czy tamto pisałaś, każdy dzień zawsze przynosi coś nowego, choćby inną pogodę, także wpadaj jak najczęściej
Aż taaakiej sklerozy to jeszcze nie mam
Dzięki, jak opędzę roślinki i domek wypucuję /zwłaszcza okna/ to siły odzyskam, humor i czas na wizyty w Kawiarence.
U mnie dziś bez obiadu ,bo od rana nie mamy wody. Dzwoniłam pytać co jest grane, a oni, że jakaś awaria i ,że niebawem włączą. Minęły 2 godziny od kiedy zadzwoniłam i dalej nawet kropli. Wzięłam więc mleko i ugotowałam na na nim zacierkę. Dawno nie robiłam więc zjedliśmy ze smakiem.
A u mnie wczorajszy kurczak, miałam zamrożone całe opakowanie, 3 sztuki, piersi na tacce, to zrobiłam wszystkie.
Choć po działaniach mojego męża spoko mogłam zrobić dwie.
Napisałam mu smsa - wyjmij kurczaka z zamrażarki, są trzy sztuki na tacce, połóż na talerz.
Wziął i położył kurczaka na talerz bez opakowania - oderwał od tacki i rozdzielił mięso. I zdziwiony, że to takie trudne.
Mogłam mu powiedzieć, żeby jedną pierś schował, ale wtedy nie pomyślałam, pod wrażeniem rozumienia poleceń.
Specjalnie napisałam, żeby położył na talerzu, bo ostatnio jak coś rozmrazal, położył na talerzu mikrofalówki, potem nie powycierał, użył do czegoś mikrofalówki, miałam wyzwanie to odszorowac.
U mnie mikrofalówka robi za komorę do rozmrażania bez prądu - ochrona przed kotami.
No i ta pierś wykorzystam do sałatki - będzie wariacja na temat cobb salad, z tego co mam w domu - może być ciężko z pomidorem.
Mam mikrofalówkę kilka dobrych lat ,ale powiem Ci, że jeszcze nie rozmrażałam. Sama nie wiem czemu, mam też rożen a też nic nie robiłam. Tylko podgrzewam. Muszę wypróbować to odtajanie. Powiedz ile czasu mniej więcej potrzeba by taką ''kość'' rozmrozić w mikrofali?
Ja wkładam wieczorem i wyciągam rano rozmrozone, bez użycia energii, hehehe.
Nie lubię żadnego przyspieszania, bo często ścina białko i przeszkadza mi to wizualnie.
Nam elektrownia psikusy odwala, wściekła jestem bo akurat zmywarka była włączona gdy 2gi raz wyłączyli prąd. Po chwili włączyli i skończyła program prawidłowo.
Teraz spokój na łączach, ale nerwy nadal trzymają.
Tyyle kasy biorą od nas, to powinni bardziej starać się.
Obiad mamy od wczoraj, ulga chociaż w tym jednym.
Umęczona jestem suszą i cięciem naszego buszu ogrodowego.
Na sobotę ogłosiłam strajk i niech każdy je co sobie kupi i lubi.
Byle przetrwać początek, niech kości odpoczną i odeśpię, po mojej 'orce na ugorze.
To tyle u mnie.
U Ciebie prąd ,a u mnie wody jak nie było tak nie ma. Normalnie nerw pomału zaczyna telepać. Jakby jeszcze w studni woda była to by się uciągnęło choćby do mycia,a tu na dole sama maź. Już w zeszłym roku coś zaczynała zanikać
Kupiłam ogórki na małosolne i miałam robić a tu zonk. Mam nadzieję, że koło o 18 już włączą, ale kto wie? Może dopiero jutro? Ech ,jak sobie pomyślę jak babcia codziennie do studni czerpać chodziła a prać do rzeki to mi trochę lżej. Ale tylko trochę
Piątek, piąteczek, piateluniek
Witam przedurlopowo - jupi! Odliczałam, odliczałam i wreszcie się doliczyłam Jutro ruszam w drogę. Jak będzie luzik czasowy, to oczywiście do Was zaglądnę.
Wczorajsze popołudnie spędziłam z rodzicami - świętowaliśmy Dzień Dziecka, a co! Ugotowałam pulpety w sosie koperkowym, do tego młode ziemniaki, potem truskawki, gałka loda, po lampce wina i koniec imprezy
W drodze do pracy pozapinałam wiatrówkę na wszystkie możliwe guziki, bo zimno jak nie wiem co. Jakieś szare to niebo i wiatr się zerwał.
Muszę dziś ogarnąć trochę trawnik przed wyjazdem, potem przyniosę walizkę z piwnicy i czas się pakować. Zakupów nie robię. Będę wyjadać resztki z lodówki.
Mam nadzieję, że dzionek w pracy zleci w miarę spokojnie i uda się go zakończyć bez stresów.
Jak tam Wasze prądy i woda - wszystko wróciło do normy?
Zostawiam herbatę i zmykam do papierów na biurku.
Dobrego dnia
Dzień Dziecka zaliczony wzorcowo. Pewnie wspólnie wspominaliście Twoje dzieciństwo. Wyobrażam sobie Ciebie jako bardzo grzeczne dziecko posłuszne rodzicom
To już jutro wyjazd. Odpocznij, pozwiedzaj i wracaj do nas pełna radości. Oczywiście czekam na fotki jak tylko znajdziesz czas a wodę włączyli dopiero przed 22:00
Witam.
Wizyta u lekarza zaliczona, nie jest dobrze, ale źle też nie jest. A dobrze to już była jak myślę. Anemię mam nadal i nie wiadomo co za czort. Hemoglobina poniżej normy sporo, a ciekawe, że żelazo w normie. Myślałam, że to to samo, a jednak nie. Ale nie chce mi się tego studiować, może ktoś wie o co biega i czym podnieść tą hemoglobinę?
Wczoraj posadziłam na balkonie rozmaryn i miętę, wcześniej bazylię. Ktoś kiedyś pisał o herbacie ze świeżej mięty, czyli co i jak??
U mnie dziś dla odmiany nie będzie /nie ma już/ gazu, więc nie ma gotowania, będzie odgrzewanie w mikrofali tylko.
Smakosiu, dobrego wypoczynku, dużo fajnych doznań i wrażeń, wypoczynku na maksa, naładowania baterii na cały rok, no i wracaj zdrowa, opalona i radosna.
A wszystkim domatorkom udanego weekendu.
Z hemoglobina nie podpowiem, bo ja mam wysoki poziom, bardzo rzadko schodzi do 13.
Córka ma anemie co chwilę, ale związaną z żelazem, wyrównanie tego prowadzi do wzrostu hemoglobiny.
Ale zasięgnęłam języka.
Otóż wyrównanie b12 to podstawa, dużo soku pomidorowego i natki pietruszki, buraki.
Poza tym tabletki o nazwie burak.
Osoba, która mi to poleciła- miała hemoglobine 7.5, teraz ma powyżej 14.
Może pomogłam.
Przy okazji polecę żonie od mojego Taty. Ona też ma anemię i bardzo niski poziom hemoglobiny ,można by powiedzieć poniżej najniższej normy. Dwukrotnie nawet miała dawaną krew ,bo wyniki były zagrażające życiu. Była u proktologa, bo pojawiły się ''tylne'' problemy ,ale ten nic nie zobaczył, a ona biedna cierpi. Jest coraz bardziej rozdrażniona i przede wszystkim osłabiona na tym tle. Tabletki i zastrzyki okazały się tylko półśrodkiem ,dlatego chętnie się dowiem jak wspomóc a najlepiej wyleczyć przypadłość.
Ekkore, dziękuję serdecznie, jestem Ci bardzo, ale to bardzo wdzięczna za te informacje. Zastosuję. Pozdrawiam i zdrowia życzę. Nie daj się byle przeziębieniu.
A na marginesie - i jak Was nie kochać???
Tak czy siak , mimo, że nie lubisz lekarzy, może warto udać się do hematologa.
Ale to chyba ogólny powinien skierować.
No i dopadło mnie przeziębienie.
Jakoś specjalnie źle nie jest, ale rozdrażnienie na maksa, biedny Ślubny wczoraj.
Z obiadu nici, bo do 19 byłam w pracy, znaczy mąż zjadł pół piersi wcześniej, a ja parówki. Bo nie wymyśliłam, żeby sobie odgrzać to drugie pół, tylko w głowie miałam sałatkę.
Dopiero jak parówki siedziały w garnku, to sobie uzmysłowiłam.
Sałatka będzie jutro na śniadanie.
Byle wytrwać te naście godzin dzisiaj.
Jutro na szczęście mam wolne, dopiero w niedzielę. No i ewentualne nocki, gdyby miała wezwanie.
To jednak przeziębienie Cię dopadło. To teraz tylko niezbyt gorące napoje z miodem. Jak lubisz i nie masz alergii. Dobre są grzańce na piwie lub winie. Najlepiej na noc ,ciepłe skarpety i do łóżka.
Ja preferuję sliwowice (lub inne w typie).
Wczoraj zażyłam, akurat dostaliśmy prezent od męża kolegi z Brna (on jest w Stanach teraz, pracuje z mężem, znają się z Brna, był w domu i przywiózł, jego wujek pędzi), w samą porę.
Kieliszek i do łóżka. Poszłam o 20 spać, a za 5 minut była pora pobudki, hehehe.
Dzisiaj powtórka kuracji.
Ekkore, raz jeszcze dziękuję. Wit. B 12 i burak zakupione. Teraz to będę tryskać zdrowiem i żyć... 200 lat.
Jeżeli nie badalas, sprawdź poziom.
Niestety, witamina w tabletkach może być za mało, potrzebne zastrzyki. Szczególnie gdy w jakiś sposób upośledzone jest wchłanianie. Zdarza się.
Ale próbuj, może akurat to wystarczy.
Jak nie - domagaj się skierowania do hematologa.
Czy Ty przypadkiem nie masz choroby autoimunologicznej (związanej ze wzrokiem)? Może mylę osoby.
Bo Jeżeli jest, to ona może być odpowiedzialna za stan.
Choroby, chorobami a ja jestem szczesliwa.Dorwalam wreszcie mloda kapuste i botwinke.Zawsze robilam (po ugotowaniu) do sloikow i na zime bylo jak znalazl.Jakies inne pomysly macie?
O Jezu... Ekkore, nie mam takiej choroby... mam za to inne, ale tej nie mam...
Witam wczesna pora.Zimno jak diabli, u mnie 5° co sie z ta pogoda dzieje?
Witam w pierwszą sobotę czerwca
Pogoda zapowiada się wspaniale. Oby tak dalej.
Smakosiu udanej podróży i jak to mówią Ahoj przygodo!
Przekazuję wieści od Nadii. Dziękuje bardzo Alman za kawiarenkę majową. Niestety system zabezpieczający całkowicie uniemożliwia jej logowanie przez to nie może wejść Pewnie to samo spotkało wielu innych którzy byli stałymi bywalcami Wielkiego Żarcia...
Goplana pewnie juz gotuje,troche Ci zazdroszcze, sczegolnie tego rosolu.Mysmy sie zdecydowali na jedzenia przywozone do domu,bylam na "nie",ale z lozka wstac nie moge, wiec jak tu gotwac.Moze jak bym wszystkie skladniki miala, byloby latwiej.Niestety moj partner i zakupy to wielkie nieporozumienie, zawsze kupi nie to co ja potrzebuje.Ale wczorajsza fladra byla pyszna............jak Nasza Sopocka.Trzymajcie sie dziewczyny...ja tez walcze i sie nie poddaje.
Witam. U mnie dzień zapowiada się piękny, teraz jest +12 st. Dobrze, że nie było przymrozku, trochę się denerwowałam tymi zapowiedziami. Wczoraj późnym popołudniem podjechaliśmy na chwilę na działkę, żeby podlać pomidory i ogórki. Potem uzmysłowiłam sobie, że sąsiadka miała wszystko poprzykrywane włókniną, zapewne przed spodziewanymi przymrozkami, a ja podlałam i do domu. Ale na szczęście nic się takiego nie wydarzyło, mam nadzieję, że na działce też, bo w mieście było nad ranem bez przymrozków. Dodam, że mimo suszy cukinia podrosła od ostatniego pobytu, jarmuż się przyjął, a nawet fasolka szparagowa wykiełkowała.
Dziś prace domowe, w tym mam w planie upiec ciasto z rabarbarem, jeszcze ostatni raz w tym sezonie. Potem już inne owoce wejdą do kuchni i na salony....
Ponawiam pytanie o herbatę ze świeżą miętą - zaparzona czarna herbata z listkami mięty?
Trzymajcie się zdrowo. Miłej soboty bez nadmiernej roboty.
Ja zaparzam samą miętę. Narwę jej dość sporo ,wkładam do dzbanka, zalewam wrzątkiem, nakrywam talerzykiem i po 10 minutach piję wspaniały napar miętowy.
Basiu kochana ,masz całkowitą słuszność, walcz i nie poddawaj się. Jak się nie da gotować ,to trudno ,znalazłaś inne rozwiązanie i dobrze. Najważniejsze zdrowie niż stać przy kuchni a nogi na tym cierpią. Życzę Ci dużo zdrowia i uśmiechu ,bo optymizm pomaga zwalczać to co boli. Wiem coś o tym, choć oczywiście nie zawsze jest mi do śmiechu. Pozdrawiam serdecznie
No wlasnie Agnieszko, nkt kto tego nie zaznal nie jest w stanie ocenic co to cierpienie i bol.My jednak jestesmy twarde i damy rade.Alman tez twierdzi, ze do 70-tki nigdy nie chorowala...no coz sypiemy sie "mlode panie"Jak mowi moj przyjaciel....wszystko ogarniemy,ale czy na prawde?
I już sobota. I zaraz jej koniec, jutro do pracy, pani doktor ma dyżur, a pan doktor nie może dźwigać.
Przeziębienie nawet znośne, nie męczy jakoś specjalnie.
Dzisiaj na śniadanie sałatka cobb, moja wariacja, bo bez bekonu i sera, czyli to co miało być na przedwczorajszy obiad.
Promocja na wstawianie zdjęć się skończyła, hehehe.
Dzisiaj dzień prania, zakupów i czas zleci nie wiadomo kiedy.
Przyjemnego dnia wszystkim, tym przy różnych pracach domowych, ogrodowych i innych. Oraz tym co pojechali na wakacje.
Smakosiu baw się dobrze.
Ciekawe czy Nadii uda się jeszcze wejść na WZ.
Też mnie to ciekawi, oby się udało. Póki co może nas tylko oglądać i czytać. Mnie też kiedyś Bitdefender zablokował, ale ja nie mogłam nawet na stronę wejść. Mężowski zdjął blokadę ,jak? Nie mam pojęcia, ale gdyby nie to nie było by mnie na WŻ.
Jak zwykle o tej porze warzy mi się rosół. Dziś na skrzydle z indyka i prędze. Gotuje się już ponad 2 godziny, przed chwilą dodałam łodygi z pietruszki. Niektóra mi już przerosła w ogródku. Super byłoby dodać jeszcze lubczyk ,ale niestety na swój muszę poczekać, bo ten co miałam został zdegradowany przez grad. Na drugie będzie karkówka albo w formie kotletów albo zrazów. Zapytam swoich co wolą. Dostałam też wczoraj w warzywniaku 4 kalafiory za 10 zł, to znaczy za wszystkie 10 jako ostatnia klientka, bo już zamykali. Tak więc chciał nie chciał będzie i kalafior U mnie tradycyjnie w bułce tartej ,do obiadu zaserwuję też ogórki małosolne z przepisu Alman. Są niezawodne i smakowo najlepsze jakie jadłam. Na deser będą truskawki z ... jeszcze nie wiem, ale wymyślę coś na pewno, ewentualnie zjemy same
A co u Was dobrego na obiad?
<U nas jakies niemieckie "badziewie" ale nie powiem, jest smacznei pod nos podane.Zawsze z deserem no i porcje ogromne.Dzisiaj do wyboru wolowy gulasz i wolowe sznycle z czerwona kapustka i fasolka.
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
To nie takie badziewie, brzmi sympatycznie.
A jak jeszcze pod nos podane...
U mnie wczorajszy obiad będzie, w wersji ciut zmodyfikowanej.
Miałam iść do pracy, ale się nie odezwali, więc nie wiem, to nie myślałam o czymś nowym, tylko, aby był.
A wczoraj była pieczeń wołowa z ligawy, robiona w urzadzeniu ninja steam airfryer, która smaży jak frytkownica i do tego używa pary. To combo, kupiłam głównie ze względu na wolnowar i szybkowar, bo stare powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a promocja była spora.
Na dnie woda, do tego marchew, cebula i ostre papryki, które potem zmiksowalam.
W garnku pieczarki, szpinak, zielony groszek, podlane odrobiną śmietany oraz zmiksowanym sosem z mięsa.
To było bardzo dobre.
A dzisiaj będzie dodatkowo mizeria, bo większość zawartości wyłapałam wczoraj, został głównie sos.
Wczoraj zrobiłam też lody cytrynowe.
Przepyszne, na jakiś czas nam starczy.
Zdjęcie zaraz po zatrzymaniu maszyny.
Lody weszły, a wczorajsza sałatka nie, próbowałam jeszcze raz, dziwne. Ten sam aparat, bez zmiany ustawień.
Bardzo dobre te Wasze obiady ,zarówno jak i Basi ,tak i Twój. Bardzo lubię wołowinę choć jadam najczęściej w niedzielę. Lody wyglądają świetnie a smakują pewnie jeszcze lepiej.
Dziś planuję żurek na wywarze z boczku. Ten później pójdzie na kanapki. Głównie dla mężowskiego ,który tego typu wędlinę lubi najbardziej. A ogólnie to w tygodniu u nas zwykle rządzą same warzywa, ewentualnie z dodatkiem piersi z kurczaka.
I już kolejny poniedziałek, tydzień przeleci w mig, a na weekend wyjazd. Do Williamsburga znowu, trochę wodnej rozrywki- choć nie wiem czy realne przy obecnych porannych temperaturach - dzisiaj tylko 10 stopni było.
I trochę historii.
Potem przerwa do końca miesiąca i wylot do Bostonu.
Jutro idę do neurologa.
Nie, żeby coś złego czy nowego się działo.
Tyle, że neurochirurg chce mi zoperowac zespół cieśni nadgarstka, bez powiązania tego z resztą ciała. A problem nie jest tylko w jednej ręce, tylko w całym ciele, neuropatia wybiera sobie fragmenty, aby uprzykrzyć życie. Nic nie jest na stałe, wszystko się zmienia.
Chcę mieć jasność jak widzi problem lekarz, który nue żyje z operowania.
Masz rację,skonsultuj to z neurologiem. Mnie się zrobił na zewnętrznej stronie dłoni tzw.ganglion. Dr zaproponował usunięcie i dał mi skierowanie do chirurga. Uprzedził mnie, że to się może odnowić mimo usunięcia, więc dałam sobie spokój. O dziwo kilka miesięcy później sam mi się wchłonął. Mam nadzieję, że już nie wyskoczy
Mój mąż miał.
Usuwali chyba trzy razy, za każdym razem szybciej wracał.
Miał mieć kolejny zabieg (utrudniał mu poruszanie nadgarstkiem), zachorował na anginę, dostał antybiotyk, po tej kuracji się wchłonał.
Czy od antybiotyku pewności nie ma, ale więcej nie wrócił. A to już ze 20 lat.
Witam. A co tu tak cicho? wszyscy wyjechali razem ze Smakosią?
U mnie pogoda piękna, ale siedzę w domu, nie mam z kim jechać na działkę... co za czasy...
Wpadłam więc do kawiarenki z kawą, choć może już za późno dla Was, ja piję... no i z ciastem, tym razem kruche z różą świeżutko utartą i dużą ilością rabarbaru, a wszystko pod bezową czapą. Częstujcie się. Pozdrawiam.
Dziękuję za Rabarbarotkę Pamiętam, że raz tak nazwałaś ciasto z rabarbarem Wygląda bardzo, ale to bardzo apetycznie, z największą przyjemnością się poczęstuję. Na kawę u mnie za późno, ale cappuccino jak najbardziej.
Witam w pochmurny wtorek
Pogoda wyraźnie się pogorszyła. Słońca nie ma, zapowiada się na deszcz. Jednak i on jest potrzebny. A skoro deszczowo, to gdzie najlepiej spędzić czas? Oczywiście w kawiarence
Zapraszam serdecznie, Wchodźcie, dzielcie się co u Was słychać
Witam. U mnie słońce, na razie na deszcz się nie zanosi, przyjeżdżajcie!
Ja oczekuję deszczu, żeby podlał moje pomidory i ogórki, ale coś w prognozach odsuwa się w czasie.
Dziś mam w planie zrobić tort, wszak jutro urodziny mojego M. Zobaczymy jak mi wyjdzie, bo już chwilę tortów nie piekłam, moje synowe i wnuczka mnie odsunęły na boczny tor, same sobie robią.
Wczoraj pół dnia spędziłam na laptopie oglądając filmiki nagrane przez syna z występów jego córek, a moich wnuczek. Babcia prawie pękała z dumy.
Mała 8-latka miała w sobotę swój pierwszy występ, tańczy w zespole "Rzeszowianki", zajęła miejsce po starszej siostrze. Zaś ta starsza skoncentrowała się teraz na jeździectwie /dotąd godziła jakoś jedno i drugie/ i miała w niedzielę zawody - skoki przez przeszkody. Na razie te przeszkody nie są jakieś bardzo wysokie, ale i tak się denerwuję. Ale piękne to wszystko...
A do tego jeszcze ten najmniejszy wnuczek brał udział w jakichś biegach razem z synową... sportowa rodzina...
Bywalczynie kawiarenki, gdzie się podziewacie? przybywajcie!!!
Tymczasem trzymajcie się zdrowo.
Witam wtorkowo
Melduję się z Dusseldorfu. Dwa dni zleciały nie wiem kiedy.
W niedzielę rano, po 12 godzinach w autobusie czułam się trochę zakręcona i spowolniłam ruchy. W poniedziałek Połówek miał wolne, to był czas na przeglądnięcie rzeczy czyli co zabrać do walizki itp. Pogoda piękna więc zrobiliśmy długi spacer i zaliczyliśmy obiad w japońskim barze. Ich zupy są doskonałe. Na nic więcej nie było chęci, bo najedliśmy się do syta mimo, że to tylko zupa. Zawsze korzystam z okazji, że w tym mieście jest taki rejon z japońskimi barami i sklepami i można poczuć oryginalne smaki. Jako, że Niemcy również "Turkami stoją", to kupiliśmy do kawy baklawę. Uwielbiam te ich ciastka. Słodkie to pioruńsko ale jakie pyszne
Dziś jestem w domu sama aż do wieczora więc teraz na spokojnie kawa, potem jakiś dłuższy spacer i cieszenie się luzem
Pozdrawiam wszystkich urlopowo
Zazdraszczam Ci tych japońskich zup, podobno są wyśmienite. Z japońskiej kuchni miałam okazję jeść tylko sushi w jednej warszawskiej suszarni 18 lat temu ,to powiem ,że w ogóle mi nie podeszło. Nie mój smak totalnie, ale córka jadła niedawno Ramen i jest zachwycona tą zupą. Obiecała, że mnie zabierze specjalnie na zaległy Dzień Matki
Ja uwielbiam ramen, czasami robię w domu.
A podchodziłam jak do jeża, po zestawie przypraw nie myślałam, że mi zasmakuje.
Ale kombinacja to nie pojedyncze.
Bardzo lubię hibashi grill - to warzywa i mięso siekane na gorącej płycie, często przy kliencie.
Sushi też lubię, czasami kupuję.
Ostatnio sprawdzałam ile jesteśmy w stanie zjeść suhi, żeby iść do restauracji - podobno rewelacyjnej, ale dosyć drogiej, w której jesz ile chcesz.
Nie wiem czy warto, bo ryż zapycha.
Smosiu smacznych wakacji. Kuchnie świata to poznawanie kultury danego kraju, o ile nie ma przeciwskazań zdrowotnych trzeba korzystać na maksa.
Ja nie lubię baklavy (za to mój mąż bardzo), czuję tylko cukier i tłuszcz, reszta smaku znika.
To tak jak z amerykańskimi donutami - smak ciasta drożdżowego zanika, choć procedura produkcji jest tradycyjna.
Dlatego jak mam jeść wolę gniotki z Lidla.
U mnie chłodne poranki i gorące dnie.
Mała poszła na coś w rodzaju polkolonii, to ja korzystam i idę na spacer z Małym. I zabieram psa.
Pomyliłam dni do neurologa (ale nie daty), wizyta jest jutro nie dzisiaj.
tez mialam dzisiaj termin u samego ordynatora od moich zyl i ich wytrzymalosci.(przypadek).Jest zle ale nie tragicznie.Dzisiaj jadna pielgrarka powiedziala mi "wystarczy na pania popatrzyc "a juz ma pani siniaka,taka cienka skore mam.Na razie operacja( bay pasy)nie jest wskazana...........ciesze sie bardzo a co zycie pokaze..........zobaczymy.
Smakosiu, fruwaj i opowiadaj.
Witam z pochmurnego zakątka, deszczowego i burzowego zgodnie z prognozą. Deszcz popadał wczoraj po południu, nawet zagrzmiało, dziś na razie nie pada, ale ma padać.
Jak mawiał mój Tata - choroby niestety nie chodzą po lesie, a po ludziach. Wiem coś o tym, dawniej zdrowa jak rydz, a teraz...
Basiu, piszesz o baypassach... jestem doświadczona hihihi... ale sercowo... a siniaki? chodzę czasem jak dalmatyńczyk... różne schorzenia sprzyjają powstawaniu siniaków, ale też leki, np. przeciwzakrzepowe. Wystarczy, że się lekko stukną, mocniej podrapię, a czasem bez powodu...
Dziś będę się bawić w kierownika lotów, córka jest służbowo w Rysze i będzie wracać, więc matka musi śledzić. Jutro z kolei syn leci do Londynu, ale zna swoją matkę i nie podał mi szczegółów lotu i powrotu.
No to miłego spędzania czasu.
U Ciebie deszcz i burza a u mnie strasznie duszno od wczoraj. Spodziewałam się burzy a tu nic.
Jestem zadowolona, bo czereśnie się zaczerwieniły, oby tylko szpaki się nie zorientowały i nie wcięły zanim całkiem dojrzeją. Tak było 2 lata temu.
U mnie babcia też tak mawiała, z tym, że wypadki nie chodzą po lesie a po ludziach. Ale czy nie o jedno chodziło? Niestety takie czasy. ja jeszcze 50-tki nie przekroczyłam a walczę z nadciśnieniem odkąd ukończyłam 27 rok życia. Do kardiologa też chodzę regularnie. Różnie się czuję, zwłaszcza w upały i takie zaduch jak wczoraj i dziś. A co do siniaków, to często się robią jak ma się małopłytkowość ,tyle wiem, ale oczywiście powód może być różny.
Jutro Boże Ciało. Gotujecie świąteczny obiad ,czy taki jak w tygodniu?
ja świąteczny, na pewno będzie coś z karkówki. Zrobię też jakieś ciasto. Jeszcze nie wiem jakie,ale chyba z jabłkami.
Póki co pozdrawiam i zapraszam na kawiarenkowe podwoje. Wchodźcie ,siadajcie, opowiadajcie
Oj Ty Mutter matko,ale chyba wszystkie takie jestesmy.Jutro mamy gosci,przyjezdza moj siostrzeniec z rodzinka.Nie lubie takich sytuacji, ze nie moge nikogo ugoscic, ale w sumie mlodzi sie umawiali.
U mnie Boże Ciało w niedzielę, jutro normalny roboczy dzień.
Ale ma być procesja, z udziałem dzieci komunijnych.
Ja też cała w siniakach, bez żadnego schorzenia, wystarczy, że mocniej przycisne się do czegoś przechodzę przez kolory tęczy..córka ma podobnie.
I do tego brzydkie gojenie się ran, rozlazłe blizny.
Taka uroda. Co zrobić.
Z siniakami, czy bez uwazam ze MY Polki piekne jestesmy....w porownaniu...
Witam w świąteczny czwartek
Pogoda zapowiada się wzorcowo. To naprawdę świetnie bo nie wyobrażam sobie iść w procesji pod parasolem. Jak by trzeba było, to owszem, ale no nie
Żeby nie stać dziś przy garach ,wczoraj przygotowałam obiad na dziś. Zrobiłam zrazy zawijane z karkówki, czerwoną kapustę. Dogotują tylko ziemniaków na kluski i będzie okey. Do tego kompot z winogronu i jabłek. Ciasta nie zrobiłam ,więc go dziś nie będzie A tymczasem powoli się zbieram, bo msza na 8:00 a tuż po niej procesja. Ostatni ołtarz jest w bramie mojej cioci. Z pewnością załapiemy się na kawę Będzie okazja się spotkać i porozmawiać. Takie czasy, że nigdy nie ma czasu...
A teraz już kończę, zapraszam do kawiarenki, choć nie ma ciasta ,to herbata i kawa zawsze się znajdzie. Miłego i słonecznego świętowania Wszystkim
Witam.
Nie ma ciasta? to już jest... przynoszę kawałek tortu, częstujcie się. Niezbyt ładnie udekorowany, ale boli mnie prawy bark i ręka i jestem niezbyt sprawna. Dużo musiał pomagać mi przy nim mój M, bo ani krojenie, ani smarowanie mi nie idzie lewą ręką. Jest smaczny, wizualnie nie oceniajcie.
Polki są piękne, zgadzam się, i to bez względu na wiek. Ostatnio byłam u swojej lekarki i ona do mnie - ślicznie pani wygląda... ja zdziwiona mówię - pani doktor, jak ślicznie, przecież jestem siwa, bo nie chce mi się już farbować włosów... a ona - włosy też ma pani śliczne i pięknej płukanki pani użyła... ja na to - pani doktor, to moje, nie robiłam żadną płukanką... ona zdziwiona patrzy i dodaje - ma pani piękne niebieskie oczy, teraz widać przy tym kolorze włosów. Wiecie jak "urosłam" po takim wstępie? dodam, że lekarka młoda, w wieku mojej córki, prawie jak nasza Goplana... no to się pochwaliłam...
Zostawiam ciasto czekoladowe z truskawkami i już mnie nie ma. Miłego dzionka.
Alman Ty leworęczna jesteś?
Teraz to nic nadzwyczajnego, ale kiedyś.
Te próby oduczenie dziecka posługiwania się lewą ręką.
Mój kuzyn jest leworęczny, wszystkie zabiegi na nic się zdały.
Ja byłam krótko leworęczna. W okresie maturalnym.
Złamałam prawą ręką tuż przed pisemnym egzaminem zawodowym, zwolnili mnie z niego, zdawałam tylko ustny, na pisemny przepisali oceny końcowe.
Do matury nie chciałam przystąpić, chciałam powtarzać klasę (szkołę ukończyłam jednak).
Jak się okazało, że z powtarzania nici, nauczyłam się pisać lewą ręką.
Polski pisałam na maszynie do pisania, na zapleczu sali gimnastycznej, samiutenka.
A matematykę lewą ręką, jeszcze ściągi pisałam.
Także jakoś poszło.
Ekkore, nie jestem leworęczna, tylko prawa mnie boli i część rzeczy muszę wykonywać lewą ręką, albo sobie nią pomagać, dlatego wychodzi koślawo.
Potrzeba matką wynalazku...
Uczymy się całe życie nowych czynności.
Dziękuję, że przyniosłaś do kawiarenki ten pysznościowy wypiek Torcik piękny ,zwłaszcza ,że robiony ręką którą gorzej się robi. ja lewą także nie za bardzo umiem, a już z pewnością nie udekorowałabym tak ładnie tortu. Jedynie co dobrze mi wychodzi to otwieranie słoików. Okazuje się, że w niej mam więcej siły.
A przy okazji wszystkiego dobrego dla Twojego M z okazji urodzin ,choć najlepsze ma na co dzień-Ciebie
Oj, oj Alman kokietujesz.No i dobrze, tyle nam jeszcze zostalo a sliczna kobieta w podeszlym wieku zostanie sliczna.
No i neurolog zaliczony.
Już wiem czemu taki krótki termin oczekiwania - moja pani doktor pracuje dopiero 4 tygodnie.
Ale też nigdy nie byłam tak wybadana. I pierwszy raz czułam się jak pacjent, któremu coś jest, a nie wymyśla sobie. Moje objawy są trudne do zaobserwowania, opis bardzo subiektywny. Choroba, która jest, postępuje, a której nie widać.
Zleciła mi rezonans magnetyczny kręgosłupa plus mózgu, będę miała fizykoterapię.
Operację na zespół cieśni ani tak, ani nie.
Znaczy powiedziała, że to prosty zabieg, ale bez wszystkich badań nie wie czy pomoże. Czyli zgodnie z moim myśleniem. Że to nie tylko problemy w ręce.
Mój wujek miał operację na zespół cieśni. Zanim poszedł pod nóż wszystko leciało mu z rąk, nie mówiąc o bólu. Obawiał się, ale ostatecznie jest bardzo zadowolony. Operację przeszedł 10 lat temu, dziś dobija 70-tki i nie narzeka, więc na pewno warto zoperować.
Goplano, tez to mialam.Nie jest to zadna operacja tylko zabieg.Fakt bol jest okropny.Nie moglam jezdzic na nartach(kijki),rozdawac kart przy bridge.Rano poszlam do szpitala a wieczorem bylam juz w domu i od 20 lat mam spokoj.
Mnie nic nie boli w związku z tym co chcą operować.
Tracę czucie, władzę. Na razie jest to jeden palec i siła nacisku.
Kubka nie upuszcze, ale kartkę papieru już tak.
Boli mnie zupełnie inaczej, bez związku z tym palcem, jest to ból falowy, przychodzący, odchodzący, wybierający różne części ciała.
Dlatego zastanawiał mnie sens tego - jedna ręka czy jeden palec nie załatwi problemu całego ciała.
Wiadomo, chirurg żyje z operowania.
Dlatego zależało mi na opinii neurologa, jak on to widzi.
Już wiem, że nie warto sobie pobimbac wizyt kontrolnych, gdy nic się nie dzieje, bo pogorszenie może przyjść później.
A wtedy wszystko od nowa...
Ja wizyty u neurologa skończyłam na dawce leku 100. Teraz mam 400, przypisywane przez ogólnego.
Działa dobrze.
Ale przez ponad rok testowałam opcje mojego rodzinnego (inny niż ten co pierwszy raz mnie kierował do neurologa), bo miał inne pomysły prowadzenia (stąd neurochirurg)
U nas zła jakość powietrza z powodu pożarów w Kanadzie. Mamy ostrzeżenie od wczoraj.
W Nowym Jorku powietrze gęste, układające się warstwami.
Wyglądało podobnie jak to w San Francisco w 2016 czy 17, gdy byliśmy na samym początku pożarów w dolinie Nappa. A to było za ścianą, o ile to można powiedzieć.
A tu taki kawał, wiatr gna dym.
Widziałam zdjęcia koleżanki (moja sąsiadka z klatki z bloku, mieszka w Nowym Jorku, tak to się plecie, ma córkę w wieku mojego syna, wyjechali jak była mała), nie wygląda to dobrze.
Te pożary to coś strasznego. Susza działa jak zapalnik. Mój bliski kuzyn mieszka w Edmonton i tam najedli się nieźle strachu kiedy płonęły lasy nieopodal nich. Gorąc, upał, kłopoty z oddychaniem miał zwłaszcza mój kuzyn, który w zaledwie kilka miesięcy przeszedł aż 2 zawały. Oczywiście to nie przez pożar, od dziecka ma problemy kardiologiczne, ale strach przed pożogą nie przydał zdrowia.
Witam w piątkowy poranek
Wczorajszy dzień udał się pięknie. Była wspaniała pogoda, troszkę do tego podwiewało, przez co nie było duszno. W nocy spodziewałam się deszczu, ale ani kropli, może dzisiaj, zwłaszcza, że prognoza mówi, że ma być nawet z burzą.
Póki co ranek jest bardzo przyjemny, właśnie zaparzyłam sobie miętę ,którą zamierzam się delektować na świeżym powietrzu. Uwielbiam poranki i ten spokój, gdzie słychać tylko poćwierkiwanie ptaków
Tak się zastanawiam, czemu tak cichutko? Śpicie jeszcze? Możliwe ,że tak ,pogoda się zmieniła, ciśnienie spada, spać się chce. Mimo wszystko zapraszam
Smosiu ,kiedyś stała bywalczyni a teraz całkiem zamilkłaś... Odezwij się ,pisz co w duszy gra ,bo jak tak całkiem zamilkniesz to potem coraz ciężej się zebrać...
Ciekawe jak Smakosia na wczasach. Pewnie zadowolona i wypoczywa na maksa zwiedzając zakątki Grecji. Ciekawe czy Nadii uda się w końcu zalogować ...
Alman ,Basiu ,Ekkore zapraszam . Czego się napijecie-kawki,herbatki a może coś mocniejszego na lepsze krążenie? Ciastem poczęstuje Was jutro. Będzie sernik z prawdziwego wiejskiego sera
Goplana czegoś mocniejszego o 5 rano...
Chyba mimo wszystko za wcześnie.
Dosiadam się z poranną kawą.
Zostało nas 4 plus Smakosia na wakacjach.
Smosia unika internetu, a tym samym i nas.
Ja milczę z przepracowania:
wcześniej musiałam podlewać i pucować co się da, by odświętnie było;
od wczoraj ciut lżej, bez podlewania.
W sobotę byłam 'smarkata i obolała - wirus nas dopadł, bez kaszlu i gorączki ale męczył strasznie. EM szybciej stanął na nogi, ja poległam na parę dni.
Dzisiaj od rana kociokwik, do veta z Dalunią by ją obejrzał, zaszczepił przeciwko wszelkim robalom. Było ludzi więcej niż zwierzaków - całe rodzinki z pupilami zjechały i powstała kolejka jakiej dawno nie widziałam.
I gotowanie, zakupy aż mnie nogi od dreptania w kuchni bolą.
Był też szok zakupowy - ekspres kolbowy dojechał, ale po włączeniu strasznie przeciekał, zalał blat i kawał podłogi. Wężyk strzelił, eM go chciał skrócić i zamocować ale nic z tego nie wyszło bo po przycięciu znowu pękał. Musiał wymienić na inny, ze starego lidlowego ekspresu. Nie składaliśmy reklamacji - szkoda czasu i nerwów, już i tak nas wkurzyli. Do tego pokrywa zbiorniczka na wodę spadła i pękła - sklejona i wzmocniona blaszką trzyma fason.
Ogólnie jest tak sobie:
forma kiepska
fasolka nie wyszła z ziemi a posadziłam 3y odmiany, w 4rech turach
mszyca zjada mi koperek i krąży wokół pomidorków, w tym roku wyjątkowo cherlawych ;(
A teraz Dalcia mnie znowu woła na kolejną kolację :)
Spokojnej nocy i udanej sobotki
I już piątek, tydzień przeleciał w mgnieniu oka.
Jutro w drogę.
Plan jest do wodnego parku, ale rano ma być 12 stopni, więc zobaczymy czy go do końca zrealizujemy. W dzień już ciepło, ale...
Powietrze powoli się oczyszcza, wczoraj już słońce przebijało, dzisiaj alert zniesiony.
Mój mąż leci do Kanady na koniec czerwca, zobaczymy.
Witam w samo południe. Noc u mnie dziś "niespana", to się mi jeszcze nie zdarzyło, żeby nie spać do rana od 12 w nocy. Teraz trochę się zdrzemnęłam, ale i tak jestem jakaś "niedorobiona".
U mnie dziś bez deszczu na razie, nawet słoneczko wyszły, ale prognozy wieszczą deszcz i burze po południu.
Na obiad będzie jajko sadzone i mizeria, ziemniaki zostały od wczoraj, zupa jarzynowa też. Obmyślam co by tu na niedzielę zrobić.
Na pewno będzie kapuśniak z mrożonką wiosenną, gdzieś tu na WŻ widziałam przepis i bardzo mi się spodobał, tylko nie będzie na połówce kurczaka, jakoś wolę w wydaniu bardziej jarskim zupę wiosenną. Na drugie kombinuję co zrobić.
Lubię mieć plan wcześniej, tak na wszelki wypadek, potem najwyżej go zmieniam.
Rzeczywiście została nas garstka, malusieńka garsteczka. Nie wiem na czym polega problem Nadii, że nie może się logować. Ja jestem zalogowana na stałe jakby, wchodzę i jestem, a nawet jestem jak mnie nie ma, bo gdy ktoś skorzystałby z mojego laptopa, to widać, że ja jestem, choć to rzadkość, M ma swój laptop. Na komórce nie piszę, najwyżej czytam.
Smosia to już całkiem zdradziła WŻ, bo nie wierzę, że aż tyle ma pracy w ogrodzie, zwłaszcza, że pogoda nie zawsze odpowiednia do prac, a poza tym, chyba nie ma hektarów, a może ma?
Póki co, tli się ten ogieniek w kawiarence, ale boję się, że może zgasnąć. Już kilka lat temu to przerabiałam. Smakosia też pojechała na urlop i wszystko się jakoś załamało. Zostałam ja na placu boju, no i Smosia i uratowałyśmy "życie" kawiarence, potem doszła Nadia, Goplana, Ekkora, a i Mariola. Dziewczyny, wracajcie!
Póki co trzymajcie się zdrowo.
Ja się mało znam na takich technicznych nowinkach, ale wiem, że WZ nie posiada zabezpieczeń, jest jakoś inaczej kodowana.
I niektóre sieci, operatorzy, urządzenia (może być na wielu poziomach, często niezależnych od nas) blokują takie strony, jako zagrożenie.
Ja korzystam głównie na telefonie, ale zdarza mi się czasami, w niektórych sieciach, że na WZ nie wejdę.
Np na rejsie, mimo wykupionego pakietu, WZ było zablokowane, a po powrocie dowiedziałam się, że to nie awaria, bo pisałyście wtedy. Inne strony działały.
Wreszcie u nas deszcz i burza bo trąciło suszą od jakiegoś czasu. W końcu lepiej się poczuję, bo ten zaduch spowalniał moje ruchy. Też tak macie? O kolejny grzmot ,więc kończę, lepiej powyłączać wszystkie urządzenia z kontaktu ,tak jak kiedyś ...
Przez omyłkę weszłam do wątku obiadowego, ucieszona, że Smosia wróciła do nas.
Ale ona tylko obiady gotuje.
Wypowiem się jednak o ligawie - to moje ulubione mięso, poznałam w Stanach.
Jest to moje ulubione do wszystkiego (poza burgerami). Nigdy nie natrafiłam na jakieś złe.
Wykorzystuję na gulasz, pieczeń, steki (wtedy po wierzchu zostawiam płaszczyk tłuszczu, mój mąż sobie odkroi, nie ruszy tłustego, a nie chce mi się bawić z różnymi czasami obróbki), tatar (też miele z tłuszczykiem).
Zaleta - chude mięso i relatywnie niska cena - porównując do koszmarnie drogiej polędwicy czy mięsa na steki, nawet nie wiem jak się po polsku nazywa, po angielsku to ribeye.
Ja z kolei o ligawie dowiedziałam się z przepisu Uretana
Zrazy wołowe po myśliwsku
i od czasu do czasu korzystam. Dlaczego od czasu do czasu? Ze względu na cenę Ligawa jest droga to fakt, ale czasem warto przyrządzić coś pysznego
U mnie ligawa jest tania. Nie tak tania jak kurczak czy wieprzowina, ale jak porownasz to do polędwicy wołowej, to kolosalna różnica.
Ligawa to poniżej 5 dolarów za funta, podczas gdy polędwica to już 20. A stek to 10-15.
Nawet tłusty, łojowaty mostek jest droższy od ligawy. Na nim najbardziej widać cenę do zapłaty- bo dużo waży.
Tylko mielone jest tańsze o kilka centów.
Im tlustsze mięso tym jest droższe w Stanach.
Skrzydełka i udka kosztują więcej niż piersi.
Tylkooo ?? obiady.
Aż obiady, najczęściej 1nogarnkowe, z piekarnika, jak na lewuskę kuchenną przystało
Witam sobotnio
Wczoraj pięknie polało ,roślinki dostały porządnie pić. Szkoda tylko, że chwaściska rosną szybciej od tych co trzeba
Dziś chyba też popada, ale póki co jest bezdeszczowo. Właśnie popijam sobie małą czarną, zapraszam jak lubicie
Smosiu obiecałaś ,że będziesz zachodzić do kawiarenki Czekamy tu na Ciebie oraz Wszystkich ,którzy kiedyś tu bywali. Zapraszam
Witaj i witajcie
Wczoraj opisałam moje 'przeboje i przeprawy życiowe ;(
Dzisiaj już spokojniej, po porannej burzy mózgów i wrzaskliwej debacie na temat zakupów w sieci mogę nadrabiać zaległości towarzyskie.
Pogoda nam sprzyja, można odetchnąć wiosennym, ciepłym i wilgotnym powietrzem.
Praca u nas goni robotę bo zaległości sobie zafundowaliśmy spore, teraz chcemy ciutkę nadrobić. Do tego rodzinka wciąż ma coś do nas, zwłaszcza do eMa, jakby miał ją 'do dowodu wpisaną
Mogę tylko dodać, że nareszcie nasi panowie i Panie od & spadkowych zadziałali jak należy i odcięli od zachowku dalszych krewnych Dzięki wieeelkie, można już spać spokojniej, nie zadręczać serca i męczyć głowy problemem spłaty.
Dzisiaj znowu gotowanie, od wczoraj mam tylko mały kawałek schabu duszonego i 1ną porcję młodych ziemniaków pieczonych /były wielkie więc je poszatkowałam i wsypałam do brytfanki + masło klarowane i koperek/.
Jak ruszę do sklepu to może dostanę fajne, drobniejsze młódki ziemniaczane i będzie wyżerka, ugotuję je, obsmaruję masłem, zasypię koperkiem a do nich jajca sadzone
Smacznej soboty i ... do roboty
No witaj, witaj ,nareszcie ,można by rzec
Sprawy spadkowe nigdy nie są łatwe ,zdarzają się poważne zgrzyty a niejednokrotnie obraza na wieki wieków Na szczęście masz to za sobą.
Wpadaj jak najczęściej ,tak jak kiedyś i opowiadaj o swoim zwierzyńcu smacznym gotowaniu i o wszystkim co chcesz
Chłodny sobotni, wczesny poranek.
Zaraz ostatnie pakowanie, śniadanie i w drogę.
Mam wątpliwości czy jechać do parku wodnego.
Moje przeziębienie dziwne jest. Nie mam (i nie miałam) wodnego kataru, nie kaszle, ale wywaliło mi opryszczkę na ustach, już tydzień siedzi, nie chce zniknąć. To raz. A dwa - z nosa ciągle mi schodzi gęsta wydzielina, bardziej jak z oskrzeli niż z zatok.
Płuczę zatoki dwa razy dziennie, żeby mi się stan zapalny nie zrobił, bo to boli i długo trwa nim zejdzie wszystko. Solanka przepływa bez problemu, bez zatorów.
Chora kompletnie się nie czuję. I tak cały tydzień, bez zmian w żadną stronę.
Tak nie miałam nigdy. Albo nie pamiętam, bo tak dawno nie byłam przeziębiona- jak mnie tylko nadgryzalo, to w dwa dni znikało wszystko. A tu takie dziwy.
Witam. Miała być burza z deszczem, a świeci słońce i jest wprost gorąco. Jak wierzyć tym przepowiadaczom pogody,mogłam jechać na działkę, ale skoro miała być nawałnica, to zrezygnowałam. A szkoda, bo tam moje pomidory i ogórki nie wiadomo co robią...
Za to ugotowałam prawie na jutro obiad - pulpety w sosie serowym. Podam je jutro z kaszą bulgur i buraczkami, jeszcze tylko zupę dorobię. No i zrobiłam po dłuuugiej przerwie moją "pieczarkadę" /parówki+pieczarki+cebula+koncentrat pomidorowy/... smaczna wyszła, będzie na kolację a może nawet na obiad poniedziałkowy, do zabrania na działkę,gdybyśmy pojechali.
Teraz zrobię sobie popołudniową kawę i zasiądę do moich paznokci, wymagają pielęgnacji i ponownego pomalowania.
Trzymajcie się zdrowo.
U mnie słońce nie świeci, ale jest bezdeszczowo cały dzień. Ciekawe jak będzie jutro.
Przesyłam urlopowe pozdrowienia
Właśnie leżymy pod starą sosną i słuchamy szumu morza. Cisza, spokój, jedzenie świeże i przepyszne - relaks na całego.
Ależ tam pięknie ,nic dziwnego, że relaks na całego
Zazdroszcze,nie tej ciszy,ale Twojego wyjazdu.Jestem niestety uziemiona, ale wierze , ze bedzie lepiej.
Jak obiecałam ,tak niosę Wam do kawiarenki sernik. Trochę się ''przyfajczył'' z wierzchu, ale zapewniam, że wyszedł dobry, kosztujcie Zrobiłam go ze starego przepisu babci od strony taty. Ona robiła mistrzowskie serniki. Właściwie to nie potrzebowała przepisu. Zagniotła ,posiekała nożem kruche ciasto, do lodówki. Potem wywałkowała na całą blachę od piekarnika i na to ser. ja zrobiłam w blaszce z 1,20 kg sera, może ciut więcej. Dodam, że całkiem swojski, zrobiony jak dawno temu w specjalnej prasie. Brat mi przywiózł od ciotki swojej żony ,która ma krowę i sprzedaje mleko, śmietanę i sery okolicznym mieszkańcom.
Kiedyś nie doceniałam tego smaku, bo miałam go na co dzień, a teraz aż mi łezka się zakręciła w oku na wspomnienie
Częstujcie się ,smacznego
Kiedyś ludzie piekli bez przepisów.
Mojej mamy receptura na wszystko - tyle ile potrzeba.
Dzieci były gonione do pomocy w kuchni, uczyły się obserwując, dotykając, wiedziały potem co mają uzyskać.
Teraz nawet jak jest powrót, moda na dzieci w kuchni, to i tak według konkretnego przepisu.
To prawda. Babcia od mojej mamy jak zarabiała chleb też nie korzystała z żadnego przepisu, tylko brała mąkę bezpośrednio z worka. Czasem osiała, czasem nie. Ciasto rosło w wielkim garze całą noc pod pierzyną. Nazajutrz wykładała do standardowych form ,potem jeszcze trochę rosło .Resztą, czyli pieczeniem zajmował się dziadek. I tak co sobotę. Chleba starczało na cały tydzień i był świeży, a smak? Niezapomniany. Zwykły elektryczny piekarnik nie odda tego smaku, tylko pieczony w sabatnioku czyli piecu opalanym drewnem. Zawsze też była pieczona blacha drożdżowego ciasta by na świętą niedzielę było czym poczęstować gości ,bo zawsze ktoś do nas zajechał. Wiadomo, gość w dom , Bóg w dom
Witam niedzielnie
Ranek się zaczął bez słoneczka ,ale za to spokojnie, bez deszczu i wiatru.
Podlałam roślinki a zwłaszcza lubczyk który wygląda na to, że się przyjął. Oby tak dalej. Rosołu jeszcze nie nastawiłam, ale do godziny to zrobię. Na razie mięso się moczy. Pamiętacie jak pisałam ,że nie mieliśmy wody cały dzień bo niby jakaś awaria? Otóż tak naprawili, że woda z kranu jest biała, tyle chloru. Musi sporo odstać, żeby stała się ''normalna'' Przedtem dla odmiany była bardzo kamienista. Czajnik co rusz musiałam traktować kwaskiem cytrynowym by ów kamień usunąć.
A tymczasem życzę każdemu z osobna miłej i smacznej niedzieli. Oczywiście zapraszam do kawiarenki. Sernik jest jeszcze lepszy, zapraszam
I nie pojechaliśmy do parku wodnego. W piątek wieczór spakowałam torbę plażową, w sobotę rano rozpakowałam.
Byliśmy w bushgarden, w parku rozrywki.
I korzystaliśmy z wodnych atrakcji. Mają trzy
Na początku było mało ludzi, to bez kolejki skorzystaliśmy podwójnie, na kłody poszliśmy raz, bo już była dużo ludzi.
Chyba pierwszy raz odkąd mamy ten bilet roczny korzystaliśmy z parku zgodnie z jego przeznaczeniem.
Poza tym opilismy się piwa, zamiast rozmiaru testowego, dawali regularne kubki po 200 ml. To w ramach biletu.
A wcześniej odebraliśmy inny bonus.
Ten był w rozmiarze mini. Ale do kupienia za 50 centów dla posiadaczy zwykłych biletów. Tyle, że bojkot trwa, za pieniądze chętnych nie było. Piwo (alkohol) jest drogi w parku, ale to uzasadnione, żeby się goście nie popili. A za 50 centów jeszcze nie było, nawet jak to malutkie.
Dzisiaj zwiedzanie. I koło 15 w drogę do domu.
Jutro już normalny dzień pracy powinien być, pan doktor już wraca do swojej. Szybko poszła mu rekonwalescencja. Za pierwszym razem miał ponad miesiąc, teraz tylko 2 tygodnie.
Dzień Dobry w poniedziałek
Wpadam się przywitać i zachęcić Was do odwiedzania kawiarenki. Na początek proponuję herbatkę ze świeżej mięty. Orzeźwi z samego rana jak ktoś jeszcze senny A ja tymczasem idę robić śniadanie,dziś wyjątkowo późno ,bo miałam poranny wyjazd
Nic nie trwa wiecznie, powrót do domu i już codzienne życie.
Wczesna pobudka i do pracy.
Wczoraj byliśmy w ówczesnej pasmanterii, u kolodzieja, u farmera i w domostwie rodziny, nazwiska na teraz nie pamiętam. W każdym razie ich dom zachowany w oryginalnej lokacji, nie odtworzony. Poszliśmy do strażnicy prochowni, akurat trafiła się demonstracja strzelania z muszkietu.
U kolodzieja, zajmującego się wykonywaniem wszystkiego co ma koła zobaczyliśmy naprawę powozu oraz co najbardziej fascynujące, budowę drewnianego roweru od podstaw.
Prywatne zamówienie.
I na koniec spacer przez ogrody gubernatora.
Udało się wstawić zdjęcia, zostawiam do pooglądania.
Takie zwiedzanie to ja bardzo chętnie. Uwielbiam historię a jak jeszcze pokazane tak jak tu dopiero ciekawe. Zdjęcia pięknie oddają przeszłość. Dziękuję Ekkore i oczywiście jako zachłanna wszelkiej wiedzy i zdjęć proszę o jeszcze
Colonial Williamsburg jest pod względem żywej historii rewelacyjny.
Znajduje się w oryginalnym miejscu, część budynków jest oryginalna w swojej historycznej lokacji, część oryginalna przeniesiona, a część odtworzona.
Ludzie tam pracujący kochają to co robią. Mają ogromną wiedzę, to nie jest wyuczone opowiadanie przewodnickie, to interaktywne przedstawienie, które przebiega w zależności od widzów i ich pytań. Te rzadko zostają bez odpowiedzi. A jeżeli to dają inne spojrzenie, porównanie oraz motywację do znalezienia odpowiedzi.
Bardzo się cieszę z tego rocznego biletu, możemy uczestniczyć powoli, bez pośpiechu.
W tych Stanach to zyc, nie umierac.Tyle atrakcji w zyciu nie uswiadczysz,Zgoda, pracowac trzeba bo nic za darmo.Ale "tego"szalenstwa nkt Wam nie zabierze.Bawcie sie dobrze.
Pewnie uswiadczysz wszędzie.
Zawsze coś się znajdzie do zwiedzania, jakieś zajęcie.
Tylko trzeba to lubić, a to już nie każdy, nie ma obowiązku, wszystko trzeba dobrać pod swoje potrzeby i upodobania.
Za darmo nie ma, ale zawsze można zaoszczędzić. Nas teraz te wyjazdy weekendowe kosztują 3/4 baku paliwa, nocleg w hotelu (choć często za punkty) oraz jakieś jedzenie poza domem.
A bilet roczny kosztował mniej niż dwa osobne, w pełnej cenie. My drugi mieliśmy za 50 %.
Witam. Dziś późno wpadam, bo byłam na działce. Pojechaliśmy późno, było zimno i nieprzyjemnie, ale potem wyszło słońce i trochę się ociepliło. Zależało mi głównie na opryskaniu pomidorów i ogórków drożdżami, no i zrobiłam to. Powiem, że pomidory mnie zaskoczyły bardzo pozytywnie, bo posadziłam je 22.05, podlałam przy sadzeniu, potem jeszcze raz odrobinę i więcej nie byłam na działce, no nie byłam chyba 10 dni. Byłam przekonana, że biedaczyska tam wyschły lub coś je pożarło, a tu niespodzianka... piękne krzaczki, urosły, "zmężniały", sama radość. Podwiązałam je dziś drugi raz, pryskałam roztworem drożdżowym i niech dalej rosną. Cukinia różna, ale 1 czy krzaczki kwitną...Śmiesznie to trochę wygląda, bo roślinka nieduża i kwiaty.
Kwitną piwonie, mam ich bardzo dużo, ale nie wiem o co chodzi, kwiatów w tym roku bardzo mało, na niektórych krzakach jeden, czasem dwa, a czasem wcale. I przewaga białych. Za to róże obficie kwitną, ale też były różne, a kwitną wszystkie na czerwono. Czyżby zmieniały kolor przez zapylenie?
Kilka zdjęć z mojego buszu.
To fakt trzeba to lubic.Zawsze kochalam narty i bridge, ale z przgoda nie ma to nic wspolnego.Pamietam, ze z Mama chodzilysmy po gorach, bylo super, noclegi w schroniskach,fajne towarzystwo.......ale to bylo wieki temu.
Ja generalnie lubię wszystko co związane z poznawaniem i podziwianiem - może być teatr, kino, opera, koncerty, jedzenie, wędrówki, zwiedzanie miast, muzeów, elektrowni, spalarni śmieci (te dwie ostatnie też trafiły się w mojej pracy i wspominam je jako jedne z najbardziej edukacyjnych).
Oboje z mężem mamy podobne upodobania, choć jego ciągnęłoby jeszcze do podniesionej adrenaliny - ale ja nie lubię, więc jak chce musi sam.
Nasze wyjazdy to "orka" od wschodu do zachodu słońca.
Ale wiem, że nie każdy tak lubi, tak intensywnie, woli relaks, spa, plażę, działkę.
Dla mojej córki do szczęścia potrzebna plaża i ocean albo basen i leżak (hamak). Ewentualnie jeszcze centrum handlowe.
A dla nas w jej formie to za karę.
I żeby iść na wyjeździe do centrum handlowego, tylko spozywczaki, gdy konieczność uzupełnienia zapasów.
Od małego buczała czemu ma takich głupich rodziców, że tylko by coś zwiedzali, z nie leżeli nad wodą...
A nigdy nie była z nami na naszych intensywnych wyjazdach, zawsze wakacje były dostosowane do ich wieku i możliwości.
Ja mam tak samo. Jak tylko mam sposobność wręcz chłonę ile się da, choć akurat za koncertami nie przepadam. Tak jak wspomniałam lubię historię ,więc zwiedzając np jakieś ''ruiny'' nie przejdę obok nich obojętnie.
Wtorek.
Idę na kontrolę do gina.
Powinno być ok, ale zawsze sprawdzić warto.
Zapowiadana burza przeniosła się w czasie, miało padać od rana, a przyszła koło 19, ale tak porządnie.
Już po wizycie? ja też staram się chodzić regularnie, raz na 2 lata. W zeszłym roku przeżyłam chwile grozy jak zadzwoniła pielęgniarka, żebym przyjechała bo coś z wynikiem cytologii nie tak. Jechałam z duszą na ramieniu. Okazało się ,że trzeba ponowić próbkę bo ta okazałą się niewystarczająca. Badanie wyszło okey ,ale stresu trochę podżyłam. Za rok pierwsza mammografia ,już się boję bo podobno badanie jest bolesne, tak przynajmniej koleżanka mi mówiła.
Moja wizyta była kontrolna po biopsji, miałam ze względu na polipa sprawdzane wszystko.
Wszystko ok, więc mam spokój nim polip nie odrośnie. Choć ostatnio to aż 5 lat mu zajęło.
Co do mammografii.
Teraz będę miała na koniec sierpnia, nie mogę non stop brać wolnego, to kazałam im na później.
Ale pierwsza mammografia w Stanach napędziła mi takiego samego stracha jak Tobie cytologia.
Zrobili, za chwilę kazali iść na usg, ponowna, bardziej szczegółowa, a potem rozmowa.
Ile ja się strachu najadłam tam pod drzwiami.
W myślach już pożegnałam się ze światem.
Co się okazało mam symetryczne zwapnienia w obu piersiach, ale nie mieli materiału porównawczego, więc sprawdzali.
W każdym razie te 6 tygodni do powtórki żyłam w stresie.
Teraz mam 3 D - idzie szybciej niż zwykłe.
Co do bólu zależy od osoby. Mnie bolało bardzo. Ale 3 D już mniej, może inna siła nacisku, może dlatego, że krócej, a jak jesteś przygotowana na ból to już go tak nie odczuwasz.
Na mnie też czas, 'ulubiony /2gi, zaraz po dentyście/ lekarz wzywa.
Może będzie wszystko ok, mam nadzieję.
Tylko czy gabinet otwarty, urlopy już niektórzy zaczynają, po Grecjach i Egiptach krążą
Cześć :)
śpicie już? pewnie tak.
Ja też już zieeewam szeroko, ale jeszcze klikam - ślęczę nad ciastem.
Chodzi za mną takie pychotkowe: kruche z bezą przełożone masą budyniową.
Chcę w nim upchnąć wiśnie z kompotu i krem budyniowy z czekoladą: szybki, łatwy /wg Bahati/.
Co z tego wyjdzie i czy wyjdzie ?? nie wiem, ale tak mnie korci by spróbować.
Poza ciastem nic nowego nie planuję.
Ganiam z konewkami, wyrywam chwaściory i siedzę w kuchni - młode ziemniaczki ciągle skrobię bo nie możemy najeść się tych pyszności.
Jutro przerwa na ryby z ryżem lub kaszą.
Sensacja - niebawem będziemy mieli nowych sąsiadów, oby nie byli gorsi od obecnych, bo różnie z tym bywało ;((
Śpijcie spokojnie i długo, fajnych snów
Pozdrawiam Wszystkich
Ciasto brzmi bardzo zachęcająco. Podrzucisz trochę do kawiarenki?
Jeśli będzie wyględne to tak, nawet całą tortownicę podam na tacy
Ulepca zakalcowego zjemy w kąciku ;((
I tak je sobie poukładałam:
kruche jak do pychotki, ale tylko 1na część pieczona z bezą i dżemem, ta górna;
krem budyniowo-czekoladowy, bez mleka, na kompocie z wiśni.
Składam: spód kruchy, dżem /chyba ananasowy/, wiśnie z kompotu, krem i 2gie ciasto z bezą.
Posypka migdałowa lub orzechowa chyba po upieczeniu /w piekarniku zwykla palą się orzechy i migdały/, kleksy lub zawijasy czekoladowe.
I gotowe
To taka wersja ostateczna, na teraz. Mojej wyobraźni smakuje, ciekawe co na to nasze jęzory
Co jeszcze mi wpadnie do łba i jaki będzie finał, to zobaczymy jutro.
Pędzę do kuchni i kociarni :)
Fajnego dnia Wszystkim życzę
Witam. To niesamowite, już połowa czerwca... tak czekałam całą zię na wiosnę, a ona gdzieś mignęła, potem byłam pełna pozytywnych myśli o maju i też go już nie ma, za chwilę nadejdzie czas żniw i znowu... jesień... nie chcę!!!
U mnie wczoraj popadało nieco, dziś pochmurno i ma padać, chyba po południu.
Obiad mam, więc dziś totalne lenistwo i odpoczynek, choć nie wiem po czym?
No to trzymajcie się zdrowo.
Ciasto przerosło moje przewidywania i tortownicę - wyrosła mi 'Pavlova na kruchym spodzie
Co z nią zrobić nie wiem jeszcze.
Posypać wiśniami i zalać czekoladą czy ukręcić krem, przekroić jak tort i przełożyć?
Przekombinowałam, a miała być tylko taka prosta pychotka
Ja bym przekroiła, zrobiła z kremem w środku, dokładnie jak pavlova na kruchym spodzie.
Będzie pyszne!
Dzięki :)
Dobre jest, z kremem byłoby lepsze
Po wyjęciu beza siadła na cieście i o przekrojeniu nie było mowy.
Mam kruche z dżemem i pianką, fajne ale nie o to mi chodziło
To znaczy ,że stworzyłaś Pavlovą na kruchym spodzie W końcu najlepsze przepisy tworzą się przypadkiem ,a resztę się udoskonala. Kto jak kto ,ale Ty Smosiu masz dar do tworzenia ciekawych i przede wszystkim smacznych dań. Coś sobie umyślisz, ukręcisz ,podrasujesz, dodasz jeszcze i danie gotowe
Mam nadzieję,że wstawisz przepis nowej ''pawłowej'',bo jestem przekonana ,że ciasto wyszło super smaczne
I klops, nie Pavlova tylko kruche z pianką bezową wyszło.
Smaczne, ale efekt mizerny
Pokręcony dzień.
Teraz zaczynam pracę o 6 rano, muszę się zmieścić w pół godziny mniej, żeby nie wstawać wcześniej.
Zapomniałam podłączyć rano telefon do ładowania, więc nie naładował mi się do końca, gdy musiałam iść do pracy.
Ale się jednak naładował, bo zapomniałam go zabrać, pojechałam potem z pracą.
I dobrze, bo myślałam, że Mała nie ma pływania, a jednak.
Byłam u dentysty.
Dolne zęby nie idą tak jak powinny. Miałam problem z zakładaniem ramki, tak jakby ta była nie z mojego kompletu. Może raczej zęby mądrości nie przemieszczają się, one nie były objęte aparatem, tylko miały pokrywki, aby nie wyglądało dziwnie.
Kazali mi wrócić do poprzedniej, pasuje idealnie.
Wizytę mam za tydzień.
Zobaczymy.
Witam w czwartkowy poranek
Póki co pogoda zapowiada się fajnie ,oby, bo zaprosiłam Tatę z Małżonką na pieczonki z ogniska. Musi być także ciasto drożdżowe, bo mój ojcowski przepada. Będzie z czereśniami i borówkami, może dorzucę jeszcze trochę truskawek. Do tego kompot z rabarbaru i będzie git Byleby tylko pogoda dopisała.
Dacie wiarę ,że już połowa czerwca?? Zrywam kartkę z kalendarza i już 15. Jeszcze raz tyle i moje gospodarzenie w kawiarence dobiegnie końca. Póki co serdecznie Was zapraszam. Odłóżcie na trochę robotę i wejdźcie na kawę. Drożdżówkę doniosę potem. Smosiu proszę o kawałek tego ciasteczka ,jeśli jeszcze coś zostało
Póki co idę do kuchni śniadanie zrobić. Dziś twarożek z rzodkiewką i szczypiorem oraz jajko ugotowane na twardo. Do tego jeszcze pomidor malinowy i dawno nie robione kakao.
Jak ktoś wstał, to smacznego śniadanka, dobrego poranka i uśmiechu
Witam ;)
Ciasta jest jeszcze sporo - fotki teraz nie mam.
Beza wyrosła w tortownicy jak wulkan, potem klapła i mam teraz na kruchym cieście grubą piankę bezową.
Spód lekko prze-pieczony, nie spaliłam tylko wysuszyłam bo piekłam dłużej niż powinnam - przez bezę którą chciałam dopiec.
Smak fajny, maślany spód posmarowany przetartym dżemem z czarnej porzeczki /przetarłam przez 2a sitka by pestki nie przeszkadzały/.
Wnioski: nie piec bezy razem z ciastem bo jedno będzie spalone a drugie tylko opieczone z wierzchu i ścięte. Nadal NIE umiem piec bezy :(
Masa surowa bezowa wyszła super, wg przepisu i rady Bahati - z octem malinowym, sztywna i puchata. Ja ją popsułam.
Mamy dzisiaj gościa zapowiedzianego, to muszę coś do kawy wykombinować, może krem czekoladowy z wiśniami + płatki migdałów by odwrócić uwagę od ciasta
To się rozpisałam, teraz zaprawa domowa i ogrodowa, potem kuchnia, spotkanie rodzinne i dzionek zleci
Udanego czwartku Wszystkim
Witam.
Na początek o bezach. To kapryśne ciasta, nawet najlepszym nie zawsze się udają. Tak myślę, choć parę w życiu upiekłam, specjalistką nie jestem i czasem też uzyskuję "klapę".
Jeśli chodzi o bezę na kruchym... ważne jest zarówno pieczenie jak i studzenie potem. Nie można od razu otwierać piekarnika, zawsze po wyłączeniu piekarnika trzymam ciasto jeszcze ze 3 min. w zamkniętym, potem uchylam /drewniana łyżka/ i tak stygnie powoli. Przykładowe ciasto moje to np. Ciasto z agrestem pod bezowym obłokiem.
Do przełożenia masą, należy upiec 2 placki kruche, raczej nie przekroi się kruchego na 2 blaty. To się pomądrzyłam, nie jako specjalistka, ale doświadczona przez lata kobieta.
U mnie dziś pogoda byle jaka, 14 st. pochmurno, ale na razie nie pada. Nie lubię takiej pogody, bo albo słońce, albo pada, skoro lato. W tym roku wiosna nieudana, lato na razie też.
A poza stara bieda, ponoć lepsza niż nowa i tego się trzymam.
Miłego dnia.
Alman to już jesteś specjalistka, bo właśnie z doświadczeniem. Cóż znaczy ''specjalizacja'' bez praktyki? A to ciasto agrestowe pod bezowym obłokiem wygląda na profesjonalne i bardzo apetyczne. Jak tylko będzie agrest ,a lubię go nie mniej niż czarne porzeczki ,zrobię na pewno
Superowe, dzięki :)
Tak upiekę 2gą, zamrożoną część kruchego /w planach miałam upiec 2a ciasta: z bezą na górę ciacha i golusieńkie na spód/.
Na samo czytanie kubki smakowe szaleją. Mniam, mniam, biorę w ciemno ,nawet bez zdjęcia, choć oczywiście bardzo mile widziane i jak możesz to wstaw
Nie zachwyca to ciasto urodą, taki zwyklaczek z przypieczoną pianką.
Ważne ,że smaczne a takie Twoje zwyklaczki zwykle są najlepsze
Ale słodko się zrobiło.
Mam ochotę na tatara, w sobotę kupię mięso i zrobimy.
Przyszły tydzień słomiana wdowa będę, mąż leci do Kanady na konferencję.
Nie mam kompletnie pomysłu co na obiad, nie rozmroziłam mięsa czy ryby, a lodówka mało oferuje, do każdego pomysłu czegoś brakuje.
Będę myśleć, jak rozmrazane, to musi być szybko, żebym powiedziała mężowi, aby wyjął, jak bez tego to mam czas do wieczora.
No i wymyśliłam.
Miałam ochotę na sałatkę, ale to co przychodziły mu do głowy mi brakowało składników.
Przejrzałam swoje przepisy.
I mam.
Zapisane jako sałatka z ciecierzyca i pesto.
Nie będzie dokładnie taka, bo nie mam gotowego pesto, a bazylia za mała jest, żeby ją przerobić.
To będzie wariacja na temat, do tego zrobię sos z tomatillo i majonezu, bo muszę je zmiksowac, inaczej mogą się zepsuć.
Co pójdzie do środka, czas pokaże w trakcie robienia.
I jeszcze będzie lunch do pracy na piątek (zabezpieczę na wszelki wypadek przed naszym jedzeniem).
Moja koleżanka często jada ciecierzycę, głównie zupy. Mówi ,że między innymi dzięki niej wyleczyła się z alergii. A o tej porze roku szczególnie ją dotykała. Twarz miała opuchniętą, czerwoną i duże oczy. Ukrywała się za wielkimi przyciemnionymi okularami. Namawia mnie bym gotowała ,bo przede wszystkim zdrowa i smaczna. Może się przekonam. Pasztet mi akurat bardzo smakował. Robiłam kiedyś ,przepis WŻ.
Zrobiłam, bardzo dobra wyszła. Może trzeba by było jej więcej czasu do przegryzienia się, ale jak się wraca z pracy o 19, to byle szybko.
Na męża to nie mam co liczyć.
Nie mam cierpliwości do tłumaczenia mu co i jak, potrzebuje pełnych instrukcji. Tylko jak je dawać skoro sama do końca nie wiem co i jak. I jeszcze nie wiem co mamy ze składników, improwizacja na bieżąco.
Zdać się na niego w gotowaniu to frytki i paluszki rybne. Teraz to chyba nawet nie, bo ani jednego, ani drugiego w domu.
Mam jedną porcję do pracy jeszcze.
Teraz wymyślić co na śniadanie.
Mój z kolei lubi kucharzyć ,ale tylko w sobotę i tylko swoją potrawkę po hindusku. Kiedyś robił jeszcze bardzo dobre naleśniki choć baaardzo mocno kaloryczne ,bo do ciasta dodawał połowę stopionego masła i smażył na drugiej połowie. Dałam się namówić tylko na jednego, bo choć lubię smak masła, było to dla mnie zdecydowanie za dużo. A mężowski uwielbia. Podobnie jak gotuje budyń, musi być bardzo gęsty i też daje pół kostki masła. Jak robię karpatkę, to karpaty odrzuca a zjada sam krem
Mój lubi zjadać.
Coś tam umie w kuchni zrobić, z głodu nie padnie, jak by musiał poszerzy repertuar.
Tyle, że ja lubię kucharzyć, denerwuje mnie bezradność i mnóstwo pytań, na które dawane były odpowiedzi po wiele razy. Wolę zrobić sama.
Jak marudzi o coś czego nie mam ochoty robić, zawsze mu mówię, że może znaleźć przepis i zrobić, ja też chętnie zjem.
Mam spokój.
On nie lubi gotować, może nawet nie wie tego naprawdę, bo nie próbuje, nie interesuje go kompletnie.
Za to ja nie lubię jeździć jako kierowca, tego jestem pewna. Jak muszę to robię, bo to forma poruszania, ale jak kto chętny oddam kierownicę bez żalu.
Także na naszych wyjazdach może kilka razy jechałam za kierownicą, gdy dopadł go piekielny ból głowy, tabletka wymaga odspania tego.
Nie ma ideałów na świecie.
Witam piątkowo
To ulubiony dzień Smakosi, juppiii mój zresztą też.
Wczoraj z pieczonek nic nie wyszło, nagle zaczęło padać i po ptakach. W dodatku i mnie i tatę dopadł ból głowy. Oboje jesteśmy meteopatami i praktycznie w tym samym czasie odczuwamy ból czy to głowy czy w kościach
Byłam wczoraj na targu. Najtańsze truskawki po 6 zł. Zastanawiałam się czy nie wziąć na zimę, ale stwierdziłam, że ciut jeszcze zaczekam. Nie żeby staniały, bo to raczej niemożliwe, ale z bólem głowy nie za wiele zrobię. A robię sporo, bo wszyscy bardzo lubimy te czerwoniutkie owoce.
Za chwilę robię śniadanie ,dziś pasta z makreli. Na obiad przewiduję też rybę
Tymczasem życzę Wam miłego poranka ,dobrego śniadanka i pogodnego dnia Oczywiście zapraszam do kawiarenki. Mówcie co tam gotujecie, pieczecie i w ogóle
No, tak pogoda sie ustabilizowala .14° i leje Smakosiu nie wracaj.
Chyba Smakosia posłuchała rad i przedłużyła turnus na kolejne tygodnie
Nie wracaj, nie tylko napisz coś urlopowego lub fotki podrzuć.
Moje fotki ledwo upchnęłam, już miałam zrezygnować ale jednak doszły i są.
Dobry piątek :)
sobota jeszcze lepsza będzie, chociaż pracowita - domowe i ogrodowe roboty czekają.
Dziś chyba obiecana od dawna pizza, na deser znowu wczorajszy krem budyniowo-czekoladowy /wg Bahati/:
kompot z wiśni przecedziłam, na nim ugotowałam budyń czekoladowy bez cukru, dodałam pokruszoną gorzką czekoladą, wymieszałam na gładko, dodałam resztę przetartego dżemu /nie zużyłam go do ciasta/ z czarnej porzeczki i znowu wymieszałam.
W miseczkach i pucharkach /wyszły 4ry duże/ ułożyłam wiśnie, zalałam masą i lekko wymieszałam. Ozdobiłam płatkami migdałów i wiórkami kokosa.
Lekki, smaczny i niezbyt słodki deserek smakował wszystkim.
Mam teraz chwilkę na moje śniadanie??
Potem znowu do kuchni i ogródka, bo chwasty rosną na potęgę
Fajnego dnia
Witam. Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie... to taki mały żart, bo 7.30 to nie wczesna pora, ale ja ostatnio śpię rankiem, bo od północy do rana mam przerywnik. Czytałam nawet, że takie budzenie się nie spanie o tej porze to oznacza jakieś problemy wątrobowe, ale ja wyniki wątrobowe mam ok, choć woreczek mam wypełniony to też fakt. Dziś miałam nie spać i śledzić lot córki /tym razem wracała z Armenii/, ale przespałam ten czas. Obudziłam się właśnie o 7.30 gdy miała lądować już, zaczęłam szukać statusu lotu i wtedy ona już wysłała wiadomość, że wylądowała.
U mnie dziś już nie pada, 16 st. na liczniku i nawet słońce przebłyskuje. Fajnie jest.
Ja dziś czas spędzę w kuchni. Wczoraj ogarnęłam chałupkę, to dziś kierunek kuchnia.
Ugotuję gar botwinki z młodych buraczków z dodatkiem jajka na twardo, kapustę na jutro do obiadu, a poza tym upiekę ciasto z truskawkami i przy okazji jak już będę grzać piekarnik zapiekę kiełbasę po cygańsku na dzisiejszy obiad. Na jutro będą kotlety z piersi kurczaka, wolę od schabowych. No to już wszystko wiecie o mnie i moich planach,
Zatem trzymajcie się zdrowo.
Dobrze ,że miałaś okazję sobie pospać a córka w tym czasie wróciła
Twoje plany obiadowe i deserowe zapowiadają się smakowicie. ja dziś tylko żurek dla synka gotuję, bo on potrawki męża nie lubi ,bo za ostra. Na deser będzie placek drożdżowy ,który miał być na czwartek. Jutro na pewno będzie rosół, a co do drugiego dania, jeszcze nie wiem. W ogóle od jakiegoś czasu chodzą za mną pierogi z jagodami, ale póki co jeszcze jagód nie ma.
Mmm, ale smakowicie brzmi ten deser. Zastanawia mnie tylko czy się nie zwarzy gotowany budyń na kompocie. Pytam ,bo ja raz zrobiłam podobnie i tak się właśnie stało, a nie chciałabym powtórzyć tej skuchy
Budyń bez! cukru, na kompocie, ugotowałam idealny.
Nawet lepszy niż na mleku Dodałam pokruszoną czekoladę gorzką, wiśnie do pucharków, ozdobione płatkami migdałów i kokosem.
Będzie powtórka czereśniowa, kompot kupiłam - swojskiego niestety nie mam ;(
Weekend, zabiegany gospodarczo. Minie szybko.
W planach sprzątanie, pranie, zakupy.
A z kuchennych planów to zrobić wędlinę w szynkowarze, będzie z kurczaka i wieprzowa.
Za gorąco na wędzenie teraz, myślę, że na długi weekend we wrześniu podziałam.
W międzyczasie upiekę jeszcze mięsa w niskiej temperaturze, z przepisu naszej Megi.
I będzie co jeść.
Kiedyś zastanawiałam się nad kupnem szynkowaru ,ale na zastanawianiu stanęło. Opłaca się kupić?
Ja uważam, że tak. Mam dwa teraz.
Dopóki nie miałam, robiłam w szklankach do drinków (takich co mają taki sam obwód na górze i na dole), wędlina była przesuszona, bo ją za długo gotowałam, ale i tak była przepyszna.
Z czasem nabrałam doświadczenia, mięsa już nie miele, tylko wyrabiam robotem, końcówką do ciast ucieranych, lepiej się wtedy klei.
Pekluje zgodnie z zasadami sztuki masarskiej, nie jak mam w przepisie bazowym.
Robię w ten sposób z różnych mięs.
Kilka przykładów wędlin oraz ostatnie zdjęcie to moje stanowisko pracy - używam cyrkulatora sv do utrzymywania temperatury wody, nie trzeba wtedy pilnować, żeby nie poszło w górę.
Gotuję to w 80 stopniach wody - do temperatury wewnątrz mięsa zgodnie z zaleceniami - drób do 71, wieprzowina 67, wyciągam stopień, dwa przed końcem, bo nawet jak się od razu wsadzi w lód to i tak w środku pójdzie w górę
To przepis bazowy, nie mogłam dodać wpisu w wątku, bo nie chciał mi zamknąć okna łącza.
Na jego bazie wykonuję większość wędlin tego typu.
Dzięki. Twoje wędliny wyglądają bardzo profesjonalnie. Zastanowię się nad kupnem ,zwłaszcza, że mężowski naciska na swojskie wędliny
Ja póki co robiłam wędlinę gotowaną i pieczoną. W dodatku ostatnio chyba z 2 lata temu, albo i dłużej. Wędzone tylko tata albo brat, bo dla mnie to wyższa szkoła jazdy.
Ja już od ponad 6 lat nie kupiłam wędliny sklepowej.
Zaczęłam wędzić, bo amerykańskie słodkawe wędliny bardzo mi nie smakowały.
Do tego z szynkowara oraz pieczone, żeby była odmiana.
Tylko kiełbas nie robiłam.
Znaczy była metka, która mi się podpiekla, ale to nie zamierzone działanie.
Mój mąż nie przepada za kiełbasą, szkoda zachodu, żeby samemu jeść.
Nie dziwię się. Sklepowa nie ma żadnego smaku wędliny. Wszystko sztucznie napędzane i 3 dnia właściwie nie zjadliwe. Nieopodal mamy sklep mięsno-wędliniarski. Póki właściciel miał małą masarnię ,wyroby były niemal takie jak te swojskie. Z czasem ,gdy zaczął się rozwijać i powiększać firmę ,te jego wyroby wyraźnie obniżyły się jakościowo , a szkoda.. Czasem mniej znaczy więcej, bo ludzie chętnie kupią co dobre.
Witam niedzielnie
Pogoda zapowiada się upalnie. Już o 6 rano słońce grzało, a teraz jeszcze mocniej. Jak zwykle zabieram się za gotowanie rosołu. Mężowski by mi nie wybaczył jakby nie było Na drugie danie idę na łatwiznę-mięso z rosołu ,młode ziemniaki z koperkiem i mizeria. Do tego kompot truskawkowo-jabłkowy. A na podwieczorek drożdżówka.
Teraz idę parzyć kawę. Mam ochotę na taką prawdziwą sypankę. Skusi się ktoś?
A tymczasem życzę Wszystkim udanej niedzieli i zaglądnięcia do kawiarenki ,choćby na chwilę
Witam wieczornie :)
na kawę już za późno, stawiam soczek na dobry sen, świeżutki, cytrusowy.
Sobotni maraton dał w kość nam i rodzince, noc nie była lepsza bo we wsi balety urządzili aż uszy nam puchły, prawie do rana.
Jestem zła jak osa rozjuszona i ledwo ogarnęłam kuchnię i ogródek.
Padam na nos, ale nie ma zmiłuj - kociarnia czeka na świeżą karmę i wodę, jak nie dostaną, to przyjdą mnie budzić w środku nocy, tej dzisiejszej już nie chcę zarywać bo jutro od rana zaprawa z podlewaniem mnie czeka.
Sucho i coraz suszej" , niech ktoś odkręci nam deszcz bo nic nie zbiorę w tym sezonie.
Jagody kamczackie nawet obrodziły, ale ... ptasie nasze kochane wszystko wyskubały, jak poszłam z miską na jagody, to już nawet spadów pod krzaczkami nie było ;( Za rok siatki lub firanki rozwieszę.
I tyle u nas, burze zapowiadali ale skończyło się tylko na burzliwej atmosferze domowej
Spokojnych snów i dobrego spanka, do samego ranka
Kociarnia fajna ,pilnuje A tej nocy się wyspałaś? W niedzielę chyba dali spokój? Jeszcze 20 lat temu takie imprezy były na porządku dziennym. Teraz jakoś cicho. Nawet grilla nie robią. Mówię tu o sąsiedztwie ,bo mój małżonek nie tknie grillowego, bo się nie będzie dymił, ale jakby mu kto zrobił to owszem
Tak, pospałam bo byłam umęczona sobotnio-niedzielną robotą i balangą wioskową.
Nadal chodzę niedospana, budzi mnie susza i pęd do roślinek, zwłaszcza cukinii i ogórków - kwitną i mają zawiązki. Bez wody nie będzie plonów więc latam z konewkami i leję ze studni, wężem ile wlezie.
Grill u mnie tylko w piekarniku, na podwórku nie ma szans - wiatr złośliwie nam dmucha dymem w oczy, z każdej strony. Tak to jest gdy ktoś buduje domy w szczerym polu.
I chyba smaczniej, zdrowiej wychodzi mięsko czy inne pyszoty z pieca lub płyty elektrycznej grillowej.
Dzisiaj pobudka jak do pracy, hehehe.
Mąż się zbiera do wyjazdu na lotnisko, ma wcześnie samolot.
Muszę wymyślić co na obiad, bo pomysłu brak.
A po południu ugotować wędliny.
I dzień zleci nie wiadomo kiedy.
Witam ze słonecznego zakątka. Dziś ma być pięknie, ale na następne dni zapowiadają już upały. Tych nie znoszę, nie czuję się wtedy najlepiej. Ale zobaczymy, wszak pogoda to zawsze tylko przewidywanie, a jak wiadomo, pogoda zmienną jest.
Dziś powinnam pojechać na działkę zrobić oprysk drożdżowy pomidorów i ogórków, przynajmniej to, choć roboty tam mnóstwo. Ale zobaczymy co z tych planów wyjdzie, jako że M udał się do lekarza, nie wiadomo kiedy wróci.
A poza tym żadnych nowości. Trzymajcie się zdrowo.
Pracowity dzień był wczoraj.
Ale chyba wszystko zrobiłam, co było w planie.
Moje wędliny teraz się chłodzą w lodówce, wieczorem podzielę na porcje i zapakuję próżniowo, na jakiś czas mamy jedzenie.
A jak wrócimy z Bostonu upiekę wołowinę i schab, będzie odmiana do tych a la mielonych.
Przy okazji wczoraj odkryłam dlaczego kitchen aid mi źle działa.
Mam go prawie 2 lata i zawsze mu się misa kolebała. Do tego w tym nowym jest szersza, ale niższa, zawsze mi się wylewało.
Okazało się, że misa ma bolec, które powinien wejść w otwór na korpusie maszyny, w taką blaszkę z dziurką.
Ta blaszka była za bardzo odgięta od początku, nie pasowały do siebie.
Jako, że wczoraj mięso mi wypadało ba najniższych obrotach, zaczęłam oglądać co może być przyczyną.
Dogięłam blaszkę do korpusu, wreszcie misa siedziała jak powinna.
A że ta blaszka nie pasowała do bolca, to za każdym użyciem odginala się bardziej.
Ale problem rozwiązany.
Szykuje się deszczowy tydzień, dzisiaj jeszcze słonecznie, ale od jutra do niedzieli deszcz.
Ciekawe jak to będzie wyglądało realnie, w piątek mamy jechać do ptasiego parku.
Jutro idę do dentysty. Po nowy zestaw ramek. I zaczynają się schody.
Po 12 tygodniach (a w zasadzie po 10) moje zęby przestały się prostować zgodnie z założonym schematem. 6 dolna ramka jest jakby nie z mojego zestawu, podczas, gdy 5 pasuje idealnie.
Byłam się pytać po tygodniu prób, kazała mi wrócić do poprzedniej.
Mnie nie chodzi o proste zęby, to bonus.
Mnie chodzi o ratowanie ich przed wypadnięciem. I pod tym względem jest duży postęp. Szpary w przednich zębach się znacznie zmniejszyły. Do tego, gdy zęby przestały iść do pozycji leżącej, dziąsła się podniosły, dużo mniej odsłonięte są szyjki zębowe.
A to jeszcze nie połowa procesu.
Witam w poniedziałkowe popołudnie
Od rana czas mi szybko zleciał ,że nawet nie miałam kiedy usiąść i się z Wami przywitać. Obecnie jestem w trakcie gotowania obiadu. Dziś pulpeciki w sosie koperkowym. Bardzo dawno nie było. Na deser truskawki i koktajl z nich.
Poza tym gorąco ,a właściwie duszno. Nie lubię takiej pogody, bo podobnie jak Alman źle się wtedy czuję.
U nas tez duchota.28° i wszystko wisi w powietrzu.Az wstyd sie przyznac......spalam do13.tej.Widocznie organizm tego potrzebuje po tych niepszespanych nocach.Wczoryj czkalam na Smakosie, bo kawiarenka ledwo dyszsalaMyslalam, ze to juz koniec.
Witam. Wreszcie nastało lato i dziś prognoza 28 st. w cieniu.
Uwielbiam wiosnę, a lato lubię, ale upałów już nie.
Wczoraj byłam na działce, chciałoby się zaśpiewać "zielono mi", bo trawa znowu urosła, ale ... z uwagi na suszę, mało kto kosi, ja też nie kosiłam. Zrobiłam tylko oprysk z drożdży na pomidorach, ogórkach i cukinii, a także podlałam trochę pokrzywą. Zerwałam też resztki piwonii. Za to róże kwitną w tym roku jak oszalały i nic sobie nie robią z tego, że trawa zarosła grządkę... a może właśnie dlatego? mają wilgoć...
Dziś w nocy ze snu zerwał mnie skurcz w stopie, ale tak okropny i tak długo się utrzymujący, że wyłam z bólu, a nic nie pomagało. A przecież od lat zażywam magnez, do tego potas mam też w normie. Dobrze mi robią banany, jem jeden codziennie, ale wczoraj i chyba w niedzielę też nie zjadłam, bo się skończyły, może dlatego???
Starość nie radość, młodość nie wieczność i jak nie urok to... przemarsz wojsk.
No to trzymajcie się zdrowo.
Zażywanie magnezu wcale nie musi pomóc w przypadku innej przyczyny skurczy.
Najlepiej sprawdzić badaniem krwi.
Lata temu, gdy moja neuropatia miała swoje początki, zaczęłam brać za ogólną radą, że jak skurcze to brak magnezu.
Tyle, że zamiast lepiej było gorzej. Zrobione badania wykazały właściwy poziom magnezu, a po długim czasie (bo dopiero w Stanach) okazało się, że mam neuropatię.
Od tamtej pory nie wzięłam żadnego ogólnego suplementu bez badań krwi.
Nie sugeruję, że masz neuropatię.
Wiele schorzeń może objawiać się bólami, skurczami, ot skutek uboczny, informacja organizmu, że coś się w nim dzieje nie tak.
Moja koleżanka, już po 65tce okaz zdrowia, zaprawiona w codziennych marszach po 10 kilometrów, na koniec kwietnia posypała się totalnie.
Ledwie chodzi od ponad miesiąca- bóle, skurcze. Do końca nie wiadomo co jest przyczyną. Obstawiają kręgosłup i zmiany w kręgach.
A wizytę u neurochirurga ma dopiero w sierpniu.
ja też stawiam na kręgosłup, ale do lekarza na razie nie... mam dość ... omijam szerokim łukiem dopóki sytuacja mnie nie zmusi, że nie będzie wyjścia...
a poza tym skoro boli, to znaczy, że człowiek żyje jeszcze, bo gdy się obudzi i nic nie będzie bolało będzie oznaczać... ale to już było...
Czy neuropatia, czy problem z kręgosłupem to skutek ten sam, ból i ucisk ma nerwy. Tylko przyczyna inna. I inne czynniki powodują ten ucisk.
Jak jest chora któraś część kręgosłupa, wtedy nie siedzi on tak jak powinien i w zależności która część jest, w takim miejscu jest ucisk na nerwy.
W przypadku neuropatii winne są nerwy. To one ulegają stanom zapalnym, puchną i nie trzymają się swoich kanałów, tylko leza pod kręgosłup, który na nie uciska.
Niektóre rodzaje są spowodowane przez inne choroby, po których ustąpieniu neuropatia się wycofa (główną chorobą jest cukrzyca).
Są też niezwiązane z innym schorzeniem (jak moja), na nią nie ma lekarstwa, można tylko spowolnić.
Niektórymi operacjami poprawić jakość życia.
Ale uszkodzeń w nerwach się nie odwróci.
Mój mąż, poza konferencją zwiedza kanadyjski Quebec.
Miasto z górki, pod górkę i to tak porządnie.
Wygląda bardzo ładnie.
Ja wczoraj 12 godzin w pracy, ciekawe ile dzisiaj.
Wędlina bardzo dobra wyszła, jadłam na obiad w wersji talerz wędlin i serów, nie mogłam się oprzeć spróbowaniu.
Zebrałam jeżyny. W piątek były pierwsze 4, w sobotę podobnie, też 4. W niedzielę Zebrałam pełną garść, a wczoraj całkiem spore pół miseczki.
Mam dwa krzaki, na pojedzenie starczy.
Zobaczymy co deszcz wykombinuje, bo ma lać do końca tygodnia. Czy coś dojrzeje i czy da się pozbierać.
I może się nie skończyć na tym, bo jutro Bret zdeklaruje bycie huraganem (pierwszy w sezonie), ladfall będzie gdzieś na Dominikanę- tak wynikałoby z prognozy. Czyli resztki dotrą w przyszłym tygodniu. Już nie jako huragan, ale rozpłakana depresja.
A za nim lezie kolejny, ma już 70 % szansy na utworzenie.
Wczorajsze jeżyny.
Oraz Quebec na mężowskich zdjęciach.
Te drewniane przegrody na ostatnim zdjęciu, to zabezpieczenie stolików przed zjechaniem w dół ulicy.
Dzisiaj WZ łaskawy, mogłam dodać zdjęcia, w weekend nie pozwolił żadnego, nawet zmniejszonego o 80%.
Moja chrzestna mieszka w Qebecu od 1978. Wyjechała mając zaledwie 24 lata. Jak rozmawiamy przez whatsApp to czasem się myli mówiąc do mnie po francusku. Zresztą sama powiedziała, że tam to głównie język french niż angielski. Jej brat z kolei mieszka w Edmonton. Żeby się spotkać muszą odbyć ponad 4 godzinny lot samolotem.
Mąż mi pisał, że tam głównie francuski.
Córka mojej kuzynki była prawie rok czasu w Montrealu - teraz już wrócili albo na dniach wróca.
Polecieli przed samym rozwiązaniem ciąży, urodziła Kanadyjczyka, hehehe.
W Stanach też odległości ogromne, długi lot, żeby spotkać rodzinę, szczególnie, że tutaj przeprowadzka to moment.
Moja córka myśli o wyprowadzce do Teksasu jak skończy studia.
Podobało jej się bardzo, tam lepsze możliwości, lepsze zarobki (pieniądze paliwowe).
Także będziemy mieli kawałek, dojazd to już na dwa dni.
Alicjo - Alman z okazji Twoich imienin wszystkiego co najlepsze, przede wszystkim zdrowia, uśmiechu na co dzień i stałego bywania w kawiarence
Ojejuśku, to spełnienie marzeń łasucha, mniamm
Dziękuję bardzo za ten smakowity kawałek ciasta. A te warstwy to z czego? Wyglądają świetnie
Goplana, Ty to jstes niesamowita.O nikim nie zapomnisz .Alman w dniu Twoich imiein wszystkiego co NAJLEPSZE tzn zdrowka...............bo co nam jeszcze potrzebne?
Suuuper! W dobrym momencie mnie częstujesz, bo zaraz zrobię kawę a tutaj takich dobrych ciast nie ma
Witam jeszcze ciągle urlopowo
Wybaczcie, że nie zagłębię się w Wasze wpisy. Trochę mało czasu mam na to, bo chcę zaraz wyjść z domu i wykorzystać fajna pogodę.
Wróciliśmy już z Krety (niestety) i teraz wykorzystuję resztę wolnych dni na spacery po Dusseldorfie.
Wschodnia strona Krety okazała się "strzałem w dziesiątkę" - bardziej dzika, spokojna, dziewicza, z małą ilością turystów i ogromem przepięknych krajobrazów. Mieszkanie mieliśmy dziesięć kroków od brzegu morza więc szum morza budził nas każdego dnia. Kiedy nie mieszka się w hotelu wtedy człowiek czuje, że żyje tym prawdziwym, lokalnym klimatem. Tawerny są położone nad samą linią brzegową więc widoki i jedzenie, to 100% ideału Nic nas nie zawiodło a nawet dało więcej, niż oczekiwaliśmy. Ludzie przyjaźni, otwarci, serdeczni więc czego chcieć więcej Szkoda, że nie mogę Wam przesłać tych zapachów tymianku i oleandrów.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie
Dalszy ciąg zdjęć. Trudno wybrać, bo jak się domyślacie mam ich bardzo dużo. Zrobiliśmy ponad tysiąc kilometrów więc widoków było pod dostatkiem
Witaj Smakosiu ,jak fajnie ,że już jesteś-fajnie dla nas, ale pewnie tęsknisz za urokliwymi zakątkami Grecji
Same zdjęcia zapierają dech a co dopiero jak się jest na miejscu. Przecudownie, jak w raju. A możesz zdradzić gdzie to konkretnie jest?
To jest wschodnia część Krety. Nasze mieszkanie było w malutkiej miejscowości o nazwie Makrigialos. Większość zdjęć jest z różnych regionów, bo tak, jak wspominałam przemieszczaliśmy się sporo robiąc ponad tysiąc kilometrów.
Ps. Póki co nie ma mnie jeszcze w kraju więc korzystam z wolnego ile wlezie Zmykam na spacer.
Dziękuję a Ty Smakosiu łap urlopowe chwile ile wlezie
Zaraz pakuję teczkę czyli limuzynę kocią i jedziemy, lecimy na wycieczkę.
Pięknie tam jak w raju.
I jeszcze 6kę z lotto muszę odebrać
a najpierw zagrać
Dzięki, kolejna część pięknego świata zaliczona, za friko
Pozdrowienia dla całego D. - nie byłam, pewnie nie pojadę tam, ale wieeele słyszałam, dobrego
Alman wszystkiego najlepszego!
Smakosiu wakacje wspaniałe, będzie co wspominać.
Marzy mi się podróż po Europie, ale to jeszcze trochę.
Dopiero jak zostaniemy zwolnieni z obowiązków rodzinnych.
Nie to, że nie lubię czy nie chcę, ale urlop jest limitowany, podróż kosztuje i wybór na tą chwilę jest jeden - Polska i rodzina.
Może Bóg da nam siły, że i na emeryturze damy radę podróżować. Choćby i o lasce czy chodziku.
Jak nie, też będzie dobrze.
Bret chyba się rozmyślił z bycia huraganem. I prognoza mówi, że pójdzie dołem, omijając duże karaibskie wyspy.
Zobaczymy jak będzie.
Wczorajszy deszcz był bardzo miętowy, trochę popadało, ale bez porównania do tego co było w zapowiedziach.
Teraz też kropi, ale nie leje, jakby miało.
Przewidywanie pogody coraz gorzej wychodzi meteorologom.
Wczoraj byłam w pracy 12.5 godziny.
Wróciłam do domu, zebrałam jeżyny, zrobiłam sobie a la sałatkę- na garści baby romaine ułożone na przemian awokado i brzoskwinie, wszystko posypane feta (na podstawie obrazka z FB zrobiłam po swojemu), parę jeżyn i wszystko w musztardowym winegrecie.
Ledwie skończyłam jeść telefon z pracy.
Że wyzwanie.
Ale nim umyłam zęby i aparat odwołali, ufff, noc we własnym łóżku.
Co do zębów. Tydzień dłużej w starej ramce pozwolił dojść zębom do tego co powinny. Aparat założył się bez problemu.
Najprawdopodobniej trzeba ciut zwolnić proces, zamiast 14 dni, będzie 20.
Aby szło równo, górne będą odpoczywać w tym czasie.
Ekkore, dziękuję i częstuję, mało słodkie, wiem, że słodyczy unikasz.
Wirtualnie nawet najsłodsze jest dobre, w tej wersji nakarmię oczy.
Witam. O wy śpiochy, najdłuższy dzień, najkrótsza noc w roku, to nie możecie zdążyć się wyspać.
Dziś upał od rana, jakoś ciężko się oddycha, ale na szczęście na razie bez burz. Widziałam jednak w tv, że gdzieś burze były i pozrywało dachy, ale nie wiem gdzie, bo już wcześniej chyba podawali namiary.
A poza tym... po staremu.
Trzymajcie się zdrowo.
Alman, ja to bym chciała być takim śpiochem. Ale nie ma tak dobrze, trzeba bardzo rano wstawać.
Dzisiaj jest 9 rocznica, jak przyjechaliśmy do Stanów na dłuższy pobyt (w maju byliśmy na tygodniowej wycieczce rozpoznawczej). Zrobiło się z tego aż tyle lat. I zanosi się na więcej.
FB mi przypomniał. To jedyna rzecz, którą lubię tam, inaczej to jedno wielkie spamowisko. Ale przypomina mi o miejscach, na nowo mogę pooglądać zdjęcia, powspominać. Bo inaczej to wszystko się zlewa, lata tworzą dzień, wszystko wydaje się, że było dopiero co, a to już lata upłynęły.
W nocy i nad ranem porządnie popadało, wszystko mam podlane (w tym roku nie podlewam, nie mam żadnych warzyw posadzonych, krzaki niech dają radę same.
Chyba, że zrobi się ogromna susza, to wtedy pomyślę).
Dzisiaj powinien wrócić mąż z wojaży. Ale nie wiem o której, wydaje mi się, że mówił wieczorem. Nie będę go jeszcze pytać, bo może śpi i samolot ma później, niech odpocznie trochę.
Witam czwartkowo
Dziś totalnie inny dzień, bo pierwszy deszczowy od niepamiętnych czasów. W przerwie między kroplami pobiegłam do sklepu po kapustę i inną zieleninę. Ugotuję Połówkowi (i sobie przy okazji ) kapuchę z pomidorami, cebulą i dużą ilością kopru. Taka nam smakuje najlepiej. Mam też piękną świeżą miętę i dużą ilość pietruszki ze straganu tureckiego. U nich są najlepsze warzywa. Oprócz kapusty w planach sałatka z kaszy bulgur czyli Tabuleh. Na upały idealna a być może wieczorem wpadnie kolega Połówka, to coś razem przekąsimy. Pranie już się suszy i tak sobie myślę, że chyba najpierw zafarbuję odrosty. A może jeszcze kawa i ciastko...? Nie wiem od czego zacząć
Wczoraj - pierwszy dzień astronomicznego lata uczciliśmy nad Renem siedząc na kocu przy małym co nie co z dodatkiem różowego wina. Było prawie 30 stopni. Wcześniej przechodząc przez miasto, przy wypasionym hotelu trafiłam na wychodzącego Bruce Springsteena. Zobaczyłam czekających ludzi i też przystanęłam
Koniec tego siedzenia, trzeba się za coś brać. Ale teraz fajnie pada. Oczyści się trochę powietrze.
Miłego dnia
Ps. słaba jakość zdjęć, bo duże zbliżenie z komórki.
Witam w bardzo upalny czwartek
Upalny i duszny, a to dopiero początek. Jakby jeszcze popadało, a tu nic sucho jak pieprz. Zapowiadali wczoraj ulewę i pioruny ,a stanęło tylko na zapowiedzi.
Przez ten gorąc nawet do kuchni mi się nie chce zaglądać, ale jak mus to mus.
Postawiłam dziś na zupę szczawiową i naleśniki z serem i musem truskawkowym. Zupa się właśnie gotuje ,a naleśniki będą później.
Poza tym dziś 1 Dzień Kalendarzowego Lata. Jeszcze tydzień z haczykiem i lipiec.
Marzy mi się jakiś wyjazd ,ale z realizacją najpewniej w przyszłym roku. Choć kto wie? Póki co idę się napić wody z sokiem, bo ostatnio sama woda staje mi w gardle Pozdrawiam i zapraszam do kawiarenki. Dziś na deser lody orzechowe z musem truskawkowym. Zapraszam
Witam w piątek
Nareszcie deszcz. Zanim jednak spadł nieśmiało pogrzmiało, potem coraz mocniej i częściej. Wreszcie pada ,a za chwilę grad, na szczęście ten normalny, nie taki jak 2 lata temu wielkości pięści. Pociemniało, ale za to jak pachnie ozonem. Uwielbiam to. A u Was jak tam pogódka?
Witam. No, do mnie front burzowy zmierza. Na razie słońce, ale koło południa ma padać, a nawet alert burzowy już dostałam na komórkę.
No to trzymajcie się zdrowo.
Przestało padać ,ale niebo zachmurzone. Pojechałam na zakupy. Przed Biedronką stał biedny stary chłopina z jagodami. Popatrzył na mnie błagającymi oczami by kupić od niego ostatni litr. Oczywiście kupiłam, bo jak wspomniałam kiedyś ,że chodzą za mną pierogi z tymi właśnie owocami. A więc będą dziś pierogi. Wszyscy zadowoleni Może jeszcze zrobię drożdżówkę ,ale prędzej jutro. No i znów będzie szczawiowa bo moi nie mogli się najeść tak im smakowała, a ,że u mnie w polu szczawiu dość to zrobię. Z taką różnicą, że dziś zamiast dodatku ryżu, będzie zacierka. To na razie tyle.
Odezwijcie się co tam u Was
Szalony (długi) tydzień w pracy dobiega końca.
Następne dwa pewnie będą podobne, tyle, że krótsze. W piątek lecimy do Bostonu, a potem poniedziałek i wtorek wolne.
Burza wczoraj była na całego, jak pierdyknelo to aż prąd sobie poszedł.
Ale bezdotykowy podgrzewacz do chusteczek myjących dla niemowlaka się naprawił.
Tyle, że ciężko o tym pamiętać, skoro kilka miesięcy otwierało się klapkę do uzupełniania wkładu.
Dorobiłam się wczoraj płatnej pomocy w opiece (na mój koszt).
Kobieta, która sprząta przyprowadziła 12 letnią córkę. Zaproponowałam zabawę z Eleanor. Tyle, że jak rozmawiałam z mamą potem, wyszło, że ona ma jej pomagać. Głupio mi się z ofertą zrobiło.
Potem zaproponowałam, że jak pogoda będzie, to mogę ją zabrać do ptasiego parku (jako bonus). Matka na to, że potem to będę chciała za niankowanie.
I w żartach powiedziałam, że to ja powinnam dziewczynce płacić.
Matka powiedziała córce, ta za jakiś czas przyszła do mnie i zapytała się czy to prawda, że płaciłabym jej.
Dziewczynka cicha, nieśmiała, a tu taka oferta biznesowa. Pomyślałam, że zamiast zabierać ją na lody, mogę dać jej tą kasę.
Siedziała i bawiła się z Eleanor do 5 po południu, od po 9 rano.
Witam w sobotni poranek
Na zewnątrz wreszcie da się oddychać. Wczorajszy deszcz zrobił swoje i wygląda na to ,że jeszcze popada.
Wczoraj w warzywniaku kupiłam bób. Cena dość przyzwoita bo 16 zł za kg. Piszę dość, bo przecież jeszcze kilka dni temu był po 24 a tydzień wstecz aż 33 zł!
Dziś będzie na ''deser'' Uwielbiam taki prosto z gara, bez żadnego maszczenia jak to inni robią. Zresztą u nas się inaczej nie jadało ,no może czasem surowy prosto ze strączka. Wczoraj były pierogi z jagodami. Zrobiłam całą stolnicę. Moi nie mogli się najeść, a ja ledwo wcisnęłam trzy, a taki miałam smak. No cóż ,jak się robi przy tym, to już samą pracą się ''naje'' Przynajmniej ja tak mam.
A teraz pora na robienie śniadania. Dziś sałatka z pomidora i rzodkiewki ze szczypiorem. Do tego jajko, kawałek chleba i herbata miętowa. Potem kawa i do roboty. Pozdrawiam i zapraszam do kawiarenki na kawę i herbatę i oczywiście pogawędkę
Witam. Zacznę od bobu... ale narobiłaś mi Goplano smaku. Bób uwielbiam i też taki prosto z gara, jeszcze cieplutki, bez żadnych udziwnień, jedynie wod do gotowania lekko solę. Na razie nie kupiłam bo cena zwala z nóg, u mnie 18 zł/kg obecnie, też wydaje mi się dużo, bo rok temu był po 10 zł. Ale chyba się skuszę, bo ślinotoku dostałam aż.
Tymczasem zajadam ogórki małosolne. Zakisiłam we czwartek, wczoraj /piątek/ już jednego zjadłam, ale kiedy córka wpadła po południu, to wyjadła niemal pół słoja, a dziś M widzę kontynuuje konsumpcję. Pychota.
U mnie wczoraj była duża ulewa i burza, niektórymi ulicami płynęła niemal rzeka, całą noc też padało, a rano znowu grzmoty i ulewa.
No to tyle nowości u mnie. Trzymajcie się zdrowo. Pogody życzę tej na zewnątrz i pogody ducha.
A widzisz ,zapomniałam wspomnieć, że 3 x już u mnie były małosolne z Twojego przepisu. W przyszłym tygodniu znowu nastawię i tak przez całe lato.
Moje ulubione malosolne to takie co jeszcze dobrze koloru nie złapały. Mój mąż lubi "dojrzałe".
Ja zaczynam konsupcje, co zostanie to dla niego.
Tyle, że ogórków brak. Kopru i chrzanu zresztą też.
Dobra sobota :)
bo nadal wilgotna i spokojna, bez burz z piorunami. Grad spadł wczoraj, drobny jak krople deszczu.
Zdążyłam wczoraj solidnie podwiązać pomidory, wyrwać większe chwasty i zerwałam 1szą malinę.
Teraz do kuchni marsz, szybko coś upichcić.
Poczytałam o szczawiowej z jajkiem roztrzepanym, nie jadłam takiej chyba. Zawsze była z gotowanymi jajami, oj zjadłabym i jedną i 2gą, ale dobrego, eko-szczawiu mi brak.
Udanej sobotki życzę
Przyniosłam Wam talerz pancakes z mąki migdałowej i kokosowej, nie mogę dodać zdjęcia, nawet po całkowitym zmniejszeniu.
Polane syropem klonowym, leżakowanym w beczce po burbonie. Do tego świeżo zebrane jeżyny oraz borówki z farmy, dostałam w pracy.
Dobre było, objadłam się okropnie.
W poniedziałek chyba do pracy zaniosę dla Eleanor.
Dzisiaj w planach sernik.
Spód będzie z ciasta migdałowego, na to pójdą owoce, które zaleję sernikiem gotowanym. I dalej będzie galaretka z jeżyn i borówek. Gdybym miała kremówkę, posmarowalabym po wierzchu i posypała wiórkami kokosowymi. Ale nie mam, nie wychodzę dzisiaj z domu, muszę się nim nacieszyć, będzie tylko tak.
Wszędzie głośno o tej zatopionej łodzi podwodnej. Szkoda ludzi, którzy zginęli.
"Huragany" pozostaną tylko tropical storm. I dobrze.
Deszcz się rozmyślił na weekend, więc całkiem przyjemnie będzie.
Czy ten burbon to wino ? czy raczej coś mocniejszego, koniakowego??
Często w filmach o nim słyszę, ale nie znam smaku i nie wiem co to.
Tak, szkoda ludzi z tej łodzi.
Burbon to whisky z Kentucky, oryginalnie, teraz można spotkać w innych stanach, o ile się spełnia wymogi proceduralne.
Najprostszy jest moonshine, to bimber z kukurydzy jako podstawowego składnika, wielokrotnie filtrowany.
Z moonshine można zrobić whisky (whiskie), po odpowiednio długim leżakowaniu.
Burbon ma mniej restrykcyjne procedury.
Alkoholu w tym syropie to nie ma, bo to tylko drewno nasączone alkoholem, oddające zapach.
Teraz jest moda na takie wynalazki, nawet piwo leżakują w beczkach po winie czy burbonie.
Witam serdecznie
Jak tam, wyspałyście się przy świętej niedzieli? ja wstałam przed 6 i choć chciałam nie mogłam zasnąć. Zresztą przy takim poranku? Słońce wysoko, grzeje, zapowiada się znów upalny dzień.
Za chwilę biorę się za rosół. Drugie danie to tylko kwestia zrobienia klusek i surówki, bo zrazy wczoraj zrobiłam. Miałam upiec ciasto drożdżowe z jagodami ,ale jakoś mi się nie chciało. Wzięłam się wczoraj za mycie okien i zmianę firanek. Zajęło to sporo czasu i choć pogoda była akuratna to i tak miałam wrażenie duchoty. No niestety lato choć wspaniałe ,nie do końca dla mnie . Zdecydowanie tęskno mi do jesieni. Może i nie do szarug ,ale do umiarkowanej pogody. Wtedy najlepiej się czuję.
A teraz trzeba skonsumować śniadanie. Dziś twarożek wiejski z rzodkiewką i pomidorem. Pozdrawiam niedzielnie życząc pysznego obiadu, mile spędzonego czasu i jak zawsze zaglądajcie do kawiarenki
Ciasta (sernik gotowany na delikatnym spodzie z mąki migdałowej plus galaretka z jeżyn i borówki amerykanskiej) placuszkow dalej nie mogę wstawić, ale poranne jeżyny poszły.
Tym samym aparatem robione...
Zdjęcia sernika, placuszkow czy sałatki mają mniejszy rozmiar niż te jeżynowe.
Nie mam pojęcia co może być przyczyną.
To moje dwa krzaki, wczoraj pozbierałam, dziś już znowu będą.
Niby sporo, a jednak nie. W dwa dni gdzieś koło kilograma. Ale jak uzbieram ciut więcej albo się już przejemy, zrobię dżem, będzie rewelacyjny.
Już niedziela, jutro do pracy.
Pospałam w oba dni do 6 rano, więc jak na mnie długo.
Myślałam, żeby zrobić lasagne, ale nie mam mięsa, a nie idę na zakupy, będzie na zaś.
Za to dziś bedzie taco- z wieprzowina BBQ (co to dostałam w pracy), w sosie z tomatillo, z salsą z awokado i pomidora.
Jakby mięsa zostało wystarczająco jutro zrobię jakąś szybką patelnię z warzywami.
Jak nie, trzeba będzie pomyśleć o czymś innym.
Chętnie bym zjadła takie meksykańskie specjały. W ogóle lubię pikantną kuchnię.
Witam w ostatni poniedziałek czerwca
Za 4 dni dobiega końca moje ''urzędowanie'' w kawiarence. Stąd moje pytanie-kto się pisze na lipiec?
Właściwie to Smosia ,bo ostatnio chyba w październiku była gospodynią.
Smosiu, co Ty na to? Moc lipcowa i nasza będzie z Tobą
Odezwij się
Odezwałam się
Mocy nam nie brak, to fakt, nawet niebo grzmi jak i trzaska mocarnie. Właśnie burza przeszła obok nas
I już poniedziałek, pracę zaczęłam o 5.25.
Powinno być o 6 normalnie, ale wczoraj poprosili na 5.45.
A dziś rano - czy jak jestem gotowa to jak dojadę.
Akurat byłam przed śniadaniem, spakowałam do pracy.
I chyba przy tej wersji zostanę, w normalnym trybie pół godziny dłużej pośpię.
Witam. Dziś nabyłam wreszcie bób i gotuję, Goplana narobiła mi smaku, ale w sobotę już nie było. Za to dziś będzie wyżerka... zamiast obiadu pojem bobu, na deser zjem truskawki.
Ekkore, dobrze mają z Tobą, choć Ty z nimi już niezbyt... denerwujące byłyby dla mnie takie wezwania jak pogotowie... na dobrą sprawę nie znasz dnia ani godziny...
U mnie słonecznie i duszno. W cieniu 25 st. ale do słońca 39 st. Powinnam dziś jechać zrobić oprysk pomidorów, ale za duszno jakoś i nie mam ochoty. Jakoś nie mam już siły i zaangażowanie w prace ogrodowe coraz mniejsze, a jeszcze nie tak dawno działka była dla mnie lekiem na wszystko. Jak to jest... z wiekiem wszystko przemija, jak najdłuższa żmija.
No to trzymajcie się zdrowo.
Jak teść przeszedł na wcześniejszą emeryturę, działka była dla niego ratunkiem.
Ale wraz z wiekiem coraz mniej siły, znalazł się kupiec bez szukania, sprzedali.
Co do moich pracodawców- ja to mam w umowie niejako, ustnej.
Teoretycznie wiedziałam co mnie czeka, więc siedzę cicho.
Taka to praca u chirurgów sercowo naczyniowych, oni sobie godzin nie wybierają, część da się zaplanować, a część po prostu jest, wezwanie w nocy na operację. Nie powiedzą ludziom poczekajcie do 8, bo na tą dojadę, żeby moja niania się wyspała.
Za wszystkie godziny mi płacą, całkiem nieźle.
Choć po ostatnich dwóch tygodniach, jak im przyszło dopłacić za 35 godzin, to rozpisali dyżury na 3 miesiące, tak, aby nie mieć w tym samym czasie.
Jedno co mnie wkurza to brak planowania, o tym, że mają dyżur dowiaduję się w ostatniej chwili.
Niby znając rodzaj pracy, nigdy nie planuję niczego na środek tygodnia, ale i tak denerwuje.
A moje wyjazdy planuję, pytam się wcześniej czy mogę i potem to już ich problem.
Wolałabym, aby mieli nianię zapasową na weekendy i ewentualne nocki, ale problem z nimi taki, że za późno zabierają się za załatwianie.
Witam w deszczowy wtorek
Nareszcie się ochłodziło i pada ,bo gleba potrzebuje deszczu i to dużo.
Zapowiadało się też burzowo, ale ostatecznie się odwróciło i poszło dalej.
Hej dziewczyny ,namyśliłyście się już kto w sobotę przejmie klucze? Wystarczy tylko otworzyć, no Smosiu ,nie daj się prosić
Prosić nie trzeba, otwarcie lipcowe może być u mnie.
Nie oczekujcie luzackiego nastroju, bo u mnie luzu od dawna brak - rodzinka eMa prześciga się w pomysłach a my na głowie też mamy sporo napraw, cyklinowania nowej podłogi z desek, odnawiamy kabinę w łazience i dłuuugo by jeszcze wyliczać.
Jak ja, to ja
Zapraszam 1 lipca, proponuję stroje domowe, wygodne klapki i rękawiczki dla dam dbających o dłonie - znajdę zajęcie dla każdej
Fotka- wspomnienie wiosny
A wczoraj skończyłam te ślicznoty 'ogławiać czyli wycinać zeschłe kwiaty, prawie 2wa worki bio-odpadów z nich mam i kciuków nie czuję
Smosiu, ja się chętnie rozsiądę po domowemu w kapciach Tak zresztą lubię najbardziej, bo ja domatorka z natury jestem, a może jednak z przymusu? Sama już nie wiem. Tak czy inaczej jak mam okazję to ruszam w siną dal podziwiając świat
Witam wtorkowo
Od wczoraj jestem w pracy. Przyjechałam w niedzielę autobusem Sindbada. Podróż trwała 14,5 godziny, bo krążył od miasta do miasta. Męczące to, bo kolana się nie mieszczą między siedzeniami a w nocy głowa lata, ale jakoś poszło.
W pracy na szczęście nie było żadnych niespodzianek. W połowie lipca planuję jeszcze pojechać na niecałe dwa tygodnie do Połówka więc cieszę się i nie czuję aż tak mocno przygnębienia, że urlop już za mną. Lubię Dusseldorf i lubię tam spędzać czas. Jest tyle fajnych miejsc, że nigdy się nie nudzę. Oby tylko pogoda dopisała. No i znów będziemy razem
A póki co teraz ogarniam małe zaległości. planów na ten tydzień mam już sporo. Potem w następnym tygodniu jakieś spotkania i pewnie nim się obejrzę już będzie połowa lipca
A teraz z innej beczki - lubicie sery czy mleko kozie? Ja niestety (mimo, że wiem, iż jest bardzo zdrowe) nie daję rady przełknąć tych produktów. Ale ku mojemu zaskoczeniu na Krecie jadłam kozi jogurt i w nim nie było czuć tego charakterystycznego smaku. natomiast w Niemczech kupiłam fetę wyłącznie z mleka owczego i to jest w tym sezonie moje największe odkrycie. Ten ser jest zwyczajnie doskonały. Jest tak pyszny, że z chęcią bym go używała przy każdej sałatce. Niestety nie znalazłam takiego w naszych sklepach. Jest tylko mieszanka kozio-owcza a to już nie wchodzi w rachubę.
Wczoraj mieliśmy ostrą ulewę a rano bez długiego rękawa nie dało się wyjść. czuć wyraźne ochłodzenie. Dziś też ma popadać. Roślinki z pewnością się cieszą
Czas na herbatę. Komu komu?
Dobrego dnia
Witam. U mnie też pada, właśnie w tej chwili zaczęło mocniej i fajnie stuka po parapecie. Uwielbiam słuchać takiego stukania. Lubię jeszcze, gdy w tym czasie trochę wieje i gałęzie stukają w szyby, ale na 7 piętrze to niemożliwe,
Kozich smaków raczej nie znam, za wyjątkiem sera-roladki z Lidla i ten lubię bardzo.
Jak pisałam wczoraj, zrobiłam sobie ucztę z bobem w roli głównej, a na deser truskawki. Oj, nie spodobało się to mojej wątrobie, zbuntowała się bardzo, ale ja też bym to zrobiła, gdybym nią była. Ja nie umiem skończyć jeść we właściwym momencie, tylko jem, aż ujrzę dno miseczki. Tak mam jeśli chodzi o bób i ... krówki... też jem dopóki są. Okropny brak samodyscypliny.
Ale fajnie leje.
Trzymajcie się zatem zdrowo i... sucho.
Dla mnie to też relaks wsłuchiwanie się w to kap, kap.. Fajnie jest ,tylko jakoś spać się chce, za to nic się nie chce. Aż wstyd. Nawet pomysłu nie mam co dziś na obiad zrobić. Chyba będzie makaron z truskawkami, ale takie coś mój mężowski to chętnie ale na kolację.. a najlepiej jeszcze z grubo krojonym domowym makaronem. Gdyby ktoś tak za mnie chciał ugotować ,to bym się cieszyła. Niestety moja córka tylko od wielkiego dzwonu, delikatnie mówiąc nie przepada za pichceniem. To nie jej bajka jak to mówi, ale kiedyś będzie trzeba.
Moja babcia też nie lubiła gotować. Wolała cały dzień spędzić w polu ,niż godzinę w kuchni. A jej córka (moja mama) przeciwnie. Uwielbiała gotować. Zawsze mnie wołała do kuchni mówiąc ''chodź,patrz i ucz się,bo jak mnie braknie to będziesz umiała'' Do dziś to zdanie dźwięczy mi w głowie, jakby czuła, że przedwcześnie odejdzie z tego świata...
No nic ,trza się ruszyć i pomyśleć co by tu uwarzyć A u Was co dziś w obiadowym menu?
Goplano, każda mama chyba tak mówi. Moja też tak mówiła, a ja stroniłam zawsze od kuchni i mówiłam - mamo, ja będę miała służącą, nie będę ani gotować, ani sprzątać, paznokcie będę mieć zawsze pomalowane i będę jedynie ozdobą domu i dobrego samochodu. A teraz... tylko pomalowane paznokcie z tego zostały, bo mam odchył na tym punkcie i zawsze muszą być pomalowane /wyjątki to pobyty w szpitalu/.
Ja dziś sobie na obiad robię cukinię panierowaną /uwielbiam/, mam jeszcze żurek, a M będzie zajadał mięso czyli gulasz wieprzowy.
Makaronu z truskawkami nie znoszę, a spróbowałam go raz w życiu, byłam poczęstowana i musiałam męczyć to danie, bo nie wypadało inaczej.
Podzielam Twoje zdanie.Jak mozna jesc kompot z makaronem?Sa jednak wielbiciele owych potraw.Ja z reguly odmawiam!
Każdy ma swoje smaki ja w dzieciństwie uwielbiałam kożuch z mleka ,a mój brat wręcz nienawidził, aż go zbierało na... a np. samego mleka za chiny nie wypiłam i tak mam do dziś. Tolerowałam jedynie jako zsiadłe albo z kakao czy budyń. Dlatego wszelkie zupy mleczne jakie moja mama zawsze gotowała na śniadanie omijałam szerokim łukiem. A brat przeciwnie. Zajadał się aż miło, choć ogólnie był niejadkiem. Do dziś wspomina, że jedzenie było dla niego jak za karę
Miałam wczoraj taką niechęć i brak pomysłu ,że zrobiłam tylko frytki. Truskawki zostały w lodówce i dziś posłużą jako kompot do picia, nie do jedzenia
Swoją drogą jak robię makaron z truskawkami to jako sos truskawkowy podbity mąką ziemniaczaną z dodatkiem śmietanki ,albo coś w rodzaju koktajlu, tylko na gęsto.
Ja uwielbiam wszystkie sery - kozie, owcze, krowie.
Wczoraj mieliśmy na obiad sery (bo szybko, a późno wróciłam), solankowe owcze i kozie- z dni greckich w Lidlu. Białe, ale już twarde, przy czym ciągle będące twarogami. Jakie to dobre było.
Feta to piwinna być owcza, taka jest oryginalna. Jak nasze oscypki.
Co do mleka koziego - w zeszkym roku piłam, zakochałam się, smakowało mi bardzo.
Tyle, że organizm nie zna i nie ma enzymów do trawienia, jeżeli nigdy nie było dostarczane.
Ale mnie goniło.
Ale do głowy mi nie przyszło, że to mleko. Bo przecież zdrowe i dla alergików.
Jak po siostrzenicy zostało mi mleko bezlaktozowe, w tydzień jelita się uspokoiły.
I do dziś piję (do kawy kilka kropli) to, nie dlatego, że bez laktozy, tylko jest uht i postoi mi dłużej niż świeże.
Nawet jak kiedyś były litrowe pojemności, to ludzie piją mniej mleka i to najszybciej znika, zazwyczaj puste półki.
Co do sera owczego czy koziego jadłam, ale mi nie smakował. Być może to była jakaś podróbka. Po prostu zalatywał i tyle. A jak raz w Czechach miałam okazję jeść smażony kozi czy owczy ser, już nie pamiętam, to smakowało jak...nie powiem co Po prostu nie dało się tego jeść. Najprawdopodobniej nie trafiłam na prawdziwe dobre sery tego typu. Może kiedyś się uda bo ja lubię sery-białe, żółte ,topione, po prostu wszystkie
Mój ulubiony to owczy manchego.
Ser twardy, w typie pecorino będzie.
Kozich twardych mamy mało, choć się trafiają.
Sery ,to naturalnie moj przysmak( nie liczac tych paczkowanych)Uwielbiam te z plesnia,kozie ,owcze.A innej manki, bobu tu nie uswiadczysz.Czasami przywoze z Polski i mroze,bo tylko ja go lubie.
O ,z pleśnią też lubię. Zawsze dodaję błękitny lazur do Twojej sałatki z karczochami. Na marginesie uwielbiamy ją wszyscy w domu, jest przepyszna.
Witam środowo
Wczoraj popadało i w drodze do pracy tez musiałam otwierać parasol. Chłodno więc wskoczyłam w adidasy i bluzę z długim rękawem. Niebo szare. Za oknem jakiś spokój. Jakby wszystko spało...
W pracy też w miarę spokojnie. Pomyślałam, że jest chwila, to podzielę się z Wami paroma widokami z Krety i sama sobie powspominam
Dobrego dnia
Super urop,super zdjecia.Na dlugo zostana w pamieci( a gdzie te sery?..fotki)
Dzieki Smakosiu, czlowiek peta sie miedzy tymi polkami i dobroci nie zauwaza.Za duzo tego jest.Bedziemy odkrywac Twoich nowych znaleznisk i smakow.
Smakosiu, zdjęcia zapierają dech w piersi. Jak tam pięknie ,dzika natura wokół ,woda czysta jak kryształ. Coś wspaniałego. Mój brat z rodziną chciał wybrać się do Grecji ,ale ze względu na wysokie koszty postawili na Turcję. Wylatują 19 lipca. Jednakże powiedzieli ,że sobie nie odpuszczą i pojadą w przyszłym roku
Witam. Widoki z Krety ... piękności. Mój starszy syn leci w lipcu na Rodos, młodszy złamał rękę, więc nie wiem jak będą wyglądały jego wakacje /urlop/, ma zaplanowany w sierpniu.
U mnie wczoraj wieczorem przeszła burza z gradem, wystarczyła chwila, zrobiło się ciemno i zagrzmiało i lunęło.
Dziś na razie nieśmiałe słoneczko, ale po południu prognozują deszcz i burzę.
Jakoś niefajnie się czuję, zatem dobrego dnia.
Współczuję Twojemu synowi złamanej ręki i to jeszcze na wakacje.. oby mu się szybko i dobrze zrosła.
Życzę im tego z całych sił. Byłam już tu i tam ale jakoś Kreta najmocniej mi siedzi w serduchu - jest taka...przyjazna, smaczna i jakby swojska...? Trudno mi to wyjaśnić w kilku słowach. To jedyne miejsce do którego pojechałam drugi raz. Co prawda teraz byłam w tej mniej turystycznej części czyli wschodniej ale mi to bardziej odpowiada.
W tej Krecie coś jest ,bo znam parę osób które tam były i mówiły podobnie jak Ty Smakosiu Może i mnie się kiedyś uda? Kto wie
Warto! Jeśli chodzi Ci to po głowie, to nie odpuszczaj. Myśl intensywnie i zrealizuj jak tylko będzie możliwość.
Jutro mam wolne. Hurra.
Pakowanie do końca na spokojnie.
Za to pewnie dzisiaj zejdzie dłużej.
A w piątek koło drugiej w drogę, parzyć herbatkę do Bostonu.
Oby loty poszły sprawnie i bez problemów.
Wczoraj byłam w ptasim parku z pracą.
Eleanor nadal się boi ptaków, przeraża ją ruch skrzydeł i cwierkanie. Choć bardzo chciała karmić, to tylko wrzucanie pokarmu do wody udało się jej zrealizować.
A Gray miał radochę, włącznie z łapaniem i "zjadaniem" maleńkich papużek.
Jaki on był szybki. I jak daleko mógł sięgnąć rękoma.
Retoryczne pytanie. dlaczego te dzieci tak szbko rosna?(slodki),i my sie tak szybko starzejmy.No coz, taka kolej rzeczy.
Ekkore udanej wyprawy, super wrazen i fajnej pogody zycze.
Dobre pytanie. Pamiętam jak moje się urodziły. Patrzyłam na nie i się zastanawiałam-kiedy urośniecie...a tymczasem jedno ma 25 ,a drugie we wrześniu skończy 22.. A ja za rok półwiecze, doprawdy czemu czas tak ucieka ? Nie wiem, ale nie sposób go zatrzymać.
Oj prawda dzieci szybko rosną.
Syn dopiero co się urodził, a zaraz 28 lat mu będzie, córka ma już 25.
W wieku obu byłam mężatką, a syn miał już dwa lata.
Moje pracowe dzieci w Stanach, pierwszy ma już 8 lat, a miałam go od drugiego miesiąca życia, do 4 lat, gdy poszedł do szkoły na "pełny etat". Ale do dziś mnie pamięta i pyta za każdym razem. Córka jeszcze zostaje z chłopakami, gdy rodzice mają jakieś zajęcia po południu.
Z drugiej rodziny najmłodsza dziewczynka, która miałam od urodzenia w tym roku skończy 4 lata, więcej niż średni chłopak, gdy się wyprowadzali do innego stanu.
No i teraz Gray, dopiero co się urodził, a za kilka dni 8 miesięcy mu stuknie.
Ekkore, szczęśliwych lotów, mnóstwa wrażeń i czekamy na relację
Jakie fajne wesołe dziecko a jak go interesuje ptaszek :) Swoją drogą niebieskiego jeszcze nie miałam okazji widzieć, śliczny jest
Dobrej podróży do Bostonu ,czekamy na relację pisemno-zdjęciową
Witam czwartkowo
Słońce! Znowu zrobiło się pięknie. Kiedy wychodziłam z domu było zaledwie 14 stopni więc niestety wskoczyłam w jeansy i coś czuję, że jak będę wracała, to już nie będzie na tyłku komfortowo
Wczoraj miałam ważne spotkanie popołudniu, które trwało do wieczora a z kolei dziś przychodzi do mnie przyjaciółka więc pewnie trochę posiedzimy. Póki co każdego dnia coś i trochę już jestem zmęczona ale inaczej się nie dało. Jutro natomiast pędzę po pracy do stomatologa na plombowanie - brr! Jak trzeba, to trzeba Dobrze, że jest co leczyć
Hm...trawnik też już czeka na ogarnięcie. Pewnie w weekend. Muszę też wymyć okna i zmienić pościel czyli w planach większe pranie. No i tak to leci ten czas.
W pracy mam teraz spokojniejszy czas więc nie marudzę. Rzucę okiem za okno, bo tam błyska do mnie Odra, odbijając refleksy słońca w moją stronę. Ech, nie ma to jak lato
Dobrego dnia
Jak fajnie wypić kawę na zewnątrz, bez pośpiechu.
Byłam wczoraj na pierwszej fizykoterapii - tym razem ręki. Ponad dwie godziny trwało- najpierw wywiad i testy, potem dopiero ćwiczenia.
Dostałam zestaw rehabilitacyjny, mąż się śmieje, że nie chce wiedzieć dokąd ja chodzę- wibrator (to taki mini masażer na baterie, na opakowaniu jest jednak ta pierwsza nazwa), woreczek popcornu (przed zrobieniem, ziarna kukurydzy), gumowy wężyk oraz potrzebne są piłeczki golfowe (wczoraj próbowałam z kocimi, ale ciut za duże, nie mieszczą się).
W jednym palcu praktycznie nie mam czucia.
Gościu powiedział, że to nijak mu nie wygląda na zespół cieśni, bo nie mam żadnego innego objawu na ręce, poza tym palcem.
Czyli dobrze, że zrobią mi ten rezonans magnetyczny kompleksowo. I dobrze, że trafiłam na tą lekarkę. Uszkodzenia nerwów się nie odwróci, ale zawsze można spowolnić, może zatrzymać.
Jakie mam zadania z tym "sprzętem"
Mam masować palca przez 10 minut. Po dwóch razach mam wrażenie, że jakieś tam odczucie mi wróciło, zupełnie inaczej mi się pisze (to palec do stukania na telefonie, serdeczny).
Tyle też, że te wibracje spowodowały też odpowiedź całego ciała, czuję spazmy przechodzące przez całą prawą stronę, aż do dużego palucha u nogi. Nie jest to ból, raczej dziwne uczucie. Zobaczymy jak będzie dalej.
Kukurydza - mam zbierać po jednym ziarnku do garści, tak długo aż zaczną wypadać.
Zapisywać rezultat.
Każde ziarenko więcej to progres w dobrą stronę.
Gumowy wężyk jest do rozciągania na wyciągniętych rękach i trzymaniu w liczeniu do 10. Dosyć bolesne, ale tak ma być, jak nie boli, nie będzie działać
No i piłeczki- obracanie nimi w dłoni, starając używać się palców do obrotu, a nie grawitacji. To mi zajmowało najwięcej czasu, a on myk, myk. Do takiego tempa nigdy nie dojdę.
Alman może coś Ci się nada z tego.
Będę podpatrywać innych, może wypatrzę coś bardziej barkowego.
Bo ze swoich ćwiczeń z użyciem elastycznej szarfy teraz niewiele pamiętam- a były skuteczne bardzo.
Witam. No jak dobrze trafiłam, Ekkore, Ty to jesteś babka, wszystko robisz, opowiadasz i jeszcze myślisz o innych. Zawaliście /dobrze powiedziałam po młodzieżowemu?/. Podglądaj, bo mój bark nie jest ok, ale na razie kuruję się sama, rezultaty jakieś niby, ale marne.
Podobne ćwiczenia z taśmą robiliśmy na rehabilitacji kardiologicznej, a teraz sama czasem "miętoszę" piłeczkę, taką dziobatą nabyłam sobie u nas w sklepie gosp. dom.
A wiesz Ekkore, że zajadam te buraki w tabletkach i wit. B12, po niedzieli będę robić badanie, zobaczę jakie efekty.
U mnie niby słoneczko nieśmiało świeci, ale wiatr chłodny wieje. Prognozy się zmieniają i wcześniej zapowiadany burz po południu juz nie widać.
Nie mam dziś jakoś humoru, jestem jakaś ... sama nie wiem.
Ale Wy trzymajcie się zdrowo i wesoło.
Ekkore, pięknych wrażeń z wyjazdu. Moja jedna rodzina mieszka właśnie niedaleko Bostonu.
Jedno z ćwiczeń na kręgosłup szyjny to było wkładanie na półkę w szafce kubeczków, po sztuce i potem ich wyciąganie w ten sam sposób. Ćwiczenie musiało być sięganiem bez odrywania stóp, a nie półka na wysokości oczu.
Było też kulanie piłki po ścianie- góra do maksymalnie wyciągniętych rąk, w dół gdzieś do pasa.
Piłka taka zwykła dziecięca (lekka), rozmiaru plus minus jak do koszykówki.
Dalej - powolne ruszanie głową (nie krecenie)- góra dół i na boki, może być na zmianę lub tylko całą sekwencję- do poczucia oporu, nic na siłę.
W moim przypadku bardzo pomocny był też kołnierz ortopedyczny, napompowywany i siedzenie w tym przez 20 minut. Wraz z postępem pompowany mocniej.
Miałam też taką rolkę z ręcznika, wkładaną w długą skarpetę (taką z rolki, dostałam na rehabilitacji).
W dzień, do oglądania telewizji i komputera rolka od przodu, do spania od tyłu.
Rolka jeszcze leży w szafie. Ale nie pamiętam już jak trzeba było dobrać grubość ręcznika do swojego kręgosłupa.
Pamiętam, że nawet do samolotu to zabierałam. I że pomagało.
To nie jest to samo co rogal na szyję, bo ten jest standardowy i może zaszkodzić w niektórych przypadkach.
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Nooooo nareszcie! Czekałam, oj czekałam na ten dzień. Chcę mieć już z głowy wizytę u stomatologa i wreszcie się wyspać. W weekend mam sporo rzeczy do zrobienia ale to nic - grunt, że nie będę musiała biec rano do pracy i wstanę, jak mi podpowie mój organizm. Czyli rano Grunt, że bez pośpiechu i na luzie.
A póki co herbata z cytryną. Komu komu? Dodałam soku z czarnej porzeczki.
Dobrego dnia
Goplano, gospodyni nasza czerwcowa - dziękuję Ci za Twoją serdeczność i ciepło jakie potrafisz roztaczać w Kawiarence. Było mnie trochę mało ale atmosferę poczułam nawet wtedy, gdy wpadałam z doskoku.
Uściski!
Dziękuję Ci Smakosiu za dobre słowo ,za udział w kawiarence, opowieści z wojaży i przecudne zdjęcia
Witam w ostatni dzień czerwca
I zarazem ostatni dzień ''panowania'' w kawiarence Jutro o tej porze ,a nawet wcześniej będziemy pić kawę czy herbatę u Smosi
Dziękuję kochane za wspólny czerwiec. Było mi niezmiernie miło ,jak zaglądałyście, pisałyście co tam u Was. Żałuję tylko, że nie ma Nadii, myślałam, że w końcu uda się Jej zalogować, a tu cisza.
Tak czy inaczej ,mamy jeszcze cały dzień. Wpadajcie i piszcie co tam u Was. Co dziś na obiad robicie? ja znów mam dylemat, ale to chyba z upału. Z tego gorąca nawet jeść się nie chce, ale coś trzeba
Witam. Niestety, nawet czerwiec już mija /piszę "nawet" bo wprawdzie to nie to, co maj, ale ...lepszy rydz niż nic/.
Dziś u mnie pogoda taka właśnie czerwcowa, słoneczko świeci, na liczniku 22 st.
Jeśli chodzi o gotowanie - mam podobny problem, głowa wysycha co ugotować, a mam tylko do nakarmienia 2 osoby, z tym, że o różnych oczekiwaniach. M musi mieć zupę i mięso na drugie /no, chyba, że będą pierogi lub gołąbki/, ja natomiast, zwłaszcza latem żyłabym na samych warzywach lub coś jarskiego. Dziś zjem naleśniki z musem jabłkowym /pychota, a mus z moich papierówek z ub.r./. Mam też jeszcze jedną cukinię, jutro sobie coś z niej zrobię, może taką z patelni razem z ziemniaczkami i jajko sadzone /a'la szakszuka/.
Za to mam plan na niedzielę - zupa koperkowa, udka pieczone na młodej kapuście i do tego ziemniaki też z piekarnika.
Goplano, dziękuję za gościnę w kawiarence, czułam się tu tak po domowemu, czyli dobrze. Dziękuję też za towarzystwo wszystkim pozostałym bywalczyniom.
Łapię się na tym, że wpadłam w nałóg i każdy dzień zaczynam od marszu w kierunku laptopa, no chyba, że maszeruję gdzieś indziej z wizytą.
Trzymajcie się zdrowo.
Alman, co prawda to prawda.U nas 17° i leje,cos nam ta pogoda tego lata nie dopisala.
Goplano, nie jestem osoba wylewna, ale fajnie z Toba bylo.Pozdrawiam, moze lipiec bedzie laskawszy.
To cieszy ,że dobrze się tu czułaś. Dziękuję za wszystkie przysmaki jakie nam serwowałaś i za każdy wpis
Witam i żegnam czerwiec
kiedy to zleciało, nie wiecie przypadkiem
Ja mam takiego kręcioła, że nawet nie zauważyłam pory obiadowej, ganiam z konewkami i ratuję moje plony czyli cukinie, ogórki i pomidory.
Dzisiaj 1sza cukinkę, malusią pożarłam - Nigra, taka ciemna, zwykła ale smakowała wyjątkowo.
Goplano bardzo dziękuję za Twoją Kawiarenkę, jak zawsze ciepłą i serdeczną a przy tym bardzo smaczną i ciekawą.
Kolejny sukces za Tobą i miłe chwile za nami
Dziękuję Ci Smosieńko i do zobaczenia do jutra...u Ciebie
Ja na moment, ostatnia w wątku zapewne, mam nadzieję, że nie padnę nim skończę pisać.
To był bardzo długi dzień, pobudka o 1 w nocy, po ledwie trzech godzinach snu, z budzeniem co godzinę (ale to jakby stresowa norma, zasypiam od ręki, a przed wyjazdem przewracam się z boku na bok), bez spania w samolotach, bo ledwie godzina lotu była.
Pokój dostaliśmy od razu, także mogliśmy zostawić graty na spokojnie, dzień pełen wrażeń turystycznych i kulinarnych.
Postaram się coś tam opisać jutro.
Jest 4 po południu, już w hotelu, zaraz zęby i spać.
Goplana dzięki za gospodarzenie, za witanie nas, wszystkim za chęć pogadania przy tym co serwowane.
Jutro rano wpadam do Smosi.
Dziękuję Ekkore oraz Wszystkim jeszcze raz za te 30 dni. Kawiarenkę Czerwcową oficjalnie zamykam. Do zobaczenia u Smosi