Moja babcia, drogą różnych zawirowań, spędziła swoje dzieciństwo w okolicach Buczacza. Pochodząc, jak i jej rodzice, z południowo-wschodnich stron Polski przygotowywała mnóstwo przaśnych, tradycyjnych dań, które dla nas zawsze były przysmakiem. Odeszła z końcem lata minionego roku - mojej mamie i cioci udało się zapisać i uratować kilka przepisów. Nadal poszukuję przepisu na kruche ciastka, które piekła, jednak gołąbki z kaszy i ziemniaków już mam w swoim zbiorze. Nie jest to danie "piękne" ani nawet "malownicze". Ale jest to danie bardzo swojskie. Bardzo.
Piekarnik rozgrzać do 200 st.C. Ziemniaki obrać i zetrzeć na tarce na pulpę (można użyć specjalnej końcówki do tarcia warzyw w maszynce do mięsa). Boczek pokroić w kostkę i zesmażyć na patelni na skwarki. Zagotować w dużym garnku wrzątek, zmniejszyć mocno gaz i włożyć do wody kapustę, z której nieco wcześniej wykrajamy nożem głąb. Przykrywamy pokrywką i dajemy liściom zmięknąć" aż dadzą się zdjąć. Ściągamy kolejne liście, odkładając je sobie na bok, jeśli nei dają się ściągnąć - chwilę czekamy by znowu zmiękły i kontynuujemy. Całej kapusty nie da sie zużyć - sztywny środek możemy dogotować i zjeść z tartą bułką, jak kalafior.
Pulpę ziemniaczaną mieszamy ze kaszą (surową) i skwarkami. Solimy i pieprzymy do smaku. Duży garnek, brytwannę lub żeliwny garnek do pieczenia wykładamy liśćmi kapusty (podartymi, takimi, z których nie da się specjalnie zawinąć gołąbków). Na liście ułożone w dłoni nakładamy pulpę ziemniaczaną - będzie rzadka, więc trzeba uważać, żeby się nie wylewało. Zgrabnie zawijamy liście i układamy w garnku, zawinięciem do dołu, żeby się nie rozlazły. Gołąbków wychodzi dość sporo, układamy je warstwami aż skończy nam się pulpa. Przykrywamy wszystko pozostałymi liśćmi kapusty.
Zalewamy gołąbki wrzątkiem, do wysokości ok. 3/4. Przykrywamy i wstawiamy do piekarnika na 3 godziny (co najmniej). Moja babcia potrafiła piec to danie całą noc - zmieniała temperaturę, zwiększała, obniżała... nikt tego nie umie powtórzyć - efekt, który osiągnęłam na szczęście jest dość bliski ideałowi.
Po upieczeniu gołąbki odkrywamy i pozostawiamy w piekarniku by odparowały i doszły.
Nie jemy ich w takiej postaci - należy je najpierw ostudzić, a następnie skroić na ropzgrzaną patelnię ilość jaką chcemy zjeść i usmażyć. W trakcie smażenia będą się rozpadać, będzie się robił niezły bajzel i z pewnością będzie się wszystko wydawało bardzo "wiejskie" z tym dziwnym burym kolorze.
Za to smak jest bezkonkurencyjny.
Uwagi:
Danie naprawdę nie wygląda estetycznie ;)
Może się okazać, że przy smażeniu trzeba będzie dosolić - po upieczeniu ziemniaki, kasza i kapusta mogą wydawać się słodkawe.
Zamiast boczku można użyć słoniny - moja babcia robiła to ze słoniną
Pozostałe gołąbki można przez kilka dni trzymac w lodówce i odsmażać. Jeśli jednak nie chcemy przez te kilka dni ciągle jeść dania, można je popakować po 2-3 do woreczków i pomrozić. Potem rozmrażać i dopiero takie kroić i odsmażać na patelni.
Dla miłośników swojskiego jadła.