Zrobione, zjedzone... Bez zasalania to raz. W wersji na odwrót - czyli ser pomiędzy cukinie. mozzarella (bo robiłam z pamięci - i wydawało mi się, że tak miało być). W panierce parmezanowej, wymieszanej z odrobiną bułki tartej. Upieczone w piekarniku - aby uzyskać chrupiącą skorupkę, z obu stron pryskam olejem w sprayu.
Pycha, pycha, pycha. Co prawda zdecydowanie dłużej się panieruje niż zjada. Ale warto...
Ahaha, to prawda, trochę zabawy i ciapaniny z tym panierowaniem jest :D Ale efekt sama przyznasz niezły. Cieszę się, że poeksperymentowałaś i tak na dobrą sprawę zupełnie nowy przepis na bazie mojego Ci wyszedł . Już Twój własny. Panierka parmezanowa jest świetna - co jakiś czas też taką lubię, choćby do kotletów. Podoba mi się pomysł zapieczenia :)
Ja nie lubię panierki, najchętniej bym ją oskubała (w KFC obierałam kurczaka, gdy nie trzymała się mięsa) - dlatego staram się ją zastąpić, gdy tylko mogę parmezanem właśnie (bo jest słabo topliwy). Niestety nie da się zrobić z samego parmezanu - bo nie trzyma formy do końca (jednak jest serem i się topi), szczególnie, gdy wnętrze jest miękkie. Albo nie panierować i nie smażyć (piec w piekarniku, dusić albo grilować).
Na pewno będę wracać do tego dania...
Gdybym siedziała z Tobą przy jednym stole, ekkore, miałabym poważny problem z panowaniem nad łapkami, które chciałyby sięgać po odskubaną panierkę i podkradać ją. Bardzo lubię chrupiącą panierkę :)
A do KFC nie zaglądam :)
Ja swojego czasu i owszem (urok pracy - KFC albo Mc donald, bo co to za wycieczka szkolna bez tego). W Stanach jeszcze nie byłam, a MCD tylko na lodach.