A widziałaś kiedyś w sprzedaży bochen chleba posypany bułką tartą?
Może jednak lepiej wysmaruj formę tłuszczem i obsyp ulubionymi ziarnami (ja najbardziej lubię zwykłe płatki owsiane lub jęczmienne). To najlepszy sposób, dużo lepszy niż wykładanie formy papierem do pieczenia (który potem łatwo odkleić od chleba, ale skórka wygląda średnio apetycznie) - warunek jest tylko jeden - forma powinna być odporna na działanie kwasów.
Zające podobno jeszcze bardziel lubią korę młodych Piorosów, więc wyobraź sobie, co by się działo, gdybyś tę drugą odmianę posadziła. Na Twoim miejscu jednak też wybrałabym Ananasa - jest pyszny, choć mniej trwały. Ostatnio odkryłam też jabłka Sunrise - ich smak bardzo mi odpowiada, są niezwykle soczyste i orzeźwiające, kwaskowe i chrupiące, o miękkiej skórce - takie jak lubię :)
DorDa, byłoby bardzo niedobrze dla naszych kubków smakowych (kochających jabłeczniki nad życie!), gdyby szare renety poszły w ślad za złotymi. Boskoop to nie to samo, niestety. Jest ładniejszy, ale nic ponad to :/
bogdzia, ojojoj, życzę Ci z całego serca, żeby w przyszłym roku również pojawiły się owoce na Twojej młodziutkiej koszteli. Może się pojawią, bo jeszcze młodziutka. Później, gdy już na dobre wejdzie w okres owocowania, ta odmiana rodzi plennie co drugi rok. Będę się rozglądać za kosztelami tej jesieni, może na większych rynkach je znajdę - w końcu sadzonki tych jabłoni są dostępne dla sadowników, więc i owoce powinno dać się kupić - może jeszcze przyjdzie moda na stare odmiany - wszak babcia kosztela niemal z baroku pochodzi :)
O kasztelach powiem, że mi smutno, ponieważ prawie nie pamiętam ich smaku. Nie pamiętam też, żebym ostatnimi laty w ogóle widziała je w sprzedaży. Czasem ktoś mający nie mniej niż czterdziestkę na karku westchnię smętnie nad skrzynką pełną nowych odmian i spyta o kasztele, na co sprzedawczyni albo wzruszy ramionami, nie mając pojęcia, o co chodzi, albo powie, że będzie miała ewentualnie koksę, kaszteli to raczej nie. W ogóle chwała sprzedawcom osiedlowych zieleniaków, którzy wiedzą, jakie jabłka sprzedają (chociaż dzisiaj wyciągnęłam ze skrzynki ze Sunrise'ami parę sztuk nie wiadomo czego, ale na pewno nie Sunrise'ów :/
Lenko32 - nie wiem, czy uda mi się odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania, ponieważ na polu pieczenia chlebów na zakwasie również stawiam jeszcze dość niepewne kroki :)
Jak poznać, że zakwas umarł?
Po wymieszaniu i pozostawieniu przez kilka godzin w temperaturze nie pojawiają się pęcherzyki powietrza. Nie zaczynają się pojawiać nawet następnego dnia po dokarmieniu mieszanką wody, mąki i cukru.
Jak poznać, że zakwas się zepsuł?
Pachnie przeraźliwie lub/i na jego powierzchni utworzył się pokryty pleśnią korzuch.
Co zrobić z resztą zakwasu, skoro do pieczenia chleba wykorzystujemy tylko część?
a) Jeśli zostawiliśmy sobie świeżą porcję na zakwas z zaczynu chlebowego, zakwas można po prostu wyrzucić - w końcu to tylko nieco mąki, wody i trochę bakterii. b) można go dokarmić, naczynie opisać (jeśli jeszcze tego nie zrobiliśmy), żeby nie pomylił nam się ze świeżo odłożonym zakwasem i użyć do pieczenia kolejnego chleba. c) można wykorzystać do zrobienia żurku, ale nie mam jeszcze na tym polu żadnego doświadczenia - obiecuję poeksperymentować i podzielić się wrażeniami
Jak często należy dokarmiać zakwas?
Na to pytanie nie ma jedynej dobrej odpowiedzi. To zależy, w jakiej temperaturze zakwas jest trzymany (czym cieplej tym zakwas więcej je, jeśli za ciepło, może się popsuć) oraz ile substancji odżywczych znajdzie w mące (czym niższy typ mąki tym mniej pożywienia dla kultur bakterii w zakwasie. Trzeba zakwas obserwować i wąchać. Może się zdarzyć, że zepsujemy kilka hodowli zanim nauczymy się prawidłowo odczytywać komunikaty wysyłane nam przez zakwas :)
Czy zakwas trzymany w lodówce stanie się gorzki?
Nie powinien, zakwas odkładany z zaczynu zaleca się wykorzystywać do kolejnego pieczenia raz na tydzień, aby ulegał odświeżaniu. Można też oczywiście trzymać go w chłodnym miejscu poza lodówką, pamiętając że w cieple szybciej "wyjada" składniki odżywcze z papki mącznej i trzeba go częściej dokarmiać. Zakwas zachowuje się też niestety róznie w zależności od temperatury i wilgotności powietrza. No i nie lubi przeciągów.
Czy nie lepiej zamiast odkładać porcję na zakwas z zaczynu, odkładać po prostu porcję ciasta chlebowego?
Nie lepiej, ponieważ to nie będzie prawdziwy zakwas, tylko ciasto z dodatkiem soli, ziaren, a nierzadko drożdży spożywczych, których używamy czasem, gdy zakwas jest leniwy i chleb nie chce rosnąć według oczekiwań, albo gdy korzystamy z przepisów na pieczywo na zakwasie z dodatkiem drożdży. Poza tym, jaką masz gwarancję, że wciąż będziesz piekła chleb z jednego przepisu?
Czy po wyjęciu z formy dopiekamy bochenki w wyłączonym piekarniku?
Nie! Dopiekamy je we włączonym piekarniku - chcemy przecież, żeby zrumieniły się i stały się chrupiące boki i spód bochenka (foremka często w tym przeszkadza - jeśli jednak w foremce boki i spód ładnie się dopiekły, rezygnujemy z tego etapu)
Czy gorący chleb bez problemu wyjdzie z formy i czy wyciągając go na ciepło nie spowodujemy powstania zakalca?
Gorący chleb śmiało "wypukujemy" z foremek, powinien wypaść na deskę, czasem niechętnie, ale na pewno się uda. Zakalec nie powstanie, jeśli wyjmiemy gorący dopieczony chleb.
Kiki1101, jak najbardziej możesz wyhodować zakwas na mieszance oddzielnie zakupionych: mące żytniej i mące razowej. Wymieszałabym je w proporcjach 2:1 (żytnia do razowej), choć tak naprawdę proporcje kolosalnego znaczenia nie mają - ważna jest to, że oba rodzaje mąki są nieoczyszczone, a tym samym stanowią doskonałą pożywkę dla dzikich kultur drożdży :)
Możesz też hodować zakwas wyłącznie na mące żytniej, a nawet na mieszance mąki żytniej typ 2000 i pszennej typ około 500 - być może będzie wówcza potrzebna dodatkowa porcja cukru lub przegotowanej wody z moczenia rodzynek (zamiast zwykłej przegotowanej wody).
Klasyka, klasyka - też bardzo lubię tę wersję. I też najbardziej ze świeżym karminowym dżemem truskawkowym. Gdy dżem już nie jest taki świeży i cudny, z rzadkimi powidłami śliwkowymi :)
Mmmm, zapowiada się dobrze, ale przydałyby się dwa zdania na temat tytułu przepisu, a dokładniej określenia "pierogowy" :)
Moje Ananasy na zdjęciu w artykule są jeszcze na granicy dojrzałości, a właściwie na chwilę przed osiągnięciem dojrzałości konsumpcyjnej. Wciąż lekko zielone, twardawe i kwaskowe, nieźle sprawdzają się w ciastach, plackach i deserach, a potem, gdy ich skórka stanie się jasnożóła, a miąższ żółtobiały, mmmm - najlepiej wyjmować je ze skrzynek z przechowalni i chrupać na surowo, gdy pachną odchodzącym latem.
Oj, to się cieszę, że trafiłaś na Pirosy z "dobrego sortu" - większość jest pyszna, ale zdarza się niestety trafić na "wiórki suchotniki", kruche, mało soczyste, przetrzymane na drzewie, lub rosnące na źle prowadzonych uprawach. Niektórzy sadownicy starają się sztucznie wywołać rumień na owocach ze starych drzew (o ile dobrze pamiętam stosuje się w tym celu potas), ale zastosowanie środków chemicznych w złym momencie lub z zbyt dużej ilości niekorzystnie wpływa na smak.
Ciekawa jestem, jaka będzie przyszłość Pirusów. Od roku 2005 zanotowano w Polsce coraz więcej nasadzeń dużych obszarów sadów tą właśnie odmianą - widocznie sadownicy uznali, że będzie to opłacalne ze względu na jej stosunkowo wysokie walory smakowe, atrakcyjny kolor i sporą popularność (w końcu była to nowinka na rynku owocowym). Obecnie konkurencyjne dla krajowych Pirusów (a raczej polskich sadowników uprawiających Pirusy) są jabłka importowane zza granicy. Podobne zjawisko bumu miało miejsce w przypadku Genewy, którą w pewnym momencie wyparły Pirusy, a obecnie popularność obu tych odmian spada.
Ja pewnie dziś wyruszę na poszukiwanie kolejnej odmiany jabłek do mojego jabłoniowego katalogu :)
Zdjęcia krok po kroku bardzo przydatne - dzięki nim wiele osób uniknie np. dosypywania nadmiernej ilości mąki, jeśli będzie im się wydawało, że surowe ciasto jest zbyt luźne, zerkną na fotki i przestaną się niepokoić :)
Mmm, też je uwielbiam. Dziś piekłam placek z dynią i antonówką, która jest dla mnie sygnałem, że koniec wakacji zbliża się wielkimi krokami. Szarą renetę zaczynają powoli wypierać atrakcyjniejsze dla oka, większe czerwonawe boskopy, o złotej renecie słuch niemal zaginął. Zastanawiałam się własnie ostatnio, czy uda mi się zdobyć ją gdzieś jeszcze, żeby sfotografować do artykułu z jabłkowej serii.
Przeczytałam z wielką przyjemnością, ponieważ jestem wielką fanką tego, co domowe. Uwielbiam przygotowywać dania od podstaw, bez użycia półproduktów. Zapasy własnego przecieru pomidorowego to skarb! Rzeczywiście nie potrafię wskazać ani jednego dziecka, które nie lubi pomidorówki - długo usiłowałam sobie takie przypomnieć... i nic!
W przygotowywaniu przecieru nie lubię tylko jednego - przecierania :/ Ale warto!
Nie będę ukrywać, że pyzy są najsmacznie tuż po ugotowaniu. Można je krótko obgotować, zamrozić ułożone na tacce lub grubej folii tak, żeby się stykały, potem przesypać do woreczka i przechowywać w zamrażarniku. Ugotowane we wrzątku powinny być całkiem niezłe i niewiele różnić się smakiem od świeżych.
Na pewno nie wolno ich podgrzewać w mikrofali, która niekorzystnie wysusza kluski. Stają się jakby kruche, twardawe, przesuszone i niesmaczne.